Był rok 2005, październik, kiedy przypadkowo wpadło mi w ręce przemówienie jednego z założycieli amerykańskiej filii Międzynarodowej Organizacji Zjednoczonych Rodzin. Obrady odbywały się w Rockford w stanie Illinois, a ich tematem był wybór miejsca na następny IV zjazd międzynarodowy, który od 1997 roku odbywa się co dwa – trzy lata w różnych miastach świata. Pierwszy zjazd odbył się Pradze w 1997 roku, dwa lata później w Genewie, a w 2004 roku w Mexico City. Przemawiający przedstawił Warszawę, stolicę Polski, jako najlepszego kandydata spośród miast europejskich na zlot światowy, który miał się odbyć w maju roku 2007. Oto jego słowa:
"Europa już prawie przepadła w walce z demograficzną zimą i agresywnym sekularyzmem. Jeśli Europa zupełnie przepadnie, to przepadnie wraz z nią reszta świata. Osamotniona Polska żyje wciąż silną wiarą w Boga i silną rodziną, ale i Polska ugina się pod olbrzymią presją zmian. Polska ratowała już Europę w historii... może i uratuje w przyszłości. W kwestiach populacji i rodziny Europa jest polem bitwy wczesnych lat dwudziestego pierwszego wieku, a Polska może być punktem zwrotnym. Ma to sens ogromny, żeby IV Światowy Kongres Rodzin odbył się właśnie w Polsce".
"Chicago Tribune" 5 czerwca 2006 roku napisała: "Polska okopała się przed uderzeniem fali sekularyzmu zalewającego Europę".
Kiedy to przeczytałem, wydało mi się to oczywiste, normalne i mało odkrywcze, biorąc pod uwagę, że minęło niespełna pół roku od odejścia Jana Pawła II. Polacy chodzą do kościoła, młodo się żenią i wychodzą za mąż, rodzą dzieci i nic tego zmienić nie może, prawda? Rodzina polska dla delegatów na zlot światowy rodzin była wzorem do naśladowania na tle szybko degenerującej podstawowe zasady moralno-społeczne Europy Zachodniej. Prawa aborcyjne, promocja życia bez związków małżeńskich i marsze homoseksualistów w każdym większym mieście Niemiec czy Francji wydawały się nie dotyczyć naszych rodaków żyjących jeszcze w rzeczywistości stworzonej przez silną tradycję i największego, najmocniejszego z Polaków kiedykolwiek stąpającego po ziemskim padole. Pamiętam, kiedy w długich rozmowach próbowałem ostrzegać przyjaciół i znajomych mieszkających w starym kraju przed niebezpieczeństwem, które czyha na Polskę. "Kanada jest już krajem od lat pod zaborami antychrześcijańskiej globalizacji lewicowej i was to też czeka"... mówiłem, narażając się na kiwanie głową z politowaniem. "Nie u nas" odpowiadali, lekceważąc przeciwnika. Honorowy patronat nad obradami IV Międzynarodowego Kongresu Rodzin, który zaciekle walczy w wielu krajach i w ONZ o zachowanie kształtu i praw tradycyjnej rodziny, objął prezydent Polski Lech Kaczyński, który łamiąc wszelkie zasady i plany UE przemówił do zebranych w sali kongresowej Pałacu Kultury, popierając ich upór i walkę. Katolicka, chrześcijańska rodzina, w której ojciec przez całe życie pozostaje wiernie u boku jednej małżonki, wspólnie wychowując w duchu miłości i wiary liczne potomstwo, jest, jak się okazuje, największym wrogiem nowej, lewicowej globalizacji.
Ponad rok po odważnym wsparciu delegatów zjazdu w maju 2007 roku, wyśmiewany już powszechnie w polskich mediach Lech Kaczyński przewodził wystąpieniu prezydentów Europy Wschodniej w zatrzymaniu agresji Rosji na Gruzję. Znamy na pewno te zdarzenia i treść jego przemówienia do Gruzinów, które wygłosił odważnie i prosto w rosyjską twarz, czując poparcie USA i prezydenta Georga Busha. Wkrótce potem G. Bush przegrał wybory z człowiekiem lewackiej globalizacji Bara-ckiem Obamą i wraz z tą przegraną zniknęło poparcie dla odważnego prezydenta Polski. 17 września 2009 roku, dokładnie w siedemdziesiątą rocznicę agresji Stalina na Polskę, USA pod przywództwem Baracka poinformowały Polaków o zawieszeniu planu instalacji tarczy antyrakietowej na terenie Polski... czytaj: koniec protekcji, radźcie sobie sami. Występujący niejednokrotnie przeciwko lewackiej zmianie wartości w EU i na świecie Lech Kaczyński pozostał sam. Sprzymierzeńcy z małych krajów Europy Wschodniej ucichli, rozbijając wcześniejszą koalicję. Kiedy pozostał bez silnego poparcia z jakiegokolwiek kierunku, Lech Kaczyński był nadal odważnym, stojącym twardo przy chrześcijańskich wartościach człowiekiem. Pozwolono mu przeżyć 208 dni, do dnia kiedy pełen ufności w obowiązujące na świecie zasady moralne wraz z 95 osobami wsiadł do samolotu, który przygotowali dla niego Rosjanie, a lot zorganizowali ludzie lokalnej placówki lewicowej globalizacji rządzący obecnie w Polsce.
6 listopada 2012 podczas wyborów prezydenckich w USA historia się powtórzyła. Tym, którzy próbują odważnie kontynuować myśli Lecha i pokazać światu, że zginął śmiercią męczeńską w walce o wartości chrześcijańskie, ponownie historia odmówiła wsparcia na co najmniej cztery lata. Już następnego dnia po zwycięstwie amerykańskiej lewicy rozpoczął się w Polsce atak medialny na PiS i komisję parlamentarną Macierewicza, która od 32 miesięcy ciężko pracuje nad ukazaniem światu prawdy. My tę prawdę znamy. Palikot zagroził więzieniem, sondaże TVN24 pokazują gwałtowne wycofanie poparcia dla PiS-u w społeczeństwie polskim, a wielu ludzi czuje w powietrzu stan wyjątkowy i z trwogą obawia się likwidacji jednej z ostatnich chrześcijańskich opozycji w Europie. Garstka dzielnych bojowników podobnie jak na Westerplatte w 1939 roku trzyma ostatnie przyczółki bez wsparcia i poparcia z zagranicy, z niewielką siłą medialną, jaką są "Gazeta Polska", "Nasz Dziennik" i niedawno zraniona, krwawiąca "Rzeczpospolita". Jak długo wytrzymają? Ile dni im pozostało? Co dla nich szykują ci, dla których prawa moralne w sporze politycznym liczą się tak samo jak konwencje międzynarodowe dla armii Stalina?
Wszystkim zainteresowanym walką o prawa i przetrwanie współczesnej rodziny polecam cotygodniowy biuletyn United Families International w necie.
Z wiarą i nadzieją...
Janusz Beynar
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!