We współczesnym świecie prywatyzacja państwowych przedsiębiorstw zawsze była wynikiem terapii szokowej.
Teoria terapii szokowej jest wynikiem eksperymentów amerykańskiej agencji wywiadowczej CIA, w których człowiek pod wpływem szoku wymyślnych tortur zostaje tak zdezorientowany, że traci swoją osobowość i można mu narzucić swoją wolę. Te nieludzkie eksperymenty, zakontraktowane przez CIA w latach 50. i 60. między innymi w kilku szpitalach w Kanadzie, wyszły na jaw i powstała z tego powodu głośna afera (Allen Memorial Hospital i Weyburn Hospital).
Otóż użyto nadmiernej dawki halucynogennego narkotyku LSD w celu całkowitej dezorientacji pacjentów, aby w takim stanie narzucić im całkiem inną osobowość.
Wyniki tych eksperymentów znalazły swoje zastosowanie w geopolityce, gdzie rutynową dywersją obalano rządy kolejnych krajów. Społeczeństwa wprowadzano w stan szokowej zmiany kulturowo-ustrojowej, aby następnie zdezorientowanym obywatelom łatwo narzucić złodziejską prywatyzację przedsiębiorstw państwowych.
Takiego rodzaju postępowanie było powszechne w krajach Ameryki Południowej i we Wschodniej Europie. A obecnie w krajach arabskich.
Opisuje je kanadyjska pisarka Naomi Klein w swej "Doktrynie szoku". Jest to schemat powtarzany tyle razy, że został on opanowany do perfekcji. Te kraje, które nie pozwoliły na terapię szokową i nieuchronną prywatyzację oraz dyktat Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego ze względu na ich silny opór, potraktowano jako kraje faszyzujące, a nawet rozbójnicze.
Polska jest jaskrawym przykładem udanej akcji takiej terapii szokowej oraz grabieżczej prywatyzacji.
Szokiem dla Polski była reforma ustrojowa wprowadzona w 1989 roku przez socjopatę Leszka Balcerowicza, który jeszcze jako magistrant SGPiS wykazywał się całkowitą ignorancją w dziedzinie psychologii gospodarczej i nie rozumiał problemu motywacji ludzi do pracy. Realizowaną zaś "terapię szokową" uzasadniał swym prostackim powiedzeniem, że nie można przeskoczyć przepaści w dwóch skokach.
Ćwierć wieku później widzimy efekty tej akcji. O ile przed 1989 rokiem Polska miała wiele gałęzi przemysłu na przyzwoitym poziomie światowym, to obecnie nasz dumny kraj został sprowadzony do poziomu żebraka. Żyje głównie zasilany zagranicznymi pożyczkami, w tym Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, tworzącymi gigantyczne już i stale rosnące zadłużenie zagraniczne. A instytucje Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego, tak jak kiedyś dyktatorskie partie komunistyczne, przyznają się dziś do błędów i wypaczeń. Tak jak kiedyś komuniści, obiecują reformy swoich działań.
W mojej skromnej opinii, po zmianach ustrojowych z socjalizmu na kapitalizm, chłonny rynek zbytu 300 milionów ludzi Wschodniej Europy opóźnił gospodarczą recesję pazernych krajów Zachodu co najmniej o 20 lat.
Dyktat Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego zawsze zalecał globalizację i wolnorynkowość, ponieważ dotowana przez państwo sklerotyczna biurokracja zakładów pracy gospodarki państwowych nie dawała zysków, tylko straty. Podawano liczne przykłady państwowych firm, które traciły pieniądze i utrzymywały się z państwowych dotacji. A przecież nie zawsze inwestycje firm prywatnych są udane. Summa summarum w przestrzeni czasu okazało się, że jedyne kraje, które miały znaczący gospodarczy wzrost, to kraje, które po terapii szokowej stosowały interwencjonizm, czyli protekcjonizm w strategicznych gałęziach swojej gospodarki, takich jak huty, stocznie etc. I nawet przy pomocy taryf celnych chroniły swój młody przemysł. Dobitnym przykładem takiego postępowania są Chiny, Japonia, Korea i Brazylia. Każdy z tych krajów w czasie reform ustrojowych, czyli po terapii szokowej, miał szczęście, że w ich rządach mieli patriotów, którzy potrafili obronić kraj przed atakiem nowoczesnej wojny ekonomicznej. Nawet nie trzeba było do takiej obrony mieć ekonomistów – w Japonii reformy gospodarcze zostały wprowadzone przez prawników, a w Korei i w Chinach przez inżynierów. Kanadyjski ekonomista śp. John Galbraith powiedział, że ekonomia to nauka dla ekonomistów, którzy z tego żyją. Z kolei śp. Marshall McLuhan, słynny kanadyjski guru teorii mass mediów, powiedział, iż "dzisiejszy tyran nie rządzi pałką czy pięścią, ale przebrany na badacza rynku prowadzi swoje stado drogami wygody i komfortu". Celem jest bezbolesne zniewolenie ludzi. Tak jak żaba powoli podgrzewana w garnku z niego nie wyskoczy, aż się ją ugotuje.
Polityka bezmyślnej prywatyzacji, której dokonała grupa władzy w Polsce, jest obecnie ostro krytykowana przez wielu ekonomistów. Na przykład amerykański ekonomista Ian Bremmer, w swojej nowej książce pt. "Każdy naród dla siebie" (2012), mówi tak: "pomijając własną ważność, akceptacja wymuszanych przez Amerykanów rozwiązań nie jest zawsze najlepszą drogą. Nie każdy kraj w stanie rozwoju jest gotowy do wielopartyjnej demokracji i wielkiej prywatyzacji ściśle regulowanej gospodarki.
Amerykańscy twórcy zagranicznej polityki muszą zrobić więcej, niż tylko zrozumieć ten fakt. Muszą oni pozwolić na lokalne rozwiązania dla lokalnych problemów. Adaptacja do zmiennych sytuacji oznacza unikanie doktrynalnego postępowania w obliczu wyzwań dla danego kraju".
Niestety, Polska nie miała patriotycznego rządu od 1944 roku, kiedy to cały powojenny rząd Polski został porwany przez Stalina do Moskwy, gdzie w typowo komunistycznym procesie pokazowym skazano jego członków na wieloletnie kary więzienia. I natychmiast zastąpiła ich grupa polskojęzycznych Żydów, specjalnie do tego celu przygotowanych przez Sowietów. To ich dzieci i wnuczkowie, z poparciem już krajów Zachodu, niezmiennie rządzą Polakami od 1944 roku. Współcześnie przy pomocy proporcjonalnej ordynacji wyborczej, którą się zawsze narzuca podbitym narodom. Żydzi w polskim rządzie po prostu spełniają swoją kulturową cechę pośredników dla możnych świata, z czego czerpią wymierne korzyści. To dlatego dyrektywy BŚ i MFW są natychmiast przez nich posłusznie wprowadzane z życie. Takie hasła jak globalizacja, prywatyzacja, deregulacja.
Natomiast potępiany i tępiony jest interwencjonizm, czyli protekcjonizm. Narzędzie powszechnie stosowane przez kraje rozwinięte w pierwszych dekadach ich rozwoju. Na dolarowych banknotach USA widzimy głównie wizerunki ich prezydentów. Wyjątkiem jest wizerunek Alexandra Hamiltona (1755–1804), który był sekretarzem skarbu i orędownikiem protekcjonizmu. Był on prawdziwym architektem nowoczesnej amerykańskiej gospodarki. Gdyby nie on, to pod presją zagranicznej konkurencji ówczesna Ameryka nie miała szans, aby rozwinąć strategiczne gałęzie swojego przemysłu, co później pozwoliło na rozwój globalnych firm, które dziś dominują świat w obszarach swej działalności. Hamilton przygotował dla Kongresu USA "Raport na temat produkcji", gdzie zaproponował ekonomiczną strategię rozwoju dla młodego kraju. W tym raporcie argumentował, że całe "gałęzie przemysłu w swoich zarodkach" muszą mieć opiekę i pomoc rządu, dopóki nie staną na swoich nogach. Podobnie jak dziesięcioletnie dziecko, które nie jest w stanie konkurować z dorosłymi i potrzebuje edukacji, opieki i pomocy, czyli protekcji.
Raport Hamiltona nie tylko wzywał do protekcjonizmu, ale także zalecał publiczne inwestycje w infrastrukturę, takie jak budowanie kanałów wodnych czy też dróg, rozwój własnego systemu bankowego i emisje oszczędnościowych bonów przez rząd USA. Ale przede wszystkim nawoływał do protekcjonizmu. Był to główny plan kontynuowany przez kolejnych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Jeśli Hamilton, już jako minister jakiegoś kraju, to samo by powiedział dzisiaj, to stałby się obiektem ataku i ciężkiej krytyki za taką herezję. Jego kraj z pewnością by nie dostał pożyczek od BŚ i MFW. Jak powszechnie wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dziś gospodarka USA jest tak silna, że nie potrzebuje protekcji, tylko rynków zbytu, i wszelkie objawy protekcjonizmu są natychmiast tępione.
Zmarli prezydenci USA nie mogą nam nic podpowiedzieć. Ale gdyby mogli, toby nam powiedzieli, że działalność kolejnych rządów w Polsce przez ostatnie ćwierć wieku jest dokładnie sprzeczna z tym, co oni robili, aby zmienić niskiej rangi gospodarkę kraju rolniczego opartą na pracy murzyńskich niewolników na największa gospodarkę na świecie. A jako punkt wyjściowy takiej niskiej rangi ekonomicznej jest wyssana ekonomicznie, nasza zniewolona Polska.
Nie tylko Stany Zjednoczone praktykowały protekcjonizm we wczesnych latach swego rozwoju. Wszystkie bogate dziś kraje używały narzędzi protekcjonizmu. Używały też państwowych dotacji do rozwoju swoich młodych przemysłów. Wiele z nich (Anglia, Finlandia, Korea, Japonia) nawet ostro ograniczało zagraniczne inwestycje. Kilka krajów (Austria, Finlandia, Francja, Singapur) używało nawet państwowych przedsiębiorstw do budowy swoich gospodarek. Finlandia we wczesnym okresie rozwoju gospodarczego wręcz uważała, że przedsiębiorstwa, które mają ponad 20 proc. zagranicznego kapitału, są dla niej niebezpieczne. Nawet Kanada w latach 70. stawiła opór imperialistycznej ekspansji swego potężnego sąsiada. Kanadyjski premier socjalista śp. Pierre Elliott Trudeau wzmocnił wtedy politykę protekcjonizmu państwowego. Wzmocnił także rolę związków zawodowych, aby Kanadyjczycy zatrudnieni przez firmy amerykańskie nie cierpieli z powodu wyzysku. Wymagało to przede wszystkim empatycznego patriotyzmu. Oraz wiele dyplomatycznych zdolności do trudnych negocjacji. W wyniku tej polityki do dzisiaj wszystkie banki są w rękach Kanadyjczyków. Mają dobre zyski i nigdy nie padają.
To ironia losu, że w ostatnich 30. latach bogate kraje nie skorzystały z dyktatu wolnorynkowości i globalizacji. Bo założenia wolnorynkowe są błędne. Większość bogatych krajów użyła protekcjonizmu we wczesnych latach swego rozwoju. W tym samym czasie polityka wolnego rynku promowana przez tzw. liberałów, zahamowała wzrost i zwiększyła nierówność dochodów pomiędzy krajami bogatymi a tymi krajami biednymi, które przeszły reformy ustrojowe. A wzrost gospodarczy bogatych krajów w czasie ostatnich 30. lat jest bardzo mały. Niewiele krajów skorzystało z "dobrodziejstwa" wolnego rynku i niewiele z niego skorzysta w przyszłości. Dlatego protekcjonizm jest konieczny i dobry dla Kanady i dla Polski.
Aby chronić te miejsca pracy, które mamy. I aby gwałtownie stworzyć nowe miejsca pracy w strategicznych kierunkach rozwoju. Kierunkach wyselekcjonowanych na podstawie naszych naturalnych atutów, które jeszcze nam zostały po złodziejskiej prywatyzacji, tendencyjnie wymuszanej przez ostatnie ćwierć wieku.
Stanisław Tymiński
2012-12-08
Acton, Kanada
www.rzeczpospolita.com
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!