- Tak to można najkrócej podsumować, że na terenie Polski bardzo silnie reprezentowane są racje stanu kilku różnych państw, z których żadne nie jest polskie. Racje stanu różnych państw są reprezentowane przez zwerbowanych do pracy tubylców i przez funkcjonariuszy państw obcych.
Jeden przykład – ambasador Niemiec w Warszawie od lat dwóch czy trzech już prawie, poprzednie jego miejsce pracy to był Urząd Ochrony Konstytucji BfV, czyli bezpieka niemiecka, i był pan ambasador poprzednio wiceszefem bezpieki w Niemczech.
To jest bezprecedensowe i to jest dosyć dla nas spektakularnie lekceważące wysłać takiego ambasadora do Warszawy. To znaczy, że oni przeszli na ręczne sterowanie, że to się już pociąga za sznurki właśnie na tym poziomie. Jakichś bardzo ważnych znajomych musi mieć pan ambasador w Polsce, których – jak można było przeczytać w prasie – zyskał w latach 80., kiedy bywał w Polsce. Co to za znajomi, kogo on prowadzi, czyim jest oficerem prowadzącym?
Ale to tylko jedna służba, niemiecka. Samo państwo niemieckie ma takich służb oczywiście więcej.
Więc to jest Moskwa przede wszystkim, Berlin, Stany Zjednoczone, Izrael. Państwo Izrael, dla którego, jak sądzę, establishment warszawski jest przejrzysty, jak sądzę, instancje rządowe nie stanowią w Warszawie tajemnic dla służb państwa Izrael.
Dłużej można by na ten temat mówić, ale z tego, że państwo podrzucacie to, to wnioskuję, że jesteście tego świadomi. Na specjalne życzenie mogę dłużej wywodzić.
Są oczywiście Stany Zjednoczone, ale Stany Zjednoczone podpisały nie tak dawno umowę z Rosją opiewającą na jakieś lata współpracy w wydobywaniu surowców cennych spod Arktyki i to będzie determinować politykę amerykańską. Ameryka idzie na wojnę z Iranem, idzie na wojnę w imieniu państwa położonego w Palestynie.
Wygląda na to, że my mamy być także poprowadzeni na tę wojnę jako żyrant sojuszów. Bo chodzi o to, żeby był to konflikt międzynarodowy, żeby to lepiej wyglądało. I zdaje się, że my jesteśmy tym frajerem, który ma podżyrować akcję. Są pewne bardzo konkretne przesłanki, żeby tak przypuszczać.
Usłyszałem, że właśnie w Stanach Zjednoczonych szkoleni są jacyś specjaliści, jakieś oddziały antyterrorystyczne polskie akurat w tej chwili. To się rymuje ciekawie z oświadczeniem, opinią wyrażoną przez wybitnego oficera izraelskich służb specjalnych, który kilka tygodni temu powiedział łamach polskiej prasy i telewizji warszawskiej: jestem przekonany, że terroryści szykujący zamach na Euro 2012 są już w Polsce i już bezpośrednio przygotowują się do swojej akcji.
To jest coś, co mnie napawa lękiem. Lękam się, że to jest jakaś samospełniająca się przepowiednia. Nasuwa mi się analogia z akcją sprzed 13 lat w Rosji, kiedy to Rosja szykowała się na wojnę w Czeczenii. No to zanim tam wjechali, sami musieli sobie wysadzić kilka budynków mieszkalnych, po to żeby publika krajowa i międzynarodowa wiedziała, że to jest wojna z terroryzmem.
Napawają mnie lękiem takie enuncjacje, dlatego że z kolei nie słyszę, żeby do tego pana oficera izraelskiego się zgłaszała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego z pytaniami, skąd to on ma, skąd czerpie takie przekonanie. Gdyż w ogóle nie przypuszczam, żeby nasze bezpieczeństwo było priorytetem jakiejkolwiek służby. Nasze bezpieczeństwo, nas, prostego ludu. To, że władza martwi się o swoje bezpieczeństwo w Warszawie, to jest jasne. Władza obiecała podwyżki służbom mundurowym, władza lęka się jakichkolwiek demonstracji i w związku z tym z góry przed nimi przestrzega.
Lech Wałęsa, który jest lizusem prymusem w tej klasie, zgłasza się pierwszy do odpowiedzi i stara się z góry uprzedzać oczekiwania władzy, z góry legitymizuje rozwiązanie siłowe.
Sądzę, że przygotowania do stanu wyjątkowego są bardzo zaawansowane. W ubiegłym sezonie przeprowadzono w postpeerelu na wniosek kancelarii prezydenta Komorowskiego nowelizację prawa o stanach wyjątkowych, ponieważ od stanu wojennego, który wprowadzał Jaruzelski, minęło już parę lat i to i owo trzeba było uaktualnić.
Na przykład te wszystkie rzeczy związane z nowymi technologiami, z Internetem, z telefonami komórkowymi. Na centralnych placach i ulicach w Warszawie rozwieszone są drogie urządzenia elektroniczne, które mają służyć do tłumienia demonstracji za pomocą nieprzyjemnych dźwięków. Władza robi zatem takie drogie zakupy, to kosztuje. To nie ja mówię o wojnie pierwszy, tylko powiedział publicznie minister Rostowski, półtora roku temu już wymówił magiczne słowo wojna. Powiedział: kto rozsądny, ten rozgląda się za "zieloną kartą".
Władza się boi. Czego się boi? Boi się, z jednej strony, tego co tam nakradła, a od 10 kwietnia 2010 ta władza warszawska, to co pan Jarosław Marek Rymkiewicz nazywa rządem telewizyjnym, to są ludzie odpowiedzialni, współodpowiedzialni, jeśli nie za samą zbrodnię, jeśli nie za sam zamach smoleński – chociaż muszą wśród nich być ludzie, którzy współdziałali, którzy przygotowywali wystawienie prezydenta i osób towarzyszących na ten strzał. Więc tam są ludzie współodpowiedzialni bezpośrednio w zbrodni, ale oprócz tego są ludzie współodpowiedzialni za niszczenie dowodów tej zbrodni. I to jest kryminalny, prosty zarzut, czytelny, prawda?
To jest chyba jasne, że marszałek Sejmu Kopacz jest współodpowiedzialna za niszczenie dowodów zbrodni, i za to prostego człowieka wsadzają do więzienia, żeby on sobie czekał na proces. I dalej, są tam ludzie współodpowiedzialni za utrudnianie śledztwa. To jest przecież jasne jak słońce, że cała ta operacja propagandowa, to jest utrudnianie śledztwa.
A zatem, to są ludzie, którzy – gdyby było normalne państwo polskie, prawdziwe – siedzieliby po więzieniach, a gdyby było naprawdę prawdziwe państwo polskie, to część z nich stanęłaby przed plutonem egzekucyjnym, dlatego że nie może być prawdziwego państwa, jeśli zbrodnia zdrady stanu nie jest zagrożona najwyższym wymiarem kary. Jeśli nie jest zagrożona karą zdrada stanu, to hulaj dusza, piekła nie ma i w związku z tym każdy kto żyw się przewerbowuje, jeden na Moskali, drugi na Prusaków, trzeci na konto tych, których wymienialiśmy.
Taka jest sytuacja, że temu rządowi telewizyjnemu bardzo potrzebny jest ten stan wyjątkowy, ale żeby go wprowadzić, trzeba przeprowadzić spektakl, który to zalegitymizuje. Jeden Lech Wałęsa nie wystarczy. Trzeba zalegitymizować ten stan wyjątkowy. W ostatnich latach i miesiącach były ćwiczone różne scenariusze. Scenariusz np. niedobrzy kibole, groźni bandyci.
To jest za mało jak na prawdziwy, duży stan wyjątkowy, ale to się przyda.
Były "manewry 11 listopada" ubiegłego roku. Manewry, z jednej strony uliczne, sprawdzanie, jak tutaj taką prowokację urządzić, a z drugiej strony, to były manewry medialne; próba, czy da się przedstawić wielką manifestację dziesiątków tysięcy polskich patriotów jako nieznaczące zamieszki wzniecone przez grupę chuliganów, czy można tak odwrócić kota ogonem.
I okazuje się, że świetnie można, doskonale!
Ale jest jeden problem, jest luka w systemie. Jest dziura, przez którą uchodzi powietrze z balona propagandowego nadmuchiwanego w III RP bardzo pracowicie, i ta dziura jest w Toruniu.
Dlatego nie ma to tamto, trzeba nękaniem jeśli nie zamknąć tę rozgłośnię radiową i telewizyjną, no to w każdym razie nękaniem trzeba przemówić do rozsądku ojcom redaktorom z Torunia, trzeba machać to kijem, to marchewką, ale to nękanie ma też wpłynąć na obraz tej telewizji w opinii publicznej.
Uniemożliwienie tej telewizji przejścia na wyższy poziom technologiczny ma skutecznie ją dalej marginalizować, po to żeby to była jakaś tam moherowa, z kruchty telewizja, nienowoczesna. Inni tam hulają gdzieś, satelity, multipleksy, cyfra, a ci to jest taka z łyka wyplatana, z włóczki dziergana jakaś telewizja. I niech ona tam sobie wtedy nawet będzie.
Nie wiem, jak się to rozstrzygnie ostatecznie, bo być może jednak tych ponad 2 mln podpisów zebranych, także – jak słyszę – przez państwa zbieranych podpisów utrudnia skutecznie takie łatwe zamknięcie tematu, ale wobec tego, być może, jeśli ma być przyznane to miejsce na multipleksie, to będzie ten miły akt którego dokona następny premier. Może na przykład następny premier będzie tym dobrym policjantem, po to żebyśmy się na niego łatwiej nabrali.
To też może tak być rozegrane. Może kryzys budowany na sprawie Telewizji "Trwam" i koncesji dla niej może być, z jednej strony, dalej używany do tego, żeby zaostrzać sytuację, po to żeby być może nawet doprowadzić do jakiegoś kryterium ulicznego, co może byłoby dobrym preludium do brania za twarz, właśnie wprowadzania takich ustaw, a z drugiej strony, to może być dobre przygotowanie takiego wejścia z dużą marchewką, że pojedzie pan Tusk i jego tam ministrowie Arabscy i inni na ambasady jakieś, do Strasburga, do Brukseli, do banku w Londynie wróci pan Bielecki, a tu zostanie, jak mówi pan Stanisław Michalkiewicz, wystrugana z banana następna ekipa, i oni będą mieli takie fajne wejście, że oni tacy są dobrzy. Nie wiem, co będzie, wiem tylko, że państwo musicie zachować krytycyzm i musicie się państwo starać nie dać nabrać na to. Na co nie dać się nabrać?
Ciąg dalszy nastąpi