Czy przyjdzie opamiętanie?
Lewaccy uzdrowiciele narodów i społeczeństw, które z nadziejami i wielkimi oczekiwaniami przystąpiły do wspaniałego teoretycznego związku, jakim jest (była?) Unia Europejska – opanowali ją prawie bez reszty i szarogęszą się w Brukseli, przekonani o swoich jedynie oczywiście słusznych racjach.
UE, niestety, stoi obecnie na dwóch nóżkach. Jedna to ideologia, pomysł zbudowania jednolitego organizmu, superpaństwa opartego na nowej religii, posuniętej do absurdu politpoprawności. To wymaga usunięcia z przestrzeni publicznej widocznych (zbyt widocznych?) obiektów, np. kultury chrześcijańskiej. Jak długo jeszcze nad dachami Paryża czy Berlina będą błyszczeć krzyże, rażąc oczy coraz liczniejszych muzułmanów, wpływowych Żydów czy innych świadków Jehowy? Tu przytoczę fragment poematu „Konrad Wallenrod”: „...rwą się okopy mur wali, już z minaretów błysnęły krzyże, Hiszpanie zamku dostali!”. Innych religii nie potępia się, głosząc wszem wobec, że to byłoby nadzwyczaj niepolitpoprawne. Poza tym wszyscy obywatele są równi i wolni, to znaczy powolni tym najrówniejszym urzędnikom brukselskim, którzy wierzą głęboko w swoje racje (i swoje wygodne fotele?).
Od Patriotów do batalionu...
Jeszcze jakieś 5, 6 lat temu Polska negocjowała z rządem Stanów Zjednoczonych zainstalowanie na swym terenie baterii nowoczesnych rakiet Patriot. Po ostatnim szczycie NATO w Warszawie który zakończył się 10 lipca ogłoszono, że na terenie Polski ma stacjonować batalion wojsk lądowych USA.
No więc mamy dużą różnicę jakościową w rodzaju wojsk, które mają współuczestniczyć w ewentualnej obronie Polski. Rakiety Patriot mają bowiem zdolność zestrzeliwania najnowocześniejszych samolotów w tym i tych w “niewykrywalnych” oraz rakiet balistycznych. Rosyjskie rakiety balistyczne uzbrojone w ładunki nuklearne mogłyby być zestrzelone jeszcze nad terytorium Rosji, lub nad terytorium jakiegoś innego państwa zanim dolecą nad Polskę. Rosjanom udało się więc wynegocjować z Barakiem Obamą, by w Polsce stacjonowala tak zwana szkolna bateria rakiet Patriot. Szkolna to znaczy wyrzutnie rakiet, nieuzbrojone w rakiety, lub uzbrojone w rakiety bez głowic. Ponadto pierwotnie ta szkolna bateria stacjonowała w Morągu w Północno Wschodniej Polsce, a wiec niedaleko granicy z Rosja. Ale i to Rosji nie odpowiadało.
Później ta szkolna bateria została przesunięta o prawie 300 km na zachód do Ustki. W wyniku porozumień na ostatnim szczycie NATO w Warszawie, w Polsce ma stacjonować batalion piechoty wojsk USA. Ten batalion piechoty ma odgrywać rolę swego rodzaju zakładnika. Oznacza to, że w razie zaatakowania Polski przez Rosję rząd USA może uznać że zostały zaatakowane również i jego wojska i podjąć się obrony terytorium Polski. Piszę „może”, ponieważ nie jest udostępniona do wglądu opinii publicznej cała umowa NATO regulująca warunki obrony Polski. Taka umowa ma na pewno wiele klauzul (pretekstów), w tym i tych gwarantujących wycofanie się USA z jej wypełnienia. To są tak zwane po angielsku “exit clauses”. Kiedy uczestniczyłem 28 kwietnia bieżącego roku tu w Toronto w spotkaniu przedstawicieli różnych krajów na temat NATO, jeden z panelistów, bodajże z USA, pochwalił się słuchaczom, że w przeszłości zajmował się pisaniem umów międzynarodowych, i że między innymi jego zadaniem było umieszczanie w tych umowach klauzuli wyjścia (exit clauses), czyli pretekstów na niewywiązanie się
z umowy.
Co za to, że na terenie Polski ma stacjonować batalion wojsk lądowych armii USA, Polska ma dać w zamian NATO? Zgodnie z oficjalnym oświadczeniem kończącym szczyt Polska ma wysłać swoje samoloty F-16 do Rumunii i Bułgarii, by wzmocniły one tak zwaną południową flankę NATO. Oba te kraje maja bowiem słabe i przestarzałe lotnictwo.
Ponadto Polska już wysłała samoloty F-16 do Kuwejtu. Polska jeszcze przed szczytem NATO wysłała duży oddział wojsk lądowych (wojska specjalne) na Bliski Wschód.
Jednym słowem, w zamian za gwarancje obrony Polski, gwarancje w postaci jednego batalionu wojsk lądowych Polska już uczestniczy w walkach na Bliskim Wschodzie, a więc poza terenem operacji wojsk NATO, a ponadto, jak widać, jest wciągana w obronę innych krajów NATO. Jak podano w komunikacie ze szczytu, wydatki na uzbrojenie mają się zwiększyć. Cytuję za Onet Polska Rok 2015 był pierwszym od wielu lat, w którym łączne wydatki obronne krajów NATO nieznacznie wzrosły, a szacunki na 2016 r. pokazują 3-procentowy wzrost tych wydatków u europejskich członków Sojuszu i Kanady.
A więc w rosnącym zadłużeniu Polski jest już komponent wydatków Polski na zbrojenie. Kaniec, kańcow, jak mawiają Rosjanie, w zamian za to że nie będziemy mieli na terenie Polski rakiet Patriot, tych prawdziwych zdolnych do zestrzeliwania najnowocześniejszych rosyjskich samolotów i rosyjskich rakiet balistycznych, będziemy mieli za to batalion piechoty armii USA.
I tu warto postawić pytanie, przed kim to ma się bronić Rumunia i Bułgaria? Ani Rumunia ani Bułgaria nie graniczą z Rosją. Czyżby stratedzy NATO przewidywali że członek NATO, Turcja może pewnego dnia zmienić front, może tam dojść do przewrotu i kraj ten z jego silną armią może stać się wrogiem NATO?
Przypadek Rumunii jest bardzo ciekawy. Od czasu kiedy Rumunia była członkiem Układu Warszawskiego słyszało się wśród wyższej kadry dowódczej w Ludowym Wojsku Polskim plotki i narzekania na Rumunię że ta wydaje bardzo mało na uzbrojenie. Były pierwszy sekretarz tego kraju Nicolae Ceaușescu, po cichu olewał przysyłane mu z Moskwy polecenia zwiększenia wydatków na armię. Zamiast tego wydawał bardzo dużo na szkolnictwo i przemysł. No i spowodował, że Rumunia z kraju rolniczego stała się krajem przemysłowo-rolniczym. Wojska rumuńskie, na przykład, nie uczestniczyły w inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację w 1968 roku. W zmienionym układzie, od czasu przystąpienia Rumunii do NATO, Rumunia zdaje się powielać strategię sekretarza Ceaucescu i oszczędzać na wydatkach na armię, by wydawać więcej na gospodarkę. W Rumunii zainstalowały się między innymi duże firmy softwareowe. Rumunia ma więcej programistów zatrudnionych przy rozwoju różnego oprogramowania niż dużo większa od niej Polska. No cóż, widocznie tam wojsko rumuńskie nie uczestniczyło w likwidacji firm podobnych do Optimus SA, stworzonej przez Romana Kluskę. Dzisiaj polskie lotnictwo będzie bronić uzbrojonej w pamiętające lata 60-dziesiąte samoloty MiG-21 Rumunii.
Czy to wszystko o szczycie NATO?
Na zakończenie szczytu NATO prezydent Barak Obama spotkał się z prezydentem Polski Andrzejem Duda i strofował go za nieprzestrzeganie demokracji w Polsce. Chodzi o Trybunał Konstytucyjny. Cytuję za Onet Polska: “ - Wyraziłem wobec prezydenta Andrzeja Dudy nasze zaniepokojenie związane z pewnymi działaniami i impasem w zakresie polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Podkreśliłem, że oczywiście szanujemy polską suwerenność. Zdaję sobie sprawę, że parlament pracuje nad ustawą, która ma regulować tę sprawę, ale jako przyjaciel i sojusznik wzywam wszystkie strony, aby wspierać instytucje demokratyczne w Polsce – powiedział Obama podczas konferencji prasowej po spotkaniu z Andrzejem Dudą. - To właśnie sprawia, że jesteśmy demokracjami, nie tylko słowa zapisane w konstytucji czy głosowanie w wyborach, ale także instytucje, od których zależymy każdego dnia. Praworządność, niezależna władza sądownicza i wolna prasa – to są wartości na których Stanom Zjednoczonym bardzo zależy. To są wartości, które leżą u sedna naszego sojuszu, leżą u sedna Traktatu Północnoatlantyckiego”. Były to wartości, które świętowaliśmy 2 lata temu na Placu Zamkowym – dodał.
Jak ja rozumiem tę wypowiedź prezydenta Obamy? Otóż tak, że Barak Obama przesłał sygnał Rosji iż w świetle rosnącej potęgi i zagrożenia ze strony Chin, USA są po stronie i w sojuszu z Rosją. A więc w tych wszystkich umowach na temat obrony Polski są klauzule mówiące o tym, że jak Amerykanie uznają, iż w Polsce nie ma “demokracji i odpowiednich ludzi w Trybunale Konstytucyjnym” to nawet tego swojego batalionu piechoty nie będą bronić. Prezydent Barak Obama może nieco się pospieszył z tym oświadczeniem woli rządu USA, ale wydaje się zrobił tak, bo wygodnie mu było. Akurat nawinęła się okazja, bo jak powiedział w wywiadzie były minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, opozycja w Polsce (Sikorski, PO i inne grupy roszczeniowe i kto jeszcze?) naciskała na Baraka Obamę, by ten przypomniał o Trybunale Konstytucyjnym. Jak się wydaje dla skłóconego wewnętrznie PO Trybunał Konstytucyjny z jego prezesem Andrzejem Rzeplińskim jest chyba w tej chwili jedynym gwarantem powrotu do władzy. Blokowanie nowo tworzonych przez PiS przepisów prawnych i ustaw przez Trybunał Konstytucyjny daje gwarancję paraliżu władzy PiSu i szansę na rozpisanie nowych wyborów. Daje to też szansę prezydentowi USA Barakowi Obamie na dobry pretekst by poświęcił Polskę. Narastający konflikt między Chinami i USA na morzu Południowo-Chińskim jest bowiem ważniejszy. Dla USA Rosja, podobnie jak w czasie Drugiej Wojny światowej jest ważniejszym strategicznie partnerem, niż Polska.
Polska w zamian za to że na jej terytorium ma stacjonować batalion wojsk lądowych USA wysyła swoje wojska w tym i lotnictwo do obrony Bułgarii. A więc czy porozumienie na ostatnim szczycie NATO w Warszawie mówiące o tym, że Polska wyśle między innymi lotnictwo do Bułgarii to jest to dobry czy zly znak?
Janusz Niemczyk
Życie płynie
Zwolennicy teorii spiskowych mówią, że Brexit jest zamierzonym elementem nowej układanki – europejskiej transformacji. A po burzy przychodzi spokój – czyli najpierw robimy chaos, a potem ludzie sami poproszą nas o nowy porządek.
Cokolwiek by mówić, wyraźnie widać Europę „dwóch prędkości” – tylko nie tych, o których mówi się oficjalnie.
Europa pierwszej prędkości zamieszkiwana jest przez oderwanych od życia kretynów, którzy nie dość, że są do cna zideologizowani, to jeszcze podszyci tchórzostwem – biurokraci bez jaj nasiąknięci gładkimi słówkami politycznej poprawności, chowający głowy w piasek przed prawdziwymi problemami, niezdolni stawić czoła rzeczywistości.
A rzeczywistość jest taka, że Unia Europejska została Europejczykom wciśnięta w gardło niczym ulęgałka.
Nie kijem, to pałką, nie konstytucją europejską, to traktatem lizbońskim. Zresztą owi alfa-Europejczycy zaczynają powoli zdejmować zasłonę z dyktatorskich zapędów. Tłumaczą, że demokracja to nie wszystko i trzeba być w pierwszej kolejności „Europejczykami”, a dopiero potem „demokratami”. Jeśli wybory idą nie po myśli, tym gorzej dla wyborów. – Politycy europejscy zbytnio wsłuchują się w głos wyborców – narzekał ober boss Juncker.
Europa pierwszej prędkości to utopia socjalizmu kulturowego narzucająca państwom narodowym wszystko, od kształtu ogórka po preferencje łóżkowe. Mamy więc do czynienia ze zidelogizowaną kliką, która usiłuje przy pomocy projektu integracji europejskiej przepchnąć „postępową” rewolucję.
W obliczu stagnacji gospodarczej, problemów eurowaluty w państwach o odmiennych poziomach rozwoju gospodarczego, napływie imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, ludzie ci po prostu są pogubieni.
Słowem, europejskie przywództwo to swołocz – nie ma mężów stanu, nie ma wyróżniających się silnych osobowości, nie ma nikogo, kto gotów byłbym wziąć odpowiedzialność na swe barki, wszyscy się asekurują.
Europa drugiej prędkości, której głowa wychyliła się w Brexicie, to ludzie, którzy ze zgrozą patrz, jak odbiera im się dotychczasowy sposób życia, bezpieczeństwo i dobrobyt. Liczba idiotyzmów Unii Europejskiej wszystkich tych nakazów równego stania na głowie, przewyższa porównywalne idiotyzmy realnego socjalizmu. Mimo wszystko, w demoludach poziom wariacji był nieco mniejszy, choć tam też wiadomo było, że „miś ma być drogi”.
Europa miała potencjał stać się mocarstwem, najwyraźniej jednak komuś to przeszkadzało.
Niezależnie od tego, czy Wielka Brytania rzeczywiście wyjdzie z Unii, czy nie, gdyby Europa była rządzona przez ludzi z olejem w głowie, wynik referendum byłby powodem do rzeczowej dyskusji i zreformowania całego organizmu. Niestety, jest to mało prawdopodobne.
Również dlatego, że wiodącym interesem europejskim jest dzisiaj interes niemiecki, a Berlinowi raczej zależy na głębokim ujednoliceniu jak najszerszej strefy niż tworzeniu wspólnego rynku na równych zasadach. To drugie wymagałoby m.in. zreformowania euro i zróżnicowania stref walutowych, tak by odpowiadały sytuacji gospodarczej, tym samym pozbawiało Niemcy finansowego narzędzia.
To drugie wymagałoby również uporządkowania spraw imigracyjnych i powstrzymania napływu migrantów. Australia, Kanada, USA wpuszczają setki tysięcy imigrantów, ale w kontrolowany sposób. Co chce osiągnąć Angela Merkel przez politykę otwartych drzwi?
Europa musi znaleźć swoje nowe miejsce. Gdyby warszawskie władze były zręczne, mogłyby czas przebudowy wykorzystać z korzyścią dla Polaków.
Brexit – śmexit, koniec świata nadal jest przed nami – Wielka Brytania nigdzie nie odpływa, życie toczy się dalej. Nastąpiło jedynie podbicie stawki. Kto ma mocne nerwy, ten gra dalej.
Gdy zaś już mówimy o imigrantach, to właśnie nasz piękny premier otworzył granice Kanady dla Meksykanów. Ci, którzy uważają, że nasi południowi koledzy z NAFTA nie wykorzystają tej szansy ze względu na nieprzyjazny kanadyjski klimat, srodze się mylą.
Zniesienie wiz nastąpiło premierowskim fiat wbrew wszystkim zasadom, jakie Kanada jeszcze nie tak dawno pisała na wołowych skórach. Obywatele Meksyku już dzisiaj stanowią 25 proc. osób oczekujących na decyzje azylowe. Jeśli tylko pośrednicy imigracyjni odpowiednio rozreklamują Kanadę w Meksyku, jako kraj słodkiego życia, darmowej wszechstronnej opieki medycznej i darmowej (w przypadku azylantów) edukacji uniwersyteckiej, wkrótce będziemy tu mieć tysiące chętnych.
Co zrobić, takie czasy. Happy Canada Day!
Andrzej Kumor
Bywają piękne prostytutki…
Dzięki spostrzegawczości jednego z czytelników dotarła do mnie informacja, że oto stałem się schwarzcharakterem demaskatorskiego tekstu p. Wojciecha Cieśli o wymownym tytule „Order Zasłużonego Antysemity” zamieszczonego w polskiej wersji „Newsweeka”. Znalazłem się tam w doborowym towarzystwie księcia Jerzego Czartoryskiego z Ottawy, co samo w sobie jest bardzo miłe.
Z treści wynikało, że oto p. prezydent Duda podczas wizyty w Kanadzie odznaczyć miał nas orderami, ale dzięki trzeźwej interwencji p. ambasadora Bosackiego do skandalu nie doszło.
Dlaczego skandalu? Według „jednego z pracowników MSZ”, jako prezes KPK oddział Ottawa Jerzy Czartoryski kontaktował się z Unią Stowarzyszeń i Organizacji Polskich Ameryki Łacińskiej „antysemity Jana Kobylańskiego”, a ponadto – o zgrozo – wziął udział w programie telewizyjnym z p. Stanisławem Michalkiewiczem, zatytułowanym „Żydzi w chaosie semantycznym”, w którym „padły tezy o istnieniu czegoś na kształt żydowskiej masonerii”. Uczestnicy tego programu mieli też dowodzić, „że PiS nie jest prawdziwą prawicą”.
No po prostu, straszny człowiek z tego księcia Jerzego Czartoryskiego, jakże można wyróżniać Polaków, którzy śmią ostrzegać przed roszczeniami żydowskimi czy tajną sitwą „Synów Przymierza”?!
Z tekstu p. Cieśli wynika, że moja wina polega na tym, iż „uchodzę za antysemitę”, jestem „zwolennikiem teorii spiskowych” i „od lat obrażam niemal każdy polski rząd i każdego prezydenta, również Andrzeja Dudę”.
Jakby tego było mało, to jeszcze rzekomo miał u mnie nocować Antoni Macierewicz. No okropność, panie kochany, zgroza człowieka ogarnia.
Pan Cieśla – powołując się na swych „informatorów z MSZ”, pisze, że: Prezydentowi ma podobno jednak zależeć na tym odznaczeniu. Jego urzędnicy domagają się, żeby Kumor koniecznie był na planowanym spotkaniu prezydenta RP z Polonią w Toronto. Mówi jeden z dyplomatów pracujących w ministerstwie: – Prezydent nie powinien dawać orderu komuś, kto o drugiej turze wygranych przez niego zeszłorocznych wyborów pisze: „partia WSIowo-ruska kontra partia żydowsko-amerykańska”.
Pierwszy z brzegu cytat: „Dlaczegóż to Andrzej Duda – nawet gdy miał po temu okazję – nigdy publicznie nie zapytał urzędującego oberkompradora o związki z WSI (...)? Dlaczego nie pytał? Bo obowiązuje Magdalenka, my nie ruszamy waszych”.
Nasz rozmówca z MSZ: – Podobnych tekstów Kumora można znaleźć mnóstwo. To przyjaciel Grzegorza Brauna, człowiek, który rząd Ukrainy nazywa banderowskim, a o sprawie Jedwabnego twierdzi, że to kolejne kalumnie rzucane na Polskę i Polaków.
Jeden z działaczy Polonii kanadyjskiej (chce zachować anonimowość): – Czartoryski i Kumor już w kwietniu chodzili dumnie po Toronto i Ottawie, pół środowiska wiedziało, że zostaną lada dzień odznaczeni. Tyle cytatów.
Tekst p. Cieśli jest tak skonstruowany, aby formalnie nie można było się przyczepić: „UCHODZI za antysemitę” zamiast „JEST antysemitą”. Uchodzić za kogoś każdy może. Jest to zabieg językowy. Podobnie można go użyć na przykład w stosunku do autora, stwierdzając, że p. Wojciech Cieśla w Warszawie „uchodzi za Żyda”. Nie wiadomo, czy nim jest czy nie, ale „UCHODZI”.
Do tego, jak w każdej wzorcowej agitce, p. Cieśla usiłuje piec kilka pieczeni i stosuje manewr guilt by association, wkładając mi do domu ministra Antoniego Macierewicza. Oczywiście, gdyby tylko p. Macierewicz zechciał wpaść, to drzwi mojego skromnego mieszkania stoją otworem, zaszczyt gościć takiego Polaka. Problem tylko w tym, że jest to wierutne kłamstwo. Po prostu, w prowadzonym ostatnio ataku na Antoniego Macierewicza usiłuje się dodatkowo wzmocnić wątek jego rzekomego antysemityzmu, kojarząc ze mną, człowiekiem, który „uchodzi za antysemitę”.
Notabene mimo tego „uchodzenia” jakiś czas temu zostałem zaproszony na spotkanie wybranych przedstawicieli polonijnych mediów z ambasadorem Bosackim, które z niesmakiem opuściłem, gdy p. Bosacki zapowiedział, że częściowo będzie miało poufny charakter – patrz mój tekst „Ambasador »off the record«” (http://www.goniec.net/goniec/teksty/andrzej-kumor/ambasador-off-the-record.html) – i jakoś wówczas to p. Bosackiemu nie przeszkadzało…
Dziennikarz „Newsweeka”, pisząc w oparciu o tak wiarygodne i sprawdzone źródła, jak: „pragnący zachować anonimowość jeden z działaczy Polonii kanadyjskiej”, „nasze źródła w MSZ”, „urzędnik z MSZ”, konkluduje, że cała ta polityka orderowa służy „wymianie elit polonijnych” na partyjne i PiS-owe.
Logika zatem jest tu taka, że prezydent Duda nie powinien odznaczać ludzi, którzy krytykowali jego osobę w kampanii oraz mają jakieś anse do PiS, jak p. Czartoryski czy ja, ale z drugiej strony, sama chęć odznaczania nas to próba „budowy partyjnej Polonii PiS-u”. Hmmmm.
Logiczne? No nie bardzo. Wynika z tego również, że p. Cieśla podziela zdanie swych „źródeł”, iż jeśli ktoś krytykuje bieżącą władzę, to nie powinien otrzymywać odznaczeń państwowych. Jest to ciekawa teza, i p. Cieśla powinien ją w pierwszej kolejności wylansować wśród swych kolegów z KOD-u…
Na koniec zaś zadeklaruję, że odznaczeń państwowych nie uznaję; nagrodę mniejszą, większą lub żadną dostaniemy w niebie i nie ma co się tu, na naszym łez padole, do orderów napinać; nie mam pojęcia więc, czy przyjąłbym jakiekolwiek odznaczenie, gdyby padła propozycja.
Tak czy owak, cała sprawa została wykorzystana do rozgrywek z Kancelarią Prezydenta oraz podgrzania koteryjnych swarów na naszym polonijnym podwórku. Miejmy więc nadzieję, że nowy ambasador RP w Ottawie, będzie przede wszystkim zabiegał o polski interes narodowy, a nie stręczył koterie krajowe i zagraniczne.
A Wojciech Cieśla? No cóż…
Bywają prostytutki piękne i z klasą; zarówno te kupczące własnymi umiejętnościami erotycznymi, jak i te sprzedające intelekt na pijarowe zamówienie. Wydawałoby się, że magazyn tego formatu co „Newsweek”, należący do renomowanego niemieckiego koncernu, jeśli już płaci za numerek u dziennikarza lekkich obyczajów, to raczej wybierze kogoś z najwyższej półki; bo niestety pan Cieśla w zmaganiach z powierzonym materiałem okazał się niezbyt inteligentną, wulgarną TIR-ówką.
Andrzej Kumor
Goebbelsowska propaganda: Deutschland, Deutschland ueber alles!
Symbolem propagandy, m.in. antypolskiej, bez ograniczeń i zahamowań był niemiecki zausznik Hitlera, Goebbels, minister – nomen omen – propagandy. Jest to nieco oklepane powiedzenie, że historia, jeśli się powtarza, to jako farsa.
Nie ma już nacjonal-socjalistycznej III Rzeszy (Nazi), jest demokratyczna Niemiecka Republika Federalna. To zupełnie inne państwo. Grzeczne, przepełnione (po brzegi) europejskim liberalizmem. O ile poprzedniczka była zaborcza, ciągle jej było mało „lebensraumu”, o tyle NRF jest skromna, politpoprawna i żadnych pretensji terytorialnych do sąsiadów nie zgłasza. A nawet chociaż Niemcy w 1945 roku oddały Polsce circa jedną trzecią przedwojennego terytorium, to pokazują, że przestrzeni życiowej o dziwo teraz mają aż za dużo, ściągając do siebie setki tysięcy imigrantów. Kiedy Stalin dał im „offer not to be refused”, grzecznie wziąwszy tobołki na plecy, pomaszerowali na zachód, za Odrę, w drugiej fali uchodźców-wypędzonych. To już po zakończeniu działań wojennych. Pierwszej fali uciekinierów nikt nie wypędzał. Zmykali przed nadchodzącym frontem i nadciągającymi nieubłaganie Ruskimi, do kurczącego się „Heimatu”. Bo Francuzi też odebrali im na zachodzie Alzację i Lotaryngię. Trochę się butnym Niemiaszkom skurczyło!
Czas ujawnić agentów w Polonii - Andrzej Kumor rozmawia z dr. Markiem Ciesielczykiem
Andrzej Kumor: Panie doktorze, co można powiedzieć dzisiaj o agentach w Polonii, jakie są dostępne źródła, materiały?
Ta sprawa jest bardzo często poruszana na spotkaniach z historykami z Polski. Przyjeżdżali tutaj pan Cenckiewicz, Żaryn, i zawsze padało pytanie, dlaczego tego się nie bada? Dlaczego nie ma w IPN-ie programu, który by nas dotyczył? To jest pierwsza część mojego pytania, a druga niejako przy okazji; co Panu jest wiadome o tzw. systemie „Polonia”, który kiedyś funkcjonował, założony w latach 70., i gdzieś się „rozpłynął”. Nie wiadomo, czy jest, czy został zniszczony?
Dr Marek Ciesielczyk: Od ośmiu lat zajmuję się praktycznie badaniem akt IPN dotyczących Polonii jako – z tego co wiem – jedyny. I tak się zastanawiam przez te osiem lat, dlaczego jestem jedyny. Ktoś może powiedzieć: no tak, ale Cenckiewicz przecież też badał akta Polonii. Co więcej, miał przecież nawet swego rodzaju stypendium.
Wiąże się to z zagrożeniami i nieprzyjemnościami, które mnie spotykają, i być może inni badacze uznali, że sprawa jest zbyt ryzykowna.
Jedno z drugim się zazębia
Wprawdzie wszystkie wydarzenia zeszły na dalszy plan w związku z mistrzostwami Europy w piłce nożnej, ale z drugiej strony wiadomo, że poza stadionami też jest życie, które od czasu do czasu daje o sobie znać na różne sposoby. Zresztą trudno oderwać jedno od drugiego, to znaczy – mistrzostwa od polityki, na co wskazywałby choćby mecz Polski z Niemcami.
Odbywał się on akurat wtedy, gdy prezydent Duda składał wizytę w Berlinie z okazji 25. rocznicy podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy między Polską i Niemcami. Skoro pan prezydent Duda nie może nachwalić się pojednania między Niemcami i Polakami, to jakże Niemcy mają, dajmy na to, strzelać Polakom gole? Toteż zarówno jedni, jak i drudzy ostentacyjnie nie trafiają do bramki, dzięki czemu mecz zakończył się remisem. Ale już z Ukrainą było inaczej. Wydawało się, że i w tym przypadku Polacy mają surowo zakazane sprzeciwianie się Ukraińcom, ale widocznie w ramach jakiejś satysfakcji pan Błaszczykowski w drugiej połowie strzelił gola.
Karabin sam nie strzela
W związku z zamachem na klub homoseksualistów w Orlando mocy nabrała lewiczkowa fala przeciwników prawa do posiadania broni palnej. Epatuje się nas widokiem wojskowych karabinów, podkreślając, że gdyby tylko w USA nie wolno było ich kupić, wszystkim byłoby lżej.
To nie jest prawda. Problem można podzielić na dwa.
Po pierwsze, dlatego, że autorami zamachów są jacyś wychowani w amerykańskiej kulturze masowej idioci, jakieś chłopczyki w czarnych płaszczach, ludzie sfrustrowani znerwicowani.
Głupota amerykańskich demokratów
Przekonanie, że wszystko, co dobre w Polsce się zdarzyło, zawdzięczamy Stanom (po krwawej wojnie domowej) Zjednoczonym, jest kanonem powszechnie ugruntowanym nigdzie właśnie bardziej niż wśród niektórych amerykańskich polityków. Wyrazicielem tej tak „oczywistej” opinii stał się ostatnio były (jaja kobyły) prezydent USA, niejaki Clinton.
Pozwolę sobie w tym ustępie wyrazić nieco sceptycyzmu na ten temat. No bo popatrzmy, jak te dobrodziejstwa i szczodrobliwości giganta zza oceanu się choćby tylko w ostatnim półwieczu układały. Jeszcze nieco wcześniej, pod koniec Wielkiej Wojny numer jeden, prezydent W. Wilson poparł odbudowę po rozbiorach znów wolnej Polski. Złożył nawet deklarację w tym (jak by powiedział nasz Elektryk) temacie. Ale Kongres USA szybko zabronił mu wtrącania się w sprawy europejskie. Kongres oczywiście był zdominowany przez Partię Demokratyczną. Potem ogłoszono doktrynę izolacjonizmu, na fali której doszedł do najwyższego urzędu F.D. Roosevelt, pełny demokrata.
Wojna i kotlet
Na Stary Kontynent zimna wojna już nie wróci. Wszelako nie sposób obronić tezy, że na Stary Kontynent nie wróci wojna. Wróci, nie znamy jedynie konkretnej daty i nie wiemy: za dnia wróci, czy raczej zakradnie się nocą.
Ho-ho, tak-tak. Wróci, powiadam, wróci. Niektórzy sądzą, że już jest między nami, tak że ten, tego, nie warto się zakładać. Przesadna pewność siebie w takich okolicznościach przyrody to żaden pancerz, to tektura. Rozmokła. Tym bardziej gdy w sojuszach, jak powszechnie wiadomo, najtrwalszy bywa właśnie papier.