Wyruszyliśmy po kontroli granicznej z Białorusi i już widać różnice między krajami. Drogi ukraińskie są w fatalnym stanie i często autobus musiał nawet zjeżdżać na przeciwny pas, by wyminąć sporą jamę. Autobus był godzinę opóźniony w Czernichowcach, pierwszym mieście na Ukrainie. Na dworcu przy drzwiach autobusu czekało dwoje ludzi, którzy proponowali nam wymianę pieniędzy. Dostawaliśmy po 21 hrywien za dolara, czyli 70 proc. więcej niż rok temu, ale potem dowiedziałem się, że w tym czasie hrywna skakała nawet do 50 za dolara.
W Czernichowcach siadła obok mnie emerytowana bibliotekarka, która jechała dalej tym autobusem do Nikołajewa, już tylko 30 km od Morza Czarnego, gdzie mieszka jej matka. Ma męża, dwóch dorosłych synów i daczę, gdzie spędza większość czasu latem. Choć jest Ukrainką, w domu mówi po rosyjsku i nie lubi tych z zachodniej Ukrainy, co chcą na chama promować język ukraiński.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!