Jeżeli się nie mylę, to ks. Józef Tischner przedstawił góralską definicję prawdy: mamy więc, jak w tytule niniejszego felietonu, aż trzy rodzaje prawd... Chociaż rozumiemy doskonale, że prawda może być tylko jedna. Niemniej jednak, kiedy wdamy się w dywagacje i inne rozważania, możemy dojść do wniosku, że niekoniecznie to, co dla mnie jest prawdą, będzie również prawdą dla kogoś innego. Ja mówię patrioci z AK, a lewak szczypnie "antysemici z AK". Ja mówię, że ulicami Warszawy przechodzi patriotyczna manifestacja, a odchylone na lewo media akcentują, że przeciwko nacjonalistom występują antyfaszyści – w domyśle godne pochwały elementy; w bezpośredniej relacji z Marszu Niepodległości (np.Telewizja Trwam) dowiadujemy się, że uczestnicy pochodu zostali zaatakowani przez zamaskowanych prowokatorów, a na Onecie czytam, że uczestnicy Marszu Niepodległości zaatakowali policjantów kamieniami, koszami na śmieci... Kto mówi prawdę i czy jest to prawda, czy tylko g... prawda podawana pod przykrywką niby-rzetelnej relacji? Dlatego tak ważne jest, aby w Polsce były nie tylko lewackie media, ale również katolickie, prawicowe – jednym słowem niezależne.
Rok temu było jeszcze gorzej, sprowadzono z Niemiec młodych ludzi, którzy atakowali Polaków i w tym samym czasie, kiedy to się działo, wmawiano Polakom, że to uczestnicy Marszu Niepodległości powodują burdy uliczne.
W tym roku policja podjęła próbę rozwiązania manifestacji w chwilę po jej rozpoczęciu!
Dzięki Internetowi i Telewizji Trwam można się było przekonać, że przemarsz dziesiątek tysięcy odbywał się spokojnie, godnie, że Marsz Niepodległości nie był, i nie jest, zbieraniną przypadkowych ludzi, chuliganów, szukających pretekstu do zadymy. Ale zadymę łatwo sprowokować, jeżeli wmiesza się w manifestację swoich ludzi – mam na myśli policjantów i ich agentów – których zadaniem jest sprowokowanie zamieszek. Jest to działanie proste i znane od dawna, specsłużby na całym świecie posługują się metodą prowokacji. To samo zrobiono w minioną niedzielę w stolicy: osłaniani przez policję cywile w kominiarkach (sic!) atakowali uczestników marszu, rzucali kamieniami, odpalali petardy, wyciągając je z policyjnych samochodów. Kiedy robiło się gorąco – zadymiarze chronili się za policyjnym kordonem... Kiedy takiego łobuza schwytano, pokazał policyjną blachę, mówiąc puśćcie, bo oskarżę o napaść na funkcjonariusza policji...
Dzięki relacji z marszu – jeden z ojców z Radia Maryja brał bezpośredni udział w Marszu Niepodległości i nadawał relację na żywo, dzięki rozmowom z dr. Krzysztofem Kawęckim (jeden z organizatorów) i prof. Wojciechem Polakiem, dowiadywaliśmy się o tym, co się dzieje i co się działo wcześniej. Stwierdzono z całym przekonaniem, że prowokacji dopuszczali się policjanci.
Zapewne w tym samym czasie – co przećwiczono np. rok temu, pokazując telewidzom nieprawdziwy obraz patriotycznej manifestacji – epatowano telewidzów obrazami walk ulicznych i komentarzami, jak to policjanci są atakowani przez uczestników Marszu Niepodległości.
Co ciekawe, kiedy w niedzielę, jeszcze przed północą (naszego czasu) zajrzałem na Onet, pisano wyraźnie, że to policja została zaatakowana i musiała użyć tzw. bezpośrednich środków przymusu. W poniedziałek rano nie znalazłem na Onecie nawet wzmianki o Marszu Niepodległości. Na innej stronie, Interia.pl, mogłem za to poczytać "poprawną" wersję wydarzeń, było więc o zadymiarzach, kibolach, atakach na policję. I eleganckim marszu kierowanym przez prezydenta Komorowskiego.
Proszę zwrócić uwagę: elegancki przemarsz prezydencki i awantury uliczne towarzyszące Marszowi Niepodległości, czy aby w przyszłym roku ktoś światły nie rzuci hasła: rozróbom w stolicy nasze stanowcze nie! Co oznaczać będzie, że Komorowski poprowadzi swoją grupę, ale Marsz Niepodległości dostanie czerwoną kartkę... Nie wiem tego na pewno, ale skoro przygotowano w tym roku tak poważną prowokację, to czy można wykluczyć taki scenariusz, tym bardziej że zapowiedziano tworzenie silnego ruchu narodowego? Tylko nie o narodzie, tylko nie o patriotyzmie: jesteśmy Europejczykami przede wszystkim. Tak to w jednym z ostatnich numerów "Uważam Rze" pisał Wiesław Walendziak do spółki z jeszcze jednym Europejczykiem, którego nazwiska już nie pamiętam. I dobrze, po cóż niepotrzebnie obciążać pamięć, prawda?
Policja w czasie ataków na Marsz Niepodległości posłużyła się m.in. bronią gładkolufową, z której strzela się gumowymi pociskami. Może nie jest to śmiertelnie groźne, ale kiedy patrzy się na policjantów mierzących w ludzi, strzelających do nich, siłą rzeczy przypominają się sceny z lat stanu wojennego! Historia zatoczyła koło? Polacy nie mogą głośno wyrazić swoich uczuć? Okazywać patriotyzmu, zebrać się w swojej stolicy? Przypomnę, że broń gładkolufową wprowadzono do wyposażenia policji w roku 1994, a w następnym zatwierdzono ją jako tzw. środek przymusu bezpośredniego, jak pałki, psy czy armatki wodne.
Redemptorysta relacjonujący przemarsz Polaków w Warszawie pokazał jedną z łusek na dowód, że policja strzelała do ludzi; na zdjęciach, które są dostępne w sieci, widać policjantów z karabinami i długimi nabojami.
W patriotycznym przemarszu wzięły udział dziesiątki tysięcy ludzi (czy to nie Interia informowała na bieżąco, że w Marszu Niepodległości bierze udział...15 tys. osób), byli Węgrzy, polska młodzież z Litwy, Klub Gazety Polskiej z Chicago i tysiące, tysiące z całej Polski. Są to bezpośredni świadkowie wydarzeń, które miały miejsce w niedzielę, 11 listopada. Czyż to nie ironia losu, że dokładnie w rocznicę Święta Niepodległości obecny reżim pokazał kolejny raz swoje mało patriotyczne oblicze? Władza boi się, że niezadowolenie społeczeństwa może się obrócić przeciwko niej, że może ją znieść?!
Niestety, nie chodzi tylko o spontaniczne akcje, od rocznicy do rocznicy, a o wytrwałą pracę od podstaw; chodzi o docieranie do ludzi i wkładanie im przysłowiową łopatą do głów, aby zaczęli myśleć... aby zaczęli oddzielać ziarno od plew. Niby wolność odzyskaliśmy przeszło 20 lat temu, ale możemy powiedzieć – jak za komuny – prasa kłamie, media kłamią. W PRL-u mieliśmy drugi obieg informacji, skromny, ale niezależny od komunistów. Obecnie sytuacja jest podobna: media salonu, zakłamane, antypolskie, i niszowe tytuły, niewielkie nakłady, pozbawione reklam, zatem niedocierające do szerokich mas społeczeństwa. Kiedy okazało się, że Radio Maryja (a później Telewizja Trwam) dociera do milionów polskich rodzin, także poza granicami kraju, podjęto próby likwidacji. I należy się obawiać, że to, co się nie udało lewakom, uda się zrobić rządzącej ekipie PO.
Gra toczy się także o wolność mediów, o wolność słowa i prawo prezentowania własnego zdania. Rządzący Polską nie lubią mediów ojca Rydzyka za to, że mówią innym językiem, za to że prezentują inny obraz chociażby okoliczności tragedii smoleńskiej.
A mogłoby być tak pięknie. Wszystkie stacje telewizyjne, programy radiowe, główne tytuły prasowe jednym głosem tłumaczą ogłupiałym, zdezorientowanym Polakom, że uczestnicy Marszu Niepodległości to faszyści, rasiści etc., to wręcz elementy tak prawdziwie antypolskie itd. Jak za komuny, kiedy ton nadawała "Trybuna Ludu", a człowiek ślęczał przy radioodbiorniku i poprzez szumy, trzaski wsłuchiwał się w audycje Radia Wolna Europa.
Trudno jest zagonionemu człowiekowi odróżnić prawdę od kłamstwa. A może o to chodzi: zajmij się człowieku swoimi sprawami, myśl, co włożysz do garnka, za co kupisz dzieciakowi palto na zimę, a sprawy poważne nam pozostaw, już my wiemy, jak się kręci lody...
Żeby było normalnie, muszą być różne media, ale jest to niewygodne dla władzy. Władza zastanawia się, jaką marchewkę zastosować, kogo wyeliminować, aby przekaz dotarł jak najdalej. Po co Polakom Telewizja Trwam, skoro jest Polsat, TVN i tyle jeszcze innych... po co Radio Maryja, skoro jest Polskie Radio i setki innych stacji... Po co Polakom Marsz Niepodległości, skoro prezydent Komorowski poprowadził tak ładnie własną manifestację...
Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć i na to pytanie: czy wolna, suwerenna Polska jest nam jeszcze potrzebna? Nie chcę być złośliwy, ale już w latach II w.św. oberoprawca Himmler tłumaczył różnym głupkom (a i zdrajcom, którym marzyły się własne kraiki w ramach Rzeszy), że w przyszłym państwie niemieckim nie będzie miejsca na małe ojczyzny, będą regiony i tysiącletnia Rzesza.
Polacy w Niemczech spod znaku Rodła mówili, że Ojczyzna jak matka jest jedna i nie można o niej mówić źle. Nie dotyczy to jednak polityków. I ich oceny.
Leszek Wyrzykowski
Windsor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!