Lewaccy uzdrowiciele narodów i społeczeństw, które z nadziejami i wielkimi oczekiwaniami przystąpiły do wspaniałego teoretycznego związku, jakim jest (była?) Unia Europejska – opanowali ją prawie bez reszty i szarogęszą się w Brukseli, przekonani o swoich jedynie oczywiście słusznych racjach.
UE, niestety, stoi obecnie na dwóch nóżkach. Jedna to ideologia, pomysł zbudowania jednolitego organizmu, superpaństwa opartego na nowej religii, posuniętej do absurdu politpoprawności. To wymaga usunięcia z przestrzeni publicznej widocznych (zbyt widocznych?) obiektów, np. kultury chrześcijańskiej. Jak długo jeszcze nad dachami Paryża czy Berlina będą błyszczeć krzyże, rażąc oczy coraz liczniejszych muzułmanów, wpływowych Żydów czy innych świadków Jehowy? Tu przytoczę fragment poematu „Konrad Wallenrod”: „...rwą się okopy mur wali, już z minaretów błysnęły krzyże, Hiszpanie zamku dostali!”. Innych religii nie potępia się, głosząc wszem wobec, że to byłoby nadzwyczaj niepolitpoprawne. Poza tym wszyscy obywatele są równi i wolni, to znaczy powolni tym najrówniejszym urzędnikom brukselskim, którzy wierzą głęboko w swoje racje (i swoje wygodne fotele?).
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!