Podróże kształcą
Jak zawsze jadę z Wołkowyska do Mińska autostopem. Pierwsza podwiozła mnie dama z Zelwy, która kilka lat z rzędu zbierała truskawki w Polsce, a teraz nie mogła dostać wizy. Wiozła kartofle własnym minibusem. Dalej miałem wyjątkowego kierowcę, kapłana prawosławnego ze Słonimia, który już kilka lat temu mnie podwiózł. Był bardzo rozmowny i okazało się, że w Olszanach gospodarze uprawiają na wielką skalę warzywa, które wysyłają do Moskwy, a jednocześnie twierdził, że Białoruś – niby potentat kartoflany – sprowadza je z wielu krajów podobnie jak jabłka, które przed wojną z Kresów jechały do Warszawy. Nie tylko odwiózł mnie za miasto, ale jeszcze przewiózł przez miasto, pokazując ciekawsze budynki.
Zbieranie podpisów
Jak już chyba pisałem, wziąłem się do zbierania podpisów, by w Wołkowysku utworzono polski konsulat, uruchomiono pociąg osobowy z Białegostoku przez Wołkowysk do Baranowicz oraz otworzono nowe przejścia graniczne. W sobotę pojechałem z pomocnikiem do powiatowego miasta Brzostowica już nad granicą z Polską, gdzie tego dnia była feta na 100. rocznicę poświęcenia kościoła zbudowanego staraniem mego dalekiego krewnego hr. Kossakowskiego. Na uroczystość przybyło dwoje prawnuków fundatora, Marysia Lubieńska z New Jersey i jej brat Leszek z Londynu. W lutym 1940 r. zjechali do nich bolszewicy, kazali się spakować w 30 minut i zawieźli na stację. Jednak ich wychowanica, miejscowa nauczycielka, poprosiła matkę Marysi, by nie brała z sobą swego 4-miesięcznego dziecka, i tak Leszek został na miejscu.
Całą rodzinę zesłano na Sybir, gdzie był głód, ale dotrwali do wojny sowiecko-niemieckiej i jak tysiące dołączyli do armii gen. Andersa, z którą przez Iran, Irak, Palestynę dotarli do Anglii. Zaś Leszek w 1956 r. mógł dojechać do rodziców. Leszka w szkole koledzy przedrzeźniali i wołali graf, był przyzwoicie karmiony i ma prawie dwa metry, zaś jego siostra wygłodzona na Syberii nie ma nawet 165 centymetrów.
Przed i po mszy celebrowanej przez abp. Kondrusiewicza z Mińska w otoczeniu coś 24 księży i jego wspaniałym wygłoszonym po polsku kazaniu wzięliśmy się do zbierania podpisów i szło całkiem dobrze. Dodam, że po mszy jakoś na wystawny obiad potomków fundatorów "zapomniano" zaprosić.
Wybory
Już po słabym cyrku wyborczym o 20 zamknięto lokale i tylko Pan Bóg wie, ilu obywateli głosowało. W Wołkowysku do lokalu wyborczego koło mego domu poszedłem z mym lokalnym pomocnikiem, by on głosował. Nie tylko on głosował, ale dano mu jeszcze głosować za... żonę, a mnie udało się zwędzić biuletyn do głosowania. Wedle mej oceny, do 13.00 w tym lokalu nie głosowało więcej niż 30 proc. uprawnionych, a przecież były cztery dni do głosowania. Przed samym zamknięciem lokalu wyborczego koło mego domu w Mińsku nie było lepiej. Czy te wyniki są wyjątkowe?
Po 20 poszedłem zebrać trochę plakatów wyborczych. Było ich jak na lekarstwo i na dodatek tak dokładnie przylepione, że oderwać bez ich zniszczenia nie było można.
Okazało się jednak, że plakatów strzeże jakiś "dżentelmen", który do mnie podszedł i zapytał, co robię. Pokazałem mu, że już jest po i zbieram plakaty do swej kolekcji, ale ten sfilmował mnie.
Zresztą tak jak w PRL-u szedłem na wybory, brałem biuletyn i zamiast do urny wsadzałem do kieszeni.
Chodziłem po mieście i pytałem, jak ludzie głosowali. Na jakieś 10 osób tylko jedna twierdziła, że głosowała, a reszta, że imprezę olali. Pewien starszy pan chodził po domu i pytał wszystkich, czy głosowali. Wszyscy powiedzieli, że nie, więc moje oszacowanie, że nie głosowało w kraju więcej niż 25 proc., jest trafne.
Równocześnie ludzie mówią, że stale coś idzie w górę. Telefony za granicę poszły w górę 30 proc., ale cena rozmowy do USA jest praktycznie taka jak do Polski i reszty krajów europejskich.
Na dodatek przedtem taryfa ulgowa była od 21 do 9 rano oraz w soboty, niedziele i dni wolne od pracy, np. 7 października. Teraz tylko od 23 do 6 rano. Telefon do Kanady, USA i Polski w normalnych godzinach kosztuje na szczęście tylko 6 centów, po 23 tylko 3, więc wtedy można hulać.
Podniesiono cenę opłat komunalnych i elektryczności i, co gorsza, jak ktoś w porę nie zapłaci, to wyłączają mu wszystko.
Jest coraz większe niezadowolenie, ale pytanie, co będzie skórką banana, na której nasz Cygański Baron się poślizgnie. Zasadniczo była już taka okazja rok temu, ale opozycja jej nie wykorzystała, czy teraz ją wykorzysta...
Jak zawsze mają być pochody opozycji na Zaduszki, czyli Dziady, jak będą liczne, to się okaże.
Wstyd
Jak podają statystyki Banku Światowego za rok 2011, najlepiej się robi biznes w Hongkongu, potem w Singapurze i w Nowej Zelandii. Norwegia i Dania są trochę dalej. Gruzja na 16., zaś Litwa jest na 21. miejscu, Estonia na 24., a Łotwa na 27. Polska na 62. miejscu bije nieco Białoruś, która jest na 69.
Aleksander graf Pruszyński
Mińsk/Warszawa
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!