Takie sobie reminiscencje
Weźmy na małą chwilę – jaką zajmuje czytanie tego ciekawego tekstu – rozbrat z polityką przez duże P. Jest jej bowiem wystarczająco enough w reszcie gońcowych publikacji. Taka jego uroda.
A ja chciałbym najpierw nawiązać do eskapady Pana Redaktora do Kraju. Znowu jak poprzednio chwali ww. Lufthansę kosztem naszych dreamlinerów (linii marzeń?). A przecież zdarza się, że i one czasem dolatują do celu, chociaż przyznać trzeba, że mniej wygodne od germańskich latających maszyn i pozbawione uśmiechów stewardes – sławią, jakkolwiek by było pod znakiem żurawia naszą Polskę w licznych airportach świata. Złośliwi jednak, a gdzie ich nie ma, ukuli slogan: "Chcesz być potem – lataj LOT-em". Rzeczywiście naszym liniom marzeń zbyt często zdarzają się przypadki określane trafnie – jak nie urok to sr...ka! A to coś się przegrzewa, a to czujniki alarmują o pożarze, którego nie ma, a to (i to smutne) któryś z pasażerów umiera na pokładzie. No cóż, dusza opuściła ciało, kiedy była najbliżej nieba. Jest czarny żart angielski mówiący, że kiedy czujesz, że umierasz w windzie – to koniecznie przyciśnij guzik "up".
Miało być tak dobrze...
Sytuacja na rynku pracy w krajach Unii, gdzie wyemigrowało 3 mln rodaków, znacznie się pogorszyła. To spowodowało, że zaczęto się rozglądać za możliwością zatrudnienia w USA lub w Kanadzie. Na kanadyjskim rynku pracy jest zapotrzebowanie na pracowników, ale w określonych zawodach.
Gdyby rzeczywiście Kanada cierpiała na niedobór pracowników, mogłaby rekrutację przeprowadzić sprawnie, szybko, bez narażania przybyszów na wielkie koszty. Wystarczyło wysłać przedstawicieli firm, którzy zawarliby umowy o pracę na minimum trzy lata w zamian za refundację kosztów przelotu, jednocześnie wpłacając zaliczki na wynajęcie mieszkań w pobliżu miejsca pracy, a nawet udzielając pomocy w znalezieniu mieszkania.
Wykształcenie odruchu zabijania
Wiele światłych umysłów zżymało się, jak to możliwe, że najbardziej wykształcone i "cywilizowane" społeczeństwo świata – Niemcy – z uśmiechem zadowolenia na twarzy patrzyło w drugą stronę, gdy tuż pod bokiem mordowano miliony ludzi, gdy w majestacie prawa zgładzano ludzi niepełnosprawnych i chorych psychicznie.
Jak to było możliwe, że wykształcony Niemiec jadł śniadanie, wsiadał w samochód i jechał do pracy na uniwersytecie, odsuwając od siebie jakiekolwiek myśli o tym, co w jego własnym kraju wyprawia się z ludźmi niepożądanymi. Jak łatwo można nauczyć się żyć, otorbiając w głowie niewygodne informacje o otaczającym świecie, informacje, które normalnie wymagałyby zdecydowanej reakcji.
Będę popierał polskie biznesy. Z kandydatem na radnego w okręgu 4 w Mississaudze rozmawia Andrzej Kumor
– Kim jest Antoni Kantor, co Pan robi i skąd pomysł, żeby kandydować na radnego?
– Przyjechałem do Kanady 28 lat temu, właśnie do Mississaugi. Potem przeprowadziliśmy się do Toronto, mieszkałem tam dziesięć lat, potem znów wprowadziłem się do Mississaugi, gdzie mieszkam od piętnastu. Kupiłem tutaj dom, tutaj dorastały moje dzieci, tutaj rozwijałem swój biznes. Uważam, że Mississauga to piękne, wspaniałe miasto.
Natomiast jako inżynier – bo to jest mój wyuczony zawód – nie zgadzam się z wieloma rzeczami, nie podoba mi się kierunek, w jakim to miasto idzie, i dlatego chcę wykorzystać swoją wiedzę i swoje doświadczenie inżyniera, właściciela firmy budowlanej, działacza różnych organizacji polonijnych i nie tylko, a także żeglarza, komandora klubu żeglarskiego i wicekomandora Polish Yacht Association, które skupia wszystkie kluby w całej Ameryce.
Chcę moimi umiejętnościami pomóc miastu i służyć ludziom, jak to czyniłem całe moje życie.
Reprezentuję przyszłość - Z kandydatką na burmistrza Mississaugi Bonnie Crombie rozmawia Andrzej Kumor
– Mamy wybory, nowe otwarcie, dotychczasowa burmistrz Hazel McCallion nie ubiega się już o stanowisko i odchodzi na emeryturę…
– Wiele osób jeszcze sobie z tego nie zdaje sprawy, jestem przekonana, że frekwencja wyborcza w Mississaudze jest niska, ponieważ ludzie sądzą, że Hazel zawsze była i będzie, "na zawsze".
– Sądzi Pani, że nadszedł czas na nowy kierunek polityki miasta?
– Absolutnie tak.
– Wiemy, że Hazel McCallion wykonała w Mississaudze olbrzymią pracę, ale ja chciałbym zapytać o to, jakie w Pani opinii były jej błędy? Co Pani zrobiłaby inaczej?
– Nie chciałabym osądzać decyzji, które były kiedyś podejmowane w uwarunkowaniach, jakie wówczas istniały; mieliśmy dużo niezabudowanych terenów, tanią benzynę; budowaliśmy wzdłuż i wszerz, dzisiaj przyszedł czas, kiedy budujemy wzwyż. Były to też czasy, kiedy odstawiliśmy komunikację miejską na boczny tor, nie tylko w Mississaudze, ale także w Toronto. Bo były inne priorytety; dzisiaj musimy wrócić do tego tematu i zbudować system komunikacji miejskiej zdolny rozładować zatłoczenie i korki.
Gdybyśmy przez minione 25 lat rozbudowywali system komunikacji publicznej w GTA, dzisiaj sytuacja byłaby inna, ale były wtedy inne priorytety... Jedno jest pewne, Hazel McCallion walczyła, abyśmy uzyskali odpowiednie dofinansowanie LRT, ja chciałabym właśnie od budowy LRT zacząć, a następnie dążyć do zintegrowanego systemu komunikacji w Mississaudze, który bezproblemowo łączyłby się z całym GTA. To jest obecnie rzecz pierwszoplanowa.
Mędrzec z Mecosty. Kanon myślicieli XX wieku
Po II wojnie światowej amerykańska myśl konserwatywna przeżyła prawdziwe odrodzenie, na którym odcisnęli swoje piętno tacy luminarze myśli, jak William F. Buckley, Leo Brent Bozell, Richard Weaver, Mel Bradford, Willmoore Kendall i wielu innych.
Swojego prekursora ów renesans ma jednak właśnie w Kirku. Warto przypomnieć postać i zasadnicze cechy myśli "Mędrca z Mecosty", którego autorytet rozciągał się od łamów konserwatywnych periodyków aż po Biuro Owalne w Białym Domu. Konserwatysty par excellence, dla którego samochód był "mechanicznym jakobinem", libertarianie "ćwierkającymi sekciarzami", św. Augustyn duchowym ojcem, a polityka "sztuką tego, co możliwe, a nie doskonałości".
Trzeba walczyć z wiatrakami
Często, kiedy rozmawiamy o polityce, jest to polityka "wielka", ot, jakieś "Chińczyki" co "to trzymają się mocno"; ot, jakieś próbki odpowiedzi na pytania o wojnę światową; dywagujemy więc o problemach, o których mamy mętne pojęcie, gubimy się myślą po szerokich horyzontach.
Tymczasem pod nosem dzieje się polityka mała, konkretna, lokalna i o zgrozo bardzo ważna, bo na co dzień wpływająca na nasze całkiem przyziemne sprawy – podatki, wygląd miasta, dziwaczne programy socjalne… To tutaj, od tej polityki, zależy, jak żyjemy i czy jest nam mniej więcej dobrze.
Jeśli odpuszczamy tę politykę, znaczy to po prostu, że jesteśmy głupi i nie dbamy o rodzinę i dzieci.
Spotkanie z dowódcą armii kanadyjskiej gen. Lawsonem
8 września wybrani dziennikarze z National Ethnic Press and Media Council of Canada spotkali się w budynku Canadian Forces College z dowódcą armii kanadyjskiej, generałem Thomasem Lawsonem (CFC). Spotkanie zorganizował prezes stowarzyszenia dziennikarzy etnicznych, pan Thomas Saras.
Generałowi Thomasowi Lawsonowi w spotkaniu towarzyszyła pani major Lena Angell z wydziału kontaktów z mediami. I tu od razu miła niespodzianka. Przychodzę podpisać listę obecności, a tu mówią do mnie po polsku. Okazuje się, że pani Lena Angell jest tu, w Kanadzie, urodzona z matki i ojca Polaków. Nieźle mówi po polsku.
Wojna jest nieunikniona - zapis rozmowy z Tomaszem Sakiewiczem, redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej"
Przedstawiamy Państwu zapis rozmowy z Tomaszem Sakiewiczem, redaktorem naczelnym "Gazety Polskiej", jednym z animatorów środowiska związanego z największą polską partią opozycyjną, Prawem i Sprawiedliwością.
– Kim się Pan bardziej czuje, dziennikarzem, wydawcą, czy politykiem? Pana nazwisko jest często kojarzone z działalnością polityczną, wiele rzeczy Pan organizował.
– Działalnością, to może bardziej społeczną. Trzeba to rozróżnić. W Polsce nazywa się polityką wszystko, co dzieje się w sferze publicznej. W tym sensie Jurek Owsiak też jest politykiem, bo robi mnóstwo imprez – powiedziałbym podobnych, chociaż o przeciwstawnym znaku moralno-emocjonalnym. Natomiast jest to stricte działalność społeczna, która służy też – oczywiście – sferze politycznej. Służy w ten sposób, że wymagamy czegoś od tej sfery, tworzymy pewną atmosferę, żeby zmiany polityczne zachodziły w kierunku korzystnym dla tego, w co wierzymy.
Równia pochyła
Z kimkolwiek bym prywatnie rozmawiał – wszyscy są rozczarowani; mają uczucie pogarszania się, równi pochyłej.
– Proszę pana, ci politycy wszystkich mają w d... – zapewnia sędziwy pan z Malty, który wiezie mnie z lotniska. - Pan patrzy, co się dzieje. Produkcja leży, dobrze płatne miejsca pracy dostały w tym kraju nóg i wyemigrowały. No może jak pan jesteś kawaler i pojedziesz na mróz do Alberty kopać naftę czy co tam mają, to jakoś będzie i pan zarobisz, ale tu, w Ontario… Wszystko przenosi się do Azji, a ci z Ottawy jeszcze mówią, że podpiszą układ wolnocłowy z Indiami i Chinami. No pewnie! Super! Tylko jak my mamy z Azją konkurować?! Chyba tylko tak, że będziemy tu tyrać za miskę ryżu, za te same pieniądze co oni i w tych samych warunkach. Mówili nam, żeby się nie denerwować, jak nam zabierają miejsca pracy w fabrykach, bo tutaj będzie wysoko wykwalifikowana value added economy. Panie, to jest bzdura, oni tam mają, w tych Chinach, o wiele lepsze value added i nie potrzebują naszej. A jak nie mają, to sobie tu ukradną i skopiują.