W 1990 roku jako lider kanadyjskiej Partii Libertariańskiej byłem zaproszony przez Komisję Prawa Wyborczego w Ottawie do zgłoszenia wniosków na temat możliwych zmian ordynacji wyborczej. Członkowie tej Komisji, głównie sędziowie, byli w szoku po mojej wypowiedzi, ponieważ oskarżyłem główne partie polityczne o kradzież programów oraz agendy politycznej.
Mechanizm tej kradzieży polega na tym, że duże partie, które mają duże zasoby pieniędzy oraz możliwości kredytów bankowych, bezczelnie przywłaszczają sobie mozolnie wypracowany program mniejszej partii politycznej. O ile w dojrzałej demokracji wyborcy by na to zwrócili uwagę, w demokracji, gdzie jest wielu emigrantów, często ten ważny szczegół pozostaje niedostrzeżony. A wiadomo, że każda kradzież jest niemoralna, i wiadomo, że nie można niczego dobrego oczekiwać od partii, która kradnie programy.
W 1995 roku lewicowy rząd premiera Boba Rae prowincji Ontario i jego partia (New Democratic Party) stracili poparcie społeczne z powodu złego stanu ontaryjskiej gospodarki oraz rekordowego deficytu w czasie panującej wówczas w Kanadzie recesji.
Mike Harris i jego partia (Progressive Conservative Party of Ontario), aby wygrać wybory, bezczelnie przywłaszczyli sobie program polityczno-gospodarczy Partii Libertariańskiej, której w 1990 roku byłem liderem i miałem w jego tworzeniu duży udział. Wielu Ontaryjczyków uważa, że kluczowym momentem była wtedy końcowa debata telewizyjna, kiedy to Mike Harris, mówiąc bezpośrednio w kamerę, wyjaśnił sens naszego programu, który nazwał programem praktycznej rewolucji. To było coś niezwykłego, że centrowa partia polityczna woła o znaczne zaniżenie kosztów rządu i cięcia podatków, a także likwidację deficytu budżetowego, który wtedy wynosił 11 miliardów dolarów, co obciążało 6 milionów mieszkanców prowincji Ontario. On i jego partia tym sposobem odnieśli znaczne zwycięstwo i pozwoliło mu to także na zwycięstwo w kolejnych wyborach. Mike Harris i jego rząd "panowali" w Ontario od 1995 do 2002 roku. Po odejściu z ontaryjskiego rządu Mike Harris współpracował z Fraser Institute o libertariańskiej orientacji.
Podobne doświadczenie miałem w Polsce w 1992 roku, kiedy to na zlecenie Leszka Millera z SLD wypromowano byłego członka PZPR Andrzeja Leppera na szefa nowo powstałej partii Samoobrona.
Mechanizm finansowania polegał na zatwierdzeniu funduszy na szkolenie rolników, a były to pieniądze przyznane na ten cel przez rząd USA. Nieznany wówczas Andrzej Lepper mogł z tego powodu jeździć ze swoją świtą po całej Polsce mercedesem i budować nową partię polityczną z cudzych pieniędzy. W praktyce przyjeżdżał do wsi, gdzie zbierał rolników w świetlicy i po krótkiej pogadance politycznej prosił o podpisanie listy obecności, za co dostawał za każdy podpis kilkaset złotych.
Jego zadaniem od samego początku było wypchnięcie Partii X, której byłem liderem, ze sceny politycznej. O Andrzeju Lepperze i jego Samobronie mówiły wtedy wszystkie media, kiedy w tym samym czasie Partię X całkowicie wyciszano, a jeśli już, to wspominano nas tylko negatywnie. Nawet członkowie Partii X nagabywali mnie o połączenie sił z Samoobroną, bo mieli taki sam program jak my. Na miesiąc przed wyborami do Sejmu w 1993 roku nagle wypowiedziano Partii X lokal na Nowym Świecie w Warszawie i oddano go Samoobronie z jedynym naszym telefonem. W czasie kampanii wyborczej Andrzej Lepper nie tylko głosił wszystkie tezy naszej platformy wyborczej znanej jako "Plan X", ale z pomocą wtyczek w naszej partii nawet wyprzedzał nas z tematami odcinka wyborczego w telewizji. Była to bardzo skuteczna strategia, z którą nie mogliśmy dać sobie rady, ponieważ elektorat Partii X w wyniku tej akcji był całkowicie zdezorientowany. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić i to właściwie zmusiło mnie do opuszczenia polskiej sceny politycznej w 1994 roku.
Ale jakby tego było za mało, w 1994 roku przyjechał do mnie do Komorowa pod Warszawą sam Leszek Miller z propozycją, abym wsiadł w jego samochód, żeby pojechać do mieszkania Aleksandra Kwaśniewskiego w Warszawie na wódkę. Wyjaśnił, że SLD do wyborów prezydenckich w 1995 chciała mieć dwóch kandydatów – Kwaśniewskiego i Tymińskiego, i w ostatnim momencie przed wyborami całe SLD miało głosować, kto będzie końcowym kandydatem. Odpowiedziałem Millerowi, że chętnie z nim do Olka pojadę, jeśli Olek publicznie powie, że jest Żydem lojalnym dla Polski. Leszek Miller się głęboko zamyślił i odparł: "Olek tego nigdy nie powie". Poza tym zawsze uważałem, że samotność jest lepsza niż złe towarzystwo. Zaproszenie ze strony SLD było też dla mnie zniewagą, ponieważ byłem wtedy liderem Partii X, a on mnie namawiał do porzucenia Partii X, czyli do zdrady ludzi, którzy mi zaufali i których reprezentowałem na arenie politycznej.
Obecnie mam wątpliwą satysfakcję, że tezy Planu X, nad którym pracowałem 20 lat temu, zostały przywłaszczone przez takie partie polityczne, jak PiS i SLD. Jest to ordynarny populizm, aby powiększyć swój elektorat. Ubrał się diabeł w ornat i na mszę dzwoni. Potencjalny wyborca musi wiedzieć, że to nie program jest najważniejszy, ale jakość ludzi, którzy, tak jak to bezczelnie zrobił Donald Tusk i jego PO w wyborach 2007 roku, nie oszukają po wyborach, tylko z żelazną determinacją wprowadzą go w życie. Zgodnie z regułą, że jeśli się zapełni autobus inteligentnymi, prawymi Polakami, to oni sami znajdą najlepszą drogę na wyjście z kryzysu.
A więc mam obowiązek ostrzec Polaków przed fenomenem kradzieży myśli politycznej. Taka niemoralna kradzież to czysty populizm i oszustwo. A to dlatego, że każdy program polityczny wymaga dobrych ludzi, którzy go wprowadzą w życie z patriotycznym sercem i żelazną determinacją, aby zgodnie z naszą Racją Stanu poprawić los polskiego narodu. Obcy nam kulturowo, bezkarni złodzieje programów wyborczych i myśli politycznej marzą tylko o władzy dla dalszej grabieży naszego Narodu. A za każde przestępstwo powinna być kara współmierna do szkody.
Szczęśliwie w Kanadzie mamy ordynację wyborczą na zasadzie jednomandatowych okręgów wyborczych i możemy głosować na dobrych ludzi. W Polsce do dziś obowiązuje ordynacja proporcjonalna, która zmusza do głosowania na partie polityczne, co daje całkowitą bezkarność za niespełnione obietnice nieuczciwych polityków.
Stanisław Tymiński
www.rzeczpospolita.com
Acton, Ontario
28 listopada 2012
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!