Weźmy na małą chwilę – jaką zajmuje czytanie tego ciekawego tekstu – rozbrat z polityką przez duże P. Jest jej bowiem wystarczająco enough w reszcie gońcowych publikacji. Taka jego uroda.
A ja chciałbym najpierw nawiązać do eskapady Pana Redaktora do Kraju. Znowu jak poprzednio chwali ww. Lufthansę kosztem naszych dreamlinerów (linii marzeń?). A przecież zdarza się, że i one czasem dolatują do celu, chociaż przyznać trzeba, że mniej wygodne od germańskich latających maszyn i pozbawione uśmiechów stewardes – sławią, jakkolwiek by było pod znakiem żurawia naszą Polskę w licznych airportach świata. Złośliwi jednak, a gdzie ich nie ma, ukuli slogan: "Chcesz być potem – lataj LOT-em". Rzeczywiście naszym liniom marzeń zbyt często zdarzają się przypadki określane trafnie – jak nie urok to sr...ka! A to coś się przegrzewa, a to czujniki alarmują o pożarze, którego nie ma, a to (i to smutne) któryś z pasażerów umiera na pokładzie. No cóż, dusza opuściła ciało, kiedy była najbliżej nieba. Jest czarny żart angielski mówiący, że kiedy czujesz, że umierasz w windzie – to koniecznie przyciśnij guzik "up".
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!