Mimo tego, że – jak w podsłuchanej rozmowie zapewniał ziomek z Krakowa p. minister Sienkiewicz – państwo polskie to jedynie "kamieni kupa", po dwuletnim hiatus postanowiłem odświeżyć datę ważności polskiego paszportu i po odbyciu niezbędnych kwerend oraz stosownym obfotografowaniu lica poszedłem do konsulatu RP w Toronto, aby poprosić o wydanie nowego, biometrycznego już, dokumentu.
Przemogłem się nawet – mimo nie najlepszych wspomnień – do tzw. palcówki, którą w peerelu mam zdjętą w pełnym wymiarze obu rąk – i z naturalnym uśmiechem na twarzy, wypełnionym wnioskiem, z kolorowym zdjęciem, starym paszportem i skróconym odpisem aktu urodzenia (mam taki, a jakże!) stanąłem w całym swym uroku osobistym przed okienkiem miłej pani w biurze konsulatu.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!