W obronie Mary Wagner
„Święci nie wymagają od nas oklaskόw, ale chcą,
abyśmy za nimi szli”
– Święty Papież Jan Pawel II
Dzisiaj, tj. 18 kwietnia 2016 r., odwiedziłem Dobrą Samarytankę. Jednak spotkałem się z Nią nie w Jej wygodnym mieszkaniu, ale w Milton, w dobrze strzeżonym więzieniu, gdzie ta Samarytanka jest uwięziona.
Jej wielkim przestępstwem jest to, że ośmieliła się poświęcić swόj czas i wysiłek dla ochrony najbardziej niewinnych/ bezbronnych wśrόd nas – nienarodzonych dzieci. Ponadto, ośmieliła się rozmawiać z kobietami w ciąży tuż przed ich zabiegiem usunięcia ciąży. Jej przestępstwem było to, że przekroczyła prawną, ontaryjską strefę (Bubble Zone Law of Ontario), ktόra nie pozwalała się Jej zbliżyć do ośrodka aborcyjnego.
A ten żołd będzie ile? Pięć dolarów dziennie? Najtańsza jucha…
eMisja.Tv: Czy masowa emigracja ma na celu osłabienie Europy?
"Aleksander Jabłonowski", "Związek Jaszczurczy": Tak. To jest bardzo precyzyjny plan. On zaczął się w 89 roku, kiedy minister spraw zagranicznych zjednoczonej Europy, Jack Delors się nazywał, powiedział, że Unia Europejska wygra wojnę gospodarczą ze Stanami Zjednoczonymi. I Stany Zjednoczone się przelękły, bo ta wojna gospodarcza miała polegać na tym, że 500 mln ludzi intelektualnie na dobrym poziomie, potencjał ogromny był wtedy w Europie, w 89 roku, zacznie współpracować z Chinami, Indiami, i zagrozi parytetowi dolara na świecie. Przypominam, że dolar nie jest oparty na złocie, tylko na ropie naftowej.
VOX CLAMATIS IN DESERTO
Obserwując dyskusje na stronach internetowych – mają tam śmiałość pisać nawet wyuczeni analfabeci, bowiem nie muszą się wychylać z własnym nazwiskiem – stawiam sobie często pytanie, jakie w dziewiczej dżungli postawił wybitny antropolog grupie napotkanych ludożerców: jakim cudem udało wam się aż tak zdziczeć, skoro nie przeżywaliście wielkiej bolszewickiej rewolucji socjalistycznej?
No cóż, to prawda, że i my, Polacy, już w większości zaliczamy się do tych, którzy rewolucji bolszewickiej nie przeżyli, a zdziczenie postępuje wprost proporcjonalnie... do zdobyczy technicznych. Nie naukowych i nie artystycznych (tych ostatnio tyle co wody na pustyni). Technicznych, bowiem to im zawdzięczamy komunikację medialną obejmującą już cały glob.
Pacynki cudzej wojny
Aby skutecznie uprawiać uczciwą politykę, móc zmieniać świat, trzeba mieć siłę; siłę organizacji, pieniądza, wielopoziomowego oddziaływania medialnego - propagandowego, siłę wojskową. Nie da się budować domu od dachu.
Wydawałoby się, że jest to banał, no bo uczy tego historia na bolesnych często przykładach.
Tymczasem wielu ludziom nadal wydaje się, że świat można zmienić przekazem, zmianą świadomości; że jak się tak wszyscy skrzykniemy i coś mądrego powiemy, a może jeszcze podpiszemy jakąś petycję anonsując wszem wobec nasze zapatrywania i racje, to zaraz będzie lepiej. Najciekawsze jest w tym to, że tabuny ludzi głoszą obrazoburcze “antysystemowe” treści, chodzą centymetr nad ziemią w aureoli bojowników nowej jutrzenki, jednocześnie wykorzystując do tego „głoszenia” środki podsunięte im przez system; środki pozostające poza ich kontrolą, słowem, są przez system trzymani na smyczce.
Kierownicy naszego ziemskiego padołu od czasu, kiedy zaczęli głosić tezę, iż to lud ma tu rządzić, uczyli się sztuki rządzenia „ludem”.
Skoro lud rządzi, no to ten ma władzę, kto rządzi ludem - taka jest istota demokracji.
Dzięki skonstruowaniu kanałów kontestacji, prowokacjom, implantowaniu agentów możemy całkowicie kontrolować “obóz pokrzykujących kontestatorów”, obejmując kuratelą, a nieraz nawet inicjując obrazoburcze “niezależne” grupy antysystemowe i ich działania. Są to receptury dobrze opisane w podręcznikach politycznej kuchni; każdy może je poznać, choćby badając historię XIX wiecznych tajnych policji.
Dzisiaj, kiedy sami wszystkim udzielamy informacji, tworząc w Internecie dossier na własny temat, kiedy nasze słabości, zwyczaje i nawyki można prześledzić z rachunków kart kredytowych, sugerowanie - proszę wybaczyć marksowski schemat - że zmieniając „nadbudowę”, doprowadzimy do zmiany „bazy” - odwracając skibę faktycznego świata, to przekonanie bajkowe, zakorzenione w mitach o „zbiorowej mądrości narodu”.
Niestety, w realu dominuje ostry hardcore, a bajania i bajkopisarze wykorzystywani są co najwyżej do mobilizacji społecznej, a „co najniżej” do propagowania pożądanych przez system postaw lub produktów.
Mamy tego liczne przykłady. Proszę zerknąć choćby na Ukrainę - państwo na poły upadłe, funkcjonujące dzisiaj pod kuratelą starszych i mądrzejszych.
Najnowsza historia wygląda tam tak, że w celu przeprowadzenia ruchawki na wschodzie, będącej elementem antyputinowych gier globalnych (Putin przeciwstawił się „przebudowie” Syrii - obaleniu Asada, pozbawieniu tego państwa regionalnej roli sprawczej i zamontowaniu reżimu popieranego przez mądrzejszych), wsparto pieniądzem (i nie tylko) ukraiński nacjonalizm banderowski - rozpoznany jako najsilniejsze emocjonalnie „pasmo przenoszenia”, zdolne nie tylko wyprowadzić ludzi na ulice (oczywiście przy zapewnieniu im wiktu, opierunku oraz kieszonkowego), ale również skłonić do położenia karku w batalionach ochotniczych i pójścia w kamasze. Za co? No jak to za co?! Za „samostijnu Ukrainu”. Kilka tysięcy najbardziej umotywowanych ukraińskich nacjonalistów oddało za nią życie.
Co wywalczyli?
Kuratelę starszych i mądrzejszych, pogłębiającą się biedę i perspektywą dalszej wyniszczającej wojny. Mają państwo, w którym wybór premiera narzuca zagranica, a większość decyzji jest konsultowana z ambasadami; państwo przezroczyste dla obcych służb; narodowcy pod hasłami suwerenności „wywalczyli” dalszą desuwerenizację i biedę dla własnego narodu.
Dlaczego?
Bo nie mieli i nie mają własnych struktur władzy i pieniądza, zostali podpłaceni, zinfiltrowani, wyekwipowani i wysłani na wojnę. Oligarchowie i ich zagraniczni koleżkowie bawią się banderowcami jak koty myszką.
Jest to pouczający przykład tego, na czym polega realna władza; przykład także dla Polski, gdzie - choć sytuacja jest bardziej skomplikowana, a kraj mniej „dziki” - starsi i mądrzejsi mogą pokusić się o podobne operacje, wzmacniając, nagłaśniając, finansując (co za tym idzie, kontrolując) frondę „demokratów”, czy też ruchy odwołujące się do haseł tożsamościowych i narodowych; ruchy kanalizujące autentyczne frustracje poszczególnych segmentów społeczeństwa, ale niezdolne same z siebie zbudować podmiotowej, niezależnej struktury władzy - niezależnego finansowania działalności, wywiadu zwykłego i elektronicznego, cyberbezpieczeństwa, środków przekazu. Są to więc struktury, które system albo toleruje, mogąc w każdej chwili wyeliminować, albo wykorzystuje do własnych celów.
Po co te intrygi?
Po pierwsze, aby uzasadnić i uwiarygodnić bieżące ruchy na geopolitycznej szachownicy czy mapie gospodarczej.
Po drugie, by podobnie jak na Ukrainie - w razie konfliktu - móc szybko zmobilizować młodzież.
Prosto mówiąc, po to by móc rządzić. Rządzenie to możliwości realnej zmiany biegu wypadków. A do tego trzeba mieć środki oddziaływania (pieniądze, media, broń) i wiedzę. Dopiero wówczas można coś naprawdę robić, można być mniejszym lub większym partnerem, bez tego jest się jedynie mapetem; pacynką cudzej wojny.
Morał? Chcesz mieć dom, buduj od fundamentów. Nie ma innej metody.
Andrzej Kumor
Punkt widzenia
Tylko krowa nie zmienia poglądów - poręczne ludowe porzekadło.
Nie ukrywam i nigdy nie ukrywałem, że idee socjalistyczne i pokrewne im (chyba) politpoprawnościowe uważam za błędne. To, wg mnie, chybione myślenie życzeniowe, naciąganie rzeczywistości wbrew faktom, których się próbuje nie dostrzegać. A one niecne i tak wylezą, i to prędzej niż później.
Na naszym najlepszym ze światów dzieją się rzeczy dobre, takie sobie i całkiem złe. Pierwsze należy nagłaśniać, aby mogły zachęcać do naśladowania, takie sobie przeważnie są mniej interesujące i generalnie pomijane. Niestety, tę zasadę wg „nowoczesnego, postępowego” poglądu na świat próbuje się stosować - wg mnie całkowicie błędnie - do postaw ludzi, którzy postępują źle, szkodząc współobywatelom. Szkodząc harmonii, jaka powinna panować w społeczeństwie. Ignorując fakty, nie spowodujemy ich niebytu. Politpoprawni socjaliberałowie wyznają zasadę - żyj i daj żyć innym. Zgoda, tylko co robić, jeśli ci inni nie bardzo dają żyć nam? Dlaczego i w imię jakiej logiki nie powinno się takich trouble makers pokazywać palcem i piętnować?
Druga targowica była do przewidzenia
Dla tych, którzy interesują się polityką od lat, nie było zaskoczeniem głosowanie nad rezolucją antypolską w Parlamencie Europejskim. Dla mnie tym bardziej. Wśród 513 europosłów popierających nagonkę na Polskę, większość z nich to byli sympatycy marksizmu i leninizmu, ateiści z krwi i kości, masoni i zbieranina pokręconych degeneratów.
Generalnie określam ich mianem bolszewików, którzy tak jak ich poprzednicy (często byli to ich ojcowie i matki) z Kominternu (międzynarodówek bolszewickich), chcą nam zmienić Europę, a następnie cały świat, na jeden wielki kołchoz, kibuc czy inny, do nich podobny „cud komunizmu”. Zaczęli od prostowania bananów, a teraz wprowadzają demokratyczną dyktaturę lewackich zamordystów.
Emerytury
Nie wiem, z jakiego rozdzielnika, ale kilka dni temu zadzwoniło do mnie radio z Polski z pytaniem, co sądzę o cofnięciu podwyżki wieku emerytalnego w Kanadzie - skoro przecież cały świat podwyższa…
Cóż, “ja sądzę”, że mi się to bardzo podoba. Dlaczego? Nie tylko dlatego, że nie podoba mi się urawniłowka, w ramach której podczas jakiegoś Bilderbergu czy Davos równiejsi stwierdzili, że żyjemy za długo i trzeba nas przeczołgać pod jakimś durnym przepisem.
Po prostu nie lubię, jak banda niedokształconych, pyszałkowatych globalistów, besserwisserów z Bożej Łaski usiłuje zarządzać naszym padołem w myśl jakichś szatańskich podszeptów.
Zaskoczyło mnie, że wiek emerytalny w taki sam sposób podniesiono w Polsce (i kilku innych krajach Europy) oraz w Kanadzie.
Kraje te mają różną sytuację demograficzną (w Kanadzie - na przykład - liczba ludności cały czas wzrasta) i inny poziom dobrobytu (PKB na głowę). Co prawda w Kanadzie nie zrobiono tej podwyżki tak bardzo na chama jak w Polsce, gdzie podniesiono wiek emerytalny płacącym składki, czyli bezkarnie zerwano umowę, jaką mieli z ubezpieczalnią. Tu, u nas, wzrósł jedynie wiek emerytalny w przypadku renty starczej (OAS), co za tym idzie także dodatku dochodowego (GIS) - a więc świadczeń socjalnych wypłacanych z budżetu i niebędących przedmiotem umowy, jak to ma miejsce w przypadku “składkowego” ubezpieczenia emerytalnego Canada Pension Plan.
W Kanadzie mniej więcej jedna trzecia państwowej emerytury pochodzi z funduszu ubezpieczenia emerytalnego CPP i jest zależna od wysokości składek, przepracowanych lat etc., a reszta jest świadczeniem socjalnym.
Nie jest to głupi pomysł - chodzi o to, by ludzie starzy, niezależnie od tego, jak układało im się życie i kariery, nie musieli grzebać po śmietnikach i ślinić się na zepsute resztki wyrzucane z supermarketów. Chodzi o to, żeby emeryt miał zagwarantowaną przyzwoitą starość - choćby biedną - ale nie żebraczą.
Skoro zatem emerytury są w dużej części składnikiem budżetu, to w państwach bogatych jak najbardziej stać nas na to, by były wypłacane od - powiedzmy - 55, 60 albo 65 roku życia. I nie jest to kwestia tego, czy społeczeństwo się starzeje, czy odmładza, tylko od tego jak zasobna jest państwowa kasa i na co może sobie pozwolić!
Mantra, która ma nas przekonać, że emerytury nie mogą być wysokie i musimy na nie dłużej pracować, mówi, że jest coraz więcej ludzi starych i nie starcza tych w wieku produkcyjnym, aby ich utrzymać.
Jest to teza lansowana tak powszechnie, że jej podważanie traktowane jest jako objaw ekonomicznego oszołomstwa.
Tymczasem jeśli założymy, że system emerytalny - jak to ma miejsce w przypadku polskiego ZUS-u - jest wyłącznie samofinansującym się ubezpieczeniem składkowym, wówczas, kiedy podpisujemy kontrakt i zaczynamy płacić składki, nasza ubezpieczalnia pyta aktuariusza, jakie jest ryzyko naszego przypadku, i ustala wysokość składki tak, abyśmy mogli dostać dane świadczenie. Zatem otrzymywane przez nas świadczenia są rezultatem wpłacanych składek i dochodów uzyskiwanych przez ubezpieczalnie z tytułu obracania nimi, a nie ze składek od nowych ubezpieczycieli!!! Gdyby było inaczej, byłaby to czystej wody piramida finansowa - zakazana prawem! Inaczej mówiąc, jeśli się ubezpieczam - np. na życie, to moje ubezpieczenie finansuję wpłacanymi składkami i mam dostać świadczenia niezależnie od tego, ile innych osób się ubezpieczyło.
Nawiasem mówiąc, ktoś kiedyś policzył, ile w ciągu całego życia tych składek by nam się zakumulowało, ile byśmy mieli, inwestując je średnio na 5 proc. rocznie, i wyszło, że znacznie więcej niż płaci CPP.
To w sytuacji składkowej emerytury, bo w przypadku “budżetowej” jest jeszcze ciekawiej. Przecież świadczenia socjalne zależą w głównej mierze od tego, jak się danemu państwu wiedzie; zależą od dobrobytu; ile PKB wypracowuje się na głowę. Dlatego siatka socjalna może być rozbudowana w Norwegii czy RFN, a nie może w takim - dajmy na to - Bangladeszu. I to pomimo tego, że społeczeństwo Bangladeszu jest demograficznie bardzo “dynamiczne”.
O co chodzi? O to, że gospodarka niemiecka, wykorzystując wysoko zaawansowane technologie, ma świetną wydajność pracy i wypracowuje olbrzymie zyski netto (również wyprowadzając je z krajów takich jak Polska), a część tych zysków, w postaci podatków, zasila wspólną kasę i stamtąd jest dzielona - także na emerytów. Podobnie dzieje się w Kanadzie. Dochody budżetu to przecież nie tylko opodatkowanie zatrudnienia poszczególnych ludzi, ale na przykład różnego rodzaju pozycje, jak opłaty za eksploatację surowców i tym podobne. Jeśli więc państwo wydaje - powiedzmy - 2 proc. PKB na siły zbrojne, to co z tego, że wyda 3 proc. PKB na zapewnienie godziwej starości emerytom, pozwalając na emerytury od 60 roku życia? Jest to WYŁąCZNIE kwestia wpływów do budżetu! A te zależą od tego, czy gospodarka jest wysoko wydajna, wykorzystuje zaawansowane technologie, organizację pracy i posiada rozwiniętą infrastrukturę, czy też ekstensywna! Może się też zdarzyć - jak w emiratach czy kiedyś w Libii - że ma dochody, bo kraj leży na złocie czy ropie, i jego mieszkańcy odcinają od tego kupony - stać ich, jak obywateli Dubaju, by manna lała się z nieba.
Nie dajmy sobie wmówić, że “nie stać nas na emerytury”. Owszem, jak mamy idiotów u władzy, to nas nie stać, ale gdybyśmy mieli furkocącą gospodarkę, no to jak najbardziej - powtarzam, jest to funkcja dochodów budżetowych, a nie starzenia się społeczeństwa.
Kiedy zatem podwyższanie wieku emerytalnego ma sens? No, gdybym na przykład miał w gospodarstwie niewolników. A ci żyliby mi coraz dłużej, zwiększając koszty, to podniósłbym im wiek, do którego obowiązani są pracować, by nie nie zmniejszać własnych dochodów.
Panie, panowie, na świecie mamy olbrzymi wzrost PKB i liczby młodych. Proszę sobie nie dać wmawiać, że musimy tyrać do śmierci. No, chyba że całkiem się pogodzimy z własnym niewolnictwem. Jeśli jednak te państwa są wciąż nasze, a nie ich, no to nie dajmy się robić w ciula.
Andrzej Kumor
Wanny na pastwisku
Stoję, samotny i bosy, nad brzegiem morza, zwrócony twarzą w stronę wydm. Nie mogę poruszyć dłonią, nie mogę spojrzeć w bok ani opuścić powiek, drgnąć nie mogę.
Wiem, że z tyłu czai się niebezpieczeństwo i lada moment groźne “coś” dopadnie mnie, ogarnie i rozszarpie. Czas zmykać co sił, ale nic z tego. Sparaliżowany tajemniczą mocą nie daję rady podnieść stopy.
Tymczasem ciemne niebo rozświetlają jasnosine przędziwa błyskawic. Powietrze spuchło niemożliwie, a mimo to wciąż nabrzmiewa. Nieubłaganie wzbiera we mnie strach.
Śmierć może być blisko
NA SYGNALE
W sobotę zaproszono mnie do „GRAPPY” z przyjaciółmi. Przepiękna, stylowa włoska restauracja urządzona ze smakiem italiańskich tawern. Czysta, schludna, nastrojowa. Wtargałem swoją walizę, w której spoczywał mój koncertowy akordeon. Maszyna diabelnie ciężka, lecz o przepięknych tonach. Obie sale były pełne rozbawionych gości. Zapytałem menedżerki, czy mogę im coś zagrać, ze zdziwieniem i z uroczym uśmiechem wyraziła zgodę. Gdy założyłem na siebie ten kaloryfer, rozległy się rzęsiste oklaski. Ojej! Takiego przyjęcia się nie spodziewałem. Zacząłem ostro; od czardaszy, przeplatając włoskimi przebojami, hiszpańskimi kompozycjami, kończąc moimi perełkami standardów jazzowych. Wróciłem do domu z propozycją kontraktu na granie...
Ważne to je, co je moje...
Dlaczego demokracja się psuje? Dlaczego psuje się tutaj w Kanadzie; w Ontario, dlaczego na poziomie lokalnym, gdzie notabene rozdziela się całkiem spore pieniądze, miotają nami wichry biurokratycznych idiotyzmów, a politycy plotą trzy po trzy?
Powód pierwszy: masowa imigracja.
Aby demokracja obywatelska mogła działać, ludzie muszą spełniać pewne wymogi, muszą być rozsądni, zainteresowani dobrym urządzeniem państwa, miasta czy gminy, muszą też być na tyle wykształceni, by rozumieć to, co wokół nich się dzieje.
Temu nie sprzyja imigracja. Imigrant w pierwszej kolejności musi okrzepnąć, osiąść, zabezpieczyć główne potrzeby, nauczyć się języka, rozejrzeć. To zajmuje trochę czasu. Najpierw nowi imigranci mieszkają blisko siebie i obracają się we własnym środowisku. Środowiskami takimi łatwo jest manipulować i łatwo je kupić – np. za obietnicę lepszych warunków socjalnych, łączenia rodzin czy zaangażowania politycznego Kanady w krajach pochodzenia, które wciąż są imigrantom bliskie.
Tego rodzaju środowisko jest mniej zainteresowane tym, kto dostanie wielomilionowy kontrakt i o ile wzrosną wydatki na pensje biurokratów, a bardziej tym, jakie będą ułatwienia imigracyjne czy w jaki sposób uznawać się będzie dyplomy wystawione w szkołach Bangladeszu. Za stosowne obietnice kanadyjskie grupy lobbingowe mogą łatwo uzyskać poparcie dla swych interesów. Do tego dochodzą manipulacje polityczne w zwartych i zmobilizowanych środowiskach imigracyjnych – wówczas głosuje się tak, jak imam powie.
Podsumowując, nowych imigrantów jest łatwiej kupić niż starych. c.b.d.o.
Powód drugi: skorumpowanie samego procesu demokratycznego – głosowanie blokiem przez grupy bezpośrednio zainteresowane rwaniem państwowej kasy. Mieliśmy tego przykład w Ontario, gdzie lider opozycji przestraszył pracowników administracji masowymi zwolnieniami. Ponieważ są to ludzie politycznie świadomi i materialnie zasobni, jakakolwiek próba powołania do życia rządu, który dobierałby się im do portmonetki, uznawana jest za "zamach stanu" i powód szturmu na urny.
Podobnie zachowują się wyborcy kupowani przez partykularne interesy – np. związków zawodowych. Mniejsze podatki? Sprawy społeczne? Bzdura! Ważne są rządowe inwestycje – obojętne, potrzebne czy nie – ważne, aby lał się beton…
Podsumowując: bliższa ciału koszula, więc poszczególne sitwy tak ustawiają sytuację w mieście, prowincji czy federacji, aby podsuwać swoje garnki i garnuszki pod państwowy strumień. To daje lżejsze, lepsze życie, a przecież każdy chce być zdrowy i bogaty… Ci ludzie blokować będą wszelkie procesy emancypacji zwykłego elektoratu i ucinać na wejściu niezależnych trybunów ludowych w rodzaju Roba Forda.
Powód trzeci psucia się demokracji jest systemowy. Elity uznały kiedyś, że nie można spraw ważnych, zwłaszcza dla przebudowy samego społeczeństwa, puszczać na żywioł, i musi być instancja, która zapewni, że ostatecznie dostaniemy, co trzeba. Wytrych jest bardzo prosty – trzeba jedynie ustanowić instytucję zdolną zrecenzować każdą demokratycznie podjętą decyzję – uznać, czy jest właściwa. W ten sposób tak bardzo ulepszamy demokrację, że ją praktycznie likwidujemy. Wprowadzamy dyktat. Z punktu widzenia zwykłego obywatela, nie jest ważne, czy dyktator jest pojedynczy, czy grupowy, ważne, że nam dyktuje – odbiera zdolność kolegialnego podejmowania wiążących decyzji.
Mechanizm taki działa w Kanadzie od 1982 roku, kiedy znowelizowano konstytucję, wprowadzając Kartę praw i swobód; działa w Europie, gdzie mamy Kartę praw podstawowych; działa w Stanach Zjednoczonych, gdzie Sąd Najwyższy recenzuje ustawy pod kątem konstytucyjności.
Bo właśnie o to tutaj chodzi. O możliwość cofnięcia demokratycznie przegłosowanej ustawy przez gremium quasi-dyktatorów, którzy stwierdzają, np. że eutanazja jest prawem człowieka, że tradycyjna definicja małżeństwa dyskryminuje kazirodcze pary, że modlitwa dyskryminuje niemodlących się. Na dobrą sprawę dyskryminację można dostrzec w całej naturze, żywej oraz martwej. Przypadki dyskryminacji grubych, chudych, zdrowych, chorych, mądrych czy głupich można obserwować na każdym kroku. Powołując się na nie, można postawić świat na głowie i przeprowadzić każdą rewolucję. To właśnie dzieje się na naszych oczach. Pod pozorem doskonalenia demokracji daliśmy sobie ją odebrać.
Demokracja w tradycyjnym znaczeniu przestała istnieć. Koniec, finito. Dzisiejsza to ni pies, ni wydra, w sumie dość podobna do "demokracji socjalistycznej", gdzie muszą być zapisane "sojusze" i imponderabilia. Miłość do tych i wstręt do tamtych. Słowem, elita skonstruowała system, który pozwala rządzić z pominięciem głosu zwykłych ludzi. Ale zwykli ludzie są przecież głupi i nie wiedzą, co dobre dla nich samych...
Zwykli ludzie od czasu do czasu zauważają, że coś jest nie tak, czują, że to nie tak było, ale zazwyczaj na tym się kończy. Zwykli ludzie od czasu do czasu mogą przegłosować czy gmerać palcem w lewym czy w prawym bucie, bo w końcu jakaś wolność jeszcze jest... System tymczasem został domknięty, a idol "demokracji" wymalowany na sztandarach dyktatury równiejszych i mądrzejszych. Oczywiście w imię pokoju i miłości.
Andrzej Kumor