Byli i będą
Bardzo dawno temu czytałem książkę Marii Rodziewiczówny pt. "Devajtis". Ostatnio na stosiku ze starymi książkami znalazłem inną jej powieść pt. "Byli i będą", której akcja zaczyna się po Powstaniu Styczniowym na dzisiejszej Białorusi.
Jest tam opowieść o represjach wobec Polaków i katolików, jakie im serwował carat. Gdy księdzu nie wolno było dać parafianinowi polskiej książki do nabożeństwa. Gdy nie wolno było uczyć po polsku. Gdy Polacy płacili dwukrotnie wyższe podatki niż prawosławni itd. O czasach, gdy unici, by nie zawierać ślubów we wrogich sobie cerkwiach, jechali do Krakowa, bo władze carskie uznawały śluby tam zawarte. Ba podobnie robili małżonkowie, gdy prawosławna szła za katolika i by mąż nie musiał zdradzać swej wiary brał narzeczoną do tego miasta.
Cenna gazeta
Oprócz Kas Spółdzielczych Stefczyka jest jeszcze bardzo prężna Kasa Spółdzielcza SKOK w Wołominie, która wydaje darmowy dwutygodnik pt. "Dobry Znak". Ma doskonałe pióra i naprawdę patriotyczny charakter, więc teraz, jak jadę do Mińska, z przyjemnością ją tu wożę.
Kawał
Donald Tusk odwiedza z roboczą wizytą szkołę podstawową. Po oficjalnej akademii pani mówi do uczniów: – Kochane dzieci, jeśli macie jakieś pytania, to możecie zadać je teraz panu premierowi.
Zgłasza się Jasiu: – Panie premierze, mam do pana dwa pytania. Pierwsze: – Skąd wziął się trotyl na skrzydłach tupolewa? Drugie: – Czy śmierć nawigatora Jaka-40 ma coś wspólnego z katastrofą w Smoleńsku?
Premier zastanawia się nad odpowiedzią i nagle dzwoni dzwonek na przerwę... Po przerwie dzieci wracają do klasy, a pani mówi: – Kochane dzieci, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś pytania do Pana premiera, to pytajcie.
Zgłasza się Małgosia: – Panie premierze, mam do pana cztery pytania. Pierwsze: – Skąd wziął się trotyl na skrzydłach tupolewa? Drugie: – Czy śmierć nawigatora Jaka-40 ma coś wspólnego z katastrofą w Smoleńsku? Trzecie: – Dlaczego dzwonek na przerwę zadzwonił 20 minut przed czasem? Czwarte: – Gdzie zniknął Jasiu?
Rocznice
W zeszłym tygodniu minęła 200. rocznica przejścia resztek wojsk Napoleona przez Berezynę. Był to wielki wyczyn polskich i francuskich saperów, którzy zbudowali dwa mosty. Jeden dla piechoty i drugi dla konnicy i artylerii. Dzięki nim w ciągu jednej doby przeszły na drugi brzeg rzeki w przyzwoitym szyku wojska francuskie i polskie, dopiero potem nadeszli maruderzy i były dantejskie sceny, jak walczyli, by się dostać na drugi brzeg. Gdyby wojska Napoleona nie przeszły, toby było to jego ostateczna klęska, a tam mógł jeszcze walczyć rok. Równocześnie prasa podała, że właśnie w listopadzie 1940 r. otworzono w Mińsku fabrykę radioodbiorników, ale nie dodała, że była to fabryka zagrabiona w Wilnie kilka miesięcy przedtem.
Wizyta w Gruzji: trzecia doba
Zjadłem smaczne śniadanie we wspomnianej francusko-gruzińskiej firmie, gdzie spotkałem młodych Australijczyków i Niemców, a potem odwiedziłem polską ambasadę, gdzie przyjął mnie attache handlowy, pan Chrzanowski. Przede wszystkim jest pytanie, czy mimo nie tylko oficjalnej przyjaźni polsko-gruzińskiej stosunki handlowe rozwijają się należycie. Polskie firmy, mówił mi, wchodzą dość dobrze na tutejszy rynek głównie towarów spożywczych, np. czekolad i cukierków. Czasami towary polskie trafiają tu poprzez firmy ukraińskie. Dalej jest sporo turystów, zwłaszcza latem, bo przecież kraj ten ma wspaniałe wybrzeże morskie i dość wysokie góry oraz sporo zabytków.
Chodząc po głównej alei miasta, gdzie jest moc sklepów z tanią i drogą biżuterią, zauważyłem zupełny brak bursztynów. Potem powiedziano mi, że za czasów sowieckich było ich sporo, bo przywożono je z Kaliningradu, ale od czasu rozpadu ZSRS, a zwłaszcza pogorszenia stosunków Gruzji z Rosją, już ich brakuje.
Inna dziwna sprawa wymagająca interwencji zarówno polskich, jak i gruzińskich władz to ceny międzynarodowych rozmów telefonicznych. Do USA i Kanady kosztują po 30 lokalnych centów, do Polski i Europy 3 razy tyle.
Byłem też na sesji w Instytucie Studiów Strategicznych poświęconej ważnym zagadnieniom przedstawianym przez rozczochraną i podle ubraną babę – nowego wiceministra spraw zagranicznych. Mówiła długo, a priorytetową sprawą jest kwestia oderwanej od Gruzji Abchazji i Południowej Osetii. Abchazja to prowincja na zachodnim końcu Gruzji zajmująca do 1988 r. około 20 procent kraju. Ma piękne wybrzeże Morza Czarnego, a dalej góry. Po konflikcie do Gruzji przybyło stamtąd ponad 200 tysięcy uchodźców, którzy już się częściowo zintegrowali. Są zasadniczo dwa problemy. Władze Abchazji, które zależą w znacznej mierze od Rosji, nie chcą powrotu uchodźców oraz Gruzja nie chce uznać tamtejszej władzy.
Kilka miesięcy temu Rosja przystąpiła do Światowej Organizacji Handlu WTO. W wyniku tego będzie musiała znieść blokadę na gruzińskie towary spożywcze, w tym wino. To może jednak być obosieczne. Po 2008 r. po dużym wysiłku gruzińskie wina znalazły nowe rynki zbytu w Europie, a nawet w USA, co wiązało się z koniecznością poprawy ich jakości. Obecnie dochód z eksportu win dochodzi do poziomu sprzed embarga. Otworzenie rynków rosyjskich spowoduje obniżenie jakości win. Rosjanie, którzy do wojny konsumowali 85 proc. win gruzińskich, są mniej wymagający niż zachodni importerzy. To znów uzależni Gruzję od widzimisię Rosji.
W dyskusji zwróciłem uwagę zebranych na to, że UE ma też wady. Warto, by się zapoznali z licznymi publikacjami, jakie na ten temat ukazały się w Polsce. To nie bardzo dotarło do zebranych, bo w Gruzji jest moda na UE. Na większości budynków państwowych powiewają obok flagi Gruzji błękitne flagi Zjednoczonej Europy, choć jeszcze do niej Gruzja nie należy.
Po dwóch godzinach nasiadówki poszedłem na obiad i w kafejce przysiadłem się do sympatycznej Gruzinki, nauczycielki angielskiego. Uczy w szkole, gdzie źle płacą, ale dorabia prywatnymi lekcjami po 8 dolarów za godzinę. Ma dzieci w wieku 4 i 8 lat. Mąż lepiej zarabia jako ekonomista w banku, ale potrzebowali pomocy rodziców, by rok temu kupić 38-metrowe mieszkanie za 40.000 dolarów. Mimo apeli Cerkwi aborcje są nadal powszechnie dostępne i, o dziwo, moja rozmówczyni przyznała się, że miała już ich dwie. Jest propaganda środków antykoncepcyjnych i nawet można je dostać za darmo, ale jak widać, nie bardzo to skutkuje.
Za wskazaniem nauczycielki poszedłem na ulicę, gdzie miało być sporo sklepów z suwenirami – była tylko moc sklepów z dewocjonaliami. Dalej, dzięki sugestii napotkanych Niemców, poszedłem przez piękny, nowoczesny wiszący most z przezroczystym dachem do stacji kolejki linowej. Ten most to jeden z obiektów dumy prezydenta, a niedaleko jest budowany podobnej konstrukcji teatr. Oba kosztowne obiekty spotkały się z krytyką przeciwników Miszy, który ponoć woli budować nowe obiekty niż remontować zabytki.
Wielowagonową kolejką z Japończykami i Koreańczykami dostałem się na górę ze świątynią i ruinami zamku. Stąd był przepiękny widok na całe miasto, gdzie widać wiele cerkwi, które nie mają cebulastych kopuł, jak moskiewskie, ale stożkowate. Najpiękniejszy widok z tej góry jest po zmroku, gdy miasto zabłyśnie różnymi światłami.
Schodząc z góry, trafiłem na ładny nowy hotelik Citadel, z którego pokoi jest wspaniały widok na miasto. Odpoczywając przy kawie, rozgadałem się z menedżerką, która co dopiero wróciła z Miami, gdzie pięć lat studiowała hotelarstwo. Zarabia niby dobrze – 500 dolarów miesięcznie – ale nie była zachwycona, gdy się dowiedziała, że niańka w Moskwie zarabia trzy razy tyle za dwa tygodnie pracy miesięcznie. Mówiła, że wielu młodych po studiach na Zachodzie, wraca do kraju.
Poniżej tego hotelu był niedawno odnowiony Envoy Hostel, czyli dom turysty, gdzie łóżko w pokoju 10-osobowym ze śniadaniem kosztowało 26 lari, czyli więcej niż tam gdzie nocowałem, ale komfort lepszy. Oba polecam i ich adresy można znaleźć w Internecie. Innym obiektem, skąd jest wspaniały widok na miasto, jest 19-piętrowy hotel Radison, gdzie na 18. piętrze jest kawiarnia i basen, a w hotelu można dostać prawie wszystkie miejscowe angielskie gazety, które dają dobry obraz tego, co się w Gruzji dzieje, i widać, jak my na Białorusi jesteśmy w ślepym zaułku. Ba, nie u nas, ale właśnie w Tbilisi zakończył się światowy kongres małych firm. Zresztą w Tbilisi są jeszcze dwa Marriotty i buduje się jeden Intercontinental.
Na kolację zjadłem smakowitą tutejszą potrawę przypominającą południowoamerykańskie chili, która jest uważana za typową gruzińską potrawę chłopską. Przyrządza się ją prosto. Najpierw przebiera się czerwoną fasolę, myje i najlepiej zostawić ją w wodzie na noc. Rano wylewa się pierwszą wodę i w drugiej gotuje się do momentu, gdy woda zacznie bulgotać. Jeszcze raz się gotuje w nowej wodzie, by fasola była miękka. Teraz bierze się dużo cebuli, trochę czosnku, kraje to i zrumienia na oleju na patelni oraz dodaje przyprawy, takie jak pietruszka, oraz pokrajaną na drobne kostki wieprzowinę. Potem łączy się to z fasolą i jeszcze niektóre panie dodają pastę pomidorową. W dobrych restauracjach końcowe gotowanie jest w garnczkach glinianych. W gorszych gotową potrawę wlewają w gliniane garnczki i podają.
Aleksander graf Pruszyński
Mińsk/Warszawa
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!