Już bombki powieszone i lampki powieszone, i łańcuchy kolorowe położone. A te bombki różnorakie, z wielu, wielu lat. Ta kupiona, jak byłaś moja córeczko taka malutka. Oj, mamo, zawsze o tym mówisz. Nie przypominam sobie… A ta kupiona na targu, gdy Rosjanie jeszcze tutaj przyjeżdżali, za 50 groszy. Ten Mikołaj wielki, jak tata zrobił jakiś duży biznesplan i mu zapłacono. Tę dostałam, jako nauczycielka w szkole, do jakiegoś podarunku dodatek. Podarunku już nie ma, także w mojej pamięci, ale dodatek jest.
I zajrzałam w tym roku do złożonej kartki z Mikołajem. Była tak złożona od siedmiu lat. A to klasa 1 e się spisała z życzeniami, i każdy z nich się podpisał. Dopiero teraz zauważyłam to, tyle lat leżało w jakimś zeszycie. Cukierki powiązałam ze sobą i łatwo teraz je wieszać. Jeden wisi z jednej strony gałęzi, drugi z drugiej. Ukrywamy je, wieszając, alby trudno było znaleźć. Kto chce zjeść jeden cukierek, to ma się schować z nim pod stół, taka jest tradycja. Nie, żartujemy tylko, ale pamiętamy, kto pod stołem zjadał cukierek, jak był mały. W wielkim poczuciu winy to robił. Przed jakąś wywiadówką mamy – matki kolegów mojego syna – opowiadały sobie, jakie kary stosują wobec swoich dzieci. Ja – żadnych. Żadnych kar, bo moje dzieci miały i tak poczucie winy. Wiedziały, kiedy źle zrobiły. Celowo źle nigdy nie robiły, chyba że niechcący im się zrobiło, np. wazon się stłukł czarny, ze złoconymi ozdobami, podczas gry w piłkę.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!