W Polsce tych wyjątków jest tak wiele, że rzadkością są osoby, które zaczynają otrzymywać emeryturę w wieku 65 lat (obecnie, plus kilka miesięcy). Na przykład kobiety, które statystycznie żyją dłużej, mogą przechodzić na pełną emeryturę w wieku 60 lat. Rolnicy otrzymują emerytury mimo że w zasadzie nie wnoszą składek na fundusz emerytalny.
Do tego dochodzi cała armia młodych rencistów, czyli osób, które w wyniku decyzji lekarskich, poświadczających ich stałą niezdolność do pracy, otrzymują odpowiednie świadczenia. Część takich decyzji jest wynikiem korupcji lekarzy i załatwiających te sprawy urzędników.
Jednak nawet na tym spaczonym tle polityki emerytalnej, sprawa Waldka wyglądała może, z punktu widzenia kraju, w którym się urodził i pracował, prawie normalnie, ale dla przeciętnego zjadacza chleba w Kanadzie, który na emerycką kromkę chleba musi się porządnie napracować, wyglądała kuriozalnie.
Pogląd ten wyraził już na wstępie oficer imigracyjny, który przesłuchiwał Waldka na lotnisku torontońskim, kiedy się dowiedział, że ten 51-letni, zdrowo wyglądający mężczyzna jest już od dziesięciu lat na emeryturze. Waldek nadto zapewnił go, że ma tak dobrą emeryturę, że stać go było na przylot do Kanady i samodzielne utrzymanie się tutaj przez kilka tygodni. Wprawdzie przy sobie miał tylko 400 dolarów kanadyjskich, ale zapewniał oficera imigracyjnego, że w każdej chwili może iść do jednego z banków kanadyjskich i uzyskać przelew odpowiedniej kwoty niezbędnej na jego utrzymanie w Kanadzie. Waldek bowiem nie miał w Kanadzie krewnych, którzy mogliby go tutaj gościć.
Miał on brata w Stanach Zjednoczonych, którego odwiedzał czterokrotnie. Raz nawet pobyt ten przeciągnął się do roku i wtedy Waldek przerwał swoją służbę w Polsce, mimo już posiadanej dość wysokiej pozycji, ale po powrocie wznowił przerwaną pracę. W Stanach przez ten rok, po raz pierwszy w życiu, musiał się porządnie, fizycznie napracować.
Waldek ukończył oficerską szkołę pożarnictwa w Warszawie. Już w czasie studiów poznał swoją przyszłą żonę, wówczas studentkę medycyny. Pobrali się tuż po studiach i rozpoczęli wspólnie wędrówkę po kraju. Związane to było z kolejnymi przydziałami służbowymi Waldka i związanymi z tym awansami. Po kilka lat mieszkali w mniejszych, a potem coraz większych miastach Polski Północno-Wschodniej. W końcu, nie mając jeszcze czterdziestu lat, Waldek został awansowany do stopnia pułkownika pożarnictwa i uzyskał funkcję komendanta wojewódzkiego pożarnictwa w jednym z mniejszych ówczesnych województw.
Kiedy te małe województwa likwidowano, komendant główny pożarnictwa (generał) zaproponował Waldkowi przeniesienie do Gdańska na stanowisko zastępcy komendanta wojewódzkiego (teraz powiększonego województwa) z zachowaniem stopnia i wynagrodzenia oraz z zapewnieniem, że kiedy ówczesny komendant wojewódzki odejdzie za dwa lata na emeryturę, to Waldek zajmie jego miejsce, co wiązałoby się z awansem na stopień generalski i odpowiednio wyższym wynagrodzeniem.
Waldek odmówił. Głównie oprotestowała kolejne przeniesienie jego żona, która już dość miała kolejnych przeprowadzek, tym bardziej że sama osiągnęła dobrą, samodzielną pozycję w swoim zawodzie lekarskim oraz niezależność finansową. Dwoje dzieci uczęszczało do szkoły średniej i przenosiny dla nich też stanowiłyby pewien problem.
Tak więc Waldek, w wieku 41 lat, przeszedł na pełną emeryturę, tzn. lekko pomniejszoną, z uwagi na niewypracowanie pełnego okresu. Ale szef był tak ludzki, że tuż przed emeryturą podniósł mu wynagrodzenie, jak i wszelkie dodatki do maksymalnych wysokości. Tak więc Waldek otrzymał około sześciu tysięcy złotych emerytury, co w owym czasie było znaczną kwotą.
Stać go było na opłacenie przylotu do Kanady i utrzymanie się tutaj. Sam szybko przeliczył, że jego emerytura to około 2500 kanadyjskich dolarów miesięcznie. To ponad dwukrotnie więcej niż minimalna, pełna emerytura kanadyjska. Cóż zatem chciał od niego ten przesłuchujący go oficer imigracyjny, który wysłał go do aresztu imigracyjnego?
Waldek, który mimo kilkakrotnego pobytu w Stanach angielskiego się nie nauczył, nawet w minimalnym stopniu, był skazany tylko na jeden kontakt.
Bo jego przylot do Kanady nie był tak zupełnie pozbawiony sensu. Otóż kilka miesięcy wcześniej przyleciała w odwiedziny do Polski jego dawna, szkolna miłość. Spotkali się i odświeżyli dawne związki. Wprawdzie Waldek wiedział, że wyszła ona za mąż, ale była na urlopie z dala od kanadyjskiego domu, a on najwierniejszy żonie to nie był nigdy. Przed odlotem do domu koleżanka ta powiedziała Waldkowi, że gdyby był kiedyś w Kanadzie, to żeby ją odwiedził. On potraktował to poważnie.
W miarę jak stosunki z żoną ulegały oziębianiu, tęsknota Waldka za odświeżoną miłością narastała. Planował, po wylądowaniu w Toronto, skontaktować się ze swoją koleżanką, wynająć jakiś mały pokoik i spróbować szczęścia od nowa. Na dzień przed przyjazdem powiadomił ją o tym, podając datę i godzinę przylotu. W trakcie przesłuchania na lotnisku podał jej numer telefonu oficerowi imigracyjnemu, który zadzwonił pod ten numer.
Rozmowy prowadzonej po angielsku Waldek nie rozumiał. Oficer imigracyjny powiedział mu tylko przez tłumaczkę, że pani ta nie godzi się na zapłacenie kaucji za Waldka.
Zadzwonił do niej sam, po przybyciu do aresztu imigracyjnego. Rozmowa była szybka i z jej strony prowadzona jakby szeptem. Powiedziała Waldkowi, żeby do niej więcej nie dzwonił, bo może spowodować rozbicie jej małżeństwa. Jedyny kontakt został więc zerwany i główny powód jego przylotu do Kanady i jego nadzieje okazały się płonne.
Po trzech dniach pobytu w areszcie odbyła się rozprawa imigracyjna, w trakcie której Waldek powiedział tylko, że chciałby wyjść z aresztu i pobyć trochę w Kanadzie jako turysta. Sędzia odroczył sprawę na tydzień, wyznaczając niską kaucję w kwocie dwóch tysięcy dolarów, ale żądając, aby kwota ta została wpłacona przez stałego rezydenta Kanady. Na drugą rozprawę też nikt się nie stawił, kto mógłby taką kaucję wpłacić. Sędzia więc, zgodnie z procedurą, odroczył sprawę na miesiąc. Waldek siedział w areszcie, nudząc się potwornie, mierząc czas między posiłkami, spaniem i wstawaniem. Nie bardzo wiedział, co się w jego sprawie dzieje. Czekał na kolejną sprawę, choć i ona by nie zmieniła jego sytuacji, bo nie miał nikogo, kto mógłby żądaną kaucję zapłacić.
Sprawę wyklarował mu w końcu jeden z towarzyszy niedoli, pochodzący z pogranicza ukraińsko-polskiego, który przed zamknięciem go w areszcie pobył kilka lat nielegalnie w Kanadzie. Doradził Waldkowi, aby wypełnił formę z żądaniem widzenia się z oficerem imigracyjnym. Sam pomógł Waldkowi tę formę wypełnić. Kiedy po kilku godzinach Waldek został poproszony do oficera imigracyjnego, to też ten Ukrainiec posłużył mu jako tłumacz, bo mówił nie tylko w swoim rodzinnym języku, ale również nieźle po polsku i angielsku. Waldek oświadczył oficerowi imigracyjnemu, że rezygnuje z chęci zwiedzania Kanady i bardzo prosi o odesłanie go do Polski tak szybko, jak tylko to jest możliwe.
Oficer imigracyjny coś tam sprawdził w komputerze, coś tam dopisał, dał Waldkowi jakiś papierek do podpisania i zapewnił, że wobec faktu, że biuro imigracyjne posiada bilet powrotny Waldka, to najprawdopodobniej odleci do kraju rodzinnego w ciągu kilku dni. Tak też się stało. Młody emeryt odleciał konsumować swoją wysoką emeryturę w Polsce.
Aleksander Łoś