Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Grzegorz Braun o III wojnie światowej - Nie dajmy się wepchnąć do konfliktu światowego!
Napisał Andrzej KumorBlisko 700 osób przybyło w niedzielne popołudnie na spotkanie z byłym kandydatem na prezydenta Polski, reżyserem Grzegorzem Braunem, poświęcone geopolityce i sytuacji Polski.
Nie dajmy się wepchnąć do konfliktu światowego! „Dajcie nam żyć” - Spotkanie z Grzegorzem Braunem
Szanowni Państwo, cokolwiek dzisiaj tu Państwu powiem za chwilę, to zawsze chciałbym wrócić do tej centralnej kwestii. Dla sprawy Polski centralnej, sprawy ogólnogalaktycznej, dla zachowania naszej cywilizacji jest absolutnie niezbędne, żeby tradycja katolicka upostaciowana w ten krystalicznie czysty sposób - tradycja katolicka przechowana dla nas w tym krysztale, jakim jest msza wszech czasów, msza tradycyjna. To, żebyśmy tę tradycję między nami przechowali bezpiecznie, to jest dla wszystkich innych spraw, bardzo świeckich, praktycznych, politycznych, o których tu będę mówił, żeby tę kwestię rozwiązać. żeby się one przyśniły nie na złe, ale daj Boże na dobre i jeszcze lepsze, musi być między nami msza wszech czasów. Jestem tego pewien, to jest mój wniosek. Dzielę się na początek najważniejszym wnioskiem, że się bez tego nie da.
Szlakami bobra: Ptaki czekają na wiosnę na Island Lake
Napisane przez Joanna Wasilewska, Andrzej JasińskiNa Island Lake, przepięknym sztucznym jeziorze w Orangeville niedaleko Toronto, lód już puścił, cienka jego warstwa trzyma się jeszcze w zatoczkach. Widzieliśmy gęsi i kilka gatunków kaczek. Vicki Barron Lakeside Trail, szlak wokół jeziora, został ukończony. Ma teraz ponad osiem kilometrów i tworzy pętlę. Nową część szlaku poprowadzono głównie kładkami przez małe zatoczki, co daje niepowtarzalną możliwość obserwowania ptaków. Więcej informacji o tym przepięknym jeziorze w archiwum Gońca.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=4774#sigProId068c15a674
Z Polski rodem: Jeden z tych walecznych, którzy ocalili Argentynę - Teofil Iwanowski-Reich
Napisane przez Kazimierz KozubW miasteczku Merlo w Argentynie, w pobliżu stołecznego lotniska pasażerskiego Moron, na terytorium tzw. dystryktu federalnego (równego w prawach z każdą z 22 prowincji) Miasta i Portu Trójcy świętej - Buenos Aires (bo tak brzmi pełna nazwa argentyńskiej stolicy!) stoi pomnik generała armii argentyńskiej, Teofila Iwanowskiego. Tak jest: Polaka, rodem z Poznania. A zarazem jednego z tych „walecznych, którzy ocalili Argentynę jako jednolite państwo” - jak pisze się o nich w argentyńskich podręcznikach.
Czym zasłużył sobie emigrant z Polski na tak zaszczytne miano i na pomnik na przedmieściach argentyńskiej stolicy?
Urodził się w Poznaniu w 1827 roku i naprawdę nazywał się Teofil Reich. W rodzinnym mieście kończył właśnie gimnazjum i planował wybrać się na studia do Berlina, gdy - w 1845 roku w Poznaniu i okolicy zaczęły się przygotowania do kolejnego polskiego powstania ogólnonarodowego. Młody człowiek, jak i wielu jego rówieśników, zgłosił się wtedy pod rozkazy Ludwika Mierosławskiego i pozostał w oddziałach powstańczych aż do ich kapitulacji we wsi Bardo, na początku 1846 roku.
Był nim od kilkudziesięciu lat pan Zalisz, który jeszcze uczył moją Matkę, stary szlachcic, pełniący jednocześnie obowiązki kierownika urzędu pocztowego, człowiek bardzo muzykalny, wielki patriota, rozmawiał z nami na lekcjach po polsku, zresztą po niemiecku nie miałby z kim.
W Rososzycy nie było ani jednego Niemca. Czytać i pisać musieliśmy po niemiecku – jasne, że dopiero w drugiej klasie, ale mówić po niemiecku po ukończeniu tej szkoły nie umiał w całej wsi nikt, nawet ta „urzędowa” figura, sołtys, który ani nic nie rozumiał, co władza do niego pisze, czego żąda, ani nie umiał jej odpowiedzieć. Czynił to za niego pan Zalisz.
Zalisz, który w godzinach popołudniowych był stałym gościem Ojca, od pierwszego dnia rozpoczęcia nauki w szkole został moim korepetytorem. Z góry było postanowione, że pójdę do gimnazjum, a do gimnazjum trzeba zdać konkursowy egzamin. Wiadomo też już było, że w przyszłym roku Zalisz kończy swoją pracę zawodową i przechodzi w stan spoczynku, a w nowej szkole nauczycielami będą na pewno Niemcy. Tak się też i stało.
Listy z nr. 15/2016
Waldemar nosił niemieckie nazwisko, ale imię brzmiało jakby po polsku. Był jednak Niemcem z dziada pradziada, i to bez domieszki innej krwi. Urodził się w Ufie, stolicy Baszkirii na Uralu, za czasów sowieckich. Jak sam mówił, jego rodzina przywędrowała z Niemiec do Rosji wraz z Katarzyną II, carycą Rosji, a wcześniej księżniczką niemiecką. Ściągała ona do swojego imperium niemieckich rodaków, zarówno dużego formatu, jak i zwykłych rzemieślników i chłopów. Zdążała tym sposobem do ucywilizowania swoich nowych poddanych. W pewnym okresie Niemców było tak dużo, że utworzona została nawet autonomiczna republika niemiecka. Ale z kolei przyszła wojna i Niemcy sowieccy stali się elementem podejrzanym.
Dziadkowie Waldemara mieszkali na Krymie. Po wybuchu wojny zostali zesłani na Ural, aby tam pracować w fabrykach zbrojeniowych. Niemcy sowieccy, pod nadzorem NKWD, solidnie produkowali czołgi i inną broń wykorzystywaną do walki z ich nazistowskimi rodakami.
Dzisiejszy temat narzuca się sam. Co prawda, o samochodach elektrycznych już pisaliśmy, ale Tesla to jest Tesla, czyli klasa dla siebie i nie można jej omawiać razem ze wszystkimi innymi - zwłaszcza gdy mowa o z dawna oczekiwanym modelu 3; samochodzie, który ma po linii „elektrycznej” konkurować z BMW 3, audi czy lexusem.
Po raz pierwszy w historii zdatny do normalnego użytku całkowicie elektryczny pojazd - nie hybryda - oferowany jest w cenie dla zwykłego obywatela; za mniej niż połowę ceny poprzednich modeli tej nowatorskiej firmy. Co prawda, zasięg jest mniejszy od tesli S, ale i tak ma to być pierwszy masowy model Tesli; model, który może z tej firmy uczynić koncern nawet na miarę General Motors.
Na razie po teslę 3 ustawiają się kolejki na przedpłaty tych wszystkich, którzy zawsze chcą jako pierwsi mieć coś nowego. Tesla zdołała wypromować swoją markę w podobny sposób jak wcześniej Apple iPod czy iPhon.
Pamiątki Soplicy, właśc. Pamiątki JPana Seweryna Soplicy, cześnika parnawskiego – zbiór gawęd szlacheckich autorstwa Henryka Rzewuskiego. Narratorem gawęd jest fikcyjny bohater Seweryn Soplica, cześnik parnawski, opowiadający o osobach lub zdarzeniach z czasów Konfederacji barskiej i panowania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.
KAZANIE KONFEDERACKIE
Było to roku 1769, czwartego listopada, w sam dzień świętego Karola, a tak pamiętam, jakby to się działo onegdaj. Słuchaliśmy mszy świętej w kościele ojców bernardynów w Kalwarii, kościół był jak nabity szlachtą, którym mnóstwo panów przewodziło. Siedzieli w ławach: solenizant, książę Radziwiłł, wojewoda wileński, siedział i podczaszy Potocki, i wojewoda kijowski, i marszałek konfederacji litewskiej Pac, starosta [ziołowski], i Rzewuski, chorąży litewski - a któż wymieni wszystkich tych panów? i na sejmach więcej nie widziałem. Oni siedzieli w ławkach, a my stali, ba, nie tylko my, ale i urzędnicy stali nawet, bo do ławek niełatwo było się docisnąć. Po mszy świętej ksiądz Marek, karmelita, na którego cuda zacni ludzie patrzali, zaintonował Te Deum laudamus, a my, szlachta, śpiewali wtór i niektórzy panowie, jako: JW. chorąży litewski - Panie, daj mu wieczny odpoczynek, bo to zacne było panięcie i dziwnie basem śpiewał, choć jak starzy mówili, trybem światowym - śpiewał i JO. wojewoda wileński, ale już nie tak dobrze; ale wszyscy śpiewaliśmy ochoczo, bo też było za co Panu Bogu dziękować. Przed czterma dniami, w sam dzień Wszystkich Świętych, jakby na wiązanie JO. i JW. panom, nie zapominając i o nas, szlachcie, pan Kaźmierz Puławski, staroście warecki, porządnie był wytłukł Moskwę pod Lanckoroną; aż do Myślenic Suwarowa gnali, a i ja tam swoim nie szkodził, co mnie i trochę zaszczytu, i troszkę nieprzyjemności przyniosło, jak się o tym powie. Po hymnie odbytym wstąpił ksiądz Marek na ambonę. My wszyscy natężyliśmy uszy: raz, że i łaknąć trzeba za słowem Bożym, a po wtóre, byliśmy ciekawi, co też ksiądz Marek powie z powodu rocznicy urodzin JO. księcia Karola Radziwiłła, któren był pan wielki, pobożny, dobrodziej szlachty i filar naszej barskiej konfederacji, a którego w dniu tym przepomnieć nie zdawało się nam, aby było z reguł. Przeżegnał się ksiądz Marek - jeszcze dziś patrzę na niego - a on tak powiedział:
Kalendarz zawodów PKZW Wiosna–jesień 2016 r.
1. 23 kwietnia 2016 r. (sobota). Dunnville, Fishmaster Marina, 776 Main St. E., tel.1-905-701-6874. Godzina zbirórki - 6.30. Zawody brzegowe na wszystkie ryby. Prosimy o zaopaatrzenie się w siatki do przetrzymywania ryb.
2. 15 maja 2016 r. (niedziela). Barrie, Little Lake, Cedar Camp Grounds, 10 Little Lake Dr., tel. 1-705- 721-4691. Godzina zbiórki - 6.00. Zawody z łódek na szczupaki i sandacze.
3. 5 czerwca 2016 r. (niedziela). Binbrook, Niapenco Lake. Godzina zbiórki 6.30. Zawody brzegowe z losowaniem stanowisk na karpie i sumy.
4. 25 czerwca 2016 r. (sobota). Lake Dalrymple (marina), 230 Lake Dalrymple Rd. tel. 1-705-833-2400. Godzina zbiórki - 6.00. Zawody z łódek na bassy, szczupaki i sandacze. Prosimy o wcześniejszą rezerwację łódek.
5. 16 lipca 2016 r. (sobota). Zawody towarzyskie z okazji 25-lecia PKZW połączone z piknikiem i wspólnymi wspomnieniami z poprzednich lat. Zawody niezaliczane do klasyfikacji. Niagara-on-the-Lake, Queen’s Royal Park. Godzina zbiórki - 9.00. Zawody brzegowe na wszystkie ryby.
6. 24 września 2016 r. (sobota). Lake Simcoe, Lake Simcoe Marine Limited, 977 Isabella St. (4th Line), tel. 1-705-456-3131. Godzina zbiórki - 6.30. Zawody z łódek na okonie.
7. 1 października 2016 r. (sobota). Lake Simcoe lub Lake Dalrymple. Godzina zbiórki - 6.30. Zawody Big Pike.
8. 23 października 2016 r. (niedziela). Waterford, Concession 8. Godzina zbiórki - 7.00. Zawody brzegowe na wszystkie ryby. Prosimy o zaopatrzenie się w siatki do przetrzymywania ryb.
9. 13 listopada 2016 r. Belwood Lake, Conservation Area. Godzina zbiórki - 7.00. Zawody brzegowe na szczupaki.
Zawody mogą być odwołane ze względu na pogodę, dlatego prosimy o sprawdzenie komunikatów na stronie internetowej www.pkzw.org w dzień poprzedzający zawody po godz. 20.00.
http://www.goniec24.com/goniec-turystyka/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=4774#sigProIdb8c524889f
Z historii zawodów PKZW
Podlodowe zawody na okonie, Lake Simcoe, Cook’s Bay – 2 marca 2002 r.
W sobotę, 2 marca 2002 r., na jeziorze Simcoe na Cook’s Bay odbyły się ostatnie podlodowe zawody Polsko-Kanadyjskiego Związku Wędkarskiego. Tym razem rybą turnieju był okoń. Zawody na Cook’s Bay miały zadecydować, który z wędkarzy zdobędzie tytuł najlepszego wędkarza zimy 2002. W 2001 r. najlepszym wędkarzem zimy został Ireneusz Lazowski.
Po zawodach na sieję i palie jeziorowe na Kempenfelt Bay przynajmniej kilku wędkarzy z czołówki miało szansę na zdobycie tego tytułu, dlatego też emocji nie zabrakło do końca. Tym bardziej że specjalistów w połowie okonia spod lodu w PKZW nigdy nie brakowało.
W historii podlodowych zawodów PKZW, które odbywały się na Cook’s Bay na wysokości Gilford, dwukrotnie triumfował Zbigniew Pokorski (1998 i 2000), a w 2001 r. Ireneusz Lazowski. Zawody w łowieniu okoni spod lodu odbywały się również na jeziorze Couchiching. Wygrywali w nich: Gustaw Chmura (1995), Jan Kowalczuk (1998), Roman Runo (1999) i Jan Kaspryk (2001). Podczas zawodów na jeziorze Couchiching w Orilli w 1995 r. Gustaw Chmura złowił 36 funtów ryb tego gatunku. Wtedy nie obowiązywał jednak limit 50 sztuk, który został wprowadzony przez Ministerstwo Zasobów Naturalnych w 1998 r.
W czasie pamiętnych zawodów na Couchiching w 1998 r. złowiono ponad tysiąc okoni. Później od czasu wprowadzenia limitów na okonie na Simcoe w 1998 r., najlepszy wynik uzyskał Zbigniew Pokorski. 31 stycznia 1998 r. podczas zawodów na Cook’s Bay złowił on 50 okoni o wadze 28 funtów i 10 uncji (12,98 kg).
Tym razem już od wywiercenia pierwszych przerębli wiadomo było, że powtórki z poprzednich lat nie będzie. Aby trafić na okonie, trzeba było się nieźle nachodzić i „nakręcić” w dziesięciocalowym lodzie. Ryby były jednak mało aktywne i nie przejawiały zainteresowania najbardziej wyszukanymi przynętami. Okonie pojawiały się i znikały. W miarę upływu czasu od rozpoczęcia zawodów, oczekiwanie na brania przeciągały się coraz bardziej. Okoni nie łowili nie tylko wędkarze biorący udział w zawodach. Również napotkani na Cook’s Bay inni wędkarze nie mieli szczęścia i narzekali na wyjątkowo słabe brania. Na domiar złego, mroźny i porywisty wiatr uprzykrzał nie tylko łowienie, ale utrudniał też wychwycenie delikatnych skubnięć okoni. Zamiast okoni trafiała się za to sieja, którą wyholował prezes Ireneusz Lazowski. Jeden z wędkarzy zerwał również sieję i sandacza.
O godzinie 13.00, po pięciu godzinach zmagań z niesprzyjającą pogodą i z wybrednymi okoniami, zawody zostały zakończone. Wkrótce też nastąpiło ważenie złowionych okoni, do którego przystąpiło 20 wędkarzy. Aby wyeliminować wątpliwości, w przypadku gdy rezultaty były do siebie bardzo zbliżone, zdarzało się, że ryby były ważone dwukrotnie. Każda uncja mogła mieć decydujące znaczenie.
Najlepszym „okoniarzem” z Cook’s Bay okazał się Roman Runo, który złowił 14 okoni o wadze 8 funtów i 12 uncji. Zaledwie o jedną uncję (0,03 kg) słabszy wynik uzyskał Jerzy Haluszka, który zajął drugie miejsce. Jego wynik to 15 okoni o wadze 8 funtów i 11 uncji. Na podium, na trzecim miejscu, stanął Jan Kaspryk, który złowił 7 okoni o wadze 3 funtów i 12 uncji. Identyczny wynik uzyskał również Jan Kowalczuk. Przy jednakowej wadze i liczbie złowionych ryb dopiero waga największego okonia przesądziła o wyższej pozycji Jana Kaspryka. Podobna zasada została zastosowana w przypadku Waldemara Weselaka i Jacka Pawlikowskiego. Obaj ubiegali się o siódmą lokatę. Ostatecznie siódme miejsce zajął Waldemar Weselak. Największego okonia zawodów złowił Roman Runo. Ryba ważyła 1 funt i 2 uncje (0,51 kg).
Po wręczeniu nagród dla najlepszych wędkarzy w połowie okoni przystąpiono do podliczania punktacji generalnej z uwzględnieniem wyników ostatnich zawodów. Miało to na celu wyłonienie wędkarza, który zdobył najwięcej punktów w sześciu zimowych turniejach PKZW, w których łowiono: crappie, sandacze, szczupaki, sieje, palie i okonie.
Bardzo blisko zdobycia tytułu najlepszego wędkarza zimy 2002 był Roman Runo, który po zajęciu pierwszego miejsca na Cook’s Bay otrzymał 17 i w klasyfikacji końcowej uzyskał 46 pkt. Okazało się to jednak za mało, by wyprzedzić Mariana Mulasa, który dzięki 6. pozycji w połowie okonia i 8 punktom zakończył zimowy sezon z dorobkiem 47 punktów i zdobył tytuł najlepszego wędkarza zimy. Na trzeciej pozycji z jednakową liczbą punktów znalazło się dwóch wędkarzy. Fachowiec od crappie i szczupaków Ryszard Dyjasek i słynny “czarodziej lejkerów” Jerzy Haluszka. Ostatecznie tytuł trzeciego wędkarza zimy zdobył Ryszard Dyjasek. Zadecydowała większa liczba wyższych miejsc. Ryszard Dyjasek zajął dwa razy pierwsze miejsce (crappie na South Bay i szczupak na Little Lake). Jerzy Haluszka, pomimo że dwa razy stawał na podium (2. miejsce na Little Lake i 2. m. na Cook’s Bay), nie zdobył w zimowych zawodach w sezonie 2002 pierwszego miejsca.
Puchary dla trzech najlepszych wędkarzy zimy zostały ufundowane przez kolegów z klubu: Zbigniewa Pokorskiego, Michała Rusinka i Waldemara Weselaka.
Sponsorami zawodów byli: Bugajny Meat Products (kiełbaski), JaśwOj Bakery (chleb), Tomek Video (nagroda za największą rybę) oraz sklep wędkarski Fish Ontario.
Nagrody pocieszenia wylosowali: Andrzej Dańko, Krzysztof Chmura, Janusz Montak, Marian Mulas, Bogumił Brzeziński i Jacek Pawlikowski.
Po raz pierwszy w zawodach PKZW startowali: Janusz Montak, Marek Żak i Andrzej Wasiak. W zawodach na Cook’s Bay startowało 28 wędkarzy.
W zimowych zawodach PKZW 2002 sklasyfikowano 65 zawodników (w sezonie 2001 r. - 56).
Wyniki zawodów:
Waga ryb/funty, liczba ryb
1. Roman Runo
8 funtów 12 uncj 14
2. Jerzy Haluszka
8 funtów 11 uncji 15
3. Jan Kaspryk*
3 funty 12 uncji 7 4. Jan Kowalczuk
3 funt 12 uncji 7 5. Michał Rusinek
3 funty 9 uncji 7 6. Marian Mulas
3 funty 7 uncji 8
7. Waldemar Weselak*
2 funty 14 uncji 6
8. Jacek Pawlikowski 2 funty 14 uncji 6
9. Jan Skalski 2 funty 12 uncji 5
10. Jan Kuryło 2 funty 9 uncji 5
11. Gustaw Chmura 2 funty 8 uncji 5
12. Ryszard Dyjasek* 2 funty 5 uncji 7
13. Janusz Montak 2 funty 5 uncji 4
14. Krzysztof Jaśkielewicz*
2 funty 4 uncje 5
15. Roman Mikucewicz 2 funty 4 uncje 4
16. Bogumił Brzeziński 1 funt 10 uncji 4
17. Robert Piękny
1 funt 3 uncje 3
18. Zbigniew Pokorski 1 funt 2
19. Wojciech Ździebłowski
7 uncji 2
20. Ryszard Rolka
4 uncje 1
Czy kierować się wysokością commission?
Napisane przez Maciek CzaplińskiCzy wybierając agenta, należy kierować się najniższym “commission”?
Odpowiedź brzmi zdecydowanie nie! Ale często niestety jest to jedyne kryterium, którym sprzedający się kierują. Bardzo często dostaję zapytania od klientów, którzy dzwonią do mnie i nawet często się nie przedstawiając ani nie wdając w dyskusję, co chcą sprzedać - zadają pytanie: Ile Pan bierze? Gdy usłyszą odpowiedź, bez wchodzenia w szczegóły - odwieszają słuchawkę i pewnie dzwonią do następnego agenta, zadając to samo pytanie. Zastanawiam się czasami, czy poszukiwania te zmierzają do znalezienia kogoś, kto zrobi to bezpłatnie? Jak odpowiadać na takie pytanie?
By jednak odpowiedzieć na pytanie zadane na wstępie, chciałbym opowiedzieć, jak działa system MLS oraz dlaczego koncentracja na znalezieniu jak najniższego wynagrodzenia prowadzi czasami do bardzo niekorzystnych sytuacji. Jak pewnie Państwo wiedzą, system MLS pozwala agentom z różnych firm i czasami również różnych „real estate boards”, wprowadzać domy oferowane na sprzedaż do wspólnej bazy danych. Ta baza danych, nazywana systemem MLS (Multiple Listings System), pokazuje domy, które są aktywne, czyli dostępne do sprzedaży, i te, które zostały sprzedane (dane są trzymane od początku stworzenia systemu), oraz te, które się nie sprzedały.
Do tej bazy danych dostęp mają wszyscy agenci. System MLS zawiera między innymi jedną bardzo istotną informację dla agentów, ile właściciele sprzedawanego domu oferują “wynagrodzenia” agentowi, który przyprowadzi kupujących. Czyli jakie jest “commission” za sprzedanie nieruchomości. Dlaczego to jest istotne? To jest chyba oczywiste! Jeśli wynagrodzenie będzie wynosić jak w niektórych przypadkach 1 dol. - to bardzo wątpię, by któryś z agentów, mających podpisany kontrakt z kupującymi, chciał tracić czas na pokazywanie takiego domu (nawet jeśli w “Buyers Agency Agreement” agent ma wpisane wynagrodzenie 2,5 proc., to często wyegzekwowanie takiego wynagrodzenia od kupujących jest trudne). Typowo “commission” dla agenta, który pracuje z kupującymi, wynosi obecnie 2,5 proc. Im niższe oferowane “commission”, tym mniej agentów będzie chciało pokazywać taki dom. Jeśli „commission” jest zbyt niskie - to wówczas sprzedający ryzykuje, że większość osób szukających domów z agentami real estate, nigdy takiego domu nie zobaczy.
Jak do tej pory pisałem o “commission” dla “buyers brokers” i o tym, że standardowe wynagrodzenie to 2,5 proc. Co wobec z wynagrodzeniem dla agentów, którzy reprezentują sprzedających? Kiedyś było to również to samo, czyli 2,5 proc. Czyli łączne „commission” było na poziomie 5 proc. plus HST.
Obecnie panuje trend, by “negocjować” to wynagrodzenie, które otrzymuje “sellers broker”, do całkowitego minimum - stąd się więc biorą te telefony, o których wspomniałem na początku.
Dochodzi do absurdu, że niektóre firmy oferują “pełny service” za mniej niż 1000 dol. Czy to rzeczywiście jest to pełny serwis? Jeśli ktoś tak myśli to jest bardzo naiwny. Pełny serwis nie polega tylko na wprowadzeniu domu do systemu MLS. Tak robi Commfree. Ich klienci sami muszą ustawiać „apointmenty”, pokazywać dom, robić „open houses” czy negocjować oferty. Czy ktoś, kto to robi po raz pierwszy, może uniknąć wszystkich błędów?
Moim zdaniem, zamiast koncentrować się na szukaniu absurdalnie niskiego „commission”, sprzedający powinni raczej poszukać agenta, który ma doświadczenie, jak można zmaksymalizować zysk i co zrobić, by dom sprzedał się za maksymalne pieniądze w stosunkowo krótkim czasie. Dlaczego wybieramy dobrych prawników, dentystów czy architektów i płacimy im wysokie honorarium - jeśli chcemy być zadowoleni z wyników?
To samo powinno dotyczyć serwisu „real estate”.
Wracając do tematu - obecnie “commission” dla “sellers agents” wynosi typowo od 1 do 2,5 proc. plus HST. Z tym że często opłaca się zapłacić tę wyższą sumę, by reprezentujący nas agent miał budżet na reklamy oraz inne materiały promocyjne. To jest chyba logiczne.
Oczywiście wszyscy wiemy, że rynek jest gorący i praktycznie każdy dom sprzedaje się obecnie szybko i często powyżej wystawionej ceny. Agenci stosują różne techniki, by wzbudzić maksymalne zainteresowanie oraz by sprowokować kilka ofert.
Jedną z technik jest celowe zaniżanie ceny wywoławczej połączone ze wstrzymywaniem ofert przez kilka dni. Jeśli dom jest wystawiony poniżej wartości rynkowej i jednocześnie ma około 3-7 dni na tak zwaną ekspozycję, to w dniu, kiedy oferty będą przeglądane, można prawie na pewno spodziewać się, że dom sprzeda się powyżej ceny wywoławczej. Są nawet agenci, którzy to robią nagminnie. Jak ładnie to brzmi w reklamie, że dom się sprzedał powyżej “asking price”. Z tym że nie jest nigdzie dodane, że cena była znacznie zaniżona w stosunku do rynku.
Innym sposobami, które pomagają sprzedać dom i które pracują na bardziej ustabilizowanym rynku, to “staging”, bardzo ładne „flyers”, dobre zdjęcia, „virtual trips” czy “social media”.
Ale to, o czym chciałbym jeszcze napisać, to zupełnie nowy pomysł, który chciałbym Państwu obecnie zaoferować. Zdarza się często, że mają Państwo bardzo atrakcyjny dom, który ma bardzo dobry potencjał do renowacji czy rozbudowy, ale nie macie ani doświadczenia, ani środków finansowych, by to zrobić. Czasami mają Państwo bardzo atrakcyjną działkę, którą można by było podzielić na dwie lub więcej działek i albo sprzedać już podzielone działki, albo wybudować nowe domy do sprzedaży. Siedzimy często na “żyle złota”, ale nie możemy z niej skorzystać.
Odpowiedzią może być połączenie sił i zrobienie pewnych projektów razem. Ja współpracuję z grupą inwestorów, którzy mogą pomóc finansowo. Pracuję z grupą kontraktorów, którzy wiedzą, jak wybudować domy. Współpracuję z planistami, prawnikami czy geodetami, co ułatwia podziały działek. Kasia, Agnieszka i ja mamy ogromne doświadczenie w projektowaniu i budowie domów. To, co proponujemy, to spotkanie z tymi z Państwa, którzy mają (albo myślą, że mają) nieruchomość z potencjałem. Po dyskusji może się okazać, że razem możemy zarobić znacznie większe pieniądze niż POJEDYNCZO.