Mówcie sobie co chcecie, ale nie da się ukryć, że organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym, w jaką bezpieczniackie watahy na swój obraz i podobieństwo przekształciły III Rzeczpospolitą, zdaje egzamin. Mam oczywiście na myśli świadomą dyscyplinę, jaką najwyraźniej musiał zatwierdzić ubecki sanhedryn, którego funkcjonariusze co rano nakręcają zarówno pana prezydenta Komorowskiego, jak i premiera Tuska oraz Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu, żeby ćwierkali, jak się należy, niczym nakręcany słowik ze słynnej chińskiej bajki. Sam akt nakręcenia miał miejsce oczywiście znacznie wcześniej, bo najważniejsze osoby w państwie zaczęły ćwierkać z tego klucza już w dwa dni po ujawnieniu pierwszych podsłuchanych rozmów, ale zanim nakazane treści zejdą na sam dół, trochę czasu musi upłynąć, toteż mieliśmy do czynienia z niedociągnięciami w postaci braku koordynacji. W rezultacie nawet resortowa "Stokrotka" ofuknęła pana premiera Tuska, który, niczym chłop krowie, poczciwie wyjaśniał, że ma rozkaz ratować państwo przed kelnerami. Gdyby polecenia oficerów prowadzących dochodziły na czas, to również "Stokrotka" wiedziałaby, jak się zachować, ale w sytuacjach nagłych zawsze zdarzy się coś nieprzewidzianego. Na szczęście teraz już wszyscy wiedzą, co i jak, toteż "Stokrotka", nawet przesłuchując Korwin-Mikkego, składała się jak scyzoryk, była słodka jak miód, jakby, nie przymierzając, naprzeciwko niej siedział sam nieboszczyk Bronisław Geremek.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!