A może eugenika?
Jan Hartman, potomek znanej rodziny rabinackiej (prawnuk słynnego rabina Izaaka Kramsztyka), współzałożyciel masońskiej loży B'naiB'rith w Polsce i chętnie cytowany w tzw. mediach polskich profesor uczelni, która dawno temu usiłowała mnie wykształcić, uznał, że nie ma co owijać planu w bawełnę, i wyjawił w wywiadzie telewizyjnym, że podobnie jak ludzie przyzwyczali się, że nie mogą się wszędzie rozłazić po okolicy, bo mamy własność prywatną i płoty, tak muszą się przyzwyczaić, że niebawem nasze prawa prokreacyjne ulegną ograniczeniu i regulacji państwowej; będziemy projektować genetycznie potomstwo na zamówienie (nie sprecyzował czyje) i stosować eutanazję w przypadku nieudanych egzemplarzy.
Pozwolę sobie nie komentować, dodam tylko, że Hartman jest profesorem filozofii, który uczy etycznego prowadzenia się przyszłych lekarzy i pielęgniarki. Z pewnym zdziwieniem słucham też takich opinii u potomka narodu, który jeszcze niedawno uznawany był przez berlińskich Doktorów Jekylli za genetyczną pomyłkę i poddany zbiorowej eutanazji w komorach gazowych Auschwitz. Naprawdę nie ma co zazdrościć obywatelom III Rzeszy, że żyli w ciekawych czasach. My żyjemy w ciekawszych...
Użyteczne narzecza
Jak to ktoś ładnie powiedział, kapitał jest jak woda. Każdy może się przekonać, że jeśli jest jakaś możliwość zarobienia, zawsze znajdzie się legalna, półlegalna lub nielegalna droga – czy to przez przemyt, czy przez czarny rynek, czy przez obchodzenie przepisów.
Ludzie po prostu chcą żyć, a "żądza pieniądza" jest jednym ze składników tego parcia. Dlatego uśmiecham się pod nosem, patrząc na drących szaty pracowników kanadyjskich banków, którym nagle dotarło do głowy, że zostali wystawieni do wiatru. A przecież miało być tak fajnie. Wcześniej ten sam rząd nie chronił interesów robotników fabrycznych, zatrudnionych przy taśmie, pracowników firm usługowych; ludzi wykonujących nieskomplikowane prace, których etaty lata temu wyeksportowano do Azji. Wówczas pracownikom banków wydawało się, że to niemożliwe, by ich miejsca pracy poszły tym śladem.
Świniobicie gorsze od aborcji?
Często słyszymy opinie, że oto nasza cywilizacja stanęła na rozdrożu albo, co gorsza, nad przepaścią, a dalej odpowiednio sugestie co do kierunku, w którym trzeba ją popchnąć, ewentualnie przed jakim to wyborem należy ludzi wszelkim sposobem powstrzymać. Są oczywiście także zdania krańcowo nieraz odmienne z kompletem argumentacji, gdzie jesteśmy przekonywani, że z "obroną praw i wartości" tak dobrze jeszcze w całej historii ludzkości nigdy nie było.
W kontekście nie tak dawnych wyczynów francuskich "racjonalistów", niemieckich "nadludzi", czy wreszcie sowieckich kanibali, pochodne skądinąd zmiany obyczajowe XX stulecia, a wśród nich rewolucja seksualna lat 60., prezentują się dla przeciętnego człowieka raczej niegroźnie.
Swoboda, nieskrępowanie, szczerość, powrót do natury… Make love, not war.
To jednak pozór, jako że w każdej rewolcie ofiara jakaś być musi, najlepiej krwawa, bo nowa władza, aby tą drogą zaistnieć, z zasady spuszcza z łańcucha najgorsze ludzkie instynkty.
W zamian za niezbędne poparcie coś ofiarować rozjuszonemu tłumowi musi na stałe, wpisując to w nowy, bardziej wyrozumiały "system wartości".
Profesor Richard Dawkins, zoolog i etolog znany z agresywnej krytyki religii w ogóle, napisał właśnie na swoim internetowym profilu, że "w granicach znaczeniowych słowa »człowiek« odnoszących się do kwestii moralności aborcji, każdy płód jest w mniejszym stopniu człowiekiem niż dorosła świnia".
Za główne kryterium "człowieczeństwa", jakie wybrał i wziął pod uwagę, podał różnice w zdolności do odczuwania bólu, które premiować ma w tym przypadku przywoływane zwierzę.
Polityczny śmigus-dyngus, 2013
Wojny
W ciągu ostatniej dekady mieliśmy dwie wygrane wojny, w Iraku i Afganistanie, które kosztowały chyba więcej niż amerykański trylion dolarów (polski bilion), a wynik ich jest koślawy. Zainstalowany przez nas marionetkowy rząd w Iraku kuma się z naszym (i Izraela) wrogiem, Iranem, i lekceważy nasze prośby, aby zabronić irańskim samolotom dostarczać broń z Iranu do Syrii. Na dodatek, wedle dzisiejszego "Financial Times", nasi jakoby sprzymierzeńcy, bojownicy islamscy w Syrii, walczący z rządem prezydenta Assada, zjednoczyli się z terrorystyczna organizacja Al-Kaida w Iraku.
Trzeba być geniuszem na miarę byłego prezydenta George'a W. Busha, który, jak nam wiadomo, "wyzwolił" Irak, aby zrozumieć tę sytuację.
W Afganistanie jest podobnie, a nasz sojusznik Pakistan blokuje granice dla wywózki tysięcy pojazdów wojskowych, której alternatywą jest ich zniszczenie albo wycofanie przez byłe republiki sowieckie, za których tranzyt ich nowi, postkomunistyczni władcy każą sobie dobrze płacić. Nasz sojusznik, prezydent Afganistanu Karzaj, też ma coraz większe aspiracje i ostatnio zabronił ataków przez amerykańskie samoloty-roboty (drony) na wioski afgańskie. Ze swej strony ma swoją rację, bo każdy atak zabija więcej niewinnych ludzi niż terrorystów, co z kolei powoduje zwiększony nabór do szeregów talibów. Dzisiejszy dziennik "The New York Times" (z 8 kwietnia 2013 r.) podaje, że dziesięcioro maleńkich dzieci i pięć kobiet zostało zabitych w czasie jednego bombardowania. Karzaj także zdaje sobie sprawę, że gdy Amerykanie się wycofają, to będzie on skazany na łaskę talibów, którzy mogą mu darować życie (w co wątpię) albo go powieszą na suchej gałęzi. Obawiam się, że Amerykanie nie udzielą mu azylu politycznego, tak jak nie udzielili azylu przed laty, oddanemu sojusznikowi, szachowi Iranu. Pod tym względem Sowieci mieli lepszą metodę instalacji demokracji ludowych, bo ich "demoludy" przetrwały 40 lat, a nasi, demokratyczni "przyjaciele" nie mogą dociągnąć do lat dziesięciu.
Korespondencja własna z Seulu: Przyzwyczajeni do zagrożenia
Paula Agata Trelinska: Kim Jung-Eun grozi, że zamieni Seul w morze ognia, zetrze Koreańczyków z powierzchni i strzeli bronią jądrową w Koreę lub Stany Zjednoczone
Mimo to wszystko w Korei Południowej życie się toczy normalnym trybem.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/tag/polityka?start=1080#sigProId62c49fba08
Obywatele Korei, przyzwyczajeni do zagrożeń pochodzących z północy, spędzili 10 kwietnia w pracy, w szkole i oczywiście na zakupach.
Kiedy wojsko zwiększyło nadzór nad Koreą Północną, młodzi się tłoczyli w centrach handlowych, w kawiarniach i na ulicach Gangnam. Obserwując cały czas, co się dzieje, większość Koreańczyków, z którymi rozmawiałam, nie jest specjalnie zaniepokojona najnowszymi doniesieniami.
Tymczasem rząd południowo-koreański spodziewając się, że Korea Północna może strzelić rakietę średniego zasięgu w każdej chwili, podniósł status "Watchon3" o jeden poziom, ale nie wydał żadnych ostrzeżeń dla ludności.
Skażeni
Powszechnie wiadomy jest ciężar gatunkowy i ilościowy zbrodni stalinowskich. Co prawda Rosjanie od pokoleń mają dość swoiste pojmowanie władzy.
Ten władca jest godny szacunku i miłości, który ma twardą rękę i bezkompromisowo rządzi. Gdy Iwan Groźny powiesił publicznie zbuntowanych bojarów, naród rosyjski rzekł: dobry, sprawiedliwy pan, będzie rządził dobrze. Rzeźnik Stalin nazywany był pieszczotliwie batiuszką, ojczulkiem, mimo że wymordował lekką ręką 100 mln Rosjan i wielu ludzi z innych narodów.
Na pochodach pierwszomajowych obecnie kilkanaście tysięcy nosi jego portrety i innych przywódców Kremla skandując hasła komunistyczne!
Pamiętam, kiedy umarł, miałem wtedy siedem lat. Do dzisiaj widzę setki płaczących kobiet, czarne kiry na flagach i powszechne łkanie i chlipanie. Później czytałem w szkole wiersze Broniewskiego czy Szymborskiej nazywane go ojcem narodów i światłem słonecznym. Jeszcze nie wiedziałem, że jest to choroba wirusowa. Choroba mózgu z zakłóceniem osobowości. A właściwie częściowe jej wykastrowanie. Taka ekstrakcja samodzielnego myślenia, paraliż logiki, opieranie się na bodźcach z zewnątrz, a nie racjonalnych wydarzeniach. Stalin właściwie był prekursorem rozwoju i rozbudowy masowej propagandy. Jego propagandziści rzucili hasło "radio w każdym siole", a w teren wyruszyło setki kin objazdowych wyświetlających w lokalnych świetlicach filmy sowieckie, w których dominowały pozytywnie przedstawione wzorce ustrojowe. Ludzie w zapadłych wioskach czy miasteczkach po raz pierwszy zetknęli się z przekazem radiowym i po zapowiedzi, że będzie przemawiał z Moskwy towarzysz Stalin, mieszkańcy spieszyli niczym na nabożeństwo, chłonąc każde kłamstwo czy fantazję batiuszki.
Która bardziej bananowa?
Prawda o katastrofie smoleńskiej zaczyna coraz bardziej przesiąkać do świadomości społecznej Polaków. Niezależnie od tego, czy uznamy wybuch w samolocie za dostatecznie udowodniony, czy nie, coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, jak wiele rzeczy jest nie tak i jak bardzo instytucje polskiego państwa nie istnieją.
Niczym Kubuś Puchatek, który im bardziej zaglądał do garnka, tym bardziej nie było w nim miodu, coraz więcej ludzi, im bardziej zagląda w okoliczności tej katastrofy, tym bardziej okazuje się, że Polski nie ma. Stąd też ludzie obchodzący rocznicę katastrofy coraz bardziej oczekują, że ktoś ich wreszcie poprowadzi po Polskę.
Z roku na rok rocznice dają okazję do większego niezadowolenia, w tym roku była jeszcze okazja do odpalenia Telewizji Republika. Jak zwykle, trzymam kciuki, mając nadzieję, że zapał nie okaże się słomiany. Miejmy nadzieję, że te nowe inicjatywy doprowadzą do większego scalenia i siły polskich środków przekazu.
Rodakom trzeba czarno na białym i w prostych słowach wytłumaczyć, że Polska jest im niezbędnie potrzebna.
Przy okazji postać premiera Tuska przybiera coraz bardziej groteskowe kształty, szef rządu postanowił odwiedzić ojczyznę posła Godsona, ponieważ ponoć nigdy nie był jeszcze w Afryce. Trzymam kciuki, by po wyprawie peruwiańskiej była to kolejna "podróż życia". Wygląda na to, że premier ma zacięcie turystyczne, więc gdyby tak polscy podatnicy zrzucili się i zaoferowali mu do wieku emerytalnego zwiedzanie świata w trybie non stop, wszystkim by to wyszło na korzyść – zwłaszcza podatnikom. Niech jedzie i nie wraca.
Patrząc zaś na piękną uroczystość powitalną zorganizowaną z wielkim ceremoniałem pod palmami przez gospodarzy, zastanawiałem się, która republika jest bardziej bananowa. I proszę mnie nie męczyć pytaniami o odpowiedź... Jedno jest pewne, oni przynajmniej mają tam ciepło.
Zmarła Margaret Thatcher, i powiem krótko, mimo bilderbergowych zarzutów, wolałbym mieć takiego premiera w kraju niż dzisiejsze pacynki.
Andrzej Kumor
Mississauga
Radość walki jest wielka
Święta, święta i już po. Rozstrzygając pytanie o wyższości świąt, zapewniam, że należę do wyznawców wyższości świąt Wielkiejnocy nad świętami Bożego Narodzenia – oczywiście żartuję. Chodzi jedynie o to, że to właśnie Wielkanoc lepiej przygotowuje do walki. A wbrew temu, co w różnych okresach życia nam się wydaje – naturą doczesnego życia jest wojna. Świadomość konieczności walki i zmagania była powszechna jeszcze kilka pokoleń temu. Niestety w naszych czasach – mimo tego, że z punktu widzenia naszej wieczności są prawdziwie trudne i stawiające wyzwania – przeciwnik zdołał nas uśpić i doprowadzić do bezsilnej bierności. A przecież spowiadamy się z tego, co zrobiliśmy złego, ale i z tego czego nie zrobiliśmy, a powinniśmy. Życie jest bowiem wezwaniem do działania, a nie wycofania się i "świętego spokoju". To właśnie przez to duchowe i to całkiem fizyczne lenistwo świat wokół schodzi na psy, a nasza barka nabiera wody. Święta Wielkanocne pozwalają dostrzec prawdziwą perspektywę życia i zrzucić pokrowiec strachów, które nasze lenistwo podbudowują.
Krótki film o szczurze na zwolnieniu lekarskim
Józef Piłsudski powiedział kiedyś przed wojną, a Anna Walentynowicz powtórzyła jego słowa w 2009: "Historie swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i będzie źle". Jest w tym dużo prawdy. Wystarczy spojrzeć na wyemitowany ostatnio film produkcji niemieckiej o tytule "Nasze matki, nasi ojcowie" uwzględniający wątek Armii Krajowej, jako zagorzałych antysemitów, którzy swoją wrogo nastawioną postawą do ludności żydowskiej niejako wybielają obraz Niemców jako głównych winowajców ludobójstwa na tejże społeczności.
Zrobiono tak celowo, by odciążyć, czy też oddalić winę za holokaust od narodu niemieckiego i przerzucić ją, czy też podzielić się nią dla przykładu z AK. Okres wojny to czas okrutny, w którym zwykle ludzkie uczucia, takie jak zaufanie, nie mają żadnej wartości. Ludzie nie ufali sobie, czy to Polak, Żyd, Niemiec czy Rosjanin, ze względu na twarde prawa, jakimi rządzi się wojna. W filmie tym nieufność zastąpiono antysemityzmem, który w dzisiejszym świecie ma dużo twardszy oddźwięk. Polacy mieli wiele powodów, by nie ufać społeczności żydowskiej, zwłaszcza po zdradzie, jakiej dopuściła się po wkroczeniu armii sowieckiej 17 września 39 roku, stając się jednocześnie prawą ręką NKWD.
Trzymajmy się prawdy, trzymajmy się prosto
Polskie władze wpisują się pełną gębą w politpoprawną nowomowę. Tak więc mamy już "nazistów" zamiast Niemców, a minione święta dowiodły, że możemy mieć Wielkanoc bez chrześcijaństwa. Tu mała dygresja – ostatnio moim ulubionym odpoczynkiem jest oglądanie starych kronik filmowych z czasów II wojny światowej na jutjubie – proszę zobaczyć, że nikt tam o żadnych nazistach nie słyszał; wszędzie ino ci dżermans i dżermans. No ale skąd oni mieli wtedy wiedzieć, jak się poprawnie wysławiać?! Tak więc premier Polandii Tusk odezwał się do narodu przez TVP i wyjaśnił główne przesłania Zmartwychwstania Pańskiego, które, jak wiadomo, polega na tym, że wszystko co złe kiedyś przeminie. Czy to mróz na dworze, czy przeciągający się kryzys i zawierucha na świecie". "W te święta – lepiej niż na co dzień – wiemy, że w końcu przyjdzie słońce, wiosna i lepsze czasy" – dodał, zwróciwszy uwagę, że w tym roku zima postanowiła pozostać dłużej w naszym kraju.