Często słyszymy opinie, że oto nasza cywilizacja stanęła na rozdrożu albo, co gorsza, nad przepaścią, a dalej odpowiednio sugestie co do kierunku, w którym trzeba ją popchnąć, ewentualnie przed jakim to wyborem należy ludzi wszelkim sposobem powstrzymać. Są oczywiście także zdania krańcowo nieraz odmienne z kompletem argumentacji, gdzie jesteśmy przekonywani, że z "obroną praw i wartości" tak dobrze jeszcze w całej historii ludzkości nigdy nie było.
W kontekście nie tak dawnych wyczynów francuskich "racjonalistów", niemieckich "nadludzi", czy wreszcie sowieckich kanibali, pochodne skądinąd zmiany obyczajowe XX stulecia, a wśród nich rewolucja seksualna lat 60., prezentują się dla przeciętnego człowieka raczej niegroźnie.
Swoboda, nieskrępowanie, szczerość, powrót do natury… Make love, not war.
To jednak pozór, jako że w każdej rewolcie ofiara jakaś być musi, najlepiej krwawa, bo nowa władza, aby tą drogą zaistnieć, z zasady spuszcza z łańcucha najgorsze ludzkie instynkty.
W zamian za niezbędne poparcie coś ofiarować rozjuszonemu tłumowi musi na stałe, wpisując to w nowy, bardziej wyrozumiały "system wartości".
Profesor Richard Dawkins, zoolog i etolog znany z agresywnej krytyki religii w ogóle, napisał właśnie na swoim internetowym profilu, że "w granicach znaczeniowych słowa »człowiek« odnoszących się do kwestii moralności aborcji, każdy płód jest w mniejszym stopniu człowiekiem niż dorosła świnia".
Za główne kryterium "człowieczeństwa", jakie wybrał i wziął pod uwagę, podał różnice w zdolności do odczuwania bólu, które premiować ma w tym przypadku przywoływane zwierzę.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!