Antidotum na terroryzm
Zachodni Europejczycy nie mogą cieszyć się tegorocznym latem.
Nie ucichły jeszcze lamenty po zepsutym przez zamachowca Dniu Bastylii, nie dokończono dyskusji tyczących jego powiązań i osobistych motywów, a już w niemieckim pociągu krew niewiernych wytoczył hołubiony przez Europę „uchodźca”.
Nastolatek z siekierą całkiem przypadkiem zakończył swoją przygodę zastrzelony przez policjantów, co z wielkim żalem odnotowała czuła posłanka Zielonych.
CNE - sierpień 2016
Tradycją kultury kanadyjskiej jest coroczne otwarcie pod koniec lata Canadian National Exhibition (CNE) w Toronto. Tak jest i w tym roku. 18 sierpnia została uroczyście otwarta CNE.
Media Etniczne (National Ethnic Media Council of Canada) miały swoje otwarcie 20 sierpnia. Nie obyło się bez zgrzytów. W tym roku w ramach chyba reprywatyzacji oddano obsługę tak zwanych public relations prywatnej firmie. Nie można było się z jej pracownikami w żaden sposób dogadać w sprawie przyznania biletów w ramach tak zwanej akredytacji. Podanie złożyłem na tydzień przed imprezą. Po wykonaniu z dziesięciu telefonów i maili i po usłyszeniu dziesięciu zapewnień, że bilety są „procesowane”, gdzieś tam je miałem do odebrania (podobno?), ale dowiedziałem się o tym, kiedy już wróciłem do domu po imprezie. No po prostu CNE przywitało mnie takim sowieckim „rozgizdjajstwem” na dzień dobry!
Kwiaty w oczach
Od lat wiadomo, że Kanada jest miejscem, gdzie przebijają się ideologiczne nowalijki. Tak jakoś wyszło, że u nas testuje się rzeczy, które później rozlewane są na cały liberalny świat. Zaczęło się od multikulti w latach 70., i tak już zostało…
Dzisiaj na tapecie mamy deradykalizację. W Montrealu powstał już ośrodek reedukacyjny. Wymyślono, że z terrorem będziemy walczyć przez prostowanie mózgów zlasowanych wybuchowymi pomysłami na życie.
Deradykalizacja ma nas wyprać z jakichkolwiek silnych przekonań, przenicować na sprozakowane bezstresowe lelum polelum, które wykarmione politycznie poprawną papką, szerokimi oczkami powtarzać będzie „peace”, peace”...
Nieprawda?
Kiedy nasza cywilizacja miała jeszcze zdrowe kości, z zagrożeniami walczyła właśnie przy pomocy „radykalizacji”.
Sobieski, zradykalizowany apelem Ojca Świętego do obrony chrześcijaństwa, zradykalizował z kolei swoich żołnierzy do tego stopnia, że gotowi byli wybić pohańcom z głowy wszelkie zakusy na świętą wiarę katolicką. Ci radykałowie poprowadzeni pod Wiedeń ocalili dla nas Europę. Stare czasy, wydawać by się mogło, że bajkowe.
Dzisiaj chłopaczkowi z kanadyjskiej szkoły takie działanie wydaje się nietolerancyjne, wręcz niezrozumiałe. Dzisiaj mamy panów muzułmanów zapraszać do siebie i przekonywać „do tolerancji” perswazją oraz urokiem osobistym.
Problem w tym, że islam niesie konkurencyjną hierarchię wartości i inną ofertę cywilizacyjną. Problem też w tym, że muzułmanie są „radykalni”, bo wierzą, a my już nie, przynajmniej nie we wszystko. Zachód staje się coraz bardziej totalny, coraz bardziej domknięty i znieczulony.
Ludzie czują się bezsilni, stają się bezwolni, pozbawieni znaczących celów życia, wyprani z silnych emocji.
Kulturowi bolszewicy czopują wbudowane w system demokratyczny wentyle bezpieczeństwa – ludzie coraz częściej boją się mówić, co myślą, uczą się orwellowskiego dwójmyślenia; co innego mówią w pracy, co innego wśród bliskich. Cywilizacja, która kiedyś wypisała wolność słowa na sztandarach, dzisiaj gipsuje niepokornym usta.
Rezultat jest taki, że młody kontestujący człowiek, widząc degrengoladę i upadek własnej cywilizacji, radykalizuje się, przyjmując cudzą, gdzie ma proste schematy, poczucie misji i głębszej wiedzy. Tam odnajduje sens życia wykraczający poza doczesne głupotki.
Tak, myśmy kiedyś też tak mieli; myśmy też byli przekonani o wyższości własnej kultury i misji naszej cywilizacji. Sami na własne życzenie rozebraliśmy się do gołego – pozbawili zdolności mobilizacji, wyzbyli odruchów obronnych, wychowali pokolenia mięczaków, niepotrafiących wymagać od siebie, nieodpowiedzialnych, załamujących się i popadających w depresję z powodu niemożliwości odnalezienia kolejnego pokemona.
Na dodatek szeroko otworzyliśmy drzwi dla obcych. Nie byłoby w tym nic złego, świeża krew może się przydać, gdyby obcy byli przekonani o wyższości Zachodu i w trymiga chcieli się asymilować.
Niestety, to są inteligentni ludzie, dostrzegają naszą głupotę, dziwią się jej i mówią o niej wprost – widzą, że nas niedługo nie będzie, nie mamy przyszłości, padamy na pysk, więc do czegóż się tu asymilować? Trzeba pozbierać z gruzów, co się da, i budować nowe. Jakie? Nie wiem, jakąś azjatycką mieszankę. Nasza kultura przestała być atrakcyjna, nasze szkoły tracą przewagę, która jeszcze w latach 60. była czymś oczywistym. Nurzamy się sami w politpoprawnych gnojowiskach, dajemy na sobie jeździć jak na starej chabecie.
Widać to gołym okiem. Nowy hegemon, prezydent Chin, stwierdził podczas niedawnego rocznicowego zjazdu tamtejszej partii komunistycznej (tak, tak, ChRL to państwo komunistyczne!) – Zachód jest na krawędzi radykalnej zmiany, widzimy, jak Unia Europejska stopniowo upada, podobnie jak kończy się amerykańska gospodarka, „nowy porządek świata” dobiega końca.
Na razie kołyszą nas słodkie urojenia; finansowa struktura systemu pozwala szczytom zachodniej piramidy żyć z pracy świata – dzięki rezerwowej roli amerykańskiej waluty system nadal się trzyma, niestety tylko przy mocy sztucznych podpórek, bez uzasadnienia w realiach gospodarczych, dzięki globalnej piramidce.
Wróg stoi u bram, rozpętuje się nowa wojna światowa, a nas przerośnięte dzieci kwiaty raczą bojami o ubikacje dla ludzi niezdecydowanych płciowo.
Matriks na całego! Do tego ci, którzy rzekomo mają dbać o nasze interesy, jak nasz premier Trudeau, wydają się być pogrążeni w eskapadach wizerunkowych, świecąc pofałdowanym gołym torsem na „przypadkowych” fotografiach twitterowych, tak jakby mieli bardziej pofałdowane mięśnie od mózgu.
Na razie jeszcze się temu dziwię. Po deradykalizacji szczęśliwymi oczami będę już tylko liczył uciekające pokemony – myk, myk, myk.
Andrzej Kumor
Radykalna wizja zderadykalizowanego świata
Stara marksowska teza głosi, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Opisując geopolityczną tektonikę, często mamy tendencję do patrzenia na świat z perspektywy naszej europejskiej czy amerykańskiej widety. Wygląda to nieciekawie – hordy imigrantów z Afryki i Azji zalewają Stary Kontynent, przemysł trzeszczy pod naporem taniej azjatyckiej konkurencji, demografia spycha nas do grobu, a młodzież, psychicznie słaba i rozwalona, ucieka od problemów na hedonistyczne łąki, niezdolna stawiać czoła przeciwnościom.
Szkoły, jeden z największych atutów zachodniej cywilizacji, butwieją od politycznej poprawności, niezdolne do „produkowania” prawdziwych liderów.
Życie polityczne opanowane jest przez wizerunkowych gangsterów z pustką w głowie.
Nie muszą nas lubić
Wyjdą „breksity” czy nie wyjdą? A jeżeli tak, to kiedy? Nic nie jest jeszcze na sto procent zaklepane. Bo co ze Szkocją, Belfastem? Oni nie chcą opuszczać UE (i mają rację).
Wejdą czy nie wejdą – to było też popularne pytanie, które dręczyło nie tylko aktywnych działaczy „Solidarności”, ale także większość obywateli PRL-u w latach 1980–81. Chodziło oczywiście wtedy o doktrynę Breżniewa i udzielenie bratniej pomocy krajom obozu pokoju i socjalizmu (czyt. półkoloniom). Niektórzy mówili, że Ruskie wchodzić nie muszą, bo już u nas w swoich bazach jak najbardziej są. Np. w legnickich knajpach stanowili pół na pół – konsumentów z tubylcami. Kiedy tam czasem na kielicha wpadłem i aby się posilić, to słychać było wkoło ich śpiewną mowę, tym bardziej że Polacy legniczanie byli w większości Kresowianami i nie było problemu ze wzajemnym rozumieniem się. W końcu jednak nie tylko nie weszli, ale sobie wyszli. Gorbaczow zaczął popuszczać i ustrojstwo się w szwach rozeszło. Wiadomo bowiem, że reżimy nie upadają wtedy, kiedy są bezwzględne i okrutne, ale kiedy próbują łagodzić nieco swoje rządy.
Looking at the annual rankings of Polish universities and colleges (1)
In 2003, I first became aware of the annual rankings of Polish universities and colleges put out jointly by the mass-circulation newspaper Rzeczpospolita and the student/education magazine, Perspektywy ( perspektywy.pl ). Of course, there are a number of college rankings in Poland put out by different publications and institutions, but this one seemed to be among the most rigorous and comprehensive.
It should be noted, that in a 2013 survey, Perspektywy was chosen as “the most opinion-forming monthly publication” in Poland. It was also identified as such in a 2015 survey.
Kuchnia polityczna (nie zawsze dietetyczna)
„Moja głębia mnie przygnębia – rzekła głębia. No, no, no – rzekło dno.”
Tytuł jest tylko przenośnią, ale celowo nawiązuje do gotowania, bo kto zaprzeczy, że w naszej polskiej polityce warzą się i smażą na wolnym ogniu najróżniejsze potrawy – idee, smaczne, proste, lekkostrawne, ale i takie, co choć wyglądają ładnie na talerzu, to mogą przyprawić nas o rozstrój żołądka, a ich smak pozostawia wiele do życzenia. Przysłowie mówi – nie wierz gębie aż położysz na zębie! Jednym słowem, dobrze jest niejedno popularne, oczywiste hasło polityczne położyć na zębie i spróbować rozgryźć. Niestety, są rodacy, którzy sobie takiego trudu nie zadają, traktując różne hasła dosłownie.
Otóż, mocium panie, demokracja, władza większości, choć ma swoje słabości – jest najlepszą znaną obecnie formą ustrojową. To prawda, której trudno zaprzeczyć. A skoro tak, to jeśli jej istnienie jest zagrożone, należy jej bronić! Pomagając sobie łokciem, nogą, biodrem i paznokciem. Stąd prosta (?) droga prowadzi do poparcia Komitetu Obrony Demokracji. Ale weźmy ten komitet na ząb, a wtedy poczujemy trochę dziwny smak tej potrawy. Bo jakoś ta jego logika działania jest właśnie dziwna. A mówiąc dosadniej – to jej wcale nie ma.
„Te, co jutro rykną, czym są dzisiaj gromy?”
Przybycie do Polski papieża Franciszka, który 27 lipca przyleciał do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży, przyćmiło wszystkie inne wydarzenia, chociaż one też nastąpiły i będą miały swój dalszy ciąg również wtedy, kiedy radosny nastrój związany ze Światowymi Dniami Młodzieży opadnie. A to wydaje się bardzo prawdopodobne, bo któż dzisiaj jeszcze pamięta o Światowych Dniach Młodzieży w Rio de Janeiro w roku 2013, w których wzięło udział ponad 3,5 mln uczestników? Mało kto – podobnie jak o niedawnych mistrzostwach Europy w piłce nożnej, w których też uczestniczyły tłumy kibiców i gdzie też panowała radosna atmosfera.
Już w samolocie lecącym do Krakowa papież Franciszek, komentując falę zamachów dokonanych przez muzułmańskich sprawców, oświadczył, że świat znajduje się w stanie „wojny”, chociaż nie jest to „wojna religijna”.
Sztuka królewska doprowadzona do perfekcji
Nastał piękny czas kanikuły, jak to mówią w nieciekawych kręgach, “planeta żaru kopsa”, a człowiek najchętniej leżałby gdzieś nad wodą na gałęzi ze spuszczonym ogonem niczym pana Darwinowi protopolaści.
Tymczasem jednak świat nie stoi w miejscu. Kanadyjskie władze ułożone na wszystkich szczeblach równiutko z liberalnego klucza, pełne bolszewików kulturowych i różnej maści agitatorów chcą nas przemieniać na lepsze, ruszając z posad bryłę globu. Potrzebują do tego naszych pieniędzy, bo to pieniądz zaprzęga ludzi do pracy i pozwala opłacać najdziksze projekty.
In search of new “cadres” for a Canadian renewal
Can the mutual interests of the regions lead to a decentralized Canada?
Whether one calls them infrastructures or “cadres”, conservatives in Canada today are greatly in need of them.
A truly consummate politician is able to utilize the self-interest of disparate groupings to work towards some common goal that only he or she has in mind. This process is exemplified by a leader like Pierre Elliott Trudeau, the Liberal Prime Minister of Canada from 1968-1984 (except for nine months in 1979-1980). Trudeau’s ability to turn both French- and English-speaking Canada to his own ends, with both parts of the country thinking they were at least partially pursuing their own self-interest, is the mark of a very effective political figure.