"Zdrada panowie, ale stójcie cicho!" – tak można by słowami poety skomentować postępek pani Teresy Piotrowskiej, ministrzycy spraw wewnętrznych w rządzie premierzycy Ewy Kopacz, popularnie zwanej "Koparą".
Otóż ministrzyca Piotrowska pojechała na konferencję poświęconą uchodźcom, a ściślej – temu ilu uchodźców będzie musiał przyjąć u siebie każdy kraj Rze..., to znaczy pardon, jakiej tam znowu "Rzeszy"; nie żadnej "Rzeszy" – bo przecież żadnej Rzeszy "nie ma", podobnie jak "nie ma" w Polsce Wojskowych Służb Informacyjnych, a na świecie – izraelskiej broni jądrowej – więc chodzi oczywiście o konferencję poświęconą temu, ilu uchodźców będzie musiał przyjąć u siebie każdy kraj członkowski Unii Europejskiej. Tak bowiem postanowiła Nasza Złota Pani, a wiadomo, że postanowienia Naszej Złotej Pani są rozkazem, no może nie dla wszystkich, ale na pewno dla Umiłowanych Przywódców naszego nieszczęśliwego kraju.
Mogliśmy się o tym przekonać ponad wszelką wątpliwość, bo o ile przedtem i pani premierzyca, i pani ministrzyca snuły sobie marzenia dziewcząt o tym, jak to postawią się Naszej Złotej Pani i pokażą, że "nie będzie Niemiec pluł nam w twarz", to później, kiedy Nasza Złota Pani tupnęła nóżką, pani ministrzyca Piotrowska w try miga przypomniała sobie, skąd wyrastają jej nogi, i przyznała się do wszystkiego, niczym grecki premier Cipras na 17-godzinnym konwejerze. Jak pamiętamy, kiedy Nasza Złota Pani z francuskim filutem Hollande'em zaaplikowała premierowi Ciprasowi konwejer, podczas gdy faworyt Naszej Złotej Donald Tusk stał na świecy, pilnując, żeby nikt nie wszedł do izby tortur, premier Cipras puścił farbę na całej linii i nie tylko przyznał się do wszystkiego, ale w dodatku tak nastraszył grecki parlament, że ten całkowicie zapomniał o niedawnym referendum i z podkulonym ogonem podpisał wszystko, co podsunęli mu zagniewani plutokraci. Ale – żeby już zakończyć ten wątek – Syriza właśnie znowu wygrała wybory parlamentarne i tylko patrzeć, jak Cipras znowu zostanie premierem.
Przewidział to jeszcze w XVII wieku francuski aforysta Franciszek ks. de La Rochefoucauld, zauważając, że tylko dlatego Pan Bóg nie zesłał na ziemię drugiego potopu, bo przekonał się o bezskuteczności pierwszego.
Podobna sytuacja miała miejsce w Chicago – o czym wspomina Melchior Wańkowicz w swoich reportażach z Ameryki. Na stanowisko burmistrza kandydował tam polityk startujący pod hasłem: "Zło wytępię!" – no i oczywiście został wybrany. I dopiero wtedy rozpętała się korupcja i łajdactwa, jakich nawet przedtem świat nie widział. W rezultacie burmistrz powędrował do kryminału, ale pod odsiedzeniu kary znowu stanął do wyborów – oczywiście pod hasłem: "Zło wytępię!" – i – ma się rozumieć – został wybrany. Coś podobnego szykuje się również w naszym nieszczęśliwym kraju, w którym scena polityczna została przez architektów okrągłego stołu tak starannie zabetonowana, że obywatele mogą wybierać właściwie już tylko pomiędzy kandydatami stającymi do wyborów pod hasłem: "Zło wytępię!".
Wracając jednak do pani ministrzycy Teresy Piotrowskiej, która w mgnieniu oka przypomniała sobie, skąd wyrastają jej nogi – to porzuciła ona wszelkie ustalenia w ramach "grupy wyszehradzkiej" i podpisała zgodę na kontyngent uchodźców wyznaczony przez Naszą Złotą Panią. Pozostałe kraje "grupy wyszehradzkiej" nie ukrywały na ten widok swojej irytacji, więc na przyszłość pewnie nie będą poważnie traktowały żadnej polskiej deklaracji – bo jakże tu traktować serio jakieś polskie deklaracje, kiedy przecież wiadomo, że rząd w Warszawie zrobi to, co mu każą bezpieczniaccy okupanci, reprezentujący albo Stronnictwo Ruskie, albo Stronnictwo Pruskie, albo Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, no a każde z tych stronnictw zrobi to, co rozkaże mu odpowiedni ambasador. A akurat we wszystkich mediach ukazały się informacje o przybyciu do naszego nieszczęśliwego kraju nowego amerykańskiego ambasadora Paula Jonesa, który pewnie jeszcze usprawni zarządzanie starymi kiejkutami, które na wyżyny wywindował poprzedni ambasador Mull.
Nawiasem mówiąc, właśnie Amerykanie odmówili udzielenia Polsce pomocy prawnej w sprawie tajnych więzień CIA w naszym bantustanie, więc w tej sytuacji niezależna prokuratura nie będzie miała innego wyjścia, jak energiczne śledztwo umorzyć. Wyobrażam sobie, ileż radości dostarczy to Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Leszkowi Millerowi, no i oczywiście – starym kiejkutom, które już będą wiedziały, czego się trzymać, i za drobny napiwek zrobią w podskokach wszystko, czego od nich zażądają nasi sojusznicy.
A skoro już o naszych sojusznikach się zgadało, to nie od rzeczy będzie zwrócić uwagę, że bliski jest czas, a owszem – może nawet już nadszedł – gdy sojusznikiem naszych sojuszników zostanie zimy ruski czekista Putin, który w ramach sprzątania po amerykańskim prezydencie Obamie właśnie rozpoczął wojnę przeciwko Państwu Islamskiemu w Syrii. W tym celu wesprze tamtejszego tyrana, którego pragnął obalić prezydent Obama, bo z dwojga złego, lepszy już znany tyran, niż nieznana tyrania Kalifatu. Co z tego będzie miał zimy czekista – tego nie wiemy, chociaż nie można wykluczyć, że niezależnie od tego, co sobie załatwi z tyranem w Syrii, może dostać od Waszyngtonu jakieś koncesje na Ukrainie. Wskazywałby na taką możliwość nie tylko rozpaczliwy apel starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa, by "świat", a zwłaszcza "Europa", poświęciły się "ratowaniu Ukrainy", jak i wizyta koordynacyjna izraelskiego premiera Beniamina Netanjahu w Moskwie. Stary grandziarz musiał przestraszyć się perspektywy utracenia większości, a może nawet wszystkich ukraińskich alimentów i dlatego tak nagle zaskomlał, ale izraelski premier, pokazując prezydentowi Obamie, że podobnie jak w Polsce PSL, to on też ma stuprocentową zdolność koalicyjną, pewnie załatwi z zimnym ruskim czekistą, żeby wszystkiego staremu żydowskiemu grandziarzowi nie zabierał. Jeśli tak będzie rzeczywiście, to tylko patrzeć, jak nie tylko pan red. Michnik znowu zacznie dostrzegać w zimnym ruskim czekiście rozmaite zalety, ale swe dotychczas nieubłagane stanowisko zmienią również stręczyciele "judeochrześcijaństwa" z poświęconego portalu "Fronda", ostatnio specjalizujący się w tropieniu agentów Putina i agentów Szatana, co w końcu na jedno wychodzi – oczywiście na konkretnym etapie, bo na nadchodzącym etapie trzeba będzie ćwierkać już z całkiem innego klucza.
Tym bardziej, że – jak zapewnił nas pan minister spraw zagranicznych Schetino – żaden następny rząd, jaki wyłoni się z chaosu po 25 października, kiedy to w naszym nieszczęśliwym kraju odbędą się wybory parlamentarne – nie będzie mógł już niczego zmienić w sprawie ustalonego kontyngentu uchodźców. To również pokazuje, że kontynuacja przeważa u nas nad zmianami, które dokonywane są wszak po to, by wszystko pozostało po staremu.
Stanisław Michalkiewicz
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!