Zbliżają się Walentynki i kiedy myślę o tym dniu przypominają mi się zakochania, zauroczenia, z przed wypadku, a nawet i podstawówki. Był taki czas, kiedy to patrzyłem, na jedną z Nauczycielek z zachwytem… Podobało mi się też wiele dziewczyn z klasy i całej szkoły, to były takie inne i wspaniałe czasy.
W wakacje przyjeżdżała z Kozienic Karina, szalałem za nią, pisaliśmy listy, dla niej też napisałem swój pierwszy miłosny wiersz. Ale to nie ona skradła moje serce na zawsze, bo choć miałem wiele dziewczyn, to serca nie dało się oszukać, wciąż miałem tylko jedną przed oczami. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżała na wieś była piękniejsza. Kiedy zobaczyłem ją niemal rok przed wypadkiem, swym widokiem i cudnym spojrzeniem wprawiła mnie w osłupienie. Byłem tak zachwycony, że z tego wszystkiego pomyliłem jej imię. Moje serce bije nawet teraz niemal tak jak wtedy, gdy o tym piszę.
Wiecie, co w tym wszystkim było najgorsze? To, że mając prawie 20 lat nigdy nie wyznałem jej tego, co czuję od dzieciństwa. Napisałem, że to było najgorsze, ale to, co zobaczyłem na jej palcu było o wiele gorsze i bolało strasznie, tyle, że sam sobie byłem winny. Była zaręczona, bo myślała, że jest dla mnie obojętna, miała dość czekania. Tyle, że ja sam wtedy nie wiedziałem, że jestem facetem jej życia.
Na widok pierścionka grunt osunął mi się spod stóp. W sercu wrzeszczałem, byłem jak rozbite szkło, w kawałkach. Chciałem jej zdjąć z palca to, co sprawiało mi taki ból, nawet miałem plan, aby zaprosić ją wieczorem na spacer i zrobić to wyznając przy tym, co czuję, że bardzo ją kocham od zawsze.
Mieliśmy dla siebie dwa wieczory. Przyszedłem po nią do domu cioci, gdzie była wraz z rodziną i z drżeniem serca zapytałem czy wyjdzie ze mną na spacer. Zgodziła się, wyglądała pięknie, jej twarz tak radosna i ten uśmiech…
Noc była idealna, czyste i gwieździste niebo, a księżyc jakby nie mógł oderwać od nas swojego spojrzenia. Miałem wrażenie, że ta noc zadbała o każdy szczegół, że czeka na nasz dotyk, słowo…, na happy end. Zaplanowałem wszystko, ale kiedy była przy mnie czułem paraliż w całym ciele i chociaż słowa wręcz krzyczały w moim sercu, to wydawało mi się, że to miejsce nie jest godne tego, aby mogło być świadkiem wyznania miłości. Mimo idealnej kreacji gwiazd, uznałem, że porwę ją nazajutrz do magicznego miejsca w lesie, tam, na wrzosowiska…
Gdyby wtedy na miejscu tej jedynej była inna, to nie miałbym kłopotu, aby zaszaleć i spędzić słodką noc. Przy niej jednak mój żołądek był zaciśnięty i co w moim przypadku było niepojęte to, to, że brakowało mi słów. Nie mogłem sobie z tym wszystkim poradzić, co się ze mną dzieje? Pytałem w myślach. Nogi z waty i kompletny chaos, pewny byłem tylko jednego, że kocham ją do szaleństwa, ale czy ona czuje to samo? Jest zaręczona, czemu więc wychodziła ze mną na spacery do późnej nocy? Biłem się z myślami, co robić? Byłem pewny, że zostanie na wsi przez kilka kolejnych dni, dlatego też pomyślałem, że zabiorę ją do tej magicznej leśnej krainy, gdzie zawsze gra muzyka, zaproszę do tańca, po czym wyznam, co czuje. Ten piękny sen trwał tylko do rana, w świetle dnia znikła magia, ucichła muzyka, a ukochana wraz z rodziną odjechałaby zbudzić się w objęciach innego.
Wielki ból przeszył moje serce, ze spuszczoną głową poszedłem do moich roślinek kwitnącej papryki, by wykrzyczeć się i wypłakać. To był mój pierwszy raz, kiedy płakałem, z powodu tak wielkiej miłości. Przez długi czas chodziłem jak „struty”, bez celu, a żeby wrócić do normalności wmówiłem sobie, że mnie nie kochała, tak było łatwiej. Nigdy wcześniej nie poznałem dziewczyny, przy, której nie byłbym w stanie panować nad tym, co działo się w sercu. Marzyłem, aby nasze usta skosztowały siebie, aby nasze dłonie, ciała połączyły się w jedno. Nie byle gdzie i byle, jak, bo była dla mnie jak bezcenny klejnot. Wystarczał mi jej głos, uśmiech, spojrzenie, pragnąłem chronić jej niewinność, delikatność, po prostu nie chciałem, aby świat w żaden sposób jej nie „skaleczył”. Wiedziałem, że to dziewczyna, z, którą chcę być, na dobre i złe, że to z nią zbuduję dom…
Niestety los bywa okrutny, straciłem ją. W każdej innej dziewczynie szukałem jakiegoś podobieństwa do niej. Czy to w gestach, czy spojrzeniu, w czymkolwiek, byle miała choćby cząstkę tamtej dziewczyny. To nie było w porządku wiem, ale to serce rządziło…
W przeddzień walentynek chciałbym, aby każdy, kto czuje w sercu, że to, ta miłość życia walczył o nią do końca. Nigdy się nie poddawajcie, by po latach nie zadręczały Was pytania, czy tamta jedyna sprawiłaby, że byłbym w pełni szczęśliwy. Prawdziwa miłość to nie kruche przywiązanie, a pewność, stabilność i to, że tęsknisz za ukochaną z taką samą siłą dziś jak i dwadzieścia…, trzydzieści lat później.
Mariusz Rokicki
Czytelnicy „Gońca”
Zapewne wielu z Was czytało zamieszczoną w „Gońcu” książkę autorstwa Mariusza Rokickiego pt. „Życie po skoku”. Po tym feralnym skoku do wody Mariusz do końca życia będzie już przykuty do łóżka. Jednym nierozważnym skokiem przekreślił całą swoją przyszłość. Jakby tego jeszcze było mało, cały czas ma problemy ze zdrowiem, infekcje itp.
Są jednak wspaniali ludzie, którzy nie przywrócą mu tego, co utracił, ale wspomagając go finansowo, pomagają w zapewnieniu godziwej egzystencji. Mariusz opłaca swój pobyt w domu opieki prawie całą swoją skromną rentą. Aktualnie musi brać leki, które nie są refundowane przez NFZ. Stąd apel i prośba o wsparcie go choć symbolicznym dolarem na konto Credit Union.
Konto fundacji charytatywnej Kongresu Polonii Kanadyjskiej # 24583 w kanadyjskiej Credit Union na hasło „Pomoc dla Mariusza”.
Katastrofalny stan polskiej armii
Napisane przez Jacek Hoga, prezes Fundacji Ad ArmaProbierzem tego, czy mamy zdolność do samodzielnego decydowania o zdolności bojowej armii polskiej są systemy przeciwlotnicze i system przeciwpancerna.
Planów modernizacji systemów przeciwlotniczych było wiele przez ostatnie 20 lat, żaden jeszcze nie wszedł w życie, to teoretycznie Patrioty niedługo będą faktem, natomiast jeszcze nie są i tutaj mała dygresja, która może być dla państwa istotna, otóż, od dłuższego czasu zaliczkuje się zakupy nowego sprzętu wojskowego w Polsce.
Co to znaczy? To znaczy że płacimy zanim otrzymamy towar.
Jaka była intencja, która stała za tą decyzją? Otóż, była ona dosyć prosta, chodziło o to żeby polskie państwowe zakłady produkujące broń nie musiały brać kredytów. W ten sposób obniżano koszty finansowe rozkręcenia produkcji; koszt jednostkowy sprzętu jest tańszy dzięki temu państwo polskie ma sprzęt z polskich fabryk, który jest troszeczkę tańszy.
Ten system zaliczkowania obowiązuje obecnie również w sytuacji, kiedy kupujemy sprzęt, produkowany, albo modernizowany za granicą! Tu analogia historyczna; w 39. roku zapłaciliśmy za samoloty brytyjskie, w 39. roku zapłaciliśmy za czołgi francuskie, natomiast one nigdy się nie pojawiły i nie zdążyły na kampanią Polską.
Aktualnie zaliczkowany sprzęt a nie otrzymany, który już się spóźnia z terminami wejścia do służby w wojsku polskim to ta kwota przekracza te miliardy złotych, które są przeznaczone na modernizację wojska polskiego w ciągu roku; 100% budżetu rocznego przeznaczonego na modernizację wojska polskiego już jest wydatkowanych, a tego sprzętu żołnierz polski jeszcze nie otrzymał! (sic!)
Broń przeciwpancerna. Dlaczego to jest ważne? Dlatego, że okazało się, iż czołgi i w ogóle pojazdy mechaniczne pozostają głównym środkiem walki pomimo wątpliwości ekspertów sprzed 10 - 15 lat, którzy głosili zmierzch broni pancernej.
W dużym uproszczeniu, skrótowym, jak się patrzy na broń przeciwpancerną i czołgi. Najprostszy sposób to jest sprowadzenie odporności pancerza czołgu do liczby milimetrów stali jednorodnej. Oczywiście, teraz czołgi już nie mają takich pancerzy, ale to upraszcza analitykom spojrzenie na to, co, jaką ma możliwość.
Otóż, większość pocisków przeciwpancernych w wojsku polskim ma zdolność przebicia pancerza około 300 mm. Tymczasem zliczeniowa odporność pancerza zmodernizowanych czołgów rosyjskich - nie mówię tutaj o tych najnowszych - to jest około 900 mm. Oznacza to w praktyce, że możemy umówić się na potyczkę, w której oni będą stać, a my będziemy strzelalać i jak skończy się nam amunicja to oni strzelą raz...
Jeżeli spojrzymy na broń przeciwpancerną ostatniej szansy piechoty czyli w naszym przypadku RPG 7, głowice pocisków, których używamy do tej broni po pierwsze nie są produkowane w Polsce, a po drugie mają zdolność przebicia pancerza około 300 mm, natomiast „powstańcy, buntownicy, terroryści”, jak chcemy ich nazywać, na Bliskim Wschodzie od wielu lat używają do tej samej broni głowic, które mają zdolność przebicia pancerza około 550 mm i kosztują około 50 dol. za sztukę.
To pokazuje że problem z modernizacją techniczną wojska polskiego, nie leży przede wszystkim w pieniądzach; lecz problem z modernizacją techniczną wojska polskiego leży w paraliżu decyzyjnym rządu polskiego, nie tylko aktualnego, ale wszystkich od połowy lat dziewięćdziesiątych.
Jeżeli mamy jakąś potrzebę, w tym przypadku potrzebę obronności kraju, to żeby rozsądnie ją rozważyć powinniśmy wiedzieć, ile potrzebujemy i dopiero wtedy rozważać, co kupimy, jak wyszkolimy żołnierzy, jak ich rozstawimy... Skąd mamy wiedzieć ile, jaka ilość, jest wystarczająca dla państwa polskiego?
W uproszczeniu możemy spojrzeć na traktaty rozbrojeniowe podpisany przez rząd Rzeczpospolitej Polskiej w latach 90. XX wieku, zgodnie z którymi zgodziliśmy się na pewne limity ilości sprzętu, których nie przekroczymy.
I tak wymóg CFE dla czołgów, limit maksymalny dla Polski to jest 1730 czołgów - w roku 2004, to jest taki rok, kiedy weszliśmy do Unii, mieliśmy 1005 czołgów, obecnie mamy niecałe 700 sztuk czołgów.
I teraz, jak spojrzymy na te czołgi, które ma wojsko polskie, to mamy albo konstrukcje z końca lat siedemdziesiątych, w żaden sposób nie zmodernizowane, albo PT 91 który jest zmodernizowanym T-72 i to jest początek lat 90., albo Leopard 2A4, 2A5 to jest przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, które miały być zmodernizowane do poziomu PL1. Trzy czołgi pojawiły się w Polsce na badania, natomiast pierwsza kompania tych czołgów miała pojawić się w wojsku polskim w październiku czy listopadzie 2017 r. i to jest piękny przykład opóźnień spowodowanych „obiektywnymi czynnikami”.
W tym samym czasie, kiedy my mamy czołgi produkowane w latach osiemdziesiątych, ewentualnie na poczatku lat 70. i nie modernizowane nadal mimo obietnic, inny sojusznik Stanów Zjednoczonych, w innym rejonie świata - Maroko - dostał w ramach tego że są sojusznikiem Ameryki 200 czołgów Abrams całkowicie zmodernizowanych na koszt USA.
My w tym czasie nie otrzymaliśmy nic za darmo i płacimy jak za zboże za Patrioty... Mam nadzieję, że je kiedyś zobaczymy. To pokazuje status państwa polskiego, które przecież z perspektywy amerykańskiej jest w ważniejszym miejscu geopolitycznie niż Maroko; to, jak się traktuje nas i jak traktują Marokańczyków, którzy - jak powiedziałem - nie zapłacili za tę modernizację i dostali te czołgi doprowadzone do stanu dobrej używalności.
My będziemy mieli czołgi Leopard zmodernizowane czyli 2pl i one z kolei po tej modernizacji, jakże potrzebnej, oczywiście, nadal będą czołgami trzydziestoletnimi, tylko zmodernizowanymi. Proszę sobie spojrzeć na to z perspektywy własnej lodówki albo samochodu, taki trzydziestoletni, ale „naprawdę dobrze zmodernizowany”. Koszt szacunkowy modernizacji jednego trzydziestoletniego czołgu to jest około 80% kosztu całkowicie nowego czołgu. Czyli zamiast 100 czołgów zmodernizowanych mogliśmy kupić ponad 80 całkowicie nowych. Tego oczywiście nie zrobiono. Ponadto w tej modernizacji nie ma nadal rzeczy kluczowych czołgu; oczywiście czołg ma mieć pancerz, łączność, systemy detekcji nieprzyjaciela, ale musi mieć też kluczową rzecz, która sprawi, że przeciwnik przestaje strzelać, czyli pocisk który znokautuje przeciwnika. Tych pocisków nadal nie zamówiono; nadal nie ma żadnych realnych czas, żeby w ciągu najbliższych 3 - 4 lat było to cokolwiek, co może zagrozić czołgom rosyjskim z przodu. I tutaj mówię o czołgach rosyjskich zmodernizowanych a nie najnowszych czołgach T 14, o których Amerykanie mówią, że chcieliby mieć taki za 10 lat, natomiast w Polsce wszyscy się śmieją, że to jest z tektury i nie będzie działać.
A ponieważ z wykształcenia jestem historykiem wojskowym to mogę państwu powiedzieć że w periodykach specjalistycznych z lat trzydziestych w Polsce śmiano się że te wszystkie 1000 czołgów radzieckich są z tektury i to w ogóle nie jest problem dla naszych brygad kawalerii, bo to manewr kawaleryjski będzie lepszy. Niemcy sprawdzili naszą tezę 2 lata później i okazało się, że niestety czołgi radzieckie były o dziwo o generację lepsze niż ówczesne czołgi niemieckie, nie tylko polskie.
Bojowe wozy piechoty i transportery opancerzone kołowe, czyli bojowy wóz piechoty na kołach jakim jest de facto rosomak - 1200 BWP jest w gorszym stanie nie tylko technicznym ale bojowym niż w momencie produkcji i projektowania. Projekt to jest początek lat siedemdziesiątych. Gdzie jest problem? Otóż, każdy z tych BWP miał rakietę, przeciwpancerny pocisk kierowany, czyli każdy mógł zniszczyć czołg nieprzyjaciela, obecnie tych rakiet nie ma z tej prostej przyczyny że są tak stare iż są niebezpieczne dla użytkownika. A w to miejsce nie wprowadzono nic nowego. Jeśli spojrzymy na ten sam sprzęt używany przez bojowników różnych organizacji bliskowschodnich to oni go modernizują, żeby trochę bardziej nadawał się do współczesnego pola walki.
Rosomaki to są rzeczywiście bardzo dobre pojazdy tylko tak, jak mówiłem nie jest to system całościowy, brakuje pojazdów specjalistycznych. Część rosomaków miała mieć przeciwpancerne pociski kierowane, aby umożliwić rosomakom niszczenie pojazdów nieprzyjaciela. Od kilkunastu lat są różne analizy, projekty, jak to ma wyglądać, na dzień dzisiejszy nie ma nawet konkretnego momentu zaplanowanego kiedy się pojawią rosomak, które będą się nadawały do podjęcia walki z nieprzyjacielem.
Spójrzmy na obronę terytorialną. Można powiedzieć że to jest ten konik dobrej zmiany i tutaj zdolności są najszybciej modernizowane otóż kompania piechoty lekkiej bo to właściwie jest obrona terytorialna zgodnie ze standardami NATO, powinna mieć 9 zestawów przeciwpancernych, tymczasem zgodnie z planowaną strukturą obrony terytorialnej polskiej na jedną kompanię będzie przypadać ¼ takiego systemu. Amerykanie 9 sztuk, a u nas co czwarta kompania będzie miała taki zestaw.
Proszę sobie wyobrazić, jeżeli przełożymy to na większą skalę; w brygadzie miałyby być trzy i taka brygada będzie na terenie województwa, na przykład, kujawsko-pomorskiego, w którym ja mieszkam, Tam są ośrodki miejskie, Bydgoszcz i Toruń i mamy trzy zestawy przeciwpancerne, którymi możemy obdzielić województwo, żeby jakoś zatrzymać nieprzyjaciela. Dla każdego rozsądnego człowieka jest to po prostu niemożliwe.
Artyleria lufowa i rakietowa, Mieliśmy ponad 1000 w momencie wejścia do Unii, tej chwili mamy 800, zgodziliśmy się na to że będziemy mieli nie więcej niż 1600.
Śmigłowce bojowe z bronią przeciwpancerną; mieliśmy 43, możemy mieć 1306. Mamy zero z tej prostej przyczyny, że śmigłowce cały czas latają, natomiast broni przeciwpancernej, której mają używać skończyły się resursy, czyli po prostu pociski zestarzały się tak, że nie nadają się do użycia bojowego.
Samoloty. Samolotów kupiliśmy czterdzieścikilka, a możemy mieć 460. Jeżeli dodamy samoloty Mig 29 i F 16 to mamy 79. Do tego samoloty szturmowe Su 22 - 16. Amerykanie mówią o tych samolotach z taką nostalgię że to jest ślepo-bokser ponieważ to są samoloty bez systemów celowniczych, bez radarów, więc jedyne, co mogą robić to dosyć szybko latać i zrzucać bomby, jak Niemcy ze sztukasów podczas II wojny światowej, swobodnie spadające.
Co ciekawe bardzo ważny w używaniu sprzętu wojskowego jest oczywiście łańcuch logistyczny, dzięki któremu możemy naprawiać sprzęt podczas wojny.
Polskie leopardy są objęte łańcuchem logistycznym... Bundeswehry. Proszę zrozumieć, co mówię, nasze leopardy są wpięte w łańcuch logistyczny Bundeswehry. Co to znaczy? To znaczy, że w czasie wojny Niemcy decydują o tym czy przyślą nam części zamienne.
Samoloty F-16 są wpięte w system logistyczny w Stanach Zjednoczonych, w związku z czym, żebyśmy mogli dostać do nich części zamienne muszę się na to zgodzić Amerykanie.
Przeciwpancerne pociski kierowane te nowoczesne, które mamy, są produkcji izraelskiej. W Polsce jest montownia, w związku z czym żeby uzyskać nowe pociski będziemy musieli mieć na to zgodę Izraela. Jak pokazał rok 2018. Może ona być nadzwyczaj kosztowna.
Jeżeli spojrzymy jeszcze na samoloty F-16 to oprócz tego, że są wpięte w system logistyczny USA, to najprawdopodobniej jest w nich taki „złoty guzik”, to znaczy tam są programy informatyczne bardzo długie i nie mamy dostępu do kodów źródłowych. Jak pokazuje doświadczenie tureckie, Turcy przez wiele lat próbowali uzyskać te kody źródłowe, ale ich nie dostali. Próbowali ten kod odtworzyć przez inżynierię wsteczną; w trakcie tego kilku inżynierów tureckich miało nagłe zejścia, nie tylko z powodu zawału, lecz też z powodu wybuchu samochodu. Po około 10 latach Turcy ogłosili, że uzyskali zdolność do operowania kodem źródłowym F-16 i modyfikowania go samodzielnie. Wtedy Amerykanie ogłosili, dobrze, to przekażemy wam ten kod...
My nawet nie poprosiliśmy o kody źródłowe, a co to może w praktyce oznaczać i dlatego dlaczego to było tak kluczowe dla Turcji? Otóż, to może oznaczać, że pilot naciśnie przysłowiowy spust celując, na przykład w samolot izraelski - mówię tu z perspektywy tureckiej - a może się okazać, że dla jego systemu to będzie cel zakazany.
Tego rodzaju możliwość istnieje, nie jest pewna, ale istnieje w samolotach F-16. Również wierni sojusznicy NATO, partnerzy amerykańscy, tacy jak Norwegowie, skarżą się, że najnowszy samolot, F-35 w czasie rzeczywistym wysyła dane do Stanów Zjednoczonych, czyli norweski samolot leci podczas ćwiczeń wojskowych w Norwegii i w czasie rzeczywistym uchodzą z niego dane które są pozyskiwane przez Stany Zjednoczone. Piloci F-16 nadal są szkoleni za oceanem. Co to oznacza dla perspektywy samodzielności, myślę że nie muszę mówić,
Kolejna rzecz, rozpoznanie. Nie mamy własnego satelity; jesteśmy całkowicie zależni od naszego aktualnego sojusznika. Nie jest dużym problemem finansowym stworzenie rozpoznania satelitarnego; z tego, co wiem, ostatnio nawet Białoruś uzyskała takie zdolności, a my ich nadal nie mamy.
Marynarka wojenna - tu jest chyba sytuacja symboliczna, o której wszyscy państwo wiedzą. Możemy być dumni, że mamy jeden z najstarszych na świecie okrętów podwodnych, które jeszcze pływają, zanurzają się i wynurzają się. Wiele terminów, kiedy miały pojawić się nowe okręty podwodne dla marynarki wojennej wojska polskiego minęły i nic się w tej kwestii nie stało. Korweta Gawron jest sama w sobie mistrzowskim sposobem wydawania pieniędzy. Jak pamiętam, za czasów rządów PO, minister obrony narodowej ogłosił, że ten okręt będzie budowany „bezkosztowo”. Nie wiem jak państwo sobie wyobrażają tego typu rzeczy. Tutaj zbyt dużo się nie zmieniło z perspektywy „dobrej zmiany”.
Jest jedna jednostka marynarki wojennej bardzo nowoczesna i mówię to bez żadnej złośliwości, chodzi o dywizjon rakietowy, który ma bardzo dobre zdolności, zasięg 200 km, może być używany również przeciwko celom naziemnym. Wojska lądowe nie mają żadnych systemów które mogłyby się równać z tym system marynarki wojennej, z tym że ten system bojowy jest na jelczach, nie pływa tylko jeździ po brzegu, ale z perspektywy Bałtyku myślę że to jest w sumie wystarczające. Dobrze by było jakby wojska lądowe również coś takiego miały.
Wojska zmechanizowane to jest trzon wojsk lądowych wojska polskiego i tutaj, jak już mówiłem, bardzo dużym problemem są zdolności przeciwpancerne, bardzo dużym problemem jest wiek sprzętu bojowego i bardzo dużym problemem, o którym się w ogóle publicznie nie mówi, a dobrze by było gdyby to się w końcu przebiło do świadomości publicznej, jest to, że tam potrzeba rekruta, to znaczy trzeba ludzi, którzy to wypełnią.
W Polsce wielu ludzi się śmieje z tego że mamy tak dużo oficerów a tak mało szeregowych. Wynika to z tego, że cała struktura wojska jest zbudowana wokół pomysłu bardzo rozsądnego, jednego z kilku rozsądnych, stworzenia dużej armii na czas wojny, która jest szkieletowa na czas pokoju.
Problem w tym, że od 10 lat nie szkolimy rezerw. Znowu, jeżeli spojrzymy na to z perspektywy historycznej, to podobne problemy miała Republika Niemiecka w latach dwudziestych i na początku trzydziestych XX wieku, wszyscy jesteśmy uczeni, że Hitler przywróci pobór, ale gdyby Hitlera nie było oni i tak przywróciliby pobór, bo po prostu średni szeregowy z poboru miałby już ponad 40 lat i trzeba było zacząć ćwiczyć nowych.
Otóż proszę państwa w Polsce średnia wieku rezerwisty, który ma być powołany do wojska na czas wojny to jest właśnie około 40 lat. To może być bardzo dużym problemem za 3 - 4 lata, dlatego ktokolwiek będzie rządził będzie musiał publicznie się przyznać, że już nawet nie istnieje fasada wojska polskiego, albo będzie musiał przywrócić pobór. Inną ewentualnością jest stworzenie wojsk całkowicie zawodowych, przy czym wydaje się, że koszt takiego rozwiązania mógłby być bardzo nieopłacalny.
Wojska aeromobilne. Mamy 2 brygady do przerzutu helikopterami, problem w tym, że nie ma helikopterów żeby nawet pół brygady naraz przerzucić.
Oczywiście, bardzo się cieszę, że mamy tę brygadę, że ci żołnierze tam służący są bardzo dobrze wyszkolenie, natomiast problem jest w tym, że nie ma co udawać, że mamy wojska aeromobilne, a należy wyposażyć je całkowicie w zdolności do służby, jako siły lekkie.
I to jest kolejny problem, który bardzo często się pojawia; bardzo często mamy wezwania ekspertów do najlepszego, najdroższego sprzętu, jaki możemy kupić wojskom lądowym, polskiemu wojsku, „bo nasi żołnierze na to zasługują”. Jeśli nasi przodkowie, by w ten sposób myśleli, to w wieku XVII wystawialibyśmy tylko husarię. Husaria nigdy nie była znaczącą częścią wojska polskiego w czasach I Rzeczpospolitej, z tej prostej przyczyny, że to był system bardzo drogi. Husarz były za drogi na to, żeby był jedynym żołnierzem, który chroni Rzeczpospolitą. Tak samo dzisiaj wojska zmechanizowane z najnowocześniejszym sprzętem bojowym, to jest coś, na co nie stać mocarstw w stylu Chin, Stanów Zjednoczonych czy Rosji, a tym bardziej nas; w związku z tym trzeba zerwać z tą iluzją, że możemy wszystkim żołnierzom zapewnić najlepszy możliwy sprzęt, a zacząć myśleć zgodnie z zasadą good enough czyli wystarczająco dobre; sprzęt musi być „wystarczająco dobry”, a nie „najlepszy możliwy”, z bardzo prozaicznych, budżetowych powodów. W domu też nie używamy wszystkiego co jest najlepsze i idealne, tylko kupujemy rzeczy, które są dla nas wystarczająco dobra.
Wojska obrony terytorialnej, to jest rzecz, która jest szczerze mówiąc dosyć zabawna. Otóż, aktualnie, o czym niektórzy politycy dobrej zmiany, z którymi rozmawiałem osobiście, nie mieli zielonego pojęcia, mamy dwa systemy obrony terytorialnej, czyli bataliony obrony terytorialnej wojsk lądowych wystawiane na czas wojny i Wojska Obrony Terytorialnej, które nie są w normalnej strukturze wojska polskiego. Teraz w batalionach obrony terytorialnej służą rezerwiści, którzy są co jakiś czas powoływani na szkolenie i za swoją gotowość do obrony Ojczyzny, nie dostają złamanego grosza objęci ustawą o obowiązku obrony Rzeczpospolitej Polskiej.
Każdy mężczyzna, który jest poborowym ma po prostu taki obowiązek i jak jest w wojsku, w czasie ćwiczeń to coś tam dostaje, natomiast za to, że siedzi w domu, a jego dane są w WKU i będzie mobilizowany na czas wojny nie dostaje złamanego grosza. W sumie nie ma w tym nic złego, natomiast żołnierze, którzy się zgłosili do terytorialnej służby wojskowej, za gotowość ewentualnej obrony terenu mają płacone co miesiąc.
Jest to demoralizujące dla ludzi, którzy wiedzą, że są przydzieleni na czas wojny do batalionów obrony terytorialnej, czy do jakichkolwiek innych jednostek i oczywiście nie mają za to płacone. Co więcej, bataliony obrony terytorialnej są gotowe do wystawienia na czas wojny, natomiast wojska obrony terytorialnej nie mają gotowej jeszcze żadnej kompanii. Kompania to jest piętro niżej niż batalion. Zgodnie z zasadami sformułowanymi przez „dobrą zmianę”, żołnierz Wojsk Obrony Terytorialnej podpisuje kontrakt na 3 lata, a kompania ma osiągnąć zdolność bojową po 3 latach; pytam się, jak? Jeżeli mamy żołnierzy, którzy po 3 latach mogą odejść, a po 3 latach jednostka jako całość ma uzyskać zdolność bojową, to nawet jeśli tylko 30% tych ludzi odejdzie, to nagle się okazuje, że kompania nie jest zdolna do wykonywania swoich zadań. To oznacza, że to jest taki pościg za króliczkiem, którego nigdy nie złapiemy. Nie ma jak sprawdzić efektywności tego systemu, bo on jest z definicji niewydolny, i z definicji działać nie będzie. Tu też jest dużo problemów społecznych, psychologicznych. Na przykład, generał Kukuła martwi się publicznie, że mają za mało niepełnosprawnych wciągniętych do obrony terytorialnej, chwali się tym, że kobiet ma dwa razy więcej niż w innych rodzajach jednostek. Dumny jest z tego, że ma szeregową lat 44, matkę dwójki dzieci, która prywatnie jest dyrektorem zespołu szkół. W normalnym świecie dyrektorzy szkół po powołaniu do wojska dowodzą kompaniami i batalionami, a nie jak w tym przypadku, gdzie ta pani dyrektor może być podległa pod swojego ucznia z klasy maturalnej. Pomijam nawet płeć tej pani, to jest zaburzenie całej idei „organicznej społeczności”, w której mimo wielu prób różnych instytucji nadal żyjemy.
W autoryzowanej rozmowie szef sztabu Wojsk Obrony Terytorialnej publicznie potwierdził, że stawiennictwo kobiet jest problemem, w związku z czym stawiennictwo wojskowe kobiet na czas wojny nie będzie wymagane. Czyli, szkolimy żołnierzy zawodowych i nie będziemy wymagać od nich, żeby stawili się na czas wojny do jednostki.
Co więcej, zapewnił, że to nie jest żaden problem, bo oni tak układają struktury kompanii i szkolenie, żeby żołnierze poradzili sobie bez tych pań, jak przyjdzie wojna.
Zgodnie z ustawą o powszechnym obowiązku służby wojskowej w Polsce nadal tylko mężczyźni mają obowiązek obrony Ojczyzny i nie jest to jakaś aberracja tradycjonalistów społecznych, tylko to wynika ze społeczeństwa, za struktury biologicznej człowieka. W wojsku kobiety bardzo często służą w miejscach, które są absurdalne z perspektywy nawet ich postury. Jeżeli mamy człowieka, bez względu na płeć, który ma 1,6 m, waży 50 kg i jest ładowniczym moździerza, w którym pociski ważą 15 kg, to jest to nie najbardziej efektywny sposób używania człowieka, którego inteligencja mogłaby być użyta, na przykład, w logistyce.
Według aktualnych publicznie dostępnych danych WOT nie jest w stanie wypełnić właściwie żadnego zadania, które oficjalnie przy zakładaniu tych formacji, były mu zlecone, bo wśród tych zadań było na przykład, „zwalczanie ataków cybernetycznych”. Nie wiem, jak lekka piechota bez pojazdów zmechanizowanych, chodząca po lesie, może „zwalczyć ataki cybernetyczne”, ale była to teza, która była bardzo publicznie podkreślana przez „dobrą zmianę” i generała Kukułę; ze wszystkich deklarowanych celów istnienia WOT dzisiaj żaden nie jest możliwy do spełnienia, nie tylko ze względu na cykl szkolenia i cykl służby, o których mówiłem, ale właśnie ze względu na brak pocisków przeciwpancernych kierowanych.
Tutaj jeszcze jeden taki cytat z szefa sztabu, który powiedział, że kompanie będą walczyć jako cała jednostka, czyli stu kilkudziesięciu ludzi za liniami wroga, ja pytałem go, jak oni będą się przemieszczać? Może to będą ciężarówki czy samochody terenowe? Nie nie, oni mają taki fajny pomysł, że będę jeździć na motorach. Proszę sobie wyobrazić 150 motocyklistów jeżdżących za liniami nieprzyjaciela, i reakcje oficera rozpoznania Federacji Rosyjskiej... Pewnie założyłby że to jakiś rajd katyński, ewentualnie może „wilki” jeżdżą i niech sobie tam jeżdżą, bo nie będzie to żaden problem.
To są informacje z autoryzowanego wywiadu, w związku z czym mamy tutaj poważny problem; problem z komunikacją między wojskiem, a społeczeństwem i między wojskiem, a politykami.
Polska armia oficjalnie ma 3 dywizje i wszyscy wiemy że mamy 3 dywizje na czas pokoju, na czas wojny ile mamy dywizji? To już są dane ściśle tajne. Ale tutaj mogę uchylić państwu rąbka tajemnicy nie dlatego, że mam dostęp do tajnych danych, tylko dlatego że umiem dzielić; jeżeli mamy limity sprzętu i musimy publicznie informować, ile mamy czołgów, armat i innego sprzętu, to jeżeli podzielimy ilość sprzętu przez etaty wojska polskiego to wychodzi, że Polska jest w stanie wystawić 5 dywizji. Mamy 3, wystawimy 5, powołując tych czterdziestoletnich ludzi, którzy jeszcze zdążyli się załapać na obowiązkową służbę wojskową.
Ja się cieszę że możemy wystawić 4 - 5 dywizji, ale sprzęt jeszcze musiałby być adekwatny i ćwiczenia musiałyby być adekwatne. U nas, za III RP dywizja nigdy nie ćwiczyła, brygady jak ćwiczą to nie setką czołgów tylko 12 czołgami, ułamkiem swoich zdolności; ci ludzie nigdy nie prowadzili kolumny setek ciężarówek setek pojazdów, nie żywili tylu ludzi w polu, to nigdy nie było tak, żeby cała brygada za III RP; żeby cała brygada zgodna z etatami na czas wojny, wyszła na poligon na 3 dni, żeby zobaczyli czy ktoś się nie zgubił czy cysterna nie zniknęła. Tego po prostu w ogóle się nie ćwiczy. Wracając do 39 roku, to na czas pokoju mieliśmy 30 dywizji, na czas wojny mieliśmy wystawić 40, a 1 września wystawiliśmy 23, przy czym regularnie ćwiczono wówczas na poziomie dywizji, a i tak wyszło gorzej niż były założenia. My mamy 3 dywizje, wystawiamy te 5 dywizji teoretycznie; proszę się nie spodziewać, że w razie kryzysu polska armia wystawi więcej niż 4.5 dywizji. Według analiz sztabów zachodnioeuropejskich w ciągu miesiąca jesteśmy w stanie wystawić 1 brygadę czyli 3/4 dywizji, w ciągu miesiąca.
Rosjanie, w samym Obwodzie Kaliningradzkim mają 11. korpus armijny, który w uproszczeniu ma siłę silnej dywizji, a oprócz tego mają 3 bazy materiałowe. Co to jest baza materiałowa? To jest dywizja na czas wojny; to jest baza, w której jest sprzęt; powołuje się rezerwistów, oni wsiadają do tego sprzętu i powiedzmy już w 10. dniu wojny jest cała nowa dywizja. Tych dywizji na czas wojny w Kaliningradzie Rosjanie mają trzy. Samo to jest nokautujące dla wojska polskiego, nie mówiąc o 1. Armii Pancernej odtworzonej przez Rosjan w Smoleńsku; nie mówiąc o systemach antydostępowych; nie mówiąc o pociskach manewrujących iskander czy kalibr.
Jesteśmy po prostu z innej ligi i najwyższy czas, żeby polscy politycy i polskie społeczeństwo miało świadomość, że jesteśmy absolutnie z innej ligi niż Rosjanie i przez 5 lat od 2014 r. kiedy wiemy, że jest możliwa wojna w Polsce - daj Boże żeby jej nie było - ale niestety widać, że jest możliwa; po pierwsze wiemy że gwarancje amerykańskie są świstkiem papieru, bo Ukraina miała takie gwarancje, a po drugie, wiemy że mogą wjechać czyjeś czołgi i przez 5 lat w tej kwestii nie zrobiono prawie nic.
Na tym by może skończył, może tylko dodam jeszcze jedną rzecz z ostatniego tygodnia. Otóż, często mówi się o Orbanie w Polsce, że jest przyjaźń, że będziemy się wzorować... Co mnie dziwiło w Orbanie, że przez cały czas jak rządził, w ogóle nie patrzył na armię, armia nie istniała; z mojej perspektywy to bardzo poważnie podważało intencje odzyskania suwerenności przez rząd węgierskiej. Od końca 2018 r. wiemy że to nieprawda; Węgrzy zakupili nowe czołgi w Niemczech, tak że wymienią wszystkie, zamówili artylerię w Niemczech, mają samoloty ze Szwecji, broń strzelecką z Czech i żadnych systemów amerykańskich. Cała armia będzie odnowiona. Jedna decyzja poważnego polityka. Pan Orban powiedział publicznie Amerykanom coś, co powinno wywołać trzęsienie ziemi w Polsce, bo od czasów de Gaulle’a nikt takiej deklaracji nie złożył, Orban powiedział publicznie, że Węgry powinny być tak samo neutralne jak Austria. Jeżeli to państwo, teraz mówi, że chce być neutralne i się zbroi, to moim zdaniem, powinien być dzwonek ostrzegawczy dla polskiej klasy politycznej.
Jacek Hoga, prezes Fundacji Ad Arma na konferencji w Sejmie RP nt obronności 6 lutego 2019 r.
spisane z taśmy za polskiesprawy
Na jesieni 2016 pisałam o tym, że w Niemczech wprowadzony latem tegoż roku program samoobrony zalecał, aby Niemcy robili zapasy żywności i wody na 10 dni na osobę.
W tym samym roku w październiku Putin wydał rozkaz swoim obywatelom przebywającym poza Rosją, aby w trybie natychmiastowym wracali do Rosji. Kto jeszcze o tym pamięta?
Konferencja monachijska w Warszawie
Napisane przez Stanisław MichalkiewiczWielkie święto dziś u Gucia! Do „małego żydowskiego miasteczka na niemieckim pograniczu” - jak Stanisław Cat-Mackiewicz nazywał Warszawę – przyjechał sam wiceprezydent USA Mike Pence, ale to nie wszystko – bo oprócz niego pojawił się tu sam premier Izraela Beniamin Netanjahu, którego właściwie powinno wymienić się na pierwszym miejscu, zważywszy na sytuację, że ogon wywija psem, to znaczy – że Izrael owinął sobie wszystkich amerykańskich twardzieli dookoła palca i na każde jego skinienie skaczą oni przed nim z gałęzi na gałąź.
Mniejsza jednak o sprawy protokolarne, bo czy tak, czy owak, to postawieni na czele naszego bantustanu uczestnicy politycznej ekspozytury Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego już nie wiedzą, jak nadskakiwać Dostojnym Gościom, którzy spróbują stworzyć w Warszawie pozory legalności i moralnego uzasadnienia do rozprawienia się ze złowrogim Iranem, który bezcennemu Izraelowi od dawna jest solą w oku.
Tedy pretekstem konferencji w Warszawie jest pragnienie ustanowienia pokoju na Bliskim Wschodzie. Obawiam się jednak, że uczestnicy konferencji wiedzą, że zauważenie słonia w menażerii mają surowo zakazane, więc pewnie żaden z nich się nie zająknie, że niepokoje na Bliskim Wschodzie, układające się w stan permanentnej wojny, pojawiły się wraz z zainstalowaniem tam bezcennego Izraela. Przeciwnie – przestawiciel Naszego Najważniejszego Sojusznika Rudolf Giuliani właśnie oskarżył irański reżym, że ma „więcej krwi na rękach, niż jakiekolwiek inne państwo”, a takiej sytuacji miłujące pokój narody, których przedstawiciele albo zjechali, albo zapowiedzieli swój przyjazd do Warszawy, na pewno nie będą tolerowały.
Bo do Warszawy przybyli przedstawiciele Naszego Najważniejszego Sojusznika oraz bezcennego Izraela i to właściwie wystarczyłoby do podjęcia decyzji, co zrobić ze złowrogim Iranem – ale w demokracji, jak to w demokracji – im większa Liczba, tym słuszniejsza Racja. Toteż do Warszawy posłusznie przygalopowali pomniejsi sojusznicy, jak np. przedstawiciele miłującej pokój Arabii Saudyjskiej, czy Omanu Traktatowego. Ale na tym nie koniec, bo przyjechali też przedstawiciele Kuwejtu, Kataru, Jemenu, Jordanii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz „przedstawiciele państw członkowskich Unii Europejskiej”. Co to za „przedstawiciele” - tego niezależne media głównego nurtu nie podają, więc chyba nie są to przedstawiciele najwyższej rangi. Może nie portierzy z pałaców tamtejszych prezydentów, czy rezydencji premierów – bo to byłaby zbyt wielka ostentacja i afront wobec Naszego Największego Sojusznika – ale z drugiej strony najwyraźniej musiały uznać, że skoro już muszą się trochę połajdaczyć, to zrobią to dyskretnie tym bardziej, że łajdaczyć się trzeba będzie za darmo. Inaczej Umiłowani Przywódcy naszego bantustanu. Oni muszą łajdaczyć się na każde skinienie, bo właśnie dlatego przy okazji podmianki na tubylczej scenie politycznej w roku 2015, zostali umieszczeni na pozycji lidera, luzując na tym stanowisku ekspozyturę Stronnictwa Pruskiego.
Śledzę te wszystkie wypadki z Nowej Zelandii, która, jak wiadomo, leży jakby na uboczu świata, ale nawet i stąd można się dowiedzieć, że obszar Warszawy wyłączony z ruchu jest co najmniej taki sam, jak bywał podczas gospodarskich wizyt Leonida Breżniewa. Inaczej zresztą chyba być nie może, bo kiedyś na lotnisku Okęcie widziałem odprawę pasażerów lecących do Izraela samolotem linii El Al. Część hali, w której odbywała się odprawa, odgrodzona była od reszty taśmami, a na zewnątrz tej wydzielonej części stali wojskowi ze Staży Granicznej z długą bronią. Czyż to nie charakterystyczne, że zarówno opresja, jak i triumf przybiera postać getta?
Charakterystyczny jest i termin tej konferencji. Otóż rozpoczyna się ona 14 lutego, kiedy to cały miłujący pokój świat obchodzi tak zwane „Walentynki”, to znaczy – święto rui i porubstwa. Ciekawe, czy termin został wyznaczony przypadkowo, czy też Nasz Najważniejszy Sojusznik oraz bezcenny Izrael chcieli w ten sposób dać jej uczestnikom do zrozumienia, w jaki sposób ich operują. Wszystko bowiem jest możliwe, również i przypadek, ale jeśli nawet, to „byłby to przypadek rzadki, a czy w ogóle są przypadki?” - zastanawiał się poeta.
Za drugą możliwością przemawia okoliczność, że w naszym nieszczęśliwym kraju złowrogi Iran znalazł grono przyjaciół. To znaczy, nie tyle złowrogi Iran, co Iran „Wolny”. Największym przyjacielem Wolnego Iranu jest pan Marcin Święcicki, ongiś sekretarz KC PZPR. Życzy on rządowi irańskiemu by jak najszybciej upadł i mógł stać się demokratycznym krajem. Z pewnością takim, jak za czasów szacha Rezy Pahlaviego, kiedy to Iran był najukochańszą duszeńką naszego Obecnego Najważniejszego Sojusznika i kupował od niego tyle broni, ile mógł zarobić na eksporcie ropy. Niestety w 1978 roku obalił go nienawistny ajatollah Chomeini i od tamtej pory świat wstrząsany jest paroksyzmami, a najwięcej – bezcenny Izrael.
W tej sytuacji nie ma innego wyjścia, jak zrobienie w nienawistnym Iranie porządku, by jak najszybciej dołączył on do grona państw miłujących pokój – i monachijska konferencja w Warszawie jest na tej drodze jeśli nawet nie pierwszym, to ważnym krokiem. Nie ulega wątpliwości, że za nim pójdą inne, zwłaszcza gdy sekretarz stanu USA Mike Pompeo złoży tamtejszemu Kongresowi sprawozdanie, jak Polska wykonuje postanowienia ustawy nr 447. Gdyby, co nie daj Boże, okazało się, że Polska się miga, to już tam Kongres obmyśli dla nas jakieś środki dopingujące, być może nawet podobne do tych, jakie po warszawskiej konferencji zostaną zastosowane wobec złowrogiego Iranu. Zatem nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo przysłuchując się temu, co na konferencji będą uradzali starsi i mądrzejsi, będziemy mogli wydedukować, co w najbliższej przyszłości czekać może nas, zwłaszcza gdyby Stany Zjednoczone po raz kolejny zresetowały swoje stosunki z miłującą przecież pokój Rosją.
Stanisław Michalkiewicz
Nadwiślańskim Polakom z wielkim trudem przychodzi wybudzanie się ze snu o Ameryce; odrzucenie proamerykańskich stereotypów i majaków, nie mogą uwierzyć że przedstawiciele administracji amerykańskiej, którzy ustami prezydenta Trumpa jeszcze 2 lata temu klepali ich po plecach szepcąc miłe słówka o Powstaniu Warszawskim, dzisiaj powielają brutalną żydowską, antypolską narrację.
Doniesienia o wypowiedzi sekretarza stanu USA, Pompeo, rządowe środki przekazu zatytułowały „wpadka”! Otóż, sekretarz Pompeo chwaląc w Warszawie ducha polskiego „oporu wobec nazizmu”, który był świadectwem „siły ducha polskiego narodu i amerykańskich ideałów wolności” wymienił stalinowskiego zbrodniarza Franka Blajchmana zmarłego niedawno w Nowym Jorku żołnierza Armii Ludowej, towarzysza broni Salomona Morela oraz funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa, mordercę polskich patriotów przeciwstawiających się narzuconej sowieckiej władzy.
W ubiegłym tygodniu pisałem że jesteśmy świadkami, jak żydowska polityka historyczna podaje sobie ręce z rosyjską (czy post sowiecką) dzisiaj okazuje się, że są one również uzgodnione z amerykańską, narracją historyczną kraju, który był naszym sojusznikiem w II wojnie światowej.
Polacy po prostu nie mogą w to uwierzyć i jest to nasz największy problem, bo człowiek który nie potrafi wydobyć się z głupoty sam jest sobie winien.
Na dodatek, jak czytam w polskich mediach, Pompeo „zaliczył skandaliczną wypowiedź”, czyli przypomniał o niezałatwionych roszczeniach żydowskich wobec Polski. I znów, żaden w tym skandal, lecz zaznaczenie oficjalnego stanowiska Waszyngtonu w tej sprawie. Ustawa 447 podpisana przez prezydenta Trumpa właśnie do tego zobowiązuje sekretarza stanu jak również wszystkich urzędników departamentu stanu.
Najwyraźniej Polski umysł jest impregnowany na doniesienia z USA i nie chce zniszczyć swojej własnej bajki. Amerykanie i Żydzi przyjechali do Warszawy na konferencję „irańską”, żeby załatwić sobie poparcie Polski dla bliskowschodniej polityki Izraela i USA, co oznacza ni mniej ni więcej, tylko możliwość wzięcia polskiego żołnierza do działań w tamtym terenie. Możliwość taka wisiała w powietrzu od dawna, znane były wypowiedzi ministra Macierewicza na ten temat; jak to, jeśli będziemy mieli amerykańskie gwarancje i amerykański wojsko w Polsce to będziemy mogli „pomóc” walczyć o pokój w innych rejonach świata. Jest to głupota granicząca ze zdradą. Wojska amerykańskie w Polsce, podobnie jak polskie na Bliskim Wschodzie nie będą podlegać polskim władzom!
Amerykanie rzucą Polaków na pożarcie komu tam będzie trzeba, w swoich rozgrywkach.Na razie Polska rzucona jest - jak widać po wypowiedziach Pompeo - na pożarcie w rozgrywkach żydowskich, ale może przyjść czas, że zapłaci się nią Rosji czy komukolwiek innemu. Taki to już smutny los politycznej metresy, która najwyraźniej nie chce się wybudzić ze snu o amerykańskim księciu z bajki.
Polacy zamiast wziąć kraj we własne ręce, budować siłę militarną własnego wojska i prowadzić polską politykę narodową frymarczą przyszłością swych dzieci i wnuków.
Tymczasem kombinując, jak koń pod górkę, narodową politykę wydaje się prowadzić Viktor Orban tylko że on ma poparcie części własnego aparatu siłowego, własnych służb. Niestety polskie służby nie dorosły do takiej pozycji. Być może nie mogły, bo jak to mi ktoś „mądrzejszy” kiedyś powiedział Polska to za duży kraj, by go zostawić samemu sobie.
No i w ten sposób mamy w przededniu Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, - ludzi którzy, o Polską niepodległość walczyli ze stalinowskimi oprawcami, - lansowaną nową wersję polskiej historii. Być może niedługo już obowiązującą w polskich szkołach, bo wszystko wskazuje na to, że kończy się resurs obecnego rozdania politycznego w Warszawie i tamtejszy rząd zostanie wymieniony na bardziej odpowiadający bieżącemu zapotrzebowaniu. W tej nowej wersji Franek Blajchman będzie wzorowym Polakiem walczącym z nazimem, bohaterem każdej polskiej czytanki szkolnej.
Stare amerykańskie przysłowie mówi, gdy ktoś oszuka cię raz, powinien się wstydzić; jeżeli dałeś się oszukać drugi raz to sam się wstydź.
Ile razy oszukiwano Polaków?
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Od czasu do czasu słucham Jordana Petersona “naszego” profesora z Uniwersytetu Torontońskiego, który stał się niesamowicie sławny po tym jak postawił się dyktatowi politycznej poprawności. Peterson, który ostatnio „wydał książkę o tym jak żyć”, mówi rzeczy oczywiste i banalne. Jednak, jak to kiedyś zauważył mój profesor od logiki, rzeczy banalne nie zawsze są trywialne, a więc Peterson mówi rzeczy, które nie są trywialne. Jednym z takich twierdzeń jest to, że to odpowiedzialność nadaje sens życiu; tymczasem nasza dzisiejsza kultura i ta masowa i ta oświatowa podkreśla przede wszystkim tak zwaną samorealizację, spełnienie się, czyli mamy sami siebie wynagradzać, mamy „mieć karierę” i przyjemności, po to żeby było nam dobrze; cały nacisk położony jest na nas samych.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Chcecie to popatrzcie
Mając sporo czasu w czasie choroby obejrzałem moc filmów w Internecie. Jest tam bardzo wiele na tematy życia poza śmiercią, a teraz przeżywa kliniczną śmieć sporo ludzi.
Opowiadają co widzieli, spotkania z Panem Jezusem, jak wygląda niebo i… piekło, które jest zastraszające.
Pokażcie to niewierzącym rodakom może się nawrócą, a sami pomyślcie czy nie warto starać się być bardziej „dobrymi” i na piekło nie zasłużyć. Tam też słyszałem doskonałe powiedzenie: co to jest spowiedź - to winda do raju.
Taktyka obozu zdrady i zaprzaństwa pod tytułem „Ulica i Zagranica” przynosi coraz ciekawsze efekty, uwalniając coraz silniejsze emocje obywateli politycznie zaangażowanych.
Sens tej taktyki polega na tym, by z jednej strony urządzać uliczne awantury przeciwko straszliwemu faszystowskiemu reżymowi, a z drugiej – oskarżać straszliwy reżym o łamanie praw człowieka i wszelkie inne zbrodnie przed „Zagranicą”, czyli przede wszystkim – dwoma niemieckimi owczarkami, postawionymi przez Naszą Złotą Panią na fasadzie Komisji Europejskiej.
Ostatnia krowa w gminie Kazimierz
Napisane przez Tadeusz Strzępek, nadesłał Bart PiątkowskiPolskie rolnictwo jest niebezpieczne. Polska mogłaby wyżywić całą Europę, gdyby tylko jej rolnictwo pozostawić w spokoju i nie ingerować w jego strukturę. Natomiast samo województwo lubelskie byłoby w stanie wyżywić całą Polskę… Aktualnie dzięki staraniom „naszego rządu”, oraz przynależności do Unii Europejskiej straciliśmy już samowystarczalność żywieniową.
Przy okazji pogrzebu zamordowanego prezydenta Gdańska gdzieś tam „po bokach” różni ludzie, którym nie podoba się zwierzchność „faszystowskich”, „nacjonalistycznych” władz w Warszawie, przebąkiwali, że „tutaj w Gdańsku jest wolność”, i że to jest Wolne Miasto Gdańsk. Zresztą radni Gdańska już dawno temu nawiązując do przeszłości jedno z rond właśnie tak nazwali „Rondo Wolnego Miasta Gdańska”. Nie wiem, czy jako Polacy akurat tę przeszłość powinniśmy upamiętniać, bo Wolne Miasto nadzwyczaj ochoczo poparło Hitlera, ale teoretycznie był to niezależny byt quasi-państwowy.
W czym jest problem? Otóż, w tym, że tak Bogiem a prawdą, to Gdańsk nie należy do Polski; nie ma żadnego umocowania traktatowego, które uznawałoby inkorporację tego terenu do państwa polskiego. Konferencja w Poczdamie przyznała co prawda Polsce prawo do administrowania tymi ziemiami na lat 40, uznając, że zostanie to następnie uregulowane na mocy traktatu pokojowego, ale tak się nie stało, a 40 lat się skończyło i obecnie Gdańsk jest w Polsce prawem kaduka.
Zdaje sobie z tego sprawę wielu różnych „ziomków”, jak również dużo ludzi rozgarniętych po obu stronie politycznego równania; w Koblencji działa nawet Senat Wolnego Miasta Gdańska na uchodźstwie. Rozumowanie tych „rewanżystów” idzie tak, że miasto Gdańsk w 1939 roku zostało bezprawnie wcielone do III Rzeszy i dlatego jego status nie powinien być definiowany przez konferencję państw zwycięskich decydujących o pokonanych Niemczech.
Tak więc, jeśli wierzyć teoriom spiskowym, to Warszawa również jest tego świadoma, dlatego jakiś czas temu przeniosła różnego rodzaju obiekty wojskowe poza teren byłego Wolnego Miasta Gdańska, no bo status Gdańska zakładał że nie będzie tam żadnych instalacji wojskowych polskich.
Dzisiaj cała ta koncepcja może odżyć również za sprawą ochoty na jakiś teren wydzielony, „polski Hongkong”. Wiele osób mówi, że potrzebny jest obszar, na którym przepisy gospodarcze byłyby o wiele bardziej liberalne niż w pozostałej części kraju - tak, jak to ma miejsce w przypadku Hongkongu i Chin kontynentalnych. I tutaj status Wolnego Miasta Gdańska mógłby być pomocny.
Tak więc również wśród tych, którzy w Gdańsku nie lubią „władzy warszawskiej” uznając ją za „nacjonalistyczną” i „antyeuropejską” odżywają ciągotki do samodzielnego administrowania.
Zresztą jak tak popatrzymy na podgryzanie Polski jakiego jesteśmy świadkami z kilku kierunków, to jedną z dobrych metod jest właśnie osłabianie jurysdykcji centralnej. Ruch Autonomii Śląska? Proszę bardzo! Ale też proszę popatrzeć na poczynania władz wielkich polskich miast. Tam właśnie podważa się politykę centralną Warszawy i oferuje, na przykład, finansowanie in vitro, albo „nowoczesne” programy oświatowe „walki z mową nienawiści” - jak ostatnio w Warszawie. Mamy więc podgryzanie Polski przy pomocy organizacji pozarządowych, futrowanych z zagranicy hojną ręką różnych sorosowych wujów dobra rada, ale też finansowanych przez kanały żydowskie, izraelskie, a nawet saudyjskie oraz podgryzanie przez ruchy odśrodkowe, jak związki wielkich miast i tym podobne.
Chodzi o to, żeby obszar polski, obszar, który państwom z lewa i z prawa zawsze sprawiał kłopoty, zregionalizować, poszatkować i podzielić na różnego rodzaju twory i tworki, którymi łatwiej będzie manipulować; które łatwiej będzie zaprząc w jeden neokolonialny rydwan nowej Europy.
I taką właśnie rolę może mieć odgrzanie niezałatwionego po dziś dzień statusu Wolnego Miasta Gdańska.
•••
29 stycznia minęła 75. rocznica masakry ludności wsi Koniuchy; masakry dokonanej przez żydowską partyzantkę sowiecką w 44. O Koniuchach w Warszawie mówi się półgębkiem, bo to niepoprawne politycznie. O Koniuchach wiemy bardzo dużo nie tylko za sprawą relacji świadków - sam osobiście z jednym z nich Edwarda Tubinem z Ottawy miałem honor rozmawiać, ale również wspomnień samych bandytów, którzy szczycili się mordem i chwalili w książkach jak to dali chłopom popalić. Mimo to, IPN po kilkunastu latach „umorzył śledztwo” rozpoczęte na wniosek Kongresu Polonii Kanadyjskiej.
Tu dotykamy samego sedna, bo w dzisiejszej antypolskiej nomenklaturze badań nad Holocaustem zapoczątkowanej przez Grossa, a dzisiaj coraz upowszechnionej ze względu na bieżące cele polityczne, dokonuje się ekstrakcji przeżyć Żydów z tamtych czasów pomijając kontekst historyczny i społeczny okupacji hitlerowskiej na polskich ziemiach.
Wyłuskuje się przypadki wydawania Żydów Niemcom przyprawiają polskim chłopom gębę morderców i złodziei ignorując cały kontekst brutalnej okupacji, podczas której polski chłop musiał zaopatrywać Niemców, wyżywić własną rodzinę, udzielić pomocy polskiemu wojsku z lasu i stawiać opór bandytom, których wałęsało się całe multum (w momencie upadku Polski otworzono więzienia). Do tego wśród Żydów działała rozwinięta agentura Gestapo. Wiele polskich rodzin zginęło dlatego że wydali je Niemcom schwytani Żydzi, którym Polacy udzielili pomocy....
Czasy były brutalne i nieludzkie dlatego wymaganie dzisiaj od kogoś heroizmu polegającego na ryzykowaniu życiem własnej rodziny, by pomagać obcym jest rzeczą absurdalnie bezczelną. Zresztą gdyby odwrócić sytuację i zastanowić się ilu polskich Żydów pomogłoby Polakom zwłaszcza zupełnie obcym kulturowo i obyczajowo, jak to miało miejsce w przypadku Żydów ukrywanych przez Polaków Żydów ze sztetli, nie mówiących po polsku rozpoznawalnych na kilometr - Żydom takiej pomocy zakazywała wprost ich religia. Tymczasem Polaków do pomagania Żydom - mimo żywionej do nich niechęci - popychała ich religia - polski katolicyzm.
Dzisiaj tym polskim chłopom, polskiemu narodowi, wytyka się że „za mało pomagał”, że „pozostał bierny”. I robią to ludzie, jak p. Abraham Foxman, którzy bardzo często są na świecie, dlatego że ich przodkom pomogli Polacy narażając życie własne i swych dzieci. Jest to po prostu hucpa i bezczelność!
Z drugiej strony, nie ma co się dziwić, jeżeli zastanowimy się kto taki schował się pod skrzydła syjonizmu i żydostwa. Wystarczy popatrzeć na obchody dnia zwycięstwa w Izraelu; iluż tam maszeruje dziarskich dziadków w mundurach NKWD. Dzisiaj w państwie żydowskim mieszkają miliony byłych sowieciarzy i trudno od nich wymagać, by walcząc w szeregach Armii Czerwonej mieli sentyment do „jaśniepańskiej Polski”. I w Izraelu, i w Ameryce, i w Europie Zachodniej jest też mnóstwo byłych komunistów polskich i ich rodzin; wysokich rangą aparatczyków, których korzenie sięgają Międzynarodówki, a którzy Polaków - polskich chłopów nie wykluczając - traktowali jak „kontrrewolucyjne śmiecie”.
Żydzi mają bardzo ciekawe losy, ale rzadko są one wspólne z naszą polską martyrologią. Wiele razy podczas II wojny staliśmy po przeciwnej stronie barykady, jak w Koniuchach zrównanych z ziemią przez żydowską franczezę sowieckiej partyzantki. My, mieliśmy dwóch wrogów Niemców i Sowietów, Żydzi zaś zazwyczaj trzymali z Sowietami. Trudno więc mówić o wspólnocie losu.
Taka jest nasza polska historia pamiętajmy o niej, pamiętajmy o tamtych czasach, uczmy dzieci jak było, uczmy prawdy; nie dajmy się zastraszyć, kupić, skorumpować, nie dajmy sobie zamknąć ust, bo nie można być wolnym człowiekiem, kiedy przestaje się mówić prawdę.
Andrzej Kumor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…