Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy (3)
Napisane przez Sergiusz PiaseckiNim się rozeznam, wypada ku mnie mała różowa "fiszka" informacyjna: "Sergjusz Piasecki, prawosławny, Polak, szlachcic, podchorąży, wywiadowca II Oddziału, Kokainista, oznaki szczególne: rany zabliźnione postrzałowe na lewem ramieniu i nodze".
Dopieroż z akt wywija się życie.
Urodzony w 1901 jako syn pocztowego urzędnika. Skończył 7 kl. gimnazjum w Pokrowie. Jako młodziutki chłopak bierze udział w powstańczej przeciwbolszewickiej organizacji "Zielonego Dębu", współdziała z wojskami polskiemi zajmującemi Mińsk i w czasie tej operacji ranny po raz pierwszy.
Idzie do szkoły podchorążych w Warszawie, z której wychodzi w stopniu podchorążego i w tej randze odbywa kampanię 1921 r. w ochotniczych formacjach białoruskich. Po wojnie oddaje się na usługi II Oddziału. Luka w aktach. I znowuż, że za ograbienie i rozbicie partji przemytników odsiaduje pod śledztwem 21 miesięcy w więzieniu w Nowogródku i zostaje wypuszczony bez rozprawy w dniu 26 sierpnia 1925 r., a już w październiku ponownie ranny na terytorjum sowieckim. Przez ten krótki czas trzydzieści razy przechodzi granicę. Jakieś tam za tą granicą zachodzą pogromy, śmierci, rwanie kontraktów. Piasecki od 18 grudnia 1926 r. jest zlikwidowany. Gdzież pójdzie, skoro jego fach – to igranie z niebezpieczeństwem? Chce wyjechać do Legji Cudzoziemskiej, ale jako oficer rezerwy nie otrzymuje zezwolenia. Ofiarowuje swoje usługi wywiadowi francuskiemu, za Rosję – ale go nie przyjmują. Co zrobi? Pieniędzy nigdy sobie nie cenił – nie ma ich. Złote czasy przemytnictwa przeszły, granica stężała, nic na niej zarobić nie można.
Gdy się zaczyna poszukiwania domów, zwykle obecnie podpisuje się kontrakt na współpracę z agentem real estate. Warto wiedzieć, co jest w takim dokumencie ważne i dlaczego on powstał.
"Buyers Representation Agreement" – jest to kontrakt zawierany pomiędzy planującym zakup nieruchomość a firmą brokerską reprezentowaną przez jej przedstawiciela.
Kontrakt ten określa bardzo szczegółowo wzajemne zależności pomiędzy dwoma stronami (buyer & real estate company) i, co jest najważniejsze – raz podpisany staje się wiążącym kontraktem, który może mieć bardzo poważne konsekwencje prawne dla obu stron. Zanim napiszę o tych konsekwencjach, wspomnę tylko króciutko, dlaczego taki kontrakt powstał.
Otóż sprzedający nieruchomość zawsze podpisywał kontrakt na współpracę z agencją i nazywa się to "Listing Agreement". Po podpisaniu tego kontraktu sprzedający miał swoją reprezentację.
Natomiast kupujący, po pierwsze, nie podpisywali żadnego kontraktu na współpracę, czyli tak naprawdę nikt ich nie reprezentował od strony prawnej, ale również nie byli zwykle zobowiązani do lojalności i często się zdarzało, że kilku agentów nieświadomie pracowało dla tego samego kupującego. Budziło to oczywistą frustrację, gdy sprawa się ujawniała. To tylko tak w skrócie.
W chwili obecnej, praktycznie pierwsza rzecz, którą agent powinien zrobić, kiedy spotyka potencjalnego klienta, który chce kupić nieruchomość, to powinien podsunąć mu do podpisania wspomniany na wstępie dokument.
Wiadomo, agent chce wiedzieć, na czym stoi. Z drugiej strony, naturalną reakcją potencjalnego kupującego jest – "ja nic nie podpisuję, bo nie chcę zobowiązań". Jest to też naturalna reakcja i wcale się temu nie dziwię.
Owszem, kiedy planujący zakup spotyka się z agentem, którego zna z przeszłości albo z polecenia, to podpisanie takiego kontraktu przychodzi łatwo i zwykle nie budzi obaw. Natomiast kontrakt taki może być podsunięty do podpisania przez agenta "z przypadku", który na przykład pokazuje nam tylko jeden dom, który wybraliśmy z MLS. Wówczas oczywiście pojawia się pytanie, co zrobić, by nie zostać wystrychniętym na dudka.
Jest na ten problem zasadniczo bardzo proste rozwiązanie.
Po pierwsze, kontrakt na współpracę ma określony okres ważności. Jest on taki, jaki zostanie w ten kontrakt wpisany. Nie ma minimalnego okresu ważności. Czyli jeśli ktoś nam pokazuje jeden dom i wiemy, że tylko ten dom chcemy z danym agentem zobaczyć, a podsuwa nam kontrakt ważny na trzy miesiące, to na pewno nie jest on uczciwy. Wówczas należy przekreślić datę i wpisać ważność na przykład na 2 – 3 dni. Wystarczy! (Należy uzyskać inicjały agenta przy zmianie i postawić swoje).
Kontrakt ten też zawiera miejsce, w którym powinien się znaleźć ogólny opis nieruchomości, którą chcemy kupić, oraz rejon, w którym poszukujemy. Tu też można się zabezpieczyć. Jeśli, na przykład, ktoś nam pokazuje specyficzny dom, o który poprosiliśmy, i podsuwa nam kontrakt na współpracę, to oprócz wpisania bardzo krótkiej daty ważności kontraktu, możemy też wpisać konkretny adres danej nieruchomości. Oznaczać to będzie, że ów być może przypadkowy agent może domagać się ewentualnego respektowania kontraktu tylko i wyłącznie w stosunku do danej nieruchomości.
Myślę, że to jest proste!
Warto również wiedzieć, że o ile podpisanie "Listing Agreement" na sprzedaż jest zwykle wyłączne, to w przypadku "Buyers Representation Agreement" możemy mieć nawet kilku agentów, z których każdy działa w innym terenie.
Na przykład, ktoś szuka domu, ale nie wie, czy ma to być Scarborough, czy Hamilton. Jeśli podpisze on kontrakt z jednym agentem na poszukiwanie domu w Scarborough, a z innym na Hamilton – zakładając, że każdy z agentów specjalizuje się w swojej okolicy – wszystko jest OK, jak długo w dokumencie to jasno określimy. Możemy mieć jednego agenta, który specjalizuje się w condo, innego we freehold.
Jeśli zaczynamy współpracę z agentem, możemy pierwszy kontrakt podpisać na tydzień czy dwa. Jeśli jesteśmy zadowoleni z serwisu i agent zdobędzie nasze zaufanie, to wówczas można zawsze podpisać nowy kontrakt na dłuższy czas czy następne dwa tygodnie.
Jakie są konsekwencje, jeśli mamy podpisany kontrakt z agentem na współpracę, a w tym czasie kupimy nieruchomość z jego pominięciem? Poważne!
Agent ma prawo do swojego "commission", tak jak jest to określone w systemie MLS, czyli zwykle 2,5 proc., i jest to sprawa pewna i nie do przeskoczenia. Również jeśli nasz kontrakt opiewa na 2,5 proc. + HST i nawet skorzystamy z usług "naszego" agenta, ale dostanie on zapłatę mniejszą niż owe 2,5 proc. – to agent ma prawo domagać się różnicy w "commission" od kupujących. Czyli należy uważać, co podpisujemy!
Na zakończenie jedna uwaga. Każdy kontrakt może być skasowany za obopólną zgodą. Jest na to specjalny dokument nazywany "Cancellation of buyers representation agreement".
Przy czym nie zawsze każdy agent zgodzi się go podpisać bezwarunkowo. Często się składa, że za "zwolnienie" z umowy – oczekuje on pewnej rekompensaty finansowej. Tak więc jeszcze jeden dodatkowy powód, by uważać, co się podpisuje.
Szczerze mówiąc, choć niewiele osób wie o istnieniu i działalności Kanadyjsko-Polskiego Instytutu Badawczego, jest to placówka, która spokojnie i metodycznie odwala kawał dobrej roboty. – Zbiera materiały i wydaje książki o Polonii, w tym wspomnienia imigrantów, a także archiwizuje na mikrofilmach polonijne wydawnictwa i druki. Tak się ciekawie złożyło, że z kierowanym dziś przez dr Joannę Lustanski instytutem związanych jest kilku naszych "gońcowych" kolegów, w tym Jacek Kozak czy Edward Sołtys.
W minioną sobotę w konsulacie polskim przy Lakeshore, odbyła się premiera najnowszej książki profesora Ryszarda Sokoloskiego z Ottawy "The Latest Poles, Reflections of Polish Immigrants to Canada in the 1980s". Jest to tłumaczenie na angielski wydajnej przez instytut pracy zbiorowej – wspomnień 16 "świeżych" imigrantów polskich z różnych miejscowości Kanady: "Ale i słaby nie zginie. Różne oblicza Kanady. Pamiętniki imigrantów polskich 1981–1989".
Polskie place zabaw. Szerzenie polskości grą i zabawą
Napisane przez Kamila ByczekW miniony czwartek zakończyły się spotkania pt. "Polskie Place Zabaw" organizowane przez Ogniwo 24 Federacji Polek w Kanadzie, które prowadziła Dagmara Ulanowska, przewodnicząca ogniwa (oraz mama czwórki chłopców). Odbywały się one cotygodniowo w godzinach przedpołudniowych w Huron Park w Mississaudze oraz w parkach Pine Cliff w Streetsville oraz Eldorado w Brampton. Celem spotkań było szerzenie polskości poprzez pokazanie oraz nauczenie dzieci gier z naszego dzieciństwa, z naszych polskich podwórek. Na spotkania przychodzili rodzice lub dziadkowie ze swoimi pociechami, dla których przygotowywano zabawy w zależności od wieku.
Zabaw było wiele, poprzez wyliczanki na gumie po gry, takie jak "Ciepło, zimno" czy "Stary niedźwiedź mocno śpi", który najbardziej podobał się najmłodszym uczestnikom. Dużym powodzeniem cieszyło się czytanie polskich bajek przez Katarzynę Stelmach-Ciszek, która również jest członkinią Ogniwa 24.
Maestro Andrzej Rozbicki zaprasza:Warsaw Concerto
Napisane przez Andrzej RozbickiMaestro Andrzej Rozbicki zaprasza:
Celebrity Symphony Orchestra już od dwudziestu lat zaprasza na wielkie widowiska, promujące polską muzykę i polskich najlepszych solistów. Tym razem zapraszamy do Living Arts Centre 25 października 2014 w Mississaudze na wielki galowy koncert warszawski "Warsaw Concerto". Tytułowym utworem koncertu będzie Koncert warszawski (oryg. Warsaw Concerto) – utwór skomponowany przez Richarda Addinsella w 1941 roku na fortepian i orkiestrę do filmu Niebezpieczne światło księżyca (oryg. Dangerous Moonlight, w USA znany jako Suicide Squadron). Kompozytor muzyki do filmu Richard Addinsell w utworze Warsaw Concerto (Koncert warszawski) zawarł liczne motywy oparte na muzyce Fryderyka Chopina. Utwór ten zyskał ogromną popularność. Od chwili premiery w 1941 do kwietnia 1944 w Wielkiej Brytanii sprzedano ponad 800 000 egzemplarzy płyt i wydania nutowego Warsaw Concerto. W kwietniu 1944 kompozytor utworu Richard Addinsell został odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi przez premiera Stanisława Mikołajczyka.
Busko i Solec cz. 2 - Kontynuujemy relację z konferencji wyjazdowej do polskich wód
Napisane przez Andrzej KumorZanim zaproszę Państwa do poszczególnych sanatoriów – a jest ich wiele i niektóre naprawdę robią wrażenie, przypomnę, że lecznictwo "u wód" ma w Europie wielowiekowe tradycje. I jest z wielkim powodzeniem stosowane w przypadku wielu schorzeń chronicznych i zwyrodnieniowych.
Bogate w związki siarki wody Buska i Solca są dobre na stawy, doskonale wpływają na schorzenia skóry, jak łuszczyca, działają zewnętrznie i wewnętrznie.
Wyjazd do sanatorium poprawia nam nie tylko samopoczucie, ale przede wszystkim pozwala się wykurować z wielu schorzeń, które często nękają nas latami.
Często żartuję, że jeśli chcę mieszkać w Korei, to nie powinnam się uczyć koreańskiego, lecz rosyjskiego. Oczywiście, że to nieprawda, jednak większość osób w Korei to Koreańczycy i dużo łatwiej jest tu mieszkać, jeśli się zna nawet kilka słów po koreańsku. Ale jest w tym trochę prawdy.
Na studiach uczyłam się troszkę rosyjskiego, ale lenistwo mnie przekonało, aby rzucić, jako że nie miałam zamiaru się przeprowadzać do Rosji, to oprócz interesującego języka nie sądziłam, bym wiele straciła.
Jesień zaczyna się od zdziczałych jabłoni
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-AugustyniakJakieś dwa – trzy tygodnie temu będąc na spacerze z Jackiem, zauważyłam w jednym z przydomowych ogródków, że na trawie leżą jabłka. Małe, dzikie, poobijane i pewnie robaczywe. I wtedy zatęskniłam za jesienią w Parku Prowincyjnym Boyne Valley.
Do Boyne Valley trafiliśmy w październiku zeszłego roku. To zaledwie kilka kilometrów za Shelbourne (jakieś 25 km na północ od Orangeville). Na dużym skrzyżowaniu drogi nr 10 z 89 trzeba po prostu pojechać prosto i po jakichś 2 kilometrach wypatrywać parkingu po prawej stronie. Rok temu pojechaliśmy do Mono Cliffs, a ponieważ mieliśmy jeszcze trochę czasu, zajechaliśmy też do Boyne Valley. W porównaniu z Mono tak tu spokojnie i odludnie. Wtedy przeszliśmy tylko krótki odcinek, ale to wystarczyło, by chcieć tu wrócić.
Tragedia w imigracyjnym więzieniu
Napisane przez Izabela EmbaloMeksykańska nieudokumentowana imigrantka – Lucia Vega Jiminez, popełnia samobójstwo w imigracyjnym więzieniu. Nikt nie pisałby o tym, gdyby meksykańska grupa społeczna nie zwróciła na to tragiczne wydarzenie uwagi. Kobieta była imigrantką, która już raz deportowana powróciła do Kanady. Pierwsza deportacja odbyła się z powodu przegranej sprawy o azyl. Po deportacji imigrantce udało się powrócić dzięki przemytnikom, którzy przerzucili ją przez kanadyjsko-amerykańską granicę.
Do złapania Meksykanki doszło w kolejce miejskiej. Jak podają media, kobieta obawiała się powrotu do Meksyku, zagrażało jej niebezpieczeństwo ze strony byłego partnera. W Meksyku prawa kobiet prawie nie istnieją. Lucia powiesiła się w więzieniu imigracyjnym, zmarła po kilku dniach w szpitalu w Vancouverze. Miała zaledwie 42 lata. Znajomi wspominają ją jako bardzo miłą, pracowitą kobietę, która pomagała licznej rodzinie w Meksyku – matce i rodzeństwu. W Vancouverze zatrudniona była w lokalnym motelu. Nie była żadną kryminalistką, jedynie imigrantką walczącą o lepsze, godziwe życie dla siebie i swojej rodziny.
Zastanawia mnie, ile jest tak tragicznych przypadków imigrantów, którzy zdesperowani targają się na własne życie. Nie podaje się wszystkich informacji do wiadomości publicznej .Ile jeszcze takich przypadków doprowadzi do zmiany imigracyjnych procedur porządkowych. Możemy zrozumieć, że rząd kanadyjski musi wdrażać istniejące prawo, ale Kanada słynie w świecie z praw humanitarnych i przestrzegania praw człowieka. Ludzie powinni być traktowani po ludzku, czekać na deportację w godziwych warunkach, a okazuje się, że nie zawsze tak jest. Publikacje na temat przypadku Lucii podają, że nie miała ona możliwości uzyskania pomocy prawnej z urzędu, dostęp do prawnika jest ograniczony. Biednego imigranta często nie stać na zatrudnienie prywatnie adwokata. Nikt nie zapewnia też wystarczającej pomocy psychiatrycznej, która może być ratunkiem dla wielu uwięzionych imigrantów w momencie kryzysu.
Ten tragiczny przypadek wzbudził zainteresowanie organizacji humanitarnych, które rozpoczęły dochodzenie ws. warunków więziennych aresztowanych imigrantów. W wielu imigracyjnych aresztach brakuje wolnych miejsc, dlatego imigranci, którzy nie są przestępcami, są przetrzymywani w więzieniach wraz z osobami, które odbywają odsiadkę za poważne przewinienia kryminalne. Imigranci często czują się jak poważni kryminaliści, choć nimi nie są.
Wystąpiono z petycją, by aresztowanych imigrantów nie przetrzymywać w więzieniach, jedynie kontrolować ich poruszanie się specjalnymi obrączkami elektronicznymi, monitorującymi ich miejsce przebywania, także meldunkami. Większość nieudokumentowanych czy pracujących bez autoryzacji imigrantów aresztuje się za złamanie przepisów imigracyjnych i wówczas, kiedy urząd obawia się, że imigrant nie stawi się na wylot z Kanady, pozostanie bez statusu w ukryciu.
Urząd służb granicznych CSBA zajmujący się prawem porządkowym i procedurami deportacyjnymi rozważa zmianę procedur uwięzienia imigrantów. Utrzymanie nieudokumentowanych imigrantów w areszcie jest kosztowne, a współczesna technologia pozwala na inny rodzaj kontroli zatrzymanych nieudokumentowanych imigrantów.
Izabela Embalo
licencjonowany doradca imigracyjny
tel. 416-5152022 Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
www.emigracjakanada.net
Fundacja im. W. Reymonta z pomocą dla polonijnych studentów
Napisane przez Aleksandra FlorekNadszedł ponownie czas, kiedy polonijni studenci mają możliwość starania się o przyznanie stypendium przez Fundację im. W. Reymonta na rok szkolny 2014/2015 (bliższe informacje na stronie www.reymontfoundation.com).
Fundacja corocznie przeznacza pewną kwotę pieniężną na pomoc dla studentów polskiego pochodzenia, rozpatrując podania przez nich złożone. W końcowym etapie po zweryfikowaniu przez Komisję Stypendialną wniosków i przyznaniu stypendiów, Fundacja organizuje uroczyste ich wręczenie. Szansę na uzyskanie stypendium mają wszyscy studenci polskiego pochodzenia, ale otrzymują je tylko najlepsi z najlepszych. Nie są to kwoty zbyt wysokie, ale na pewno stanowią pomoc podczas, bądź co bądź kosztownej, edukacji na uniwersytetach lub college'ach. Po uroczystości rozdania stypendiów do Fundacji płyną liczne podziękowania od studentów, którzy je otrzymali. Przytoczę niektóre z nich.