Antoni Słonimski wspomina, jak to przed wojną, w koszmarnych czasach sanacji, raz do roku urządzane były publiczne przesłuchania idiotów z warszawskich przytułków. Personel przytułku wystawiał do tych dorocznych popisów prymusa, a inspektor łagodnym głosem zachęcał go: no, powiedz co! – na co tamten odpowiadał: "gbdu!". Kiedy rok później odbywał się kolejny popis, prymus zachęcony przez inspektora mówił: Gbdu! Gbdu! – Ooo, ładnie, duże postępy! – cieszył się inspektor.
Poniedziałkowe popisy pani premierzycy Ewy Kopacz i pretendującej do stanowiska premierzycy pani Beaty Szydło były nieporównanie bardziej skomplikowane i rozbudowane, ale przecież i w tym przypadku można było dopatrzyć się pewnego podobieństwa do popisów przedwojennych. Chodzi o to, że bez względu na to, jakie pytanie odczytaliby funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu, obydwie panie odpowiadały podobnie, to znaczy – recytowały monologi, jakich wyuczyli je treserzy.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!