Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (17)
Napisane przez Wojciech BłasiakTak więc pod szyldem masowego ruchu pracowniczego "Solidarności" o niepodległościowym charakterze, wdrażano skrajnie antynarodowy i skrajnie antypracowniczy plan terapii szokowej. Tego w historii demokratycznego ruchu związkowego w Europie nigdy jeszcze nie było. Duże zaufanie, jakie większość polskiego społeczeństwa miała do "Solidarności", jako gwaranta interesów polskiego świata pracy i polskich aspiracji narodowych, zostało użyte do ekonomicznego i politycznego zdławienia tego świata i tych aspiracji. Można przypuszczać, że gdyby to komuniści chcieli wdrożyć plan Sorosa-Sachsa, jako na przykład plan Wilczka, masowy opór społeczny by im to uniemożliwił.
Ilu nas, Polaków, jest w Kanadzie?
Dokładne rezultaty spisu powszechnego z rozbiciem na miasta
Toronto Jak wynika z danych zebranych podczas spisu powszechnego w 2011 roku, w Kanadzie mieszkają ludzie wywodzący się z 200 społeczności etnicznych.
Pochodzenie etniczne podawane najczęściej to "kanadyjskie" – 10 563 800 osób, angielskie – 6 509 500 osób, francuskie – 5 065 700, szkockie – 4 715 000, irlandzkie – 4 544 900, niemieckie – 3 203 300.
Poprzeczkę miliona przekroczyła też liczba osób deklarujących pochodzenie: włoskie, chińskie, indiańskie, ukraińskie, indyjskie, holenderskie i polskie.
Jako język ojczysty 18 858 980 osób zadeklarowało angielski – 57,8 proc. populacji, 7 172 560 osób – francuski, a na miejscu trzecim są zaś języki chińskie. Jako ojczysty język polski zadeklarowało 191 645 osób – więcej niż urdu, farsi, rosyjski (164 330 osób), wietnamski, koreański, tamilski ukraiński 111 540, holenderski i grecki.
Jeśli chodzi o deklarowanie języka polskiego jako pojedynczego języka ojczystego (bez wzmiankowania żadnego innego), to w Toronto było to 27 880 osób, w Mississaudze 29 065 osób, a w Brampton 4785 osób.
Jeśli zaś chodzi o języki, którymi na co dzień posługujemy się w domu, to deklarację taką złożyło w 2011 roku, gdy chodzi o język polski, 85 210 osób, z czego w Toronto 13 345, w Mississaudze 17 440 i w Brampton 2705.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (16)
Napisane przez Wojciech BłasiakUwalnianie cen rozpoczął już wcześniej w sposób szokowy komunistyczny rząd Rakowskiego. Z dniem 1 sierpnia uwolniono bowiem ceny żywności. Był to główny powód gwałtownego wzrostu wysokiej inflacji, który w 1989 roku wyniósł 251 proc., a w odniesieniu do cen towarów i usług konsumpcyjnych aż 351 proc. Natomiast styczniowe uwolnienie prawie wszystkich cen spowodowało natychmiastowy wybuch hiperinflacji.
Ceny produktów i usług wzrosły w 1990 roku o 586 proc. (w roku 1991 o 70 proc., a w roku 1992 o 43 proc.), a ceny produktów i usług konsumpcyjnych aż o 686 proc. (w roku 1991 o 170 proc., a w 1992 o 143 proc.).
Wywołana jednorazowym zniesieniem kontroli cen szokowa hiperinflacja miała charakter zasadniczo korekcyjny i była specyficznym rodzajem inflacji kosztowej. W naukach ekonomicznych rozróżnia się bowiem dwa podstawowe rodzaje inflacji: inflację popytową i inflację kosztową. Inflacja popytowa to wzrost cen wywołany nadwyżką ilości pieniądza na rynku, a więc popytu rynkowego, w stosunku do wartości produktów i usług oferowanych na tym rynku, czyli podaży rynkowej. Inflacja kosztowa zaś wynika ze wzrostu kosztów wytwarzania produktów i usług. Ceny rosną, by zrównoważyć rosnące koszty, a nie by zrównoważyć popyt z podażą.
Okazja do bycia razem! - Wycieczka Koła Pań "Nadzieja" do "Krainy błyszczących wód": Kawartha (Peterborough) – 21 czerwca
Napisane przez Mariola ProkopowiczZ Kołem Pań "Nadzieja" miałam zaszczyt być już na siedmiu różnych wycieczkach.
Tym razem, w przepiękny pierwszy dzień kalendarzowego lata wyruszyłyśmy w stronę Peterborough, gotowe na nowe niesamowite wrażenia, niezapomniane przeżycia. To znowu jest okazja do wspólnego bycia, do wspólnego cieszenia się, ale i do podziwiania pięknej przyrody i radowania się letnim słońcem! Bo nie ma nic piękniejszego niż przebywanie i przeżywanie przygód w gronie najbliższych!
Czas do napisania znowu kilku ciepłych słów o tak szlachetnej organizacji, jaką jest Koło Pań "Nadzieja". Siłą motywującą organizacji jest nadzieja, a jej wielkim działaniem jest niesienie pomocy tym, których często ta nadzieja opuściła: chorym, biednym, niepełnosprawnym dzieciom, kobietom, rodzinom. W Kanadzie i w Polsce. Panie są niestrudzone w zdobywaniu funduszów na ich charytatywną działalność, a organizowanie wycieczek to jedna z wielu form ich zbierania. Liczba i różnorodność imprez i wycieczek organizowanych przez Koło Pań "Nadzieja" jest tak wielka, że każdy znajdzie coś dla siebie. A dlaczego wycieczkowanie z członkiniami Koła jest tak inne i tak popularne?
Music and History po raz trzeci w Polsce
Napisane przez Andrzej Rozbicki2 lipca grupa 30 kanadyjskich studentów szkół średnich wylatuje do Polski w ramach programu Music & History Torontońskiego Katolickiego Wydziału Oświaty (TCDSB). Przez trzy tygodnie studenci będą brali udział w zajęciach muzycznych, poznawać będą historię Polski i Europy oraz doskonalić znajomość języka polskiego.
Program rozpocznie się w Gdańsku, gdzie studenci zamieszkają w domu Studenta Gdańskiej Akademii Muzycznej.
Po tygodniowym pobycie w Polsce rozpocznie się dwutygodniowa europejska część wyprawy, autokarem poprzez Bremę, Amsterdam, Brukselę do Paryża, a następnie poprzez Maastricht, Kolonię, Lipsk, Berlin z powrotem do Polski, gdzie kolejno będą zwiedzali Poznań, Gniezno, Biskupin, Toruń, Żelazową Wolę i Warszawę.
Motor, który prowadzi się jak dziecko za rękę
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiRzadko piszę o motorach, choć kocham je nieutuloną miłością platoniczną. I mimo że do skonsumowania w tym wypadku pewnie nie dojdzie, nic nie przeszkadza zachwycać się pięknem linii i figurą. Zresztą jest to całkiem wdzięczne zajęcie nie tylko w przypadku oglądania motocykli.
Jak wiadomo, ekstraklasą jednośladów jest kultowy Harley-Davidson i choć może różne japońskie, a coraz częściej i chińskie podróbki nie ustępują mu jakością, to jednak co oryginał to oryginał.
Dlatego z pewnym zdziwieniem przyjąłem wiadomość, że można mieć pięknego harleya już za 7,5 tysiąca. Harley kojarzył mi się z czymś, co cenowo wcale nie musi ustępować wypasionemu SUV-owi – a tu proszę!
Tak, tak, mówię o dolnej półce marki – modelu street, który kupić można w wersji 500 i 750 cm3.
Linia tego motoru jest typowo amerykańska, ale jest to towar całkowicie globalny, produkowany z myślą o rynku azjatyckim i europejskim w indyjskich zakładach w Bawalu, choć wersja sprzedawana w Kanadzie montowana będzie w USA, w Kansas City, to jednak z azjatyckich części.
Harley podkreśla, że jest to bardzo dobry motor dla osób zaczynających przygodę z jednośladami. Street jest nową konstrukcją napędzaną V motorem względnie prostym, ale chłodzonym cieczą.
W pracach nad streetem Harley wykorzystał wyniki sondaży przeprowadzanych na całym świecie. Nowy model przypomina też nieco kultowego 1977 XLCR cafe racer. Wielką zaletą zwłaszcza dla tych z nas, którzy dosiadają motorów od niedawna, po raz pierwszy, jest nisko umieszczone siedzenie – 710 mm. Jeśli nie urodziliśmy się w Azji i mamy wrażenie, że nogi zginają się nam przez to w pałąk, możemy sobie dokupić nakładkę Tall Boy, która podniesie nam pośladki o 4 cm nad ulicę.
Oczywiście azjatycką produkcję można krytykować na wiele sposobów, a to że farba nie ta, a to że gdzieś tam wystają pęki kabli, nie zmienia to jednak faktu, że dostajemy harleya w cenie "chińczyków". A motor, który daje cudowną satysfakcję na drodze – sprzęgło jest przyjazne dla początkujących, a sześciobiegowa skrzynia rozpędza nas bez wysiłku. Jazda po mieście nie jest męcząca, nisko usytuowanie siedzisko pozwala z pewnością siebie posuwać się w korkach.
I nie tylko, bo do 60 mil na godz. rozpędzimy się w 4,6 sekundy. Wspomniany silnik dwucylindrowy daje 58 KM mocy. Spalanie – 5,8 litra na sto.
Minus! No, Panie, Panowie, niestety harley kojarzy się nam z warkotem, a raczej dudnieniem standardowego chłodzonego powietrzem silnika V. Street niestety nie jest w stanie nikogo obudzić nad ranem. No chyba że dołożymy jakiś zmyślny tłumik.
Za to wszyscy podkreślają, że street prowadzi się jak dziecko za rękę, i to przy minimalnych prędkościach.
Zatem jeśli mamy w domu odpowiednio dojrzałe latorośle, możemy pokusić się o taki prezent tak dla chłopców, jak i dla dziewczynek!
A teraz coś dla tych, którzy motocykle kochają miłością trochę bardziej dziką. Tak, wiem, że na streeta można narzekać – a to że bąbelki farby są na malowaniu rączek, a to że zawieszenie takie nijakie, a to że podnóżek nie w tym miejscu co trzeba.
Ale popatrzmy na rzecz w ten sposób – za nieco ponad 7 tysięcy dostajemy harleya – znaczek już mamy i spokojnie w miarę zasobności portfela możemy naszego bajka ładnie kastomizować – na przykład odkorkowując silnik ładnym tłumikiem, który zamieni poszum na standardową harleyową rąbankę. Jak powiedziałem, motor dobrze trzyma się drogi nawet przy prędkościach powyżej 120 km na godzinę, pięćdziesiąt kilka koni pozwala poczuć wolę mocy. A sylwetka jest zupełnie niezła.
A zatem mamy do dyspozycji zgrabne ciało i potrzeba tylko trochę akcesoriów i zabiegów kosmetycznych, by uczynić z niego królową nocy.
A że jest to na "chińskich częściach"...
No, takie mamy czasy, że na chińskich częściach to dzisiaj wszyscy jeżdżą nawet BMW. Harley Davidson od 1978 roku sprzedaje na tym kontynencie najwięcej motocykli. Czasy się zmieniają i choć może street nie zachwyci emeryta z pokolenia wyżu demograficznego, który chciałby, żeby mu żelazo łomotało między nogami, to jednak jest to motocykl wart grzechu.
O czym Państwa zapewnia wasz Sobiesław
Szczupaki i sandacze na Simcoe
Jak to tej pory nikt nigdy nie udokumentował złowienia na Simcoe szczupaka powyżej 30 funtów. Złowienie magicznej "25" jest nie lada sztuką. Za najlepsze miejsce na olbrzymie szczupaki na Simcoe uważa się południowy brzeg Georgina Island i rejony "Virginia". Na duże szczupaki warto się również wybrać w okolice Big Cedar Point, Innisfil, a nawet pod Fox Island.
Na słynnym Cook's Bay dominują szczupaki o wadze 4-8 funtów. Ryby o wadze 10-12 uważa się za spore sztuki. Nikt nie może narzekać na liczbę łowionych szczupaków na Simcoe. Niestety, gorzej jest, jeśli bardzo chce się złowić rybę życia.
Gdzie na jeziorze Simcoe są najlepsze miejsca na sandacze?
Sandacze z Simcoe zawsze interesowały wędkarzy, chociaż to jezioro nigdy nie było uważane za wyborowe łowisko tego gatunku w Ontario.
Wiosną, kiedy sandacze ruszają na tarło, patrząc wiosną na ujście rzeki Talbot, Pefferlaw i Beaver w północnej części jeziora wydawać by się mogło, że sandaczy nie brakuje i nie są to małe ryby. Wiele ryb to sztuki o wadze 10-15 funtów, a nawet większe, czyli znacznie większe od prowincyjnych norm. Sandacze trafiają się w głębokiej zatoce Kempenfelt Bay oraz w południowej części jeziora na Cook's Bay. Ich populacja, jak na jezioro o obszarze 745 km kw. jest mała. Złowienie sandacza na Simcoe to przede wszystkim przypadek i nie ma pewnych miejsc.
Stary rekord
O rekordowe okonie na Simcoe na pewno jest coraz trudniej. Jednak nadal w rankingach Simcoe uznawane jest za najlepsze łowisko okoni na świecie. Tak przynajmniej ocenia Simcoe największy magazyn wędkarski w Ameryce Północnej "In Fisherman". Warto też dodać, że rekordowy okoń złowiony w Ontario wcale nie pochodzi z Simcoe.
Rekord Ontario został ustanowiony na jeziorze Erie, 20 marca 2003. Ryba ważyła 2,42 lbs, długość 15,13 cala, obwód 12,13 cala. Jednak również na Simcoe w 2003 r. został złowiony okoń zaledwie dwie uncje mniejszy.
Cabelas w Barrie
25 lipca 2013 amerykańska firma Cabela podała do wiadomości, że zamierza otworzyć swój pierwszy sklep na terenie Ontario. Minął rok i mamy sklep.
Pierwszy w Ontario sklep sieci Cabela's zapowiedział wielkie otwarcie już 10 lipca. Uroczyste otwarcie sklepu nastąpi o godz. 11.00.
Sklep ma powierzchnię 70 tys. stóp kw. i będzie zatrudniał 200 osób. W dzień otwarcia sklepu zapowiadane są olbrzymie promocje. Adres Cabelasa w Barrie – 50 Concert Way.
Cabela sprzedaje sprzęt myśliwski i wędkarski i jest największym konkurentem sieci sklepów Bass Pro Shops. Sklepy Cabela's podobne są stylem do Bass Pro Shops. Wśród wędkarzy i myśliwych cieszą się jednakże większym uznaniem niż BPS.
Na terenie Ameryki Północnej działa 46 sklepów sieci Cabela, w tym trzy w Kanadzie, w Winnipegu, Edmonton i Saskatoon.
Początki firmy Cabela sięgają 1961 r., kiedy to Nick Cabela wymyślił plan sprzedaży much, które kupił na wystawie mebli w Chicago. Po powrocie do domu do Chappell w Nebrasce, Dick dał ogłoszenie w gazecie "Casper" w Wyoming: "12 ręcznie wiązanych much za dolara". Wtedy z ogłoszenia zdobył jednego klienta... I tak się zaczęło niemal zupełnie przypadkowo.
Teraz katalogi Cabela's wysyłane są do wszystkich stanów i 125 krajów.
Dalrymple
Ciekawym jeziorem na jednodniową wyprawę jest Dalrymple w Krainie Kawarthas.
To położone zaledwie kilka kilometrów na północ od Canal Lake jezioro zajmowało wysoką lokatę w rankingu najlepszych jezior na muskie w Ontario. Dalrymple to właściwie dwa jeziora, Górne i Dolne, przedzielone drogą 503.
Oba jeziora są dość płytkie. W Dalrymple o dominację rywalizują ze sobą muskie i szczupak, co tylko nadaje atrakcyjność temu jezioru. Jak wiadomo, na większości jezior Kawarthas szczupak nie występuje.
Na Dalrymple, oprócz muskie i szczupaków, są również sandacze, bassy, okonie, crappie i sumy.
Szczyt brań muskie na Dalrymple przypada na początek czerwca. W pełni lata muskie są już mniej chętne do żerowania. Dopiero we wrześniu i październiku ponownie się ożywiają.
MNR szuka pieniędzy
To, że Ministerstwo Zasobów Naturalnych nie ma pieniędzy, wiadomo od dawna. Brakuje funduszy na zarybianie, strażników ochrony przyrody itp.
Wydatki rosną z roku na rok i aby utrzymać budżet (100 mln dol.) na odpowiednim poziomie, pieniądze trzeba znaleźć. W związku z problemami budżetowymi MNR, w najbliższym czasie można się spodziewać następujących dodatkowych wydatków:
– opłata 2 dol. za koszty operacyjne przy zakupie karty wędkarskiej,
– podwyżki cen licencji komercyjnych,
– zniesienie darmowego wędkowania dla obywateli Ontario powyżej 65. roku życia.
Przy obecnych cenach kart wędkarskich oznaczałoby to, że seniorzy będą płacić 23,11 dolara za kartę sportową lub 13,17 dolara za kartę rekreacyjną oraz 9,63 dol., w obu przypadkach, za plastik. Karty wędkarskie dla seniorów mają wejść w życie od 2016 r.
Bez karty w Ontario mogą łowić osoby do 18. roku życia oraz powyżej 65. roku. Nie będzie chyba przesadą przypuszczenie, że w przyszłości nawet dzieci będą musiały płacić, żeby połowić ryby z rodzicami.
Zawody PKZW
Polsko-Kanadyjski Związek Wędkarski zaprasza na zawody, które odbędą się w niedzielę, 13 lipca, w Binbrook Conservation Area, na jeziorze Niapenco. Będą to brzegowe zawody w łowieniu wszystkich gatunków ryb zgodnie z ontaryjskim regulaminem sportowego połowu ryb.
Uwaga: Na akwenie obowiązuje całkowity zakaz połowu szczupaka, bassa i sandacza. Zarząd PKZW prosi wędkarzy o zaopatrzenie się w siatki, w których będą przetrzymywane żywe ryby do zważenia.
Zbiórka przed zawodami o godz. 6.15 w Timie Hortonsie przy skrzyżowaniu Mud St. West i Upper Centennial Pkwy w górnym Hamilton. Więcej informacji pod numerem tel. 289-260-0143.
Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów (Konno przez Azję Centralną) (30)
Napisane przez Antoni Ferdynand Ossendowski– Przed przyjściem pana kazałem zarąbać pułkownika Filipowa... Dowodził mi, że jest przedstawicielem białej organizacji oficerskiej... Zrewidowano go i znaleziono za podszewką kurtki sowiecki tajny alfabet... Gdy Wesełowskij wzniósł szablę, Filipow... Do djabła!... Tak się wżarła w ludzi przeklęta dyscyplina komunistyczna... Filipow w obliczu śmierci krzyknął: "Za co zabijacie mnie, towarzyszu kapitanie?!". Nikomu nie wolno ufać! Nikomu...
Umilkł. Milczałem, nie ruszając się z miejsca.
– Przepraszam pana z całego serca – zaczął znowu baron. – Obraziłem pana ciężko... Pojmuję... pojmuję... Lecz jam nie tylko człowiek, jam – wódz... Na mojej głowie tyle istnień... tyle trosk... i smutku...
W głosie jego posłyszałem szczerość i rozpacz.
Jednym z czynników, który znacznie wpływa na cenę budowy, jest koszt ziemi. Czy wobec tego nie byłoby taniej kupić jedną działkę, podzielić ją na dwie i wybudować na niej dwa domy?
Oczywiście gdyby to było takie łatwe, to każdy by to robił. Na szczęście podziały nie są takie łatwe, bo inaczej mieszkalibyśmy na jeszcze mniejszych działkach niż obecnie.
Ale zacznijmy od podstawowego rozgraniczenia. Pierwsze działki, o których chciałbym wspomnieć, to posesje w obrębie miast czy miasteczek. Drugi typ działek, o których porozmawiamy, to działki poza miastami, czyli tereny zielone.
Miejskie tereny są zwykle objęte bardzo klarownymi i jednoznacznymi przepisami urbanistycznymi (zoning-bylaw), które dokładnie określają, czy dana działka może być przeznaczona pod zabudowę, czy nie. A jeśli tak, to czy jest przewidziana pod zabudowę mieszkaniową, czy na przykład pod instytucjonalną albo przemysłową. W przepisach (zoning-bylaw) określane są dokładne wymagania co do minimalnej wielkości działki, jej szerokości, długości itd. Przepisy te określają również, co na takiej działce może być wybudowane. Mam tu na myśli gabaryty budynku, jego wysokość, odległość od sąsiadów itd. Te wymagania mogą być różne dla poszczególnych rejonów miasta, dlatego za każdym razem należy je zrobić. Można to obecnie sprawdzać poprzez Internet lub bezpośrednio w "planning department" odpowiedniego miasta.
Myśląc o podziale działki na przykład na połowę, należy sprawdzić, jakie są minimalne wymagania, i wówczas będziemy prawie od razu wiedzieć, jakimi parametrami dysponujemy i czy mamy szansę na sukces, czy nie.
To jest dopiero początkowy etap. Jeśli widzimy, że mamy szansę na podział, to należy przygotować odpowiednie rysunki, pokazujące proponowane działki, i wystąpić formalnie o taką decyzję. Niestety, nie jest to coś, co można robić samemu. Do podziału niezbędne jest zatrudnienie fachowca, którym jest "land surveyor" z licencją. Tylko taka osoba może przygotować rysunki, które miasto rozpatrzy na specjalnej sesji Committee of Adjustment.
Niestety, nie jest to też za darmo. Koszt "land surveyor "zależy od wielkości zlecenia, ale honorarium za typowy podział na pół zwykle wynosi około 2000-3000 dol. Opłaty dla miasta są podobne, ale oprócz tego należy zapłacić tak zwane "development charges", które są kosztowne i w różnych miastach mogą wyglądać inaczej. Na ogół sięgają 30.000-50.000 dol. od każdej nowo utworzonej działki. Jeśli proponowany podział działki spełnia wszystkie wymagania określone w przepisach urbanistycznych, to zwykle nie będzie problemu z podziałem. Natomiast jeśli nie spełnia wszystkich wymagań, to jest jeszcze szansa na wystąpienie o tak zwany "minor variance" również poprzez Committee of Adjustment. Niestety, za dodatkową opłatą. Szansa na sukces jest często 50/50. Warto również wiedzieć, że finansowanie "gołej" ziemi jest trudne oraz że kupując ziemię, płacimy HST.
To, o czym dotychczas wspominałem, dotyczy typowych rozwiązań. Są jednak w każdym mieście tereny, które mają swoje specjalne ograniczenia czy wymagania. Są tereny, na których miasta starają się zachować specjalny charakter i wówczas wszystkie starania o podział są z góry skazane na niepowodzenie. Miasto często narzuca z góry, jaki rodzaj zabudowy będzie możliwy i na przykład nie dopuszcza do budowy bliźniaków w rejonie, gdzie są same domy wolno stojące.
Innymi słowy – podziały działek są możliwe, ale nie są wcale proste. Zanim zacznie się wydawać duże pieniądze, należy porozmawiać z fachowcami.
Podział za miastem wcale nie jest łatwiejszy. Kiedy patrzymy na dużą 100-akrową farmę i widzimy oczami wyobraźni, ile działek moglibyśmy na niej zmieścić oraz liczbę dolarów, które można by było zarobić – to nie jesteśmy odosobnieni w naszych marzeniach. Gdyby to było takie proste – już dawno wszystko byłoby podzielone na małe działki.
Na szczęście – rząd prowincyjny i rządy lokalne czuwają nad tym, by nie nastąpiło nadmierne podzielenie terenu.
Zacznijmy od tego, że duże połacie Ontario są z założenia wyłączone ze wszelkich przyszłych podziałów. Należą one do rządu albo są pod ochroną różnego innego rodzaju (Escarpment, Credit Valley Conservation itd.). Myśl w tym jest taka, by tereny unikatowe ze względu na topografię, wpływ na środowisko – chronić dla przyszłych pokoleń w takim stanie, w jakim są, i nie pogarszać stanu istniejącego.
Inne tereny to są obszary rolne, które powinny być chronione ze względu na ich wartość dla społeczeństwa jako źródło pracy i żywności. Takie farmy, jeśli są odpowiednio duże, mają opcję raz na jakiś czas wydzielić jedną jednoakrową działkę na potrzeby rodziny farmera.
Oczywiście od wszystkich zasad są odstępstwa oraz wszystkie zasady mogą być zmienione, jeśli są odpowiednio umotywowane. Wiadomo, że w miarę rozwoju miast, nowe tereny są przekształcane z rolniczych na mieszkaniowe. By to było możliwe, stworzony został specjalny proces przekształcania (re-zoning) objęty ścisłymi i jasno określonymi zasadami. Nie mamy tu czasu, by dokładnie ten proces opisać, ale podstawowe założenie jest takie, że osoby proponujące podział terenu muszą przygotować bardzo szczegółowe opracowania pokazujące, jak teren ma być podzielony z uwzględnieniem dróg, terenów zielonych, uzbrojenia itd. Taki plan jest następnie poddawany długiemu procesowi oceny włącznie z konsultacją z lokalną społecznością.
Jak już proponowany podział uzyska pozytywną opinię, to narzucane są na taki podział specjalne wymagania i ograniczenia. Jak łatwo się domyślić, nie są to tanie działania i przeciętna prywatna osoba nie ma aż tak głębokich kieszeni, by to zrobić. Mówimy tu o setkach tysięcy dolarów. Sama praca papierowa to dopiero początek. Jak podział zostanie już zaakceptowany, to teren należy fizycznie uzbroić i podzielić. Tu mówimy jeszcze o większych sumach. Dlatego w Kanadzie istnieje wiele dużych firm, które się tym zajmują – są to tak zwani "land developers".
Podział działek za miastem jest zwykle bardziej kosztowny i trudniejszy niż w mieście. Nie oznacza to, że nie warto kupować ziemi z potencjałem na przyszły podział. Zawsze może pojawić się "land developer", który zaoferuje nam sumę pieniędzy wartą grzechu za działkę z potencjałem na podział!
Podsumowując, we wszystkich przypadkach, o których dziś piszę, planując zakup nieruchomości z myślą o przyszłym podziale, warto konsultować decyzje z ludźmi, którzy mają doświadczenie w tych sprawach.
Na zakończenie jeszcze dodam, że istnieje kilka polskich firm, które mogą pomóc w podziałach czy przygotować "land survey".
Dwie z nich warte polecenia to: Avanti Surveyors (Chris Beresniewicz – 416-231-1174) oraz Cuningham LTD (Jarek Legat – 905-845-3497).