Kiedy w 1990 roku zostałem zarejestrowany jako kandydat na prezydenta, postanowiłem nawiązać kontakty z tzw. antysystemową opozycją. Między innymi w kawiarni "Ambasador" w Warszawie spotkałem się z 10-osobowym aktywem Unii Polityki Realnej, który "na pięć minut" przed wyborami porzucił swego lidera, Janusza Korwin-Mikkego. Dlatego nie doszło do rejestracji jego kandydatury.
Byłem zdziwiony, kiedy niedługo potem w dworku w Pęcicach pod Warszawą, gdzie wynajmowałem kilka pokoi, pojawił się sam Korwin bez zapowiedzi. Nie można było jednak poważnie rozmawiać z facetem, którego właśnie opuściła cała jego organizacja i został osamotniony. Widziałem go później w tłumie na kilkunastu wiecach wyborczych, ponieważ jeździł za mną po całym kraju.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!