A+ A A-
piątek, 15 kwiecień 2016 14:31

Szanghaj - same kłopoty

pruszynski        Kto nie był w Chinach, ten nie wie naprawdę, jaki to wielki kraj, a kto nie był w Szanghaju, ten nie wie, jak może być piękne jakieś nowoczesne miasto. Tu wszystko jest wielkie, a największe wrażenie zrobił na mnie dworzec kolejowy, który się mieści pod kopułą mającą ponad 500 metrów u podstawy.

        Dotarłem tu z Warszawy liniami arabskimi Emirates, gdzie prawie 90 procent personelu to Europejczycy. Linie nie były najtańsze, ale słyszałem wiele, jaką zapewniają dobrą obsługę, co okazało się prawdą - potrawy lepsze niż w Locie i podobnie fotele. Jednak dwa tygodnie po kupnie biletu Aerofłot zrobił ofertę o 200 dolców taniej, ale już było po krzyku. Lot do Dubaju trwał co najmniej godzinę dłużej, bo zamiast lecieć nad Ukrainą, Turcją czy Syrią, lecieliśmy okrężną drogą nad Białorusią, Rosją i Kazachstanem, prawie zahaczając o… Morze Kaspijskie.

Ten "goro" nigdy nie ukazuje swego oblicza i głowy, bo jest to głowa szkieletu o żywych oczach i mówiącym języku. Włada on możnością łączenia się z duszami zmarłych, a nosi imię "Marzy", co znaczy "książę śmierci"...

Władca świata zaczyna się modlić, później zaś zbliża się do grobu i wyciąga do niego ręce. Wówczas znaki ogniste wznoszą się wyżej. Płomienie na ścianach i sklepieniach jaskini gasną i znowu się zapalają, przeplatają się i drżą, tworząc znaki tajemniczej pisowni "waten". Z trumny zmarłego władcy zaczynają wypływać i kołysać się w powietrzu strugi światła przezroczystego, ledwo dostrzegalnego. Są to myśli zmarłego. Po chwili postać żyjącego "władcy" spowita jest temi strugami, a znaki ogniste układają inne wyrazy, mówiące o woli Boga. Brahytma w takiej chwili łączy się niewidzialnemi więzami z duszami ludzi, którzy mają wpływ na losy i życie całej ludzkości: królów, chanów, arcykapłanów, wodzów i uczonych; poznaje ich myśli i zamiary. Jeżeli są one zgodne z wolą Boga, "Władca Świata" dopomoże im potęgą swojej wiedzy, jeżeli zaś te plany są wrogie Bogu, doprowadzi je do zguby. Tę siłę dała "Wielkiemu Nieznanemu" najwyższa magiczna nauka – "Om", której nazwą rozpoczynamy wszystkie nasze modlitwy. "Om" – jest to imię starożytnego człowieka świętobliwego, pierwszego goro, który poznał Boga i nauczył ludzkość radości, wiary, nadziei i miłości. On też oddzielił dobro od zła i pierwszy rozpoczął walkę ze złem. Za to Bóg dał mu poznanie nauki, którą ludzie zowią "Om".

Opublikowano w Lektura Gońca

Czyś zauważył, że nie latały ptaki i nie biegały imurany i szczury?

Wszystko się zatrzymało, wszystko słuchało w trwodze... Powietrze zlekka drgało i niosło z daleka pieśń dźwięczną a przenikającą do duszy człowieka, zwierza i ptaka. Niebo i ziemia przestały oddychać. Wiatr ustał nagle i słońce zatrzymało się w swym biegu. W takiej chwili zatrzymują się skradający się do stada wilk i ryś; przerywa swój szybki bieg stado wystraszonych "dżerom" (antylop); wypada nóż z rąk pastucha, zamierzającego zarżnąć barana lub wołu; świstaki nie ryją swych nor; krwiożerczy gronostaj nie napada na śpiącą salgę (kuropatwa); nie płyną na firmamencie zasłuchane księżyc i gwiazdy. Wszystko w zachwycie i trwodze modli się, oczekując wyroku. Tak było przed chwilą. W swojej dalekiej, skrytej pod ziemią świątyni "Władca Świata" modlił się i pytał Boga o losy wszystkich ludów ziemi...

Tak opowiadał mi stary Mongoł, prosty pastuch, przewodnik i myśliwy...

Opublikowano w Lektura Gońca

Ja zaś otrzymałem w prezencie od barona i "boga" samochód, który miał mnie odwieźć tą samą drogą do jeziora Buir-Nor, na granicy Bargi, gdzie powinienem był spotkać agentów Ungerna, którzy ułatwiliby mi przejazd końmi do Chajłaru. Ze mną zamierzał jechać lama z plemienia Turgutów z listami barona do Chin. Mój wyjazd miał nastąpić nazajutrz 21 maja 1921 roku, w godzinę po opuszczeniu przez Ungerna stolicy mongolskiej, skąd wyruszał z dywizją na północ na wyprawę przeciwko wojskom bolszewickim na pograniczu Zabajkala.

Nadszedł ostatni wieczór mego pobytu w Urdze. Na obiedzie byłem u barona. Ungern był spokojny i zamyślony. Po obiedzie pojechaliśmy do księcia Dżam-Bałona. Jurta księcia stała na krańcu dzielnicy rosyjskiej, a była urządzona z nadzwyczajnym przepychem.

Opublikowano w Lektura Gońca

Jak wiadomo, w Rosji uporczywie utrzymuje się mniemanie, że Aleksander I pod imieniem "starca Fiodora Kuźmicza" ukrył się na Syberji, gdzie się błąkał z uciekinierami z więzień kryminalnych i z katorżnikami. Z powodu braku dowodów osobistych bywał często więziony i karany batami; umarł zaś w Tomsku, gdzie do tej pory odbywa się specjalna pielgrzymka do domku, w którym według podania żył i umarł cesarz. Mogiła zaś "Fiodora Kuźmicza" jest miejscem licznych uzdrowień i innych cudów.

Zainteresowanie się tą legendą niektórych członków rodziny Romanowych jeszcze bardziej podtrzymywało wiarę w jej autentyczność. Bolszewicy, którzy, jak wiadomo, powyrzucali z grobowców wszystkich carów, w grobowcu Aleksandra I ciała nie znaleźli, co potwierdza jeszcze prawdopodobieństwo legendy i wzmoże pielgrzymkę do mogiły "starca Fiodora", którym w rzeczywistości miał być Aleksander I, car Rosji, "z dobrej woli pokutujący za zbrodnie i gwałty swoich poprzedników".

Opublikowano w Lektura Gońca

– Dziś dzień wielki – oznajmił mi pewnego wieczora Bogdo – dzień zwycięstwa buddyzmu nad wszystkiemi innemi wyznaniami! W tym dniu przed ośmiu wiekami wielki chan Kubłaj zawezwał do siebie kapłanów wszystkich wyznań i rozkazał im opowiadać, w co i jak każdy z nich wierzy.

Wszyscy wychwalali swoich bogów i swoich najwyższych kapłanów. Wśród lamów zaczął się spór.

Tylko jeden lama milczał. Wreszcie pobłażliwie się uśmiechnął i rzekł:

– Wielki Bogdo – chanie, panie i władco! Rozkaż każdemu z nich uczynić cud i dowieść siły swoich bogów. Później wybierz sam boga najpotężniejszego!
Kubłaj-Chan zgodził się na jego radę i wydał kapłanom rozkaz wykonania cudu; lecz wszyscy milczeli i nikt nie ruszył się z miejsca.

– Teraz – rzekł nachmurzony chan do milczącego lamy – musisz uczynić cud ty, nieproszony doradco! Dowiedź potęgi swych bogów!...

Opublikowano w Lektura Gońca

Skarbnik, otwierając szafy i kufry, ozdobione srebrem i złotem, opowiadał:

– To są dziwne w swoich kształtach kawałki złota z Bej-Kemu, to – czarne sobole z Kemczyckiego Nojonatu. Tu są złożone cudotwórcze "panty" (wiosenne rogi jelenie); w tej szkatule z rogu barana skalnego wodzowie Oroczenów przysłali z dalekiej północy czarowne korzenie "Dżeń-Szengu" i "Cybetu", pachnącego piżmem; ten kawał bursztynu pochodzi z brzegów morza, wiecznie pokrytego lodem, a waży 134 łana (11 funtów); tu przechowujemy drogie kamienie z Indyj...

Długo jeszcze wyliczał, opowiadał i sam nie mógł ukryć zachwytu nad pokazywanemi rzeczami.

Opublikowano w Lektura Gońca

– Gdzie jestem? W jakim czasie żyję? – pałały w moim mózgu pytania.

– 130 dni życia... Krwawy generał – wcielony "bóg wojny"... zbawiciel narodów... – błyskawicznie mknęły myśli, odtwarzając wrażenia z podróży do siedziby Buddhy... Lecz jednocześnie jeszcze niewyraźnie, wprost odruchowo odczuwałem w tym chaosie ideę jakiegoś wielkiego planu i nie dającą się opisać mękę człowieka...

Opublikowano w Lektura Gońca

W parę minut przyszedł od Sipajłowa żołnierz i przyniósł obiecaną kolację. Gdy się nachylił, rozwiązując serwetę, naczelnik sztabu, wskazując go oczami, szepnął:

    – Niech się pan uważnie przyjrzy temu człowiekowi!

    Żołnierz był małego wzrostu, o szerokich, silnych barach. Ubrany był bardzo starannie. Jego gładko wygolona twarz była bardzo uprzejma, spokojna, pełna szacunku „dla naczalstwa”, lecz w szarych przymrużonych oczach i w załamaniu ust było coś odpychającego i strasznego.

    Gdy opuścił jurtę, naczelnik sztabu opowiedział mi, że żołnierz ten, nazwiskiem Czystiakow, jest prawą ręką Sipajłowa i jego przybocznym katem. Ten grzeczny, uprzejmy młodzieniec własnemi rękami dusił ludzi, nie robiąc sobie kłopotu z wieszaniem.

    Powstał i, nim zrozumiałem, co czyni, wylał za drzwi zupę z miski i rzucił pieróg w daleki kąt dziedzińca.

    – Co pan robi? – zawołałem, myśląc, że mój znajomy dostał nagłego obłędu.

    – To poczęstunek Sipajłowa – odparł – a więc niewiadome, czy niema w sobie trucizny. W domu pułkownika obcy nie powinien nic jeść ani pić, gdyż nigdy niewiadome, co go może spotkać...

Opublikowano w Lektura Gońca

Stolica "Żywego Buddhy", spadkobiercy tronu wielkiego Dżengiza, zalana elektrycznością!

Doprawdy, był to nie mniejszy cud, niż wszelkie praktyki czarowników mongolskich!

Gdyśmy wjeżdżali do dzielnicy rosyjskiej, na moście, przerzuconym przez mały potok, stało kilku żołnierzy, "flirtujących" z Mongołkami. Żołnierze skamienieli w postawie wojskowej przed generałem, dwie Mongołki uciekły pod most, a reszta kobiet w przerażeniu pozostała na miejscu.

Po chwili wszystkie podniosły dłonie do swoich uczesań fantastycznych, salutując po wojskowemu.

Generał uśmiechnął się i rzekł do mnie:

– Czy pan widzi, jaka u mnie panuje dyscyplina? Nawet Mongołki salutują!

Opublikowano w Lektura Gońca
Strona 1 z 5
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.