Rozlokowujemy się w pokojach, chwila na szybki prysznic i zbieramy się w kaplicy na Mszy św. Potem wychodzimy na miasto. Przechodzimy niedaleko Bazyliki św. Piotra, wzdłuż rzeki Tyber, do jednej z uroczych restauracyjek, gdzie mamy kolację – tradycyjne włoskie grzanki z pomidorami i wędlinami, pizzę i kawałek ciasta na deser. Mamy okazję posmakować prawdziwej pizzy i porównać jej smak z tą z Pizza Pizza, którą czasem mamy na spotkaniach grup czwartkowej i piątkowej.
Potem znów spacer, miasto pięknie oświetlone, zwłaszcza mosty na Tybrze...
Zachodzimy też na plac św. Piotra, a następnie, po zrobieniu kilku zdjęć – do lodziarni papieskiej. Do niej papież wymknął się kiedyś z Watykanu. Wiedział, co robi – lody są rzeczywiście pyszne. Niestety zaczyna padać deszcz, po chwili strasznie leje. Kulimy się pod daszkiem, ale i tak jesteśmy mokrzy. Wracamy piechotą, przeskakując przez kałuże. Prędko do łóżek, bo jutro pobudka z samego rana!
http://www.goniec24.com/goniec-zycie-polonijne/item/2822-pielgrzymka-grup-m%c5%82odzie%c5%bcowych-z-parafii-%c5%9bw-kazimierza-w-toronto-do-rzymu-1#sigProIdaaa3986476
Poniedziałek, 16 września
Wstajemy o 4 rano. Niestety potem spóźniamy się na pociąg, i to nie raz, a dwa razy! Za drugim razem uciekł nam sprzed nosa. Na szczęście pociągi do Asyżu jeżdżą co 40 minut lub co godzina. Podróż dość długa, 2,5 godziny. Po drodze z okien pociągu podziwiamy widoki. Jest słonecznie, chmury wilgoci unoszą się nad łąkami. Na horyzoncie, w którą stronę by nie spojrzeć, widać góry. Im dalej, tym miasteczka są bardziej malownicze.
Mamy jedną przesiadkę, 40 minut, które spędzamy w kawiarni na dworcu. Piję wyczekane włoskie espresso – aksamitne, z pianką... wspaniałe!
A Asyż jest piękny. Setki starych kamiennych domków przyklejone są do wzgórza. Kawałek jedziemy autobusem, potem, po najstarszej części miasta, chodzimy już pieszo. Niewiele się tu zmieniło od czasów św. Franciszka, czyli od XIII-XIV wieku. Na początku idziemy do bazyliki, w podziemiach której znajduje się grób świętego. Św. Franciszek został pochowany w kamiennej trumnie bez jakichkolwiek zdobień. W niszach leżą czterej pierwsi franciszkanie. Modlimy się przy grobie św. Franciszka, a następnie, o. Marcin opowiada nam o jego życiu. W bazylice zostajemy jeszcze na Mszę św.
Potem czas wolny, który zamiast na kupowanie pamiątek przeznaczam na zrobienie paru zdjęć bazyliki i spacer. Dalej obiad. Tradycyjny włoski – czyli na pierwsze makaron, a na drugie mięso w cienkich plastrach i sałata. Wiele osób po pierwszym daniu ma już dość. Ale obiad musi wystarczyć na długo.
I dalej zwiedzamy. Idziemy na plac, gdzie za czasów św. Franciszka znajdował się najważniejszy kościół w mieście. Kościół oczywiście stoi do dziś. To tutaj Franciszek przed biskupem zdjął swoje szaty i oddał je ojcu, stwierdzając, że teraz należy już do Boga.
Następnie przechodzimy pod bazylikę św. Klary. Tu znajduje się jej grób. Ciało św. Klary jest nietknięte, ale ze względu na szacunek dla zmarłych twarz i ręce przykryte są woskowymi maskami. To rzadkość – ciała tylko pięciu świętych nie noszą śladów rozkładu. W bazylice znajduje się też krzyż, z którego Jezus przemówił do św. Franciszka. Prosił go, by odbudował kościół. Franciszek na początku zrozumiał to dosłownie i odnowił mały kościółek na obrzeżach Asyżu. Kościółek istnieje do dziś, z tym że wokół niego zbudowano olbrzymią bazylikę i znajduje się teraz w środku, w jej centralnym punkcie.
W pociągu niemal wszyscy śpią. Nawet ci, którzy zarzekają się, że lepiej nie spać, bo potem jest się tylko bardziej zmęczonym.
To nie koniec dnia. Idziemy jeszcze na piazza Barberini i do słynnej fontanny di Trevi. Fontanna jest ogromna, a przed nią znajduje się stosunkowo niewielki plac, aż trudno zrobić zdjęcie. Na koniec, nie bez protestów, wchodzimy na wzgórze Gianicolo. To stąd kręcono sceny do filmu "Quo vadis", w których widać płonący Rzym. Podziwiamy panoramę rozświetlonego miasta. Teraz do domu już z górki.
Wtorek, 17 września
Ten dzień upływa nam pod znakiem Rzymu starożytnego. Dojeżdżamy do Forum Romanum. Ojciec Marcin pokazuje nam, gdzie znajdował się zamek Hadriana, gdzie cesarz miał spa (czyli termy), a gdzie entertainment centre (Koloseum). Przed Koloseum robimy sobie zdjęcie grupowe.
Następnie przechodzimy do chyba najciekawszego miejsca odwiedzanego w tym dniu – do domu świętej Pricilli. Pricilla pochodziła z zamożnej rodziny, w jej domu spotykali się pierwsi chrześcijanie. Budynek, znakomicie zachowany, został odnaleziony stosunkowo niedawno. Daje pojęcie o tym, jak powstawał Rzym. Choć trudno to sobie wyobrazić, miasto powstawało warstwami. W domu widoczne są trzy poziomy – najstarszy z I w. n.e. Gdy zabudowa z biegiem czasu stawała się niemożliwie gęsta, po prostu dobudowywano kolejny poziom (drugi pochodzi z IV wieku). Niekiedy poprzedni zasypywano, ale jeśli był odpowiednio solidny, służył za fundament. Trudno mi sobie to wyobrazić. Ostatecznie na domu stanęła bazylika św. Klemensa.
Dalej przechodzimy do kościoła San Petro in Vincolo, w którym znajduje się posąg Mojżesza dłuta Michała Anioła, a stamtąd na uniwersytet, gdzie studiował o. Marcin. Tam też jemy obiad.
Po południu trzy bazyliki papieskie: św. Pawła za murami, Matki Boskiej Śnieżnej i św. Jana na Lateranie. Wszystkie trzy przytłaczają wielkością.
Człowiek w środku czuje się taki mały... Co ciekawe, wszystkie wielkie bazyliki stanowią terytorium Watykanu. Często wydaje się, że teren najmniejszego państwa na świecie ogranicza się tylko do okolic palcu świętego Piotra, tymczasem do Watykanu należy spora część gruntów w Rzymie, które jednak są zarządzane przez miasto.
Na chwilę wracamy do miejsca noclegu, po czym wychodzimy na obiad i jeszcze na krótki spacer po wieczornym Rzymie. Coraz bardziej daje się we znaki zmęczenie, a jutro pobudka tak wcześnie...
Środa, 18 września
O 5.00 rano wstajemy. Dziś chyba najbardziej wyczekany dzień – dzień audiencji papieskiej. Jemy śniadanie i po 6.00 wychodzimy, by ustawić się w kolejce. To konieczne, jeśli chcemy mieć dobre miejsca. Wiadomo, że będziemy w pierwszym sektorze. Najpierw trzeba przejść przez bramki i skanowanie rzeczy osobistych. Gdy tylko otwierają się punkty kontroli, wszyscy się pchają, bym powiedziała, że nie po chrześcijańsku. Udaje nam się przejść i wchodzimy na plac św. Piotra. Znajdujemy nasz sektor, niestety wszystkie miejsca przy barierkach, które wyznaczają trasę przejazdu papieża, są już zajęte. Siadamy gdzieś w środku, kilku chłopaków staje na krzesłach i macha do tych, którzy dopiero wchodzą. Kilkakrotnie próbujemy się policzyć. W końcu jesteśmy wszyscy.
Siedzimy przed frontem bazyliki św. Piotra. Są jeszcze wolne rzędy przy barierce z prawej strony, ale to jakieś miejsca specjalne na razie przegrodzone taśmą. Musimy być czujni – jeśli nikt na nie nie przyjdzie, możemy je zająć, jak tylko podniosą taśmę. Część osób udaje się do łazienki, trzeba jednak dobrze planować, bo kolejka jest tak długa, że czas oczekiwania sięga godziny.
Ja w pewnym momencie znalazłam się w miejscu pod kolumnadą, z którego nie mogłam wrócić do grupy. Barierki zostały już zsunięte. Jeden z ochroniarzy, który mówił po angielsku, wytłumaczył mi, że na swoje miejsce będę mogła przejść dopiero po przejeździe Papieża Franciszka. Zostałam więc bez aparatu fotograficznego, a jak na ironię – w znakomitym miejscu – w pierwszym rzędzie przy barierkach z ochroniarzami i policją. Niedaleko stała też kobieta z dzieckiem. Podczas mijania nas Ojciec Święty zatrzymał się, przytulił dziecko i pobłogosławił je.
W katechezie papież przywołał obraz Kościoła jako matki. Mówił, że matka zawsze jest cierpliwa, miłosierna i wyrozumiała. Żyje i cierpi dla dziecka. Pokazuje mu drogę, którą powinno pójść. Podobnie Kościół prowadzi nas do Boga, uczy przykazań i ukierunkowuje nasze życie. Tak jak matka wie, kiedy należy upomnieć dziecko, kiedy wybaczyć, nie osądza i wszystko, co czyni, robi z miłości. Zawsze jest przy dziecku niezależnie od jego postępowania. Tak Kościół stale powierza dzieci Boże Panu poprzez modlitwę, prowadzi wiernych do Boga.
Ojciec Święty ogłosił sobotę, 21 września, dniem modlitwy i postu w intencji pokoju na świecie w kontekście sytuacji w Syrii. Zaapelował o odpowiedzialność narodów, nawoływał do rozstrzygania konfliktu drogą dyplomatyczną, a nie przy użyciu sił zbrojnych. Na koniec wszyscy zebrani odśpiewali modlitwę "Ojcze nasz" po łacinie. Po tym papież udzielił błogosławieństwa.
Po audiencji pojechaliśmy do katakumb – czyli podziemnych cmentarzy. Było ich w Rzymie 62. Zwiedzaliśmy jeden z nich, który był użytkowany od II do V wieku. Kiedyś cmentarze nazywano dormitoriami, czyli sypialniami. W tym, do którego weszliśmy, znajdowało się 150 000 grobów na czterech poziomach, rozlokowanych wzdłuż korytarzy o długości 17 kilometrów. Nisze nagrobne tworzono w ścianach i zakrywano płytkami marmurowymi lub terakotowymi. Przewodniczka, która jak się okazało, mówiła po polsku, podkreśliła, że w katakumbach nie ukrywali się chrześcijanie, ponieważ ich lokalizacja była powszechnie znana.
Przed kolacją każdy z nas przeszedł jeszcze na kolanach po Świętych Schodach. Zostały przywiezione do Rzymu przez świętą Helenę. Było to niezwykłe przeżycie, kiedy mogliśmy modlić się w intencjach, z którymi przyjechaliśmy na tę pielgrzymkę, jednocześnie rozważając cierpienie Jezusa prowadzonego przed oblicze Piłata.
Dokończenie za tydzień