Moc Polaków pojechało, gdzie mogło i na co ich było stać, na pięć wolnych dni. Sporo Anglików, Holendrów i Niemców przyjechało do Krakowa i Stare Miasto było przepełnione.
Rynek Główny poza jakimiś 100 metrami przed kościołem Mariackim jest otoczony "ogródkami", gdzie się miło spożywa to i owo, a najmilej obserwuje to, co się dzieje na nim. Osobiście nie raz i nie dwa popijałem grzane piwo z syropem malinowym, bo niestety zbyt ciepło nie było. Na pasażerów czekało zwykle nawet kilkanaście wspaniałych, dwukonnych powozów, a poza stangretem, czasami też stangretką, tak się nazywało człowieka powożącego powozem, inaczej mniej elegancko woźnicą, była z zasady ubrana w czarny kapelusz ładna dziewoja. Godzina jazdy po Starym Mieście kosztowała sto złotych.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!