Rozgryźć goździk, gdy ząb boli... potem następny
Od dziadka, którego żona jest tu chora, dostałam gazetę niemiecką, w której wyczytałam ważne informacje, że na ból zęba pomagają:
1/ goździki, po niemiecku Nelken. Jest to przyprawa i trzeba gryźć jeden goździk, wypluć... wziąć następny. Przy czwartym ząb już nie boli;
2/ pić też rumianek;
3/ olejek drzewa herbacianego wziąć na wacik i położyć na zębie, można też go używać do płukania ust. Nie wiedziałam o tym, a mam właśnie taki olejek;
4/ rozgryźć czosnek i gryźć tym zębem;
5/ szałwia, zrobić herbatę, oziębić ją i płukać;
6/ czarny pieprz plus trochę soli, dać to do pół szklanki wody, dawać na ząb po kilka kropli;
7/ słona woda – 1 łyżeczkę soli rozpuścić w filiżance ciepłej wody, oziębić, wziąć do ust i trzymać tak przez 30 sekund;
8/ cebula – rozgryźć cebulę i trzymać ją na bolącym zębie.
Wszystko to ma na celu zniszczyć niedobre bakterie, które są przy zębie.
Na niemieckiej wsi, przy dużej niemieckiej rodzinie
Trzeci dzień w Niemczech, jestem nadal polską opiekunką ludzi starszych niemieckich. Niedługo mija osiem lat mojej pracy, pracy opiekunki i pomocy domowej.
To wielki dom, więc na pewno będę miała dużo roboty. Rodzina niemiecka rezygnuje ze sprzątaczki, która tu dwa razy w tygodniu przychodziła. Jej pracę przejmuję ja, o czym w sposób zawoalowany powiadamia mnie rodzina. Oni szukają oszczędności. Pokrycie stodoły nowym dachem dużo kosztowało.
Mam dzień wolny, więc jestem u siebie, ale w nocy się martwiłam, że nie umyłam schodów, tych drewnianych, prowadzących do mnie na górę. Wzięłam więc odkurzacz, odkurzyłam u siebie i na korytarzu, ale schodów nie, boby trzeba było z tym odkurzaczem schodzić, a nie chciałam robić rumoru, zwłaszcza teraz, gdy mamy jechać do miasta – jednego i drugiego, w pobliżu. Gdyby tu była przede mną jakaś opiekunka, powiedziałaby, co robić, a czego nie robić. Ja nic nie wiem, a nie chcę być nadgorliwa. Oni mają rodzinę w pobliżu, przyszedł teraz jakiś kuzyn pana starszego.
Jestem już w nowym domu niemieckim
Wczoraj przyjechałam. Jechałam od 7 rano, małym busikiem na kierowcę i 8 osób. Przyjechałam dopiero o 19., więc jechałam 12 godzin. Bardzo to było nudne, taka jazda. Wśród nas były osoby jadące do Niemiec i trzy osoby do Holandii. Bus przyjeżdża pod dom i zawozi pod dom.
Najpierw były rozwożone osoby na Niemcy. Ja byłam czwarta. Pan, który jechał do Holandii, opowiedział mi troszkę o swojej pracy. Więc z kolegami założyli sobie działalność w Polsce. Jadą na dwa tygodnie i dwa tygodnie wtedy w domu. Zazwyczaj jadą swoim samochodem, wtedy im się opłaca, benzynowo – gdy dużo osób jedzie.
Praca polega na nakładaniu tynku na ściany nowo wybudowanych domów. Potem inni kleją tam tapety. Byłam zdziwiona, że tapety, bo moje sąsiadki przeszły na gładź gipsową. Wcześniej powinno się wyprowadzić na czas remontu z domu, bo zapylenie jest okropne przy polerowaniu tego gipsu.
Wspominam sobie…
Obejrzałam ciekawy program w telewizji. Gdy przepuścimy promyczek światła przez coś, co żyje, odchyli się on po wyjściu z tego czegoś.
Coś, co żyje, będzie odchylać promyczek w lewo albo w prawo.
Coś, co nie żyje, nie odchyla promyczka. Dlaczego? Bo jest mieszaniną tego, co odchyla w prawo, i tego, co odchyla w lewo.
Życie nie lubi mieszanin. Życie to zawsze wybór.
W ten sposób obca cywilizacja może badać, czy np. na danej planecie jest życie. Oblicza, ile światła pada na te planetę i jak to światło jest odbijane. Już liście dużego lasu mają wpływ na sposób odbicia światła i mogą pokazywać, że jest tu życie. W ten sposób my, ludzie, możemy też badać, gdzie jest życie.
Samochód, nasz samochód
Wciąż o nim myślimy, czy będzie dobry, czy nie wysiądzie, w dodatku ten sprzedawca ulokował swoją pieczątkę na blankiecie, a na niej jest napisane małym druczkiem, że kupujący nie ma żadnych praw, jeśli chodzi o roszczenia, gdyby były jakieś wady ukryte w samochodzie.
Wszystko to nas martwi i przeszkadza się cieszyć tak pięknym samochodem i tak dobrym samochodem, jeśli będzie on rzeczywiście dobry. Strach jest od rana, jak tylko się obudzimy. Ale, co tu robić? Trzeba czekać i mieć nadzieję, że nie wysiądzie elektryka-automatyka, albo silnik, albo wszystko razem. Samochód miał wielu właścicieli, był zamknięty do ruchu w Niemczech, więc musiał mieć jakąś wadę, ale nie wiemy, jaką. Czy chodzi o spaliny? Za dużo węglowodorów w dymie, to by znaczyło, że silnik jest zły.
Myślę o liczbach pierwszych
W Polsce piękna pogoda, chodzimy więc na wycieczki. Po jeziorze mkną olimpijskie kajaki, a za nimi motorówka. Kaczki się gonią, a perkozy pokazują swój godowy taniec. Na drzewach nie ma jeszcze liści, ale są już bazie, z daleka widać je na biało-żółto.
Ostatnie dni to zaznajamianie się ze wszystkimi problemami związanymi z kupnem na rynku starego auta. Przyjechał do nas brat męża – Wiktor, który w tym rejonie upatrzył sobie samochód. Wiktor kupił sobie ostatecznie używany, sprowadzony z Niemiec samochód i teraz jest pełen obaw, jak będzie mu się on sprawował i ile go będą kosztowały niezbędne naprawy. Samochód z roku 2003 marki volkswagen golf 4, za 9 tysięcy złotych. Opony do wymiany i rozrząd trzeba zrobić koniecznie. Nie wiadomo, co w nim jeszcze złego siedzi, ale ma klimatyzację, wszelkie bajery i jest wygodny. Mój mąż mu pomagał kupić ten samochód, jeździliśmy z nim wczoraj, pojechaliśmy do większego miasta. Byliśmy w dwóch komisach. Było tam dużo samochodów, ale nic nam nie wpadło w oko. Albo za drogie, albo za bardzo zużyte.
Jestem w Polsce prawie od miesiąca
Cieszę się, że zarobiłam, że stać mnie na drobne zakupy, a obecnie na najtańszą kuchenkę gazową. Na moje miejsce, do opieki nad panią starszą niemiecka, przyjechała nowa polska opiekunka. Nie widziałam się z nią.
Właśnie skończyliśmy czekać na przywiezienie kuchenki gazowej do naszego domu. Stara kuchenka ma już... ile lat? Muszę policzyć. Od 1990, to ma 27 lat. Gdy piekę ciasto w piekarniku, to wołam męża i on bierze deszczułkę, która przytrzymuje drzwiczki, aby całkowicie się domknęły, bo się nie domykają. W ogóle to kuchenka stoi przy ścianie. Już się do tego przyzwyczaiłam. Nie ma miejsca, aby coś odstawić z kuchenki, coś gorącego. Można to tylko dać do zlewozmywaka, bo z drugiej strony jest ściana. Poszukaliśmy w Internecie czegoś w miarę dobrego a taniego. Zadzwoniłam do sklepu, jednego i drugiego. W tym drugim były kuchenki gazowo-gazowe. Wybraliśmy kolor, cenę, firmę. Mieli ją przywieźć, czekaliśmy, a przez ten czas sprzątaliśmy za zlewem w kuchni, przy ścianie. Tam dawno nie było sprzątane. Znaleźliśmy pojemniczki małe na serki, których już nie ma, a które przypomniały nam nasze dzieci, które były wtedy małe. Różne smaki były tych serków, serki z Czarnkowa. Okrągłe, malutkie, owocowe. I co było jeszcze? Pudełko od papierosów. My nie palimy od 1999 roku, od 12 X ja, mąż od 15 X. Jednak takich papierosów myśmy nie palili nigdy. Kto to palił w takim razie? Chyba już wiemy...
List z Niemiec: Niespokojnie
Gdy wyjeżdżałam z Niemiec, sprzed domu wiejskiego niemieckiego, gdzie słońca było mało, tylko cień i cień... żegnała mnie cała rodzina niemiecka. Wyszli przed dom, tylko pani starsza została w środku. Stali, patrzyli, jak wchodzę do busika o kolorze zielonego groszku. Drzwi miał rozsuwane. Żegnała mnie wnuczka pani starszej, jej siostra z rodziną, malutkimi dziećmi, a jedno w wózku. Synowa i syn pani starszej. Odjeżdżałam od nich i cieszyłam się, że jadę do domu. Ten cień tam był przytłaczający. Ale ludzie dobrzy. Opiekowałam się jedną osobą, ale rozmawiałam ze wszystkimi. To tak dziwnie wskoczyć w czyjeś życie... a ja znalazłam się wśród nich, karmiłam koty – całą rodzinkę kotów, wszystkie były czarne. Miło było popatrzeć na świnki i na byki za ogrodzeniem. Ciężkie łby byków...
W domu piorę już drugą pralkę moich rzeczy stamtąd, jeszcze jedna pralka została i już będzie wszystko. Myślę, że to, czy ludzie są dobrzy, czy źli, to nie zależy od ich narodowości. To druga rodzina niemiecka, a dobrzy ludzie. Ich matka i jedenaścioro dzieci. Wszyscy zdrowi, troskliwi ludzie. Nikt za granicę nie wyjechał. Mieszkają blisko siebie. W ilu domach niemieckich już byłam? Na początku, a było to w sierpniu 2009 roku, wyjeżdżałam tylko na miesiąc, a potem miesiąc w domu, chociaż nie zawsze równo miesiąc. Czasem dłużej, czasem krócej. Więc tak – pierwszy dom na wsi, koło Lubeki. Staruszkowie w nim, pole kukurydzy i jabłka spadające z drzew przed domem, którymi nikt się nie interesował. Nie zagospodarowywano ich, nie grabiono. Po prostu leżały.
Przyjechałam do Polski, a tu słonecznie i medalowo
Opiekowałam się przez miesiąc chorą starszą panią niemiecką. To był koniec mojego pobytu, koniec mojej pracy tam. Polacy teraz, a szczególnie polskie panie, dużo podróżują, pracują w opiece. Utrzymują tym rodziny w Polsce – swoje dzieci, które często pracy nie mają... swoich mężów, dla których już pracy na pewno nie ma. Zwłaszcza w małym miasteczku, które miało rozwinąć się turystycznie.
Byłam w markecie, w Niemczech jeszcze. Pojechałam tam na rowerze. Miałam z sobą plecak, ale najpierw kupiłam farby do włosów dla mojej koleżanki – też Polki i też opiekunki. Ona pracuje ze trzy kilometry dalej, i to ona mnie poleciła. Powinnam być jej wdzięczna, bo zarobiłam trochę grosza, ale na początku byłam na nią nawet zła. Myślałam – w co ty mnie wpakowałaś? Ostatecznie dałam sobie radę, zaczęłam jeździć samochodem pani starszej, z automatyczną skrzynią biegów. Piszę dalej o markecie. Farbki są w pudełkach, więc miałam kilka pudełek wielkości dłoni mniej więcej. Jestem z moimi towarami już przy kasie, za mną ze trzy osoby, a kasjerka niemiecka pyta, co mam w plecaku, i chce zajrzeć do niego. Otwieram suwak, pokazuję jej. Ona na to, czy mam paragony na te farbki. Miałam, pokazuję jej. Pytam się, dlaczego chce widzieć paragony – ona na to, że dlatego, że u nich też są farbki do włosów. Ponieważ nie widziałam ich, więc chciałam wejść z powrotem do sklepu i sprawdzić. Ona kazała mi zostawić to, co kupiłam, ale bez specjalnego nadzoru czy ochrony, więc zrezygnowałam. Pojechałam z powrotem do domu, myśląc po drodze, co by było, gdybym odmówiła jej pokazania tego, co mam w plecaku. Czy musiałam jej pokazywać paragony na moje farbki, jeśli w tym sklepie nie było takich farbek, a raczej w ogóle nie było tego towaru, bo na drugi dzień specjalnie pojechałam i nie było w tym sklepie farbek do włosów? Pierwszy raz tak mnie w Niemczech potraktowano.
Spacer do kapliczki, wysoko położonej
Jestem już tu prawie miesiąc, przy tej wiejskiej rodzinie niemieckiej. Opiekuję się ich matką, ona ma 87 lat. Jest to opieka całodobowa. Wiele Polek tak pracuje... jest zmuszonych tak pracować, z braku pracy i pieniędzy w kraju. Jest to praca poniżej naszego wykształcenia, pomimo naszego wykształcenia, albo lepiej napiszę – obok naszego wykształcenia.
Dzisiaj uprałam prawie wszystkie moje rzeczy. Wczoraj byłam w markecie i poczułam, że ode mnie śmierdzi paszą i bydłem. Przedwczoraj wieczorem poszłam z małżeństwem z góry, zobaczyć, jak wygląda ich robota. Chodziło o to, że namawiałam ich na oglądanie tej sztuki, z aktorami z tej wioski. Bez żadnego wykształcenia w tym kierunku. Małżeństwo jednak odpowiedziało mi, że oni nie mogą obejrzeć tej śmiesznej, prześmiesznej sztuki, bo muszą karmić byki i świnki. Powiedziałam im, że mogę te zwierzaki nakarmić. Moja babcia oglądała sobie spokojnie telewizję... Jestem jej polską opiekunką, a ona jest Niemką, wszystko jest tu niemieckie. Więc założyłam odpowiednie buty i przyglądałam się, jak wygląda ta praca. Okazało się, że chociaż budynki są stare, pełno żelastwa nazbieranego niepotrzebnie. W Polsce już by ludzie oczyścili tu wszystko i zawieźli na złom – różnymi wózkami itp. Taki stary traktor toż to by była gratka dla biednego człowieka,