farolwebad1

A+ A A-

Droga do Damaszku (II)

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Franciszek, tj. kilka słów o jego wizycie w domu diabła oraz kilka uwag o wizycie Xi w Babilonie

I podniósł jeden potężny anioł kamień, duży jak kamień młyński,
i wrzucił go do morza, mówiąc:
Tak jednym rzutem zostanie strącone wielkie miasto Babilon,
i już go nie będzie.
Apokalipsa wg św. Jana

Wielu wolnych Polaków sądzi, że znajdą odpowiedź na większość trapiących ich kwestii polityczno-socjologiczno-cywilizacyjnych dzięki prostemu odnalezieniu właściwych recept na odwrócenie upadku Polski, chodząc na spotkania, szukając prawd po necie, sądząc, że znajdzie się ktoś, kto powie im, jak samodzielnie robić tynkturę, "działającą esencję" zmieniającą podłą jakość ontologiczną narodu i ich kraju, że odkryją gdzieś jakiś zaczyn tego, co – jak za pomocą czarodziejskiej różdżki – dokona bezwysiłkowej transmutacji ich politycznego istnienia naznaczonego grozą i smutkiem w egzystencję pełną roztropności, sprawiedliwości, wstrzemięźliwości i męstwa. W rzeczywistości parają się jakąś naiwną magią polityczną, jakąś tęsknotą do posiadania pierścienia władzy, łudząc się, że to wystarczy. Są podobni do heretyckiego szwedzko-niemieckiego generała Pawła Würtza, gubernatora Krakowa z poręki Karola X Gustawa, który podczas oblężenia tego miasta przez Polaków w 1657 roku w akcie rozpaczy spoglądał posępnie wieczorami w mroczne zwierciadło, szukając tam podpowiedzi na temat przyszłości. Biegną oni do przodu pozornie tylko, w istocie cofając się i zapominając o korzeniach. Są tacy, którzy o Źródle pamiętają i są mu wierni, nie potrafią jednak przekroczyć granic swojej hermetycznej oazy i skazują się na trwanie w niebycie, w zawieszeniu, szlachetnym wykluczeniu i z braku rozeznania pierwsi skazani są na zagładę, ponieważ biorą grożących ich istnieniu wrogów za przyjaciół, podobnie jak przedwojenne elity polskie, o których Zygmunt Jerzy Gąsiorowski pisał: "Przywódcy polscy czuli się dumni, że są realistami, a poili się iluzjami".


Pius XII w encyklice w trzechsetną rocznicę chwalebnego męczeństwa św. Andrzeja Boboli: "Invicti Athletae Christi" kierował 16 maja 1957 roku do Polaków te słowa: "Postępujcie nadal mężnie, ale z tą odwagą chrześcijańską, która idzie w parze z roztropnością i z tą mądrością, która umie bystro patrzeć i przewidywać. Wiarę katolicką i jedność zachowujcie. Wiara niech będzie »przepasaniem biódr waszych«; niech ona głoszona będzie po całym świecie, niech wam będzie tym »zmartwychwstaniem, które zwycięża świat«. A uczynicie to wszystko, patrząc na Jezusa (…) Tak postępując i to osiągniecie, żeby wszyscy święci, osobliwie ci, co z waszego rodu wyszli, z tego i wiekuistego szczęścia, jakim się obecnie cieszą, wraz z Królową Polski, Bożą Rodzicielką Maryją, na was i na ukochaną Ojczyznę waszą łaskawie spoglądali, by opiekować się nią i jej bronić".

Zachowując tę perspektywę, łatwiej nam oceniać czyny i słowa innych. Jest ona co prawda doskonałą pozycją wyjściową dla naszych czynów i słów, ale tylko pozycją wyjściową. Początkiem, nie końcem.

I tak wizyta Franciszka w Stanach Zjednoczonych po raz kolejny potwierdziła, że człowiek ten stanowi zagrożenie dla jedności Kościoła katolickiego. Wg mnie, jego rola w odnowie naszej wspólnoty jest pomimo wszystko jednak szczególna. On – bezwiednie i niezgodnie z intencjami – swoimi słowami i czynami doprowadzi do podziału w łonie Kościoła, ponieważ jego kłanianie się możnym tego świata, nieortodoksyjność oraz pogubienie bazujące nie tyle może na silnych brakach intelektualnych, ale na naiwności i wartościach wyznawanych przez południowoamerykańskie środowisko umysłowe zdegenerowane przez naiwne oglądy nt. lewackich idei, z którego się wywodzi Bergoglio, rozpocznie proces realnej odnowy naszej wspólnoty, która być może ponownie zejdzie do katakumb i pośród nowych prawdziwych świętych, którzy dawać będą swoim życiem i posłaniem wiarę, nadzieję i miłość, pozwolą nam przetrwać do czasu, kiedy może otrzymamy pomoc od tych, którzy wyprowadzą nas z tych podziemi, np. od naszych braci z Afryki. Tam bowiem rośnie Kościół dynamicznie i stamtąd może przyjdą Ci, którzy poprostują nam drogi nasze. Tak. Franciszek bezwiednie i niezgodnie z intencjami tych, którzy uplasowali go na Tronie Piotrowym, paradoksalnie dokona nowego otwarcia, ale nie popadajmy w tanie prorokowanie, ponieważ

(…) Nasze bowiem słowa są ułomne
I nie dosyć są wielkie, i za mało skromne,
Nie dość żeśmy cierpieli, za mało walczyli,
Byśmy mogli cośkolwiek powiedzieć w tej chwili.

Bezsprzecznie Franciszek – w zamierzeniu zepsutego establishmentu watykańskiego – to "konstruktywna" wersja "Nowego Otwarcia". Ten establishment rojący sobie, że przechytrzy zepsuty świat i powstrzyma jego pogrążanie w nihilizmie dzięki miękkiemu współgraniu z Molochem poprzez postawienie na czele Kościoła religijnej wersji Obamy, mającej ocieplać wizerunek Kościoła i samej wiary, nie pojmuje, że sam pełen jest pychy i zepsucia i zapomina w swoim planowaniu o słowach św. Piotra – "Skoro to wszystko ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyśpieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i nowej ziemi, w których będzie mieszkała sprawiedliwość" (2 P 3,11-13).

Purpuratom watykańskim wydaje się, że wchodząc w układy z tytanami, uda się im uniknąć pazurów ryczącego lwa. Naiwniacy. Stając się "konstruktywną opozycją", nie mogą liczyć na nic więcej, niźli na zwasalizowanie i finalnie – zniesienie ze szczętem.

Bergoglio w sposób skandalicznie płaski i mało wysublimowany wkracza w polityczność, działając na szkodę Kościoła, osłabiając jego pozycję, doprowadzając do zamętu wśród wiernych. Jego wizyta u wielkiego szatana stanie się chyba symbolem tego nieszczęsnego pontyfikatu, symbolem słabości i pogubienia, symbolem oportunizmu i dekonstrukcji. Jakże żałośnie smutno wyglądało powitanie Franciszka na lotnisku przez rodzinę Obamów. Te zabawne stworki witały się z nim, jakby witały się z jakimś Bono. Choć po prawdzie nie są odlegli w sposobie postrzegania Bergoglio. On jest takim Bono w wersji religijnej. Dla tych zachodnich biedaków pogrążonych w ciągłym melanżu, w bełkocie znaczeniowym, tkwiących w studni otchłani, dla których "ten pan w białym stroju" jest tylko kolejnym celebrytą, jakimś takim laickim świętym, czymś na kształt Mahatmy Gandhiego lub Martina Luthera Kinga tudzież Michaela Jacksona. Bergoglio niestety akceptuje i "wchodzi" w tę figurę znaczeniową sprokurowaną dla niego i przez watykańskich macherów z zaplecza, i przez samych masonów w sposób miękki. On jest odpowiedzią watykańskich elit na zapotrzebowanie barachła zachodniego, jałowych westerneńczyków, jest ukłonem w ich stronę, ale ten ukłon zmienia się w czołobitną trwałą postawę. Bergoglio to młot na nas. Rok po rozpoczęciu pontyfikatu przez Franciszka nasi przyjaciele, na których zawsze można liczyć, czyli amerykańska wersja "Gazety Wyborczej, tj. "New York Times", opublikowali wyniki badań Pew Research Center – zatytułowanych, a jakże, "Jak Franciszek zmienia postawy amerykańskich katolików". I tak, wg badań: 6 na 10 amerykańskich katolików oczekuje zmiany stanowiska Kościoła wobec kontroli urodzeń do 2050.

Połowa spośród nich uważa, że księża powinni mieć możliwość ożenku.

Czterech na dziesięciu – że kobiety mogłyby być księżmi. 2/3 badanych sądzi, że do 2050 Kościół mógłby uznawać małżeństwa tej samej płci.

70 milionów katolików USA poddawanych o wiele bardziej złożonej, wysublimowanej i perfidnej opresji propagandowej, niż tej stosowanej w Sowietach, w tej ankiecie podsumowało stan swojej świadomości i poziom ortodoksyjności. Nie dziwi zatem to, że Upadek przyjmuje Franciszka jak swego. Tego człowieka Moloch używa do okładania katolików i utrwalania destrukcyjnych zmian w ich wierze. Jakież to perwersyjnie i żałośnie proste…

Bergoglio w dziwny sposób akomoduje politykę Watykanu do polityki amerykańskiej. Najpierw dał się wykorzystać jako podkładka i wsparcie moralne w akcji zbliżenia jankesko-kubańskiego, angażując do tego dyplomację watykańską i nie zdając chyba sobie do końca sprawy, że został użyty instrumentalnie przez Waszyngton, dla którego wciągnięcie Kuby w swoją strefę wpływów zabezpiecza interesy imperium w bliskiej zagranicy i w zachodniej hemisferze poprzez immunizowanie Hawany na ewentualne objęcie jej protektoratem chińskim lub rosyjskim, co mogłoby skutkować tym, że mocarstwa te w perspektywie zbliżającego się zwarcia mogłyby ponownie, jak w latach 60., wykorzystywać tę wyspę, jako czynnik destabilizujący bliskie otoczenie Ameryki, podobnie jak zrobiły to Stany Zjednoczone wobec Moskwy w Krainie U. Tak. Przed nadchodzącą wojną trzeba koniecznie wyjaśnić wszelkie wątpliwości na swoim podwórku i Watykan wybitnie w tym zbliżeniu Ameryce pomógł.

Ale przede wszystkim Franciszek na ideologicznym froncie – co jest niezmiernie smutne – staje ramię w ramię z postliberalną wersją współczesnego Związku Sowieckiego, żyrując stosowanie przez niego na globalnej scenie aksjologicznej i politycznej narzędzi opresji, m.in. takich jak Climate Change, który w powszechnie akceptowanym bełkocie nazywany jest i przez Obamę, i przez Xi, i nawet przez Putina critical issue to the world. I głowa Kościoła w ten postnowoczesny bełkot wchodzi i daje do tego swoją twarz, co natychmiast zostało wykorzystane przez Waszyngton w warstwie politycznej, bo Obama, czy Kerry, cytując jego stanowisko i słowa, skwapliwie używają argumentu w postaci stanowiska Franciszka zdefiniowanego w kongresie nt. zmian klimatycznych na spotkaniach dyplomatycznych z innymi państwami.

Wystąpienie Bergoglio w Kongresie było wielkim nieszczęściem nie dlatego, że w warstwie formalnej podobne było do jakichś wystąpień w atmosferze skeczów z Monthy Pythona, ale dlatego, że Bergoglio w ogóle zgodził się na przemówienie w centrali masońskiego państwa, w domu diabła, w laickiej świątyni, w samym centrum Babilonu. On przyszedł oddać pokłon nierządnicy. On głośno podczas tego nieszczęśliwego speechu w masońskiej świątyni wyartykułował prośbę, niczym Sikorski w Berlinie, skierowaną do tytanów, czyli establishmentu amerykańskiego, aby ten wziął sprawy w swoje ręce i expressis verbis prosił ich o działanie na rzecz lepszego świata.

Uznał tym samym wyższość i nadrzędność imperium nad tym, co zostało mu powierzone pod pasterską opiekę. Od razu zostało to podchwycone przez tych, którzy oczekiwali takiego komunikatu i którzy na łamach "New York Timesa" za pośrednictwem pióra jednego z redaktorów łaskawie przyjęli ten hołd złożony im publicznie i w ich pałacu: "Pope Francis, the spiritual leader of 1,2 billion Catholics, challenged Congress and by extension THE MIGHTEST NATION IN THE WORLD (podkreślenie moje) on Thursday to break out of its cycle of paralysis and use its power to heal the »open wounds« of planet torn by hatred, greed, poverty and pollution".

Ten pontyfikat, niestety, jest pełen picu. Głowa Kościoła myśli, że tanimi sztuczkami – jak jeżdżenie małym fiatem lub pisanie farmazonów na fejsie – kupi sympatię tłumów i za pomocą tanich i płytkich gestów, które naprawdę mają niewiele wspólnego z czystością i naturalnością franciszkańską, uda mu się odnowić duchowo Kościół. Nie. To, co robi i czyni, udowadnia nam, jak bardzo źle jest w Watykanie i w tym kontekście zrozumiałe jest odejście Benedykta XVI, który, zdaje się, nie miał sił walczyć z kunktatorskim otoczeniem (zmuszono go?). Nigdy bym wcześniej nie pomyślał, ile prawdy jest w hasłach formułowanych w kierunku państwa watykańskiego przez heretyków amerykańskich zarzucających Watykanowi głębokie zagenturalizowanie masońskie i kłanianie się wielkim tego świata…

***

Chińczycy nie osiągnęli nic podczas wizyty prezydenta Xi w Stanach Zjednoczonych. Przyjechali z ofertą dogadania się taktycznego z Waszyngtonem, aby zyskać więcej na czasie. Rozumieją oni bowiem, że Ameryka coraz bardziej skłania się ku uderzeniu na Królestwo Środka i czas ten jest bliski, przez co zawęża się pole manewru Chin. Powoli sytuacja zmierza ku temu, że Chińczycy zostaną postawieni przez Amerykanów pod ścianą jak Japończycy na przełomie lat 30. i 40., stąd Xi, uciekając do przodu, przyleciał z ofertą "nowego modelu relacji głównych krajów" (major countries relations), które miałyby być oparte na pokoju, szacunku i współpracy, i stałym wzroście gospodarczym, a w istocie chodziłoby o równorzędne podzielenie się strefami wpływów, o klasyczny duopol. Ale w Waszyngtonie nikt nie chciał słuchać starej, cwanej i zwodniczej chińskiej śpiewki o tym, że na kooperacji z nimi można zarobić i osiągać obopólne korzyści.

Chinom zajęło zaledwie pół wieku wejście do pierwszej ligi i zagrożenie wiodącej pozycji Ameryki i w Waszyngtonie mają już dość tej prosperity. Nikt tam nie chciał potakiwać, kiedy Xi: stwierdzał, że "nie ma innego wyboru dla dwóch stron jak współpraca typu win-win". Żadnego win-win nie będzie. Nic z tych rzeczy.
Pentagon i Chiny szykują się do wojny. Obie strony wiedzą, że to je czeka, zatem najistotniejszą de facto kwestią podniesioną przez Xi podczas jego wystąpień publicznych w USA był key message do Amerykanów, aby na tym etapie obie strony nie popełniły błędu miscalculation and misunderstanding, co już obecnie w sytuacji dużego napięcia może skończyć się tragedią z powodu nieoczekiwanego i nieadekwatnego do intencji i do sytuacji wybuchu wojny. Po prawdzie obie strony boją się właśnie niepotrzebnego, bo zbyt wczesnego wybuchu konfliktu zbrojnego. Innymi słowy, Xi w istocie mówił do waszyngtońskich decydentów: "OK, jak i wy, wiemy, że będziemy się bić, ale jeśli już to nastąpi, to niechaj się to stanie z jakiegoś istotnego, poważnego powodu. Do tego momentu możemy współpracować na wielu poziomach ze sobą, a nuż się uda i wspólnie doczekamy chwili i tak się ułożymy, że jednak wojna nie będzie potrzebna"10. Jednak Waszyngton wie, że jest to dezinformacyjna gra chińska. Pekin potrzebuje po prostu jeszcze trochę czasu, tak aby w nieodległej przyszłości Xi, za Stalinem, mógł użyć jego słów z 3 lipca 1941 roku: "Co wygraliśmy, zawierając z Niemcami pakt o nieagresji? Zapewniliśmy naszemu krajowi półtora roku pokoju i możliwość przygotowania swych sił do stawienia oporu na wypadek, gdyby faszystowskie Niemcy zaryzykowały wbrew paktowi napaść na nasz kraj. Jest to wyraźny zysk dla nas i strata dla faszystowskich Niemiec". Waszyngton nie chce popełnić błędu Hitlera i pomimo pięknie brzmiących deklaracji o ogromnej wadze wzajemnych relacji, dąży do zwarcia. Amerykanie chcą uderzyć wczesną wiosną 1941 roku, a nie – latem. Bezsprzecznie status quo relacji jankesko-chińskich można obecnie nazwać "zbrojnym pokojem". Słowa Obamy, które w głębokiej ciszy i napięciu wybrzmiały w sali Zgromadzenia Ogólnego ONZ trzy dni po spotkaniu z Xi11, zrozumiano właściwie w Pekinie i w Moskwie: "Nigdy nie zawaham się użyć wojsk w obronie swojego kraju czy sojuszników unilateralnie i wtedy, kiedy będzie to konieczne". Chińskie przysłowie mówi, że okazja puka do drzwi tylko raz. Tą okazją – w optyce Królestwa Środka – była propozycja chińska. W Białym Domu nikomu nawet nie przyszło na myśl, aby otworzyć jej drzwi i wpuścić ją za próg.

Powiśle, 6 października 2015 r.

PRZYPISY

8. Tak, w polityczność wkraczali zawsze także poprzedni papieże, bo taka jest m.in. rola Kościoła, który nie może i nie powinien uchylać się od zabierania głosu w sprawach bieżących, publicznych, czego m.in. dobrym przykładem twardej jego postawy były czasy nazistowskich Niemiec, kiedy to właśnie Kościół katolicki był jedyną ostoją oporu i którego hierarchia , zwłaszcza ta niemiecka, nie bała się zabierania głosu przeciw neopogańskiej, satanistycznej quasi-religii, jaką był socjalizm narodowy. Nikt i żadna instytucja nie miała odwagi opierać się tak zdecydowanie Hitlerowi w Niemczech lat 30. i 40., jak Kościół katolicki, i to właśnie Kościół katolicki był jednym z głównych znienawidzonych przez elitę niemieckich neopogan konkurentów dla ich parareligijnego systemu i był pierwszy na liście do całkowitej likwidacji po wygranej przez Niemców wojnie, ponosząc przy tym ogromne straty personalne i będąc jednym z głównych celów opresji dokonywanej na nim przez pacynki księcia tego świata. Heretyckie Kościoły w Niemczech weszły we współpracę z demonami ziemskimi i część ich przedstawicieli współtworzyła m.in. państwowy Niemiecki Kościół Narodowy, a zdecydowana większość przedstawicieli – z nielicznymi wyjątkami – Kościołów heretyckich milczała wobec zła lub popierała władzę socjalistów. Pomimo faktów, niektóre kłamliwe psy potrafią pisać i dziś o rzekomej współpracy Piusa XII z niemieckimi nazistami. W sferze politycznej Bergoglio działa w sposób niepokojąco co najmniej nieporadny i naiwny, czyniąc strategiczne szkody dla Wspólnoty, której jest wikariuszem Bożym, a z racji tego, że jest tym, kim jest, nie sposób rozdzielić polityki od religii. Ten człowiek wpisuje się w krajobraz kreowany przez masonerię i zajmuje pozycję zarezerwowaną dla niego przez wielkich macherów z zaplecza, pozycję "białego misia", który używa nawet ich nowomowy (wpis Franciszka na Twitterze skierowany do Obamy: "Mr. President I find it encouraging that you are introducing an initiative for reducing air pollutiuon. Climate change is a problem that can no longer be left to a future generation") i daje kryszę moralno-religijną dla ich posunięć i działań, stając się "użytecznym autorytetem" potrzebnym do okładania adwersarzy – przede wszystkim opornych katoli.

9. Stanowisko Franciszka w kwestii Climate Change zostało m.in. użyte jako argument w przemówieniu Kerry'ego podczas lunchu z prezydentem Xi w siedzibie Departamentu Stanu 25 września 2015 r., czyli dzień po wystąpieniu Franciszka przed połączonymi izbami Kongresu. Obama, jak i dyplomacja amerykańska wiele razy podpierała się wsparciem Watykanu w promocji swojego wielkiego wieloznaczeniowego projektu opresyjnego pt. "Lepsza, czystsza przyszłość", "Clean Planet, Better World", który jest nie tylko jednym z narzędzi potrzebnych do budowy dominacji amerykańskiej, to jeszcze pół biedy, ale przede wszystkim jest nową świecką religią, czymś na kształt socjalizmu narodowego lub komunizmu. I zrozumiałe jest, że zadeklarowanie "zrozumienia" i poparcie wyrażone przez Franciszka dla tej neopogańskiej koncepcji nosi po prostu znamiona apostazji. Nie bójmy się bluźnierstwa nazywać bluźnierstwem tylko dlatego, że czyni to głowa naszego Kościoła.

10. Xi podczas przemówienia przed Białym Domem czy w siedzibie Departamentu Stanu 25 września 2015 r. wygłaszał stałe frazy z chińskiego zasobu propagandowego: "Współpraca to zysk, konflikt to strata". Najważniejszym komunikatem do elit w Pentagonie wygłoszonym podczas tej w istocie pokazującej siłę i potęgę Chin wizyty (Xi nie przyjechał o nic błagać, on przyjechał złożyć dyskursywną propozycję, którą Ameryka podchwyci albo nie, dziś już wiemy, że się na to nie zdecydowała) był niniejszy przekaz: "Najważniejsze dziś pytanie brzmi tak: jak Chiny – największy rozwijający się kraj – mogą współpracować z USA – największym krajem rozwiniętym. Odpowiedź na te pytania związana jest z dokonaniem odpowiednich wyborów i znalezieniem odpowiedzi na dwie kwestie o fundamentalnym znaczeniu. Pierwsza to: Chiny i Stany Zjednoczone muszą zwiększyć strategiczne wzajemne zaufanie do siebie tak, by uniknąć wejścia w pułapkę niepotrzebnego konfliktu i by poprawnie odczytywać zamiary i plany strategiczne drugiej strony, aby uniknąć niezrozumienia i przeszacowania intencji adwersarza. Druga kwestia to: współpraca ma służyć obu narodom, co będzie wpływać korzystnie na porządek międzynarodowy. Współpraca na poziomie militarnym, biznesowym, prawnym, kulturalnym uczyni lepszym życie obu narodów i zbliży je do siebie (…) dzięki czemu oba kraje mogą lepiej współtworzyć światową stabilizację i bezpieczeństwo. (…) Różnice nie muszą być źródłem napięć i konfliktów. (…) Wzajemny szacunek pozwoli wznieść się ponad różnice i pomoże rozwiązać wiele problemów tego świata".

11. Te zgromadzenia, jak i cała instytucja ONZ to parszywy teatr. Kondycja tej fasadowej organizacji jest podobna do kondycji Ligi Narodów z końca lat 30. Wszyscy podtrzymują przy życiu w stanie śmierci klinicznej tego w istocie trupa, ponieważ jego zgon oznaczałby stypę zamieniającą się momentalnie w gangsterski krwawy melanż, a z braku lepszego pomysłu, wielkie mocarstwa przynajmniej za pomocą tej operetki posiadają użyteczne narzędzie do łudzenia wszystkich innych tym, że mają oni wspólny podmiot, który w przynajmniej jakimś minimalnym stopniu zabezpiecza ich interesy i miejsce, w którym wygłaszać można swoje stanowisko. W tym kontekście rację miał Beck, który uważał wszelkie układy zbiorowe za narzędzia służące najmocniejszym stronom do ingerowania w suwerenność wewnętrzną słabszych graczy. ONZ ulegnie gwałtownej dekonstrukcji w chwili tworzenia nowej architektury bezpieczeństwa światowego i zostanie zastąpiony czymś nowym tuż po zakończeniu nadchodzącej wojny światowej. Potrzebny będzie nowy teatr na nowe otwarcie, jeśli oczywiście pozwoli na to planetarny hegemon.


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.