Zaczęło się od kapitana Ludomira Mączki, który był członkiem naszego klubu. Ten wagabunda, wieczny wędrowiec przepłynął Przejście Północno-Zachodnie od Vancouveru do Halifaxu. Wyczyn powtórzyli bracia Natankowie na metalowym keczu „Nokton”. Później nasi żeglarze pod przewodnictwem Michała Bogusławskiego odwiedzili bazę na Antarktydzie im. Arctowskiego i opłynęli przylądek Horn! Wielu naszych żeglarzy przeprowadza jachty innych właścicieli po całym naszym kochanym globie. Wacek Matuszewski, nasz były komandor, zwiedził Brazylię i niemal wszystkie wyspy na Karaibach. Nasze załogi z Klubu dwukrotnie gościły w Polsce na zlocie żaglowców świata, prowadząc „Juliannę”, siostrę „Fazisis”. Przyjmowani byliśmy przez ówczesnego prezydenta Polski Kwasa i orkiestrę Marynarki Wojennej. Sukcesów jest jeszcze wiele. Ale co jest najważniejsze! W jakimkolwiek zakątku globu byliśmy, zawsze sztandar (nie proporczyk) na maszcie powiewał, niosąc przekaz, że to Polacy przypłynęli was odwiedzić. Naród mający zawsze pokojowe intencje.
W Kanadzie doznaliśmy pewnego szoku. Tam, w Polsce, aktywność żeglarza czy oficera była na pierwszym miejscu, tutaj zasoby finansowe! Zauważyliśmy podział na dwie grupy żeglarzy. Na posiadaczy „wypasionych” jachtów czy motorhome’ów i na nielicznych prawdziwych żeglarzy. Ci pierwsi z prawdziwym żeglarstwem, moralnością żeglarza niewiele mieli wspólnego. Ci drudzy, stłamszeni przez tych bogaczy, byli po prostu ludźmi! Są naszymi braćmi! Tego podziału żeglarzy dokonały również ogromne koncerny, wietrząc biznes. Sfinansowały maszyny regatowe warte miliony, nadziane elektroniką, z niesamowitymi osiągami i wysportowaną załogą. Wpisowe do regat np. Volvo Race kosztuje milion dolarów, a wygrana sięga trzykrotnie tyle! Tymczasem żeglarze z brzuszkiem, jak ich nazywam i siebie też, wędrują od wyspy do wyspy, od przystani do przystani, żeby upajać się przyrodą, pięknem natury i spotkaniami z życzliwym bractwem międzynarodowym.
Scalanie się w związki, kluby, stowarzyszenia, w artystyczne organizacje jest swoistym panaceum na nostalgię, tęsknotę za tym, co było. Za Ojczyzną. My, żeglarze, jesteśmy na świecie jednością. Nieważne, czy spotkamy Niemca, Ukraińca, Rosjanina. Nie dzielą nas poglądy ani polityka przeznaczona dla pustych i próżnych ludzi. Łączy nas miłość do natury i poczucie wolności! Czym się różni żeglarz (yachtsman) od posiadacza wypasionego jachtu? Kim jest? Jest po prostu człowiekiem prawym, szlachetnym, niosącym pomoc potrzebującym wokół niego, służącym radą i własnym doświadczeniem. Prawdziwy żeglarz rozumie żywioły i potrafi z nimi kooperować. Nie walczyć! Oczywistym faktem jest, że są to lata praktyki, tomy wiedzy i poznanych teorii. Uważam, że żeglarstwo zawsze można zacząć, chociażby od żagielka na kajaku. Reszta przyjdzie samoistnie.
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/8728-22-regaty-o-puchar-ambasadora-rzeczpospolitej-polskiej#sigProId1bd9693526
22. Regaty o Puchar Ambasadora Rzeczpospolitej Polskiej
Jak co roku Klub Żeglarski w Toronto z siedzibą przy 71 Judson Ave. zorganizował 22. Regaty o Puchar Ambasadora Rzeczpospolitej Polskiej.
W sobotę, 24 czerwca, z mariny w Port Credit w Mississaudze wystartowało 9 jachtów. Pogoda była „regatowa”, czyli „wiało” 12 węzłów / 12 mil morskich na godzinę (1 mila M = 1852 metry). Niebo cudownie błękitne z małymi cumuluskami, rodziło wspaniałe uczucia u uczestników. Aleks, największy z nas, były komandor „Białego Żagla” i obecnie również prezes Związku Narodowego Polskiego, przewodniczył komisji regatowej. Mimo licznej załogi sędziów w spódnicach, uroczych żeglarek, nie pozwolił się rozproszyć i sumiennie obliczał „handicapy”, obserwując regatowców! Podstawą tego wyścigu była przygoda. Triumf żeglarski nad otaczającym nas żywiołem, w którym profesjonalizm i doświadczenie naszych polskich yachtsmanów nie pozwoliły na przekraczanie barier ryzyka i bezpieczeństwa. Pierwszeństwo na mecie miał jacht „Squall” pod komendą Irka Zubka z Klubu „Zawisza Czarny”. Na drugim miejscu znalazł się Leszek Siek z „J 35 Jaeger”. Nasz wesoły i wspaniały Bob Sarna zajął trzecie miejsce. Komandor Michał Bogusławski przeciął linię startową jako czwarty. Piąty był „Blade Runner” kol. Mareckiego, szósty „Brisers” kol. Macherczyka, a następnie w klasie turystycznej „Baltic Blues” Marka Bezega, „Braling Wind” Dorotki Banasiak i „Santrek” kol. Nielubowicza.
Po wyścigu oczywiście odbyły się przemówienia, również od pani konsul Magdaleny Borowskiej otrzymaliśmy wyrazy uznania. Nasz doktor Klubu „Biały Żagiel”, niezrównany sponsor regat im. Bogdana Pietraszka, tym razem nie musiał nam zszywać ran i opatrywać guzów. Jest jednym z nas. W Klubie „Biały Żagiel” jest 70 członków stałych i około 200 sympatyków. Nie znam liczby żeglarzy w Klubie „Zawisza Czarny” i w nowo powstałym Klubie w Guelph.
Pozdrawiamy Polonię i życzymy wspaniałych wakacji.
Andrzej Załęski
Toronto, 26 czerwiec 2017