A mąż dopowiada – wszędzie biało, wszędzie biało.
Już za tydzień jadę z powrotem do Niemiec. Przyjechałam do Polski na początku grudnia i był to kolorowy miesiąc. Choinkę zlikwidował mąż dopiero wczoraj, była rozłożysta i piękna ze wszystkimi bombkami, które pochodziły z różnych lat naszego małżeństwa.
Dopadły mnie też sprawy prokuratorsko-bankowe, połączone ze śledztwem w sprawie używania przez bank przeterminowanej i zdanej karty bankomatowej.
Dzisiaj postanowiłam odciąć się od tego. Co mogłam, to zrobiłam. Teraz niech zajmują się tym ci, którzy mają większe możliwości.
Nasze osiedle zmieniło się trochę w czasie mojego pobytu w Niemczech. Tam, gdzie w planach budowy osiedla miał być olbrzymi parking, a dzieci osiedlowe miały mieć dużo miejsca i bezpieczeństwo między blokami, tam ostatecznie zrobiono duży trawnik. Chodzić po nim nie można, są brukowane kawałki alejek, które schodzą się w środku. I w środku są ławeczki. Na trawie rozrastają się krzewy ozdobne, bardzo kolczaste. Ja takich nie cenię. Są wrogami i ludzi, i piesków. Mają chronić chyba trawę przed intruzami. Ludzie tam mają tylko posiedzieć, jak idą do marketu po zakupy.
Stamtąd też można sobie poobserwować nie za duży skatepark. W lecie ściera się na nim młodzież na rolkach, na deskach i na rowerach. Czyli trzy grupy i każda chce być tą jedyną. Czwartą grupę stanowią dziadkowie czy babcie, które czasem przyprowadzają tam wnuki. Idą tam po prostu na spacer. Nie rozumieją, że jest tam niebezpiecznie. Wtedy młodzież cierpliwie czeka, nie robi zjazdów do czasu, aż taki dziadek wreszcie zrozumie, że to nie piaskownica.
Już myślę, co ze sobą zabrać do Niemiec. Waliza wielka czeka, a ja po trochu do niej wrzucam. Jeszcze tylko kilka naszych wspólnych dni. Pociesza mnie to, że jadę w to samo miejsce. Znów wejdę w haracz godzinowy pomocnicy pani starszej.
Mąż mi skanuje moje dawne zdjęcia. Znalazłam też w albumie nasze ślubne zdjęcie. Ucieszyliśmy się, bo na pianinie stoi takie i zrobiło się już całkiem jasne. Niepokojące to jest, bo przypomina mi film – Stąd do przeszłości. Na którymś odcinku osoby, które blakły na zdjęciu... ich po prostu miało nie być, bo przeszłość poszła innym torem. Przez jakąś malutką interwencję w nią.
Teraz zamienimy te zdjęcia i na widoku mamy całkiem odmienione, całkiem ostre i dobrze widoczne nasze zdjęcie. Jest kolorowe, a my na nim jesteśmy piękni. I młodzi. Mąż mówi, że teraz jesteśmy już tylko piękni.
Wczoraj spotkałam dawną sąsiadkę. Wyprowadziła się stąd, bo nie stać jej było na opłaty za mieszkanie. Dano jej jakieś mniejsze za miastem. Obie miałyśmy po dużo dzieci. W sumie ja ją potem dogoniłam do liczby pięć. Obie też byłyśmy podziwiane przez ludzi, bo wyglądałyśmy po dzieciach lepiej niż przed. Ona zawsze była pięknie ubrana.
Kiedyś mnie poprosiła, żebym zajęła się jej psem, bo wyjeżdżali na wesele. Pies okazał się dziwnie agresywny, akurat w momencie, jak mu zakładałam smycz. Co ja tam przeżyłam w tym mieszkaniu! Mordę miał przy mojej nodze i nie pozwalał mi się ruszyć. Dobrze, że mąż przyszedł w kapciach. Domyślił się, gdzie mogłam pojść. Na pewno do sąsiadki wyprowadzić psa i dać mu wodę. Uratował mnie więc, ale pies powtórzył swoje zachowanie, gdy mąż po spacerze zdejmował mu smycz. Zostawiliśmy go więc z metalową smyczą, która robiła hałas na linoleum w przedpokoju. Już więcej nikt się nie odważył wejść tam do niego. Był więc bez jedzenia, bez wody i spacerów przez następne dwa dni.
Sąsiadka ma się teraz finansowo lepiej. Jeździ do Niemiec, jako opiekunka ludzi starszych.
Jej córka wyszła za syna polityka, a politycy w Polsce są to ludzie najlepiej ustawieni. Mają pieniądze i mają duże możliwości tam, gdzie o pracę trudno.
Mąż pojechał zapytać o stypendium szkolne naszego najmłodszego syna. Należy nam się, bo mąż stracił pracę prawie dwa lata temu, gdy likwidowali stopniowo jego zakład. A właściwie przenosili do dużego miasta, a tam mieli już ludzi do zatrudnienia. Nie mieli doświadczenia w tej branży, ale... Starczy już na ten temat.
Stypendium szkolne syna wynosi tylko 120 złotych, a myśleliśmy, że więcej. To 120 złotych na miesiąc, aby dostać, uczeń musi najpierw wydać te pieniądze. Trzeba zbierać więc rachunki.
Nawet, gdyby takie stypendium wynosiło 12 złotych, obojętnie ile ono wynosi, to jednak trzeba przyznać, że stypendium uczniowskie w Polsce istnieje.
Wczoraj odkryłam sklepik z owocami i warzywami. W małym ciągu sklepów na miejscu hotelu dla pielęgniarek, który w latach 80. powstał i w tych latach 80., jak powiał większy wiatr, to zleciał z niego dach. Potem były tam gabinety lekarzy, a teraz sklepiki.
Wygląda to tak – market, sklepiki i drugi nowo powstały market.
Jabłka, które kupiłam wczoraj w tym sklepiku, miały lepszy smak niż te z marketów. I były dwa razy tańsze. Panie dojeżdżają do nas z miejscowości oddalonej o 30 kilometrów. Tam jeszcze większe bezrobocie niż u nas. Miało to być centrum turystyczne, bo są tam jeziora i lasy, ale chyba za dużo było gadania w Polsce na temat turystyki. Ludzie z Europy jadą i tak tam, gdzie ciepło. I gdzie ciepła woda do kąpieli. Ja też bym z chęcią tam pojechała. Lubię pływać.
Sklepik mnie zadziwił nie tylko jabłkami. Panie mają dużo mrożonych i suszonych grzybów. I jabłka suszone. Cały przegląd urodzaju ich ziemi i pracy ludzi na tej ziemi. Widać solidność powstałych tam dwóch firm, które eksportują swój towar za granicę – grzyby, pieczarki.
Dzisiaj tam znów idziemy po jabłka. Mała fasolka – taki mały Jaś, też była ładniejsza niż taka zasuszona w marketach. Poradziłam paniom, jak mają ściągnąć klientów. Żeby, zamiast reklamować się z ceną cebuli, zareklamowały swoje jabłka.
Ciekawe, jak długo utrzyma się ten sklepik i ten cały ciąg sklepików, bo tam jest jeszcze piekarnia, mięsny i apteka. Wiadomo tylko, ze apteka na pewno istnieć będzie.
Spotkałam mamę mojej uczennicy. Mieli sklepik, nie poszło. Potem poszła na staż z bezrobocia i nadal jest bez pracy. Bezrobocie proponuje staże za 800 złotych brutto za miesiąc normalnej pracy po osiem godzin dziennie. To wychodzi ponad 700 złotych netto. Ludzie mają nadzieję, że jak się wykażą, to firma po stażu ich zatrudni na normalną umowę. A firma zatrudnia następną osobę na staż. Wtedy ma pracownika za stażowe pieniądze, a nie za 1500 złotych, czyli za najniższą krajową.
Taka forma zatrudnienia jest proponowana także ludziom po 50-tce, już dawno po stażu i z wieloletnim dorobkiem zawodowym, często na kierowniczych stanowiskach. I proponuje się jej staż. To jak powrót do przeszłości! Odmładza się taką osobę. Tyle lat po stażu i naraz znów staż.
Przyjdzie dzisiaj do mnie na niemiecki. Jej warto pomóc, a ja znam pytania, jakie zadają firmy zatrudniające opiekunki polskie w Niemczech. Nie biorę pieniędzy, ale mam satysfakcję, że pomogłam.
Już ją uczyłam. Jest to bardzo zdolna osoba. Przyjdzie jeszcze pojutrze. Potem ja wyjeżdżam.
Jutro ksiądz chodzi po kolędzie.
Wanda Rat.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!