Listy z nr. 19/2015
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
jest mi smutno! Dziś Dzień Katyński, a ja znów miałem problem, gdzie z tej okazji zapalić światło. Zapaliłem przy pomniku doc. dr Łucji Charewiczowej, która w okresie międzywojennym była czołową przedstawicielką polskiej nauki historycznej, a pochodziła z Cieszanowa. Pracowała we Lwowie, a po zajęciu miasta przez Sowietów, udało się jej przedostać na tereny zajęte przez Niemców. Przez krótki okres mieszkała u znajomych w Krakowie, a następnie przeniosła się do Warszawy, do dr. Tadeusza Mikułowskiego, który był jej kuzynem ze strony matki. Po aresztowaniu jego syna oboje zostali również aresztowani. Przez krótki okres przetrzymywani byli na Pawiaku, a następnie wysłani zostali do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, gdzie wątłe jej zdrowie nie wytrzymało obozowego reżimu i tam w 1943 r. zmarła, a pomnik poświęcony jej pamięci w Cieszanowie ufundowany został z mej inicjatywy w stulecie powstania Polskiego Towarzystwa Historycznego, którego doc. dr Łucja Charewiczowa była aktywnym członkiem.
Wspominając tu na wstępie Panu o tym, iż pragnąc upamiętnić Dzień Katyński, zapaliłem przy tym to właśnie pomniku światło, pragnę tu wyjaśnić, iż w ten to właśnie sposób chciałem znów upamiętnić śmierć jej starszego brata, dr. Włodzimierza Strzeleckiego, który przed wojną pracował w Białymstoku i tam to przez Sowietów został aresztowany i do dziś nie wiadomo, jakie były dalsze jego losy, bo posowieckie zbrodnie skrzętnie są ukrywane przez spadkobierców sowieckiego reżimu. Na tym to konkretnym przykładzie wymownie dostrzec można, jaka była istotna różnica pomiędzy jednym a drugim okupantem, i na tym to konkretnym przykładzie dostrzec można, jak potoczyły się losy polskich rodzin w czas II wojny światowej.
Smutne czasy za nami i niezbyt optymistyczna przyszłość przed nami wyłania się w świetle ostatnich wydarzeń na terenie wschodniej Ukrainy, bo nieustannie pojawia się istotne pytanie: jakie będą losy Polski? Jakie będą losy naszego narodu, gdy dojdzie do rosyjskiej agresji na Polskę, a takiej możliwości nie można ani na chwilę odsuwać i lekceważyć. Dostrzegał ją w swą porę prezydent Lech Kaczyński, ale lekceważono jego poglądy, a dziś ci, którzy z niego drwili, usiłują wokół swych osób gromadzić kręgi społeczeństwa polskiego, bo po prostu, bojąc się o swe osobiste losy, bo politycy Kremla nigdy nie darują tym, którzy go opuszczają i stają po "drugiej stronie barykady", a taką postawę niektórzy z nich dziś zajmują.
Wspominając tu na wstępie o tym, iż w tym roku miałem znów problem, gdzie to zapalić światło w Dzień Katyński, a problem taki wyłania mi się stale, gdy tu zlikwidowany został, postawiony w 1990 r., Krzyż Katyński.
Wspomnę, iż po pamiętnych wyborach do sejmu kontraktowego 1989 r., zaczęliśmy się sposobić w ramach Komitetu Obywatelskiego do wyborów samorządowych, które miały odbyć się w roku następnym. Zaproponowałem, by 11 listopada, a więc w Dzień Niepodległości, odprawiona została w naszym tu kościele parafialnym uroczysta Msza św. i wbrew nawet moim oczekiwaniom do kościoła przybyło sporo osób, i to nie tylko z samego Cieszanowa. Następną uroczystością, która z mej inicjatywy i przy mym zaangażowaniu zorganizowana tu została, była to, opisana już Panu wcześniej, uroczystość upamiętniająca 50. rocznicę pierwszej deportacji ludności polskiej w głąb ZSRS. Kolejna uroczystość, którą zaproponowałem zorganizować tu, miała być związana z Dniem Katyńskim, a więc miała ona upamiętniać zbrodnie sowieckie dokonane w latach 1939–1941. Problem na naszych tu terenach w części znany, ale w czas sowieckiej okupacji skrzętnie skrywany i przeinaczany, bo tajemnica Lasku Katyńskiego, jaką w 1943 r. ukazali Niemcy, po zajęciu Polski przez Sowietów przedstawiana była wręcz odwrotnie, a więc, że w 1941 r. oficerów polskich w Katyniu wymordowali żołnierze niemieccy. Problem to istotny! W tym jednak zakresie przez cały okres sowieckiej okupacji nie miałem nawet cienia wątpliwości, iż nie była to zbrodnia sowiecka!
Wspomnę, iż Tato mój przed wojną systematycznie otrzymywał drogą prenumeraty i podczas niemieckiej okupacji też prenumerował "Nowy Kurier Lubelski", który, jak i inne tego typu dzienniki wydawane w języku polskim na terenach poszczególnych dystryktów Generalnego Gubernatorstwa, przychylnie nie był traktowany, ale Tato, mając swoiste wyczucie, umiał ze szpalt tego "szmatławca" wyciągnąć istotne problemy, bo jak pamiętam, gdy wojska niemieckie na froncie wschodnim zaczęły się wycofywać i podawano, że "na z góry upatrzone pozycje", to wiadomo było, że się cofają, a co za tym idzie, z utęsknieniem wyczekiwano klęski Niemiec, bo z Wołynia dochodziły już trwożne wieści o rzeziach ludności polskiej, a co za tym idzie, spodziewano się, iż na naszych terenach też dojść może do takowej sytuacji, bo stosunki polsko-ukraińskie systematycznie pogarszały się. Wiadomość podana przez Niemców w 1943 r. o odkryciu w Katyniu masowych grobów oficerów polskich wymordowanych przez NKWD w 1940 r., poruszyła ogół społeczeństwa polskiego, ale powszechnie zdawano wówczas sobie sprawę z tego, w jakim to celu zostało zrobione. Pamiętam, iż mówiono o tym, że Niemcy zechcą zwerbować Polaków do walki przeciwko Sowietom. Stąd to nawet te okupacyjne "szmatławce" były rozchwytywane, bo na łamach tychże gazet podawane były listy imienne ekshumowanych ciał oficerów i znalezionych przy nich dokumentów. Podawał je też "Nowy Kurier Lubelski" i stąd to na każdy następny numer też wyczekiwałem, bo systematycznie zacząłem je czytać, bo ciekaw też byłem, czy uda się Niemcom wciągnąć Polaków do wojny z ZSRS.
Stąd to, w latach późniejszych, starałem się przy różnych okazjach wychwytywać wszelkie wiadomości o zbrodniach sowieckich, a w szczególności tych osób, które pochodziły z Cieszanowa i najbliższych terenów. Z czasem, w miarę tzw. odwilży, gdy zaczęły się ukazywać publikacje bezdebitowe, możliwości moje w tym zakresie poszerzały się, a miałem szersze kontakty ze środowiskiem warszawskim oraz po części też ze środowiskiem wrocławskim i krakowskim, skąd przywoziłem sobie różne pozycje wydawane w ramach tzw. drugiego obiegu. Gdy w 1990 r. zainicjowałem postawienie w Cieszanowie Krzyża Katyńskiego, to dysponowałem już wówczas sporą listą konkretnych danych. Sprawa nie była jednak łatwa do realizacji, bo opór "materii" był niezwykle trudny do przezwyciężenia. Ówczesny naczelnik miasta i gminy Cieszanów przedkładał różne kontrargumenty, by przynajmniej w czasie odłożyć tę kwestię na później, a mi chodziło o to, aby Krzyż Katyński stanął na Rynku w Cieszanowie, po przeciwnej stronie pomnika, który w 1966 r. postawiony został na Rynku dla upamiętnienia rozstrzelanych tu zakładników przywiezionych przez Niemców z Zamościa w 1943 r. Pomnik ten stał po stronie zachodniej Rynku i upamiętniał zbrodnię niemiecką. Stąd proponowałem, by Krzyż Katyński stanął po przeciwnej jego stronie, a więc po stronie wschodniej, by w ten sposób wymowniej ukazane zostało położenie drugiego wroga Polski.
Ponieważ trudności były ogromne, stąd powiedziałem w końcu do księdza proboszcza, iż krzyż takowy postawimy na placu przykościelnym, a kiedy wygramy wybory, to przeniesiemy go na Rynek. Sytuacja jednak nadzwyczaj szybko zmieniła się! Otrzymaliśmy zgodę lokalnej władzy, by Krzyż Katyński postawić. Ba, mało tego, ale przywieziono nam z lasu długą kłodę brzozową, a z Oleszyc sadzonki dębowe, klonowe i brzozowe, bo w ten sposób chciałem upamiętnić konkretne osoby zamordowane w Katyniu oraz miejscach kaźni przez sowiecki aparat przemocy. Dzień Katyński, a więc 13 kwietnia, w 1990 r. wypadł wówczas na Wielki Piątek. W Wielki Czwartek, gdy Krzyż Katyński przygotowano i wkopano, ja w tym czasie poszedłem do biura Urzędu Miasta i Gminy, by teleksem przekazać do Przemyśla, do tamtejszego oddziału redakcji rzeszowskich "Nowin", tekst komunikatu, który tamtejszy redaktor Mieczysław Nyczek opatrzył swymi inicjałami i w dniu następnym ukazał się już drukiem. Krzyż był na pięć i pół metra wysokości, a przybita do niego tablica informowała jeno o tym, iż jest to "Krzyż Katyński", nad którą to nazwą jego widniał znak krzyża świętego, a u dołu umieszczone zostały ramowe daty "1940–1990". W dniu następnym, a więc w Wielki Piątek, wyszła z kościoła procesja, z którą przyszedł też proboszcz naszej parafii ks. Jan Chmiel, kanclerz kurii arcybiskupiej w Lubaczowie, ks. Zygmunt Zuchowski, oraz wikariusz. Przy Krzyżu stanęła warta honorowa. Zapalono znicze. Przemawiał ksiądz proboszcz. Przemawiałem i ja, wymieniając przy tej okazji konkretne imiona i nazwiska różnych osób.
Powaga chwili tej była ogromna! Napięcie wzrosło jednak wówczas, gdy zaczęto kopać dołki, by zasadzić drzewka, które miały upamiętniać konkretne osoby pomordowane przez Sowietów. Asystowali przy tym ich krewni i znajomi.
Kolega mój, o którym Panu już wcześniej wspominałem, Roman Pałczyński, którego stryj, mjr Wincenty Pałczyński, zamordowany został w Katyniu, przyjechał z Rzeszowa, z Tarnobrzega przyjechała kuzynka ma Janina Żukowska, która asystowała przy wkopywaniu sadzonki klonu upamiętniającej śmierć jej teścia, który był ostatnim komendantem posterunku Policji Państwowej w Lubaczowie, a nadto została upoważniona przez córki ostatniego tutejszego komendanta posterunku Policji Państwowej, aby reprezentowała je w czas wkopywania też sadzonki klonu upamiętniającego śmierć ich ojca.
Kilka osób przyjechało z Lubaczowa i innych miejscowości, a miejscowych już nie wymieniam nawet, bo było ich też sporo. Następnie zapalono na Rynku światła, które imponujące wrażenie zrobiły wieczorem, gdy było już ciemno. Pogoda dopisała, a ludzie, w tym też sporo dzieci i młodzieży, długo nie odchodzili spod Krzyża. Tak więc Krzyż Katyński w istotny sposób wrósł w środowisko i wymownie upamiętniał zbrodnie sowieckie 1939–1941.
Corocznie odbywały się przy nim różne uroczystości, a w dniu Wszystkich Świętych zapalali przy nim ludzie światła. W dziesięć lat później zorganizowano przy nim ostatnią wielką uroczystość, a jej współorganizatorami byli przedstawiciele władz powiatowych z Lubaczowa. Domaga się ona niewątpliwego szerszego omówienia, ale na to nie starczy mi tu czasu ani miejsca. Wspomnę jeno o tym, iż śladem po tej to uroczystości jest niewielka tabliczka umieszczona na dużym głazie polodowcowego kamienia, a treść jej jest następująca: "w 60-tą rocznicę 1940–2000 ZBRODNI KATYŃSKIEJ Społeczeństwo Powiatu Lubaczowskiego".
Niestety, dziś na cieszanowskim Rynku Krzyża Katyńskiego nie ma! Fakt to przede wszystkim smutny dla mnie, bo włożyłem sporo wysiłku, aby on tu stanął, ale sądzę też, iż kiedyś historycy dotrą do jakichś materiałów archiwalnych i zechcą odszukać jego ślady w tym tu środowisku, ale zaskoczeni będą, iż go tu nie ma, a jest natomiast w jego miejscu postawiony pomnik "ofiar stalinowskich", który pod tą nieadekwatną nazwą "podwiązuje" nie tylko represje poczynione względem społeczeństwa polskiego, ale też i rosyjskiego, ukraińskiego, niemieckiego czy innych nacji, ale to nie to co jednoznacznie reprezentował sobą Krzyż Katyński, który na tym to zakątku południowo-wschodniej Polski był jedynym na otwartej przestrzeni, a najbliższy znajduje się pod Wawelem w Krakowie.
Można tu postawić jednoznaczne pytanie: komu zależało na tym, aby Krzyża Katyńskiego w Cieszanowie nie było, a kto przyłożył do tego rękę bezpośrednio, wiadomo. Smutny ten to fakt wypada mi odnotować jeszcze w 75. rocznicę zbrodni katyńskiej i w 25. rocznicę postawienia tu Krzyża Katyńskiego, którego widok w istotnym też stopniu przyczynił się do tego, iż kandydaci Komitetu Obywatelskiego uzyskali znaczącą przewagę w miejscowej radzie, acz przeciwnicy takowej wersji wyników nie przewidzieli i byli całkowicie nimi zaskoczeni.
Przed nami była jeszcze jedna uroczystość, którą zaproponowałem zorganizować przed kampanią wyborczą i samymi wyborami, ale na jej temat postaram się Panu napisać przypuszczalnie już w następnym liście, bo czas szybko ucieka, a sił mi nie przybywa. Z trudem więc siadam do maszyny, a na szersze poruszenie oczekuje sporo innych spraw, bo z dala od wielkich ośrodków miejskich życie też nie stoi w miejscu i liczne problemy zasługują na szerszą uwagę nie tylko tu w kraju, ale i tam za Oceanem również. Na tym jednak zakończę.
Kończąc list ten, pragnę nadmienić jeszcze o tym, iż w liście mym z 10 lutego, który opublikowany został w nr 12. redagowanego przez Pana tygodnika, wkradły się dwie nieścisłości. Jedna w kolumnie pierwszej, gdzie miast "tamtejszego chóru" podane zostało "chórku", a to brzmi już lekceważąco. Druga wyziera z kolumny drugiej, gdzie miast 1989 r. wymieniony został 1985 r., a to już istotna nieścisłość. Wprowadzone do tekstu listu mego zdjęcie to fragment lubaczowskiego Rynku, gdzie na pierwszym planie widnieje publiczna studnia, a nieco dalej, po lewej od niej stronie, dostrzec można ratusz, którego sylwetka frontalna godna jest uwagi nie tylko przygodnego turysty. Rynek lubaczowski jest mniejszy od cieszanowskiego i jak mi jest wiadome, w czas okupacji sowieckiej przemianowany on został na plac Józefa Stalina. W północnej jego części, gdzie był minipark, ustawiony został pomnik Włodzimierza Lenina, po wyzwoleniu miasta przez Niemców 22 czerwca 1941 r. Żydzi zmuszeni zostali do jego rozebrania.
Wspominając tu o zajęciu Lubaczowa przez Niemców już w pierwszym dniu wojny, fakt ten określiłem jako jego wyzwolenie, bo istotnie tak został on potraktowany nie tylko przez ludność ukraińską, ale i polską, bo na stacji kolejowej stały wagony towarowe z charakterystycznymi kominkami, do których mieli być ładowani znów ludzie w ramach kolejnej deportacji. Wybuch wojny przeszkodził jednak w jej realizacji, a co za tym idzie, wkroczenie wojsk niemieckich przyjęto z zadowoleniem nie tylko w Lubaczowie, ale i na innych obszarach okupowanych przez ZSRS ziem polskich II Rzeczpospolitej. Takie to były problemy naszego narodu w czas II wojny światowej. Jedni cieszyli się z uderzenia niemieckiego na Związek Sowiecki, a inni, o czym wspomniałem tu Panu na wstępie, wypatrywali co rychlej klęski III Rzeszy i wyzwolenia przez wojska sowieckie spod okupacji niemieckiej. Trudne to dziś do zrozumienia problemy przez młode pokolenie, które po prostu nie rozumie istoty okupacji przez obce nam siły, a ja należę jeszcze do tego pokolenia, które problemy te ma wpisane w swe życiorysy.
Ściskam Panu, Panie Redaktorze, serdecznie dłoń z nadzieją, że nie tylko Pan, ale może jeszcze i ja doczekam pomyślniejszych dni.
Stanisław Fr. Gajerski
Cieszanów, 13 kwietnia 2015 r.
Od redakcji: Do zobaczenia!
•••
Czy to: Fiku-miku, mam Cię gdzieś tam... podatniku?
Na zakończenie listu wyjaśnię, gdzie można złożyć protest. Pisałam już o błyskotliwej decyzji Pani Premier Ontario o sprzedaży kury znoszącej złote jajka z przeznaczeniem tej kury na "rosół" – po którym pozostanie tylko "wspomnienie uczty".
Jak doszukali się dziennikarze, Pani Premier wydała (!) 7 milionów dolarów (!!!) na... konsultacje "uzasadniające i wyszukujące" wyzbywanie się intratnych dóbr, tzw. assets.
Nie dość, że roczny profit Hydro I, bliski miliarda dolarów, będzie, delikatnie mówiąc, "przetrawiony", to ceny elektryczności, wbrew zapewnieniom p. Premier, nie będą mogły być kontrolowane, bo rynkiem nie kobiecy czar rządzi.
Poniżej podam zestawienie cen, które dwa razy w roku się zmieniają i zawsze ze stwierdzeniem, iż to tylko ciut, ciut – a to nie jest prawda, jeśli zestawienie tych cen porówna się z godzinami najwyższej naszej aktywności/potrzeb.
Przyjrzyjmy się więc faktom w centach za kWh:
2014
"lato" Od 1 V 2014 – 31 X 2014 r.
On-peak 13.5 Mid-peak 11.2 Off-peak 7.5
"zima" Od 1 XI 2014– 30 IV 2015 r.
On-peak 14.0 Mid-peak 11.4 Off-peak 7.7
2015
"lato" Od 1 V 2015 – 30 X 2015 r.
On-peak 16.1 Mid-peak 12.2 Off-peak 8.0
Przypomnę, jak stawki zmieniają się godzinowo, gdyż Mid-peak w okresie zima/wiosna jest On-peak w okresie lato/jesień, w ten sposób, że:
od 1 V – 30 X – lato – mamy
On-peak od 11 AM do 5 PM
Mid-peak od 7 AM do 11 AM i od 5 PM do 7 PM
od 1 XI – 30 IV – zima – będzie (ceny jeszcze nieznane)
On-peak od 7 AM do 11 AM i od 5 PM do 7 PM
Mid-peak od 11 AM do 5 PM
Off-peak przypada zaś zawsze od 7 PM do 7 AM oraz w weekendy i ustawowe święta.
W Internecie pod adresem www.youpaytheprice.ca jest PETYCJA/PROTEST w sprawie sprzedaży Hydro I. Akcję prowadzi NDP, ale kopię otrzyma wybrany z "okienka" poseł liberalny, Hydro oraz właściwy naszemu rejonowi wyborczemu poseł prowincyjny, jako że nasz kod pocztowy elektronicznie skieruje kopię do terytorialnego reprezentanta.
Chyba warto podpisać tę petycję.
Małgorzata Kossowska
Od redakcji: Wszyscy zapłacimy za głupotę wybieranych przez nas polityków.
•••
Apel do Polaków mieszkających w regionie GTA.
Przekazuję apel, jaki otrzymałem za pośrednictwem redakcji radiowego programu Polskie Rozmaitości w Detroit w USA, o włączenie się do prac w komisjach kontroli wyborów w Toronto, a także do aktywnego uczestniczenia już w samych wyborach.
Oczywiście, mam na myśli głosowanie na kandydata antysystemowego.
Dla mnie, osobiście, takim kandydatem jest Grzegorz Braun, ale nie narzucam nikomu mojego punktu widzenia. Mogę jedynie służyć argumentami na poparcie mojego wyboru.
Najważniejsze dla przyszłości Polski jest to, ażebyśmy byli zgodni co do tego – na kogo NIE może głosować świadomy i nieumoczony w istniejące w Polsce układy partyjno-mafijne Polak.
Jeśli mimo to zamierzasz głosować na Komorowskiego, to Twoja wola, więc nie "marnuj swojego czasu" i nie czytaj dalej.
Pozdrawiam
Ryszard A. Kuśmierczyk
Windsor, Ont.
Od redakcji: Sprawa jest jasna.
Listy z nr. 18/2015
LIST OTWARTY KLUBÓW GAZETY POLSKIEJ W KANADZIE I STANACH ZJEDNOCZONYCH
W związku z planowanym na poniedziałek, 27 kwietnia, spotkaniem przedstawicieli Kongresu Polonii Amerykańskiej i Rady Polonii Świata z Grzegorzem Schetyną, ministrem spraw zagranicznych w rządzie p. Kopacz, dziewiętnaście Klubów Gazety Polskiej działających w Ameryce Północnej wystosowało list otwarty do jego uczestników:
Chicago, 24 kwietnia 2015
Szanowny Pan Grzegorz Schetyna, Minister Spraw Zagranicznych RP,
Szanowny Pan Franciszek Spula, Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej,
Szanowny Pan Jan Cytowski, Prezes Rady Polonii Świata
Kluby Gazety Polskiej w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie są częścią unikalnego w skali światowej ruchu obywatelskiego, skupiającego w prawie czterystu Klubach w Polsce i za granicą, dziesiątki tysięcy członków i sympatyków.
Naszym głównym celem jest nie tylko zachowanie wolnej i niezawisłej Polski, ale także rozwój i przestrzeganie podstawowych standardów demokratycznego państwa prawa.
Z wielką przykrością muszę stwierdzić, że zarówno w opinii naszych członków i sympatyków, jak i w opinii całej Polonii licznie biorącej udział w zorganizowanych w ostatnich latach przez nasze Kluby setkach spotkań, niestety organy obecnych władz Państwa Polskiego nie zdały egzaminu.
Dotyczy to zwłaszcza niewyjaśnienia do dnia dzisiejszego przyczyn i przebiegu Tragedii Smoleńskiej, w której tragicznie zginął Prezydent RP Lech Kaczyński wraz z Małżonką, ostatni Prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz członkowie elity Polskiego Państwa.
Mimo upływu pięciu lat, obecne władze polskie nie potrafiły nawet doprowadzić do zwrotu dowodów rzeczowych, a zwłaszcza wraku samolotu i tzw. czarnych skrzynek.
Co gorsza, swoje prowadzone, w sposób niezwykle opieszały śledztwo, opierają w całości na sfałszowanych materiałach oraz tezach narzucanych przez Rosję, nie uwzględniając ekspertyz i badań przeprowadzonych przez naukowców światowej klasy w ramach prac Parlamentarnego Zespołu kierowanego przez Posła Antoniego Macierewicza.
Ta powszechna wśród członków Klubów Gazety Polskiej oraz całej Polonii Ameryki Północnej opinia, upoważnia mnie do stwierdzenia, że my Polacy, mieszkający w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, żądamy od Panów niezwłocznego podjęcia wszelkich kroków niezbędnych dla powołania niezależnej, międzynarodowej komisji z udziałem ekspertów ze Stanów Zjednoczonych oraz innych sojuszniczych państw członków NATO i Unii Europejskiej, która przeprowadziłaby prawidłowe śledztwo w sprawie katastrofy rządowego samolotu Tu- 154 z dnia 10 kwietnia 2010 r.
Równocześnie wyrażam nadzieję, że zarówno Pan Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, jak i Pan Prezes Rady Polonii Świata będą na bieżąco informować Polaków zamieszkałych w Ameryce Północnej, o postępach w powyższej sprawie.
Z poważaniem
Koordynator Klubów GP w Ameryce Północnej
Agata Mikołajczyk
•••
List bardzo krótki otwarty do G.P.A. (Aleksandra Pruszyńskiego)
Drogi Kolego kiedyś z piaskownicy! Skończyły się nam babki wielkanocne, chociaż Tobie później, bo szanowna małżonka pewno hołduje w tym ustępie kalendarzowi juliańskiemu? Były też te babeczki z piasku – jeden... a drugi lepił. Pamiętam, że ci się lepiej lepiło. Yes?
Potem zuchy my bylim i harcerki podglądalim, aż nasze drogi na rozstajach się rozeszły. Chłopy jak dęby, wzięliśmy się za prawdziwe babki. Ja budowałem Polskę zwaną Ludową, choć ja nie z ludu, ale miastowy – a ciebie ze WSI poniosło za Ocean. Byłeś, jesteś i będziesz polityczną istotą. Oby Ci zdrowie dopisywało, a wiele słusznych postulatów się spełniało.
Listem tym odpowiadam na Twój apel – załączając czek wg moich skromnych możliwości. Zaznaczę tylko, że po 20 PLN (złotych?) to ja się na ulicy nie schylam. Nie jestem drobiazgowy.
Spieszę właśnie na spotkanie (na pewno będzie bardzo ciekawe) z najlepszym felietonistą "Gońca" (przepraszam p. Andrzeju) S. Michalkiewiczem.
Zawsze trafia w sedno. Notabene to sedno zrobiło się – jak słusznie śpiewał Młynarski – takie duże! A pamiętasz piosenkę: "Był Duda, miał dudy, miał dudy miał. Ale te dudy, nie były Dudy, bo ten Duda od drugiego Dudy te dudy miał"?
Oby mu się powiodło – dudajmy mu nasze głosy, bo inni niestety szans nie mają i głosy przepadną.
Ostojan
Toronto, 18 kwietnia 2015
PS Kto GPA czyta i jego wskazówkami się kieruje – nie błądzi jak pijane dziecko we mgle.
•••
– Pan Grzegorz Braun jest jedynym kandydatem na prezydenta Polski w tegorocznych wyborach, który mówi prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, o której miliony Polaków w kraju i za granicą wiedzą, a czego nigdy nie mogli usłyszeć ani przeczytać ani w mediach tzw. głównego nurtu, ani od jakiegokolwiek polityka w Sejmie czy rządzie na przestrzeni minionych 25 lat załganej "transformacji ustrojowej".
Prawda was wyzwoli – to właśnie przekaz Grzegorza Brauna.
On nie kombinuje jak koń pod górkę, jaką dać odpowiedź na pytanie dzisiaj, a jaką dać odpowiedź na to samo pytanie... jutro.
U Grzegorza Brauna TAK – znaczy TAK, a NIE, znaczy NIE – wczoraj, dzisiaj, jutro... zawsze taka sama odpowiedź na takie same pytania.
To, co proponuje Grzegorz Braun w swoim programie wyborczym, to odkrywanie nauki Chrystusa w dzisiejszej polityce w Polsce.
Jakże orzeźwiający na nowo powiew nauki, którą Polacy przyjęli 1050 lat temu.
Oni, tam w kraju, w kręgach rządowych trzęsą portkami i boją się tego, co głosi Grzegorz Braun JUŻ teraz, gdy jeszcze jest tylko kandydatem na prezydenta.
Dlatego też wszelkimi sposobami starają się nie dopuścić do tego, ażeby Polacy wybrali sobie prezydenta, który daje rękojmię uratowania Polski – przywrócenia Jej suwerenności i praworządności – a takim kandydatem jest Grzegorz Braun.
Stąd też wszechogarniająca blokada jakiegokolwiek przekazu na jego temat.
Stąd też kneblowanie YouTube i innych internetowych portali zamieszczających wypowiedzi Grzegorza Brauna pod fałszywym pretekstem "obrony praw autorskich".
Boją się też Polonii, bo wiedzą dobrze, jak Polacy mieszkający za granicą głosowali dotychczas, i wiedzą, że Polonia nie zmienia swych poglądów sezonowo, stąd też blokada informacji o kandydatach tzw. antysystemowych, jak Grzegorz Braun, propagowanej na kraje ich osiedlenia.
Stąd też utrudnienia w możliwości oddania głosu w wyborach.
Mieszkam w przygranicznym Windsor, podobnie jak ponad 10 tysięcy osiadłych tutaj Polaków, i w pierwszych i drugich wyborach prezydenckich i parlamentarnych mogliśmy głosować po drugiej stronie rzeki granicznej, w amerykańskim miasteczku Hamtramck, znanym jako Poletown z racji osiedlenia tam wielkiej liczby Polaków.
Wystarczyło wtedy pokazać jakikolwiek dokument wydany przez władze polskie, nie trzeba było też uprzednio rejestrować się i z Wiejskiej, i z Krakowskiego Przedmieścia, zobaczyli jednak, że Polonia nie głosowała na ich kandydatów, więc zlikwidowali punkt wyborczy w Hamtramck.
Teraz "możemy" głosować w odległym od nas o 400 kilometrów... Toronto, i w dodatku po uprzednim zarejestrowaniu się.
Jesteśmy więc tutaj, w Windsor, skutecznie zablokowani, jeśli chodzi o prawo do głosowania w praktyce.
Stąd mój apel do Polaków mieszkających w Greater Toronto Area (GTA) – KONIECZNIE idźcie i głosujcie.
Głosujcie na Grzegorza Brauna!
To będzie też głos oddany również za nas, za tych, których wyrobnicy Eurokołchozu zasiadający w rządzie warszawskim wykluczyli z grona wyborców.
Pozdrawiam
Ryszard A. Kuśmierczyk
– Windsor, Ontario, Kanada
Listy z nr. 17/2015
Jest źle, a będzie jeszcze gorzej, jeśli nadal tkwić będziemy w błogim poczuciu, że nie jest tak źle, dopóki mamy za co kupić kawałek mięsa, dopóki możemy obejrzeć fajny film w TV i wypić piwo w sobotę wieczorem po tygodniu ciężkiej pracy.
Jest źle, że nie jesteśmy w stanie ruszyć się z domu, aby zaprotestować przeciwko tyranii, która wkrada się w nasze życie, a my udajemy, że nas to nie dotyczy. Kiedy ockniemy się z tego błogiego stanu nieważkości, może być za późno. Jutro może się okazać, że winić za deprawację naszych dzieci będziemy wszystkich, tylko nie siebie. A przecież kiedy "pedosadyści" negują nasze rodzicielskie prawa do wychowania dzieci, nie robimy nic, aby temu zapobiec.
Perwerci typu A. Kinsey (ojciec tzw. rewolucji seksualnej) i były minister edukacji w Ontario B. Levin, oskarżony o pedofilię, są twórcami obecnego nowego programu edukacji seksualnej, który jest niczym innym jak dyktatem mniejszości narzuconym większości Ontaryjczyków.
Na protesty przeciwko nowemu programowi sex-ed przychodzi tylko garstka, 20 – 25 osób z całej Polonii. Czy to nie śmieszne (choć chce się płakać), że z taką ochotą oddajemy nasze dzieci. Już 6-latki mają być poddane indoktrynacji liberalno-seksualnej. To, co się proponuje, nie ma nic wspólnego z nauką. Psychiatrzy w Ontario mówią głośno: ten program to "sexual abuse" naszych dzieci. A pani premier Wynn i minister edukacji Sandals śmieją się z nas, protestujących, twierdząc, że jesteśmy starej daty i czasy się zmieniły. Mają rację, czasy się zmieniły, bo do głosu doszły elementy, które nigdy nie powinny decydować o polityce, o naszym życiu i życiu naszych dzieci.
W czasie ostatniego protestu przeciwko premier Wynn i jej programowi "prania młodych mózgów" stała koło mnie młoda mama z dzieckiem i płakała.
Nie wstydziła się łez. Z poczucia obowiązku wobec swoich dzieci przyjechała z daleka, bo czuła, że musi być w tym tłumie, który krzyczał głośno "We say NO". Szkoda, wielka szkoda, że nam tak mało zależy na tym, co się w tym kraju dzieje. Zdeprawowani ludzie narzucają nam swoje poglądy, a my, milcząc, pozwalamy im na to.
Dla pogłębienia wiedzy polecam strony internetowe: Everyday for life in Canada (o programie, protestach, Kościele i religii). O nowych protestach (Mississauga, 3 maja, Square One, o godz. 13.00) strona "Parents against Ontario Sex-Ed Curiculum". Nie śpijmy, bo nas okradną.
Nazwisko do wiadomości redakcji
Od redakcji: Rodzice, którym zwisa dobro dziecka, to potwory.
•••
Zagłębiałam się w lekturę "Gońca" nr 16 z br. i na str. 33 znalazłam dziwny tytuł "Maciory lewego pasa". Przeczytałam opiniodawcze porady pana Sobiesława Kwaśnickiego, który uważa się za eksperta, a w rzeczywistości... nie widzi różnicy między autostradą a torem wyścigowym. Nadto obraźliwie (!?!) się wyraża o kierowcach, którzy wprawdzie jadą szybciej (!) niż limit, ale nie z taką prędkością, jaką jest jego prywatna norma.
Zdarza się, że nawet w mieście niektórzy wręcz wloką się, i to znacznie poniżej max-prędkości, ALE o ileż więcej (!) jest zakochanych w szybkości i własnej interpretacji kultury jazdy czy przepisów drogowych – przykłady choćby tylko w pobliżu skrzyżowań czy zmianie pasa albo na skrętach.
Właśnie różnego pokroju rozpędzeni zygzakowicze są zagrożeniem, bo powolnego można wyminąć i wskazać mu prawy pas w sposób, który nie spowoduje wypadku (np. bez siedzenia na zderzaku).
Wbrew twierdzeniu pana Kwaśnickiego, szybkość jednak zabija (!), zgodnie z prawami fizyki (masa+prędkość), bo nie tylko warunki: nawierzchni i pogodowe, wpływają na opanowanie kierownicy czy sytuacji za kierownicą. Ciekawe, że mogę wymienić nazwy marek aut, które najczęściej pędzą, oraz odgadnąć wiek osoby usiłującej "pokonać prędkość światła". Przepraszam za złośliwą przenośnię, ale fakty, w tym kroniki zgonów, mówią same za siebie.
Tym, którzy kochają szybkość, sugeruję, aby wyjechali z Toronto QEW, w kierunku na Hwy 427, w godzinach szczytu, tj. od ok. 4 czy 5 PM, a wówczas 100-110 km/h będzie dla nich marzeniem.
Małgorzata Kossowska
Od redakcji: Ma Pani połowiczną rację – S. Kwaśnicki.
•••
Drodzy rodacy, dziękuję…
Kiedy piszę artykuł, moim głównym celem jest zwrócenie uwagi na rzeczy zwyczajne, niestety przez wielu pomijane. Próbuję zachęcić do odrobiny refleksji, do refleksji nad otaczającym nas pięknem tego świata. Ja wiem, wiem i rozumiem, że obecne czasy są inne, wszystko robi się niemal w biegu. Jednak warto na krótką chwilę zwolnić, o kilka kroków mniej, i dostrzec to, co pozornie w milczeniu się do nas uśmiecha. Wiem, że to potraficie, bo w innym razie nie dostrzeglibyście i mnie!
A jednak, nie szukałem Was, to Wy rodacy odnaleźliście mnie. Jakąś część odkryliście w publikowanej dzięki uprzejmości Pana Kumora książce "Życie po skoku". Więcej w artykułach, które z radością piszę. Dostrzegliście mnie i zatrzymaliście się przy tym chłopaku, który pisze trochę o tym, trochę o tamtym. Okazaliście mi pomoc, podaliście swą dłoń, za co dziękuję z całego serca. Poczułem się wyjątkowo, doceniony tak jak te wszystkie rzeczy, które opisuję. Moja wdzięczność jest ogromna. Dziękuję Wam i Panu Kumorowi, że umieszczał pod artykułami numer subkonta Fundacji Charytatywnej przy Kongresie Polonii Kanadyjskiej. Teraz już w Polsce coraz cieplej, będę mógł wyjeżdżać na spacery i dzielić się z Wami wszystkim tym, co zaobserwuję. Kocham wpatrywać się w poszycie traw i przyglądać temu, co tam żyje. Kiedy to robię, znikają troski, ból, a łzy zamieniają się w uśmiech. Nie mogę się doczekać tych dni, aby wyjść z czterech ścian i kąpać się w słońcu. Zawsze mi żal, kiedy muszę wracać do domu…
Zdradzę Wam coś, to ważna wiadomość, zacząłem pisać drugą część książki "Życie po skoku". Jak Bóg da, na koniec roku powinna być gotowa.
Trzymajcie kciuki, aby nie zabrakło mi sił i zdrowia. Dziękuję darczyńcom za okazaną pomoc, rodacy, dziękuje, że o mnie nie zapomnieliście. Specjalne podziękowania dla Dorotki, za to, że założyła mi subkonto w Fundacji, i dla Pana Kumora, za umieszczanie danych do wpłat. Dziękuję również Zbyszkowi, który przekazuje moje artykuły do gazety "Goniec", dziękuję. Pozdrawiam Was
Mariusz
Od redakcji: Panie Mariuszu, głowa do góry, Pana pisanie wielu ludziom dodało chęci do życia. To Pan pomaga innym.
•••
Zamienił stryjek siekierkę na kijek:
Czy rozsądne jest pozbycie się kury znoszącej złote jajka? Pani Premier Ontario właśnie pozbywa się takiej kury, kiedy wystawia na sprzedaż Hydro I, przynoszące rocznie dochód przekraczający 3/4 miliarda dolarów!!! Uważa przy tym, że 40 proc., jakie zamierza zatrzymać, da jej kontrolę (?) nad tą firmą... Nie wiem, czy to jej urok osobisty, wbrew faktom i matematyce, mogą dać taką przewagę, gdyż w świecie biznesu trzeba mieć powyżej 50 proc. puli, a więc choćby te 51 proc., aby decydować. Pieniądze ze sprzedaży, która nie jest prywatną własnością (!) Pani Premier ani jej partii, zamierza się przeznaczyć na potrzeby transportu i dróg, a więc na konsumpcję! Do tego dochodzi ciekawy wątek, mianowicie haraczu, jaki od lat ściąga się od każdego zakupionego litra benzyny, z którego każdy cent powinien iść na nic innego, jak tylko i wyłącznie na drogi/transport. Poprzedni Pan Premier pieniądze te wsadzał do jednego worka i wydawał, jak mu się to podobało. Czy nie powinno się rozliczyć i zażądać zwrotu pobranych kwot, by wydać je na cel, na który były przeznaczone?
Dygresja: Ciekawe, co by się stało, gdyby ktoś kłamał i np. zbierał na szpital, a wydał na budowę teatru... Myślę, że nie ma tu wielkiej różnicy w ocenie takiego działania: bo jeśli daje na szpital, tam ma trafić etc.
Historia pokazuje, że "błyskotliwe" decyzje w sprawie likwidacji dwóch ontaryjskich elektrowni skończyły się odszkodowaniami z kieszeni oczywiście podatników – a jedna z tych budowli była tylko na papierze, i to jeszcze niezatwierdzona przez Ministerstwo Ochrony Środowiska! Czyż nie będzie się znów – w przyszłości, sięgać do kieszeni podatników: po sprzedaży profitowej firmy, jeśli niebawem dojdzie do takiej – bo skąd będą przypływać pieniądze do rządowej kasy? Na dodatek cena elektryczności będzie szła w górę, tak jak będzie chciała tego firma=właściciel.
Piszę o tym, bo posłanka z mego rejonu, która interweniowała w tej sprawie, została usunięta z sali obrad! Dlatego wszyscy powinni interweniować u swoich prowincyjnych posłów, bez względu na to jaką oni partię reprezentują, by oponować, a jeśli sprzeciw = WETO nie pomoże, domagać się przynajmniej referendum w sprawie sprzedaży tego, przynoszącego profit: public asset.
Małgorzata Kossowska
Od redakcji: Od dawna widać, że pani premier poczyna sobie bardzo bezczelnie.
Listy z nr. 16/2015
Paszportowy "instant"
Polski paszport – czy to polski? Czy ta kadra w polskim biurze to Polacy? To jest duże pytanie.
Odpowiedź niewiadoma – my mamy swoich polskich ludzi w Toronto, którzy mogą tę pracę wykonywać dla nas z uprzejmości i gościnności, jakimś poszanowaniem. Dlaczego tak nie jest? Do czego oni są tutaj? Kto to jest?
Kilka tygodni temu dzwoniłam do polskiego konsulatu w Toronto o informacje – osoba, która podjęła słuchawkę – mówi: niech się pani nie denerwuje.
Ja z nią jeszcze słowa nie zamieniłam, a ona mi mówi, niech się pani nie denerwuje. Co to za konwersacja, kto ich przygotował do tego zawodu?
Dzisiaj jest 1 kwietnia 2015, dzwoniłam do polskiego konsulatu, żeby się tylko dowiedzieć, czy oni są w ogóle otwarci. Dwie godziny zajęło mi, żeby zasięgnąć jakiejś informacji. Co to jest? – Monkey business. Jakby ktoś miał tzw. emergency, w nagłej potrzebie, to nie można na nich polegać, że coś się da szybko załatwić w tym miejscu.
Wypełniłam wniosek o przedłużenie paszportu i muszę czekać pięć tygodni. Dlaczego? Przecież na kanadyjski paszport czeka się tylko dwa tygodnie i jest jeszcze tańszy, a polski kosztuje 160 dol. Oprócz tego osoba w okienku poinformowała mnie, że muszę dzwonić 3 maja do biura, czy paszport jest do odebrania. 3 maja to Święto Konstytucji i wszystko zamknięte. Dodzwonić się ciężko, załatwić coś, co potrzebne, jest trudno. Oni myślą, że nam wielką łaskę robią. Do czego my ich tutaj trzymamy, żeby tylko ich utrzymywać? Oprócz tego jak się dzwoni, to mówią, że wszystko nagrywają dla bezpieczeństwa. Jakiego? W jakim celu? – Kim oni są???
W języku angielskim mówi się, że to nie jest "proper business behaviour". Uważam, że powinniśmy znaleźć jakieś inne miejsce obsługi.
Oprócz tego biorą z dwóch rąk odbitki palców. Do czego? Najpierw niech zrobią w Warszawie całego rządu.
Ja, składając wniosek, prosiłam ich tylko i wyłącznie o polski paszport, a nie paszport Unii Europejskiej.
Nazwisko do wiadomości redakcji.
Od redakcji: Szanowna Pani, myślę, że po prostu nie zainteresowała się Pani sprawą odpowiednio wcześnie. Według prawa międzynarodowego, Polska nie jest już państwem niepodległym i dlatego nie może Pani żądać paszportu polskiego.
Jeśli chodzi o pozostałe doświadczenia, to powiem Pani, że w innych urzędach polskich miałem gorsze. A każdy, nawet urzędnik państwowy, może mieć zły dzień...
•••
Bóg dał mi rozum, ale red. ''Gońca'' zauważył, że go za mało używam. Ale chyba w większości ludzie tacy są. Nie wszyscy są autorytetami, wykształconymi i z tytułami profesorów, doktorów itp. Witos był prostym chłopem, a został premierem rządu. Wałęsa "Bolek'' został prezydentem i noblistą. Prości i ubodzy zostają świętymi. Liczy się człowieczeństwo, sumienie, inteligencja i życie wg Boskiego Dekalogu.
5. rocznica katastrofy smoleńskiej znów ożyła . "Oszołomy" zespołu Macierewicza z profesorem Nowaczykiem z USA, pokazały nowe dowody tej katastrofy.
Natomiast komisja prokuratorska przez swoje media, ogłosiła nowe nagrania z wersji czarnych skrzynek z Rosji.
Są to nowe nagrania wskazujące na pierwszy raport Anodiny. Ciekawe, ile razy jeszcze będą czytać te skrzynki. Ale nie ma co się dziwić, bo polscy politycy mówią tak samo jak Anodina. Np. że Rosjanie nie mieli powodu, aby doprowadzić do zamachu. Według tych wypowiedzi, uniewinniają Putina.
Wiadomo, rząd PO-PSL do tej zbrodni się nie przyzna, boby wydali wyrok śmierci na siebie. Dlatego tej władzy nie oddadzą, choćby mieli iść po trupach.
Jest też dużo dziennikarzy, niby prawicowych, którzy dają Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek.
Stanisław W. Mississauga
Od redakcji: Szanowny Panie, w mojej poprzedniej odpowiedzi nie chciałem Pana urazić, a raczej zachęcić do katechezy i czytania Pisma św. Przytacza Pan przykłady osób, jak śp. Wincenty Witos, które rozumem posługiwały się po mistrzowsku. Rozum a wykształcenie to dwie różne i często rozbieżne rzeczy. Pozdrawiam serdecznie i nieustająco zapraszam do dzielenia się przemyśleniami.
•••
Polak, raz jeszcze, ma szansę na wybór do grona tegorocznych "Top Immigrants" w Kanadzie. W zeszłym roku dzięki nagłośnieniu Konkursu w prasie polonijnej zdobyliśmy pierwszego polskiego laureata tej nagrody, pana Piotra Mielżyńskiego.
W tym roku chcielibyśmy ten sukces powtórzyć. Biorąc pod uwagę wkład Polonii do społeczeństwa kanadyjskiego, sądzimy, że powinniśmy znajdować Polaków w gronie laureatów tej nagrody dużo częściej – ale to zależy od tego, czy poświęcimy parę sekund na zagłosowanie na:
http://canadianimmigrant.ca/canadas-top-25-immigrants/vote. Termin głosowania upływa 11 maja.
W tym roku dr Mike Kalisiak jest tym polskim kandydatem. Dr Michał (Mike) Kalisiak jest lekarzem dermatologiem praktykującym w Calgary znanym z działalności na rzecz zapobiegania rakowi skóry. Już wcześniej za swoje osiągnięcia został uhonorowany przez takie organizacje, jak Canadian Medical Association, Canadian Dermatology Association and American Academy of Dermatology.
Mamy nadzieje, że pomogą Państwo w nagłośnieniu tego konkursu tak wśród Polonii, jak i w Polsce.
Od redakcji: Całym sercem popieramy.
Listy z nr. 15/2015
Odpowiedź na list Pana Ostojana z nr 11 "Gońca"
Ostatnia kawa
Szanowny Panie,
Jestem Pańską czytelniczką. Cenię sobie bardzo Pańskie pióro, raduję się z każdego zgrabnie ułożonego zdania, z błyskotliwych skojarzeń, celnej pointy. Ale Pański komentarz do "Idy" pt. "Idzie nieźle idzie" jest zaprzeczeniem prawdy historycznej, która to historia działa się na Pańskich oczach i jest Pan jej świadkiem.
Pisze Pan, że film nie jest oparty na faktach historycznych, czyli jest wytworem wyobraźni/fantazji reżysera. Gdyby – cytuję Pańskie słowa – do akcji wprowadzono Niemców, Żegotę, "okupację" radziecką, Żołnierzy Wyklętych, to Oscara by nie dostał. Oczywiście, że nie. Bo "Ida" jest zrobiona pod gust Żydów i jest filmem antypolskim. Jest zakłamaniem prawdy historycznej. I trudno być dumnym z faktu, że Polska znalazła się na czerwonym dywanie za jego sprawą.
Ja filmu nie oglądałam i oglądać nie będę. Widziałam go oczami dwojga znajomych Żydów – starszego Pana, byłego profesora uniwersyteckiego, i jego dużo młodszej Przyjaciółki. Spotykam się z nimi od czasu do czasu w pobliskiej kawiarni, na kawie po Mszy św. Tak, oni też chodzą do kościoła katolickiego (francuskojęzycznego), który ja opuściłam, a raczej zmieniłam na inny z powodu zmian, jakie tam zaszły. Otóż pewnej niedzieli moi znajomi weszli do kawiarni wyraźnie radośni, podekscytowani niedawno obejrzanym polskim filmem, "Idą". Czy oglądałam? Nie, nie oglądałam. Więc pokrótce opowiedzieli mi fabułę filmu, nie wspominając – chyba przez grzeczność – o krwawych polskich chłopach. Dopiliśmy kawy. Wyściskaliśmy się serdecznie na pożegnanie.
W następnym numerze "Gońca" przeczytałam o "Idzie". Jej pierwowzór znam od wielu lat. Fajga Danielak vel Helena Wolińska vel Helena Brus. Kat naszych chłopców z podziemia. Ona była tematem następnego spotkania przy kawie, a ja prelegentem. Przedstawiłam jej sylwetkę, opowiedziałam o jej pracy w katowniach stalinowskich, o staraniach rządu polskiego o jej ekstradycję i ciągłe odmowy rządu Wielkiej Brytanii. Była dobrze chroniona przez swoich. Aż do śmierci. A przecież było takich więcej. O, choćby taka Krwawa Luna, Brystygierowa, której ulubioną rozrywką pomagającą więźniom w przyznaniu się do winy był zatrzaskiwanie w szufladzie ich genitaliów. A pod koniec swej egzystencji przeszła na katolicyzm i była częstym gościem w Laskach... Nic nie mówili, pąsowieli tylko. Dużo młodsza Przyjaciółka półgębkiem spytała starszego Pana, czy ten film to zmyślenie. Starszy Pan potwierdził skinieniem głowy. Pożegnaliśmy się.
Tak to się dzieje, kiedy ludzie, nawet inteligentni i wykształceni, zamiast sięgnąć do materiałów źródłowych, uczą się historii w kinie.
Z poważaniem
Ewa Pietras
Errare humanum est. Krętactwo i niekompetencja też
Ukaranie w delikatny sposób (a jak?) następnego policjanta z dzielnej czwórki (czterech uzbrojonych na jednego zagubionego) wpisuje się niestety w długą, niechlubną i chyba nigdy niekończącą się listę zaniedbań swoich obowiązków przez ludzi, którym płaci się nieźle (ho, ho!) za to, żeby w pracy byli "dbali" i nie spali.
Czytelnicy, którzy żyją tu dłużej, zapewne pamiętają zabawną (?) historyjkę, kiedy to do siedziby ówczesnego Prime Ministera Chretiena wtargnął nocą pewien osobnik i dotarł do sypialni gospodarza i jego żony. Tenże, nasz ówczesny krzywousty po stroku przywódca, nigdy nie dawał sobie w tzw. kaszę dmuchać. Owej nocy chwycił solidny mosiężny postumencik i był gotowy puknąć nim intruza, którego dzielni guard sekundę wcześniej, jednak szczęśliwie dla niego, obezwładnili. Bo byli na posterunku – a jakże. Tyle że kiedy alarm zadźwięczał w ich dyżurce, ostrzegając, że ogrodzenie jest forsowane, skonstatowali, że to na pewno racoon. Nudna noc, więc oglądali pornosy – i jak tu przerwać akcję? Niezdrowo.
Chretien wykazał już też, że jest czupurny, gdy któryś z demonstrantów (tych nigdzie nie brakuje) znalazł się zbyt blisko przechodzącego, w obstawie oczywiście, premiera i krzyczał mu swoje racje prosto w twarz. Ten po prostu chwycił krzykacza za kapotę, potrząsnął i prawie podniósł do góry.
Kamera uchwyciła. Wrzask zamarł w gardle, a demonstrator nawet komentował potem, że rozważa podanie do sądu krewkiego premiera!
Niedawno intruz z nożem przelazł – to chyba musiało trwać – przez ogrodzenie Białego Domu. Przebiegł dość przecież rozległy trawnik i dostał się do wnętrza budynku, co znowu udowodniła kamera wbrew próbom tłumaczenia ochrony, że wcześniej intruza obezwładniono. Alarm przy wejściu był wyłączony, bo przeszkadzał podobno woźnym. Wpadek ochrony Obamy było zresztą kilka.
W Alpach rozbija się samolot. Tragedia, giną wszyscy pasażerowie, w tym dzieci! Samobójstwo drugiego pilota, niezrównoważonego psychicznie, którego właśnie opuściła dziewczyna. Był badany okresowo i uznany za bezpiecznego jako pilot przez psychologów (psychiatrów?). Ile oni "koszą" za wizytę? Czy są odpowiedzialni? Pierwszy pilot wyszedł siusiu, zostawiając wariata u sterów. A ten zręcznie przypikował i malowniczo rozstał się z tym światem, zabierając ze sobą wszystkich pasażerów. A w kokpicie ma być zawsze dwóch pilotów, bo np. udar czy atak serca może każdego trafić, i to nagle niestety.
W Tunisie, gdzie wybuchła parę lat temu tak wspierana przez "Zachód" wiosna arabska, wystrzelano turystów przed muzeum. Zginęli dwaj Polacy plus jeden, który zmarł w szpitalu. Niezawodny Sikorski podał liczbę siedmiu i ogłosił żałobę narodową, do czego nie miał prawa, bo to jest w gestii prezydenta. Oczywiście nawet jeden polski turysta zabity przez dzieci wiosny arabskiej to o jednego za dużo.
Kiedyś zwariowanych islamistów trzymały za tzw. mordę okrutne reżimy. "Zachód", zachowując się jak słoń w składzie porcelany, swoim niewczesnym wprowadzaniem demokracji otworzył puszkę Pandory w Tunisie, Libii, Syrii, gdzie ludzie codziennie mrą jak muchy. Irak – szable w dłoń i na ISL! Niech jeszcze paru kanadyjskich żołnierzy zginie. My zakwefionych i zaturbaczonych nauczymy demokracji! A jak oni jej nie chcą i nie rozumieją, to do piachu z nimi. Racja?
Ale wróćmy do Tunisu, przedtem jednak wypada wspomnieć, że w Egipcie, szczęśliwie bez pomocy z zewnątrz, rząd wojskowych chwycił wzburzony lud za tak zwaną właśnie mordę i trzyma porządek. To Araby rozumieją. To dla nich sytuacja oczywista.
A w Tunisie muzeum było strzeżone (tj. powinno być!) przez czterech uzbrojonych policjantów, którzy mogli zareagować natychmiast i uniknięto by masakry. Ale, a jakże, akurat gdy uderzyli terroryści, to dwóch poszło na kawę, trzeci jadł kanapki, a czwartego nie można było nigdzie znaleźć! Surprise?
Kto pamięta, to pamięta, "prehistoryczne" zabójstwo prez. Kennedy'ego. Domniemany sprawca Oswald prowadzony jest pod ręce przez dwóch, tylko dwóch, detektywów, którzy z nim przepychają się z trudem przez tłum gapiów. Niejaki gangster Ruby strzela i Oswald ginie. Nigdy nie dowiemy się, czy był on zabójcą, czego się wypierał, i czy działał sam. Ruby "błyskawicznie" umiera w więzieniu na raka, który jest, jak wiadomo, powolnym kilerem. Znęca się długo zwykle.
Ten sam schemat – przepychanki przez tłum gapiów i z podobnym rezultatem zdarzył się krótko potem z bratem prezydenta Edwardem zastrzelonym w czasie kampanii wyborczej. Ochrona też się zagapiła. Sic!
Coraz więcej jest kamer, które rejestrują fakty z zapałem przekręcane przez kłamiącą security. Przypadek z Dziekańskim to przykład klasyczny niemal. Policjanci zbierają się po fakcie i uzgadniają wspólną, fałszywą wersję zdarzenia. Przed sądem/komisją, pod przysięgą kłamią, że niczego nie uzgadniali. Łgają nieudolnie, żeby uniknąć odpowiedzialności.
Brawo filmik z telefonu komórkowego przypadkowego pasażera! Zmarłemu (zabitemu!) to niestety życia nie zwróci. Ale dla matki jest to słabiutka pociecha pokazująca, że syn był niewinny. Zginął przez głupotę tych, co strzegą i bronią.
Cóż, ochroniarzami czy policjantami właśnie zostają niestety dobrze umięśnieni, ale jak pokazują fakty, niezbyt bystrzy i po paru latach zrutynizowani osobnicy. Niezdolność przewidywania połączona z lekkomyślnością rodzi tragedie. Myślcie trochę mięśniaki, to pomaga w waszej pracy rozleniwiającej was inaczej szybko.
Ostojan
Toronto, marzec 2015
Listy z nr. 14/2015
Szanowni Państwo, "co kaszubskie – to polskie"
Jesteśmy grupą miłośników naszej kaszubskiej kultury. W ramach wolnego czasu tworzymy własne utwory w języku kaszubskim do rytmów muzyki współczesnej, kierowane do dzieci, młodzieży i dorosłych. Nasze utwory wykonywane są przez zespół "Kartesczé Zwónczi" oraz duet "Tropico". Mamy też przygotowane prezentacje multimedialne o Kaszubach i ich kulturze.
Ze swojej strony staramy się wskazywać na rozwój kultury kaszubskiej i możliwości jej funkcjonowania w realiach współczesnego świata. Posiadamy też w repertuarze utwory kościelne do muzycznego ubogacenia Mszy Świętej.
Chętnie zaprezentowalibyśmy u Państwa nasz muzyczny dorobek.
Pozdrawiam
Marek Serkowski
Kartuzy
tel. 502-144-400
Od redakcji: Zapraszamy zainteresowane organizacje!
***
Dzień dobry.
Uprzejmie proszę o rozpowszechnienie poniższej informacji:
Jeżeli masz zaniżoną rentę czy emeryturę z powodu represji i prześladowań politycznych, wystosuj skargę na dyskryminację prawną (rentowo-emerytalną) do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Wzór skargi znajduje się na stronie: www.internowani-represjonowani.pl.tl w zakładce "Rzecznik Praw Obywatelskich".
Informację przekaż innym.
Kopię skargi prześlij na adres Stowarzyszenia.
Dziękuję.
Janusz Olewiński, przewodniczący Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych
i Represjonowanych.
Od redakcji: Popieramy!
•••
Warszawa 30.03.2015
APEL O GODNE UPAMIĘTNIENIE ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH - NIEZŁOMNYCH NA "ŁĄCZCE"
Do: Minister Andrzej Krzysztof Kunert – sekretarz ROPWiM
Łukasz Kamiński – prezes IPN
Szanowny Panie Ministrze, Szanowny Panie Prezesie,
Z rosnącym niepokojem obserwujemy ostatnie działania zmierzające do budowy Panteonu Bohaterów Narodowych na "Łączce" Wojskowego Cmentarza na warszawskich Powązkach. W wyniku pośpiesznie przeprowadzonego konkursu zwyciężyła praca będąca plagiatem projektu na krematorium sztokholmskiej nekropolii, a nagroda II przypadła projektowi, który nieodparcie kojarzyć musi się z powszechnie znanym pomnikiem Ofiar Holokaustu w Berlinie. W najbliższym czasie ROPWiM zapowiada pośpieszne dokonanie wyboru projektu spośród pięciu wyróżnionych prac, aby w czasie wakacji go zrealizować i w dniu 27 września br. odsłonić z udziałem najwyższych władz państwowych. Nie możemy pozbyć się odczucia, że powodem owego nadzwyczajnego ożywienia są potrzeby bieżącej polityki i wyborczego kalendarza, ostatecznym zaś jego efektem uroczyste odsunięcie pilniejszych spraw czekających na rozwiązanie, jak choćby kontynuacji ekshumacji i identyfikacji ofiar zbrodni.
Dołączając do głosu rodzin "łączkowych", apelujemy o to, aby uroczysty państwowy pogrzeb naszych Bohaterów odbył się dopiero po zakończeniu prac ekshumacyjnych na całym obszarze "Łączki", tzn. w kwaterach Ł1 i Ł2, pod asfaltową aleją i znajdującymi się wokół chodnikami, to znaczy w miejscach, gdzie pod grobami z lat 80. nadal pozostają szczątki około stu naszych Bohaterów, wśród nich gen. Augusta Emila Fieldorfa, rtm. Witolda Pileckiego, płk. Łukasza Cieplińskiego i pozostałych członków IV Zarządu Głównego WiN. Założony scenariusz pogrzebu na raty nie mieści się w cywilizacyjnych standardach i ociera o farsę, tym bardziej że znana jest lokalizacja ukrycia kolejnych ofiar na terenie bezpośrednio sąsiadującym ze wznoszonym pomnikiem, a de facto jedynym powodem hamującym ich wydobycie pozostają świadome działania władz komunistycznych maskujących własne zbrodnie.
Apelujemy także o to, aby forma, jak i wielkość upamiętnienia odpowiadała jego znaczeniu i obejmowała cały "łączkowy" teren dołów śmierci, do których komuniści barbarzyńsko wrzucali swe ofiary. Towarzyszące konkursowi założenia przestrzenne zminimalizowały obszar zabudowy do niewielkiego fragmentu dawnego pola więziennego (18 x 18 m), czyli zaledwie do części Kwatery Ł1 wpisanej obecnie do rejestru grobów wojennych i ledwo dorównującej rozmiarami mauzoleum Bolesława Bieruta.
"Łączka" jest miejscem symbolicznym i wyjątkowym. Forma i skala Panteonu Bohaterów Narodowych, przez pół wieku wyklętych i zapomnianych, musi odpowiadać randze Ich walki i tragicznego losu. Zamiast pośpiechu potrzebna jest rozwaga i odwaga. Oni na nią czekają.
Fundacja "Łączka"
Apel mogą podpisywać wszyscy, którym leżą na sercu sprawy Polski i naszych zamordowanych przez komunistów Żołnierzy Wyklętych-Niezłomnych.
Listy z nr. 13/2015
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia
Nawiązując do komentarza redakcyjnego dotyczącego poglądów na Polskę w szerszym kanadyjsko-amerykańskim aspekcie, chcę przede wszystkim podkreślić, że nie mam także wysokiego mniemania o specjalnych wartościach hollywoodzkich czerwonych dywanów. To jest pewna specyficzna kultura, a jaka jest, każdy (?) widzi. Nie wydaje mi się jednak, żeby była ona w stanie schyłkowym, choćby dlatego że angażowane są w nią duże pieniądze (a jak nie wiadomo, o co chodzi...). Dla aktorów pokazanie się to popularność, to z kolei nowe angaże, sława i dolary. Reżyserzy, TV i choćby tylko reklamy kosztujące tyle, że w liście brak drukowanego miejsca na same zera! Zgadzam się, że Oscar to gęś, ale znosząca zbyt wielu wpływowym ludziom złote jajka, a mniej wpływowym igrzyska.
Kiedyś wielki Marlon Brando stwierdził, że w Hollywood rządzą Żydzi. Zostawię to bez komentarza. Interes wszak jest niezły, no to co – mamy go zwinąć? Nu?
Jak jest, tak jest – ale jest. Cieszy moją polską duszę, że w tym interesie Polka też może czasem coś ugrać. Choć rzadko. Wajda wielkim reżyserem jest, ale znacznie niższej rangi Pawlikowski zrobił lepsze wrażenie na widowni i zebranych przed telewizorami na (tak, tak) całym świecie. Jeden Polak dukał coś tam niby wzniosłego, a drugi przemówił ze swadą, dowcipnie po angielsku. Komu ta publika da punkty? A przecież tak czuli (przeczuleni?) jesteśmy na to, co i jak o nas mówią. Czy nas w ogóle zauważają. Zabawne jest, że dwie polskie aktorki, pani K i pani T, wbiły się w tysiące złotych warte suknie, przebyły tysiące kilometrów, a kiedy ogłoszono zwycięstwo filmu, reżyser wystąpił solo, bo panie akurat wyszły na siusiu! Ale nic to – Kidman to wszak ulubiona aktorka. Wystarczyła.
Jakoś tak się złożyło, że moje kiedyś dość ścisłe kontakty z tutejszą Polonią bardzo się rozluźniły i praktycznie grono moich znajomych to Kanadyjczycy od pokoleń. Miło mi było otrzymać od nich gratulacje (tak jakby była w tym jakaś moja zasługa) z powodu rzuconych na czerwonym dywanie słów: Polska, polski film, polski zdolny i mający ciekawą osobowość reżyser. Ponieważ moi znajomi lubią "Labatts Blue" (ja popieram "Żywiec" Mielżyńskiego), więc po paru kuflach płynnie nam się dyskutuje. Notabene – innego alkoholu do ust nie biorę. Co z Ciebie za Polak? Tak z przekory każę się do mnie zwracać (polish to ja mam buty). Niech się zwał, jak się chciał, ugruntowałem swoją pozycję, m.in. wygrywając zakład, że z lady Simpson związał się Edward nr 8, a nie nr 7, a kiedy któryś z WASP-ów wspomniał, że jego angielska rodzina przeniosła się (parę pokoleń temu wstecz) – z właśnie powstającego USA do Kanady – powiedziałem mu – to jesteś rojalistą? Skąd akurat jeden to wiesz? Zakrapiane nie tylko piwem spotkania odsłaniają politpoprawne na co dzień oblicza moich "kumpli". Okazuje się, że WASP-y nie lubią Żydów i Murzynów. Suprise?
Kiedyś w swoim cotygodniowym felietonie Redaktor przytoczył anegdotę, jak to po całonocnym (nie na sucho) tłumaczeniu przez działacza opozycji w PRL – zachodniemu dziennikarzowi, jak to się źle w Polsce dzieje, ten oświadczył, że teraz wszystko rozumie. Ale ma jeszcze jedno pytanie – co na to wasz parlament? No właśnie.
Ja też próbowałem parokrotnie wyjaśnić niuanse drugiej światowej i czasy po niej. Do you understand now? Of course, but po której stronie Polska właściwie walczyła – czy przeciwko Rosji (bo Anglia i USA były z Rosją w sojuszu po tej samej stronie)? No bo tak to wygląda, że przeciw.
Napiszę coś obrazoburczego. Tak, cieszyłbym się też, gdyby Oscara (choć raczej się na to nie zanosi!) wygrał "Kloss" lub "Czterech pancernych". Bo co tam jest pokazane? Dzielni Polacy biją głupich, złych Niemców. Podtekst? Nie do wyjaśnienia – bo co wtedy robił nasz parlament? A i Amerykanie są pokazani pozytywnie w ostatnim odcinku.
"Goniec" odzwierciedla opinię większości i mniej więcej połowy Polaków w Kraju. Ale ja w mikroscenie nieco z boku, widzę sprawy pod trochę innym kątem. Wg mnie, czy to dobrze, że dostaliśmy Oscara? Bardzo dobrze!
Cieszy mnie, że Redaktor uznał moje pisanie za obrazowe i kwieciste. To taki nomen omen "kwiatek" do generalnie bardzo sierjoznych, jednowymiarowych artykułów i felietonów "Gońca", zresztą na ogół słusznych. Dlatego jestem stałym, wiernym czytelnikiem popierającym ten tygodnik (wbrew temu, co sądzi o prawicy nasz parlament!).
Z poważaniem
Ostojan
PS Nie wierzę, że w młodych latach Pan Redaktor, oglądając "Klossa", nie emocjonował się sprytnymi zagraniami (na nosie) Niemcom i nie trzymał za jego powodzenie kciuków. Albo że nie podkochiwał się w Marusi i szedł-jechał w "Rudym" na Berlin. Kapitan Kloss był dobry, a gestapowiec Karewicz jeszcze lepszy. Nie wierzę i już – nie ze mną takie numery Bruner, to znaczy – Panie Redaktorze Kumor. A skoro już udzielono mi głosu, to wspomnę... "Alicję w krainie czarów" i ciekawą koncepcję tej jednej z najpopularniejszych bajek. Druga strona zwierciadła i świat niby na odwrót. Chodzi mi o film "Lewiatan" (diabeł). Historia jest fikcyjna, choć luźno oparta na autentycznych faktach w myśl zasady, że tak być mogło. Zdarzyła się w Kolorado niejakiemu Heemeerowi walczącemu z potężną cementownią. Moja córka mieszkająca od lat w tym kolorowym stanie twierdzi, że nie zwróciła ona większej uwagi, jako wydarzenie lokalne jakich wiele.
Jakoś jednak zainspirowała reżysera Zwigancewa. I tu mamy drugą stronę zwierciadła, odwrócenie biegunów jak w elektryczności, plusów i minusów. "Lewiatan" odsądzany jest od czci i wiary przez władze, a popierany przez lud (oglądalność). Jego polska konkurentka oskarowa zaś popierana przez władze, krytykowana jest przez dużą część społeczeństwa. Bo dobre filmy oglądają wszyscy (przynajmniej w danym kraju), a że mają plusy ujemne i dodatnie? Gdzie ich nie ma?
Ostojan
Odpowiedź redakcji: Proszę Pana, ja w mikroscenie nieco z boku, widzę sprawy pod trochę innym kątem. Pozdrawiam, Andrzej Kumor.
•••
Każdy chyba na świecie słyszał o tym, co bez przerwy Kościół powtarza, że wąż skusił Ewę, aby zerwała jabłko z zakazanego drzewa przez BOGA. Dlatego od początku świata BÓG ukarał ludzkość, zsyłając karę grzechu i śmierć. Od tej pory za to nieszczęśliwe jabłuszko ludzkość tak strasznie cierpi. Mimo tylu próśb do BOGA, tylu cierpień, modlitw, BÓG nie przebacza za to jabłuszko. A przecież BÓG jest miłosierny i przebaczający, głosi Kościół. Trudno zrozumieć to miłosierdzie BOŻE. Może ja tylko nie rozumiem, ale logicznie, wg rozumu, trudno to zrozumieć.
S . Wójtowicz, Mississauga
PS Wiem, że o tym nie wolno dyskutować, dlatego red. nie drukuje takich wypowiedzi, aby się nie narazić Kościołowi.
Odpowiedź redakcji: Proszę Pana, Bóg dał nam rozum i musi Pan go bardziej używać. Powtórzę poradę, którą sam usłyszałem od rekolekcjonisty w kościele w Mississaudze. Proszę kupić sobie Biblię dla dzieci. Czytać ją przez rok, następnie kupić zwykłą, przez dwa lata czytać Ewangelie, potem może Pan przeczytać Stary Testament. Warto też chodzić do kościoła na Mszę św., bo czasem podczas kazań można się czegoś dowiedzieć, a i rozmowa ze spowiednikiem w konfesjonale wiele wątpliwości pozwala wyjaśnić. Życzę powodzenia w poszukiwaniach.
Andrzej Kumor
•••
Gdańsk, 22.03.2015 r.
Nad czym warto się zastanowić
1. Wydaje mi się, że zachodzi potrzeba przeanalizowania przyczyn wstępowania młodych Europejczyków w szeregi niebezpiecznych islamskich dżihadystów. Wiele wskazuje na to, że nie chodzi tu tylko o szukanie mocnych przeżyć i prostą realizację młodzieńczego buntu.
Ostatnie protesty głównie młodych ludzi w zachodniej Europie z okazji otwarcia wielkiego gmachu korporacji bankowej (w okresie widocznego kryzysu ekonomicznego) powinny zmusić do zastanowienia się nad przyszłością nie tylko banków, z niebotycznie wysoko opłacanymi prezesami.
Jeżeli do tego dodamy bezczelne kantowanie i okradanie młodych ludzi rozpoczynających pracę przez różnych cwaniaków uważających się za biznesmenów, to obserwowany bunt młodych ludzi jest zrozumiały.
Moje obawy są takie, że może nastąpić eskalacja tego buntu, ponieważ demokratyczne hasła, którymi manipulują rządzący, zbyt często mijają się z faktami i prawdą. Sądy, które powinny rozstrzygać spory dotyczące niepłacenia za wykonane prace, działają na ogół opieszale, co wyraźnie widoczne jest w Polsce.
2. Można się spodziewać wykorzystania trudności ekonomicznych i niezadowolenia młodych ludzi w krajach zachodnich przez unowocześniony imperializm rosyjski wykorzystujący mocno uzbrojonych zielonych ludków, co obecnie występuje na Ukrainie. Z przykrością trzeba stwierdzić, że do działań terrorystycznych i śmierci wielu niewinnych ludzi w takich krajach, jak: Afganistan, Pakistan, Syria i Irak, społeczność światowa jakby się przyzwyczaiła. Dobrze się stało, że tragedii, jaka niedawno wydarzyła się w Tunezji, nadano duży rozgłos.
Z poważaniem i pozdrowieniami
W. Łęcki
Od redakcji: Szanowny Panie, dziwny jest ten świat – to prawda.
•••
Witam
Rok temu jeden z przyjaciół, który miał w jednym z kanadyjskich banków tzw. "secured line of credit" (zabezpieczona wartością nieruchomości), pewnego dnia otrzymał "ponaglenie" spłaty raty na "pożyczkę" CAD 90.000,00, której nigdy nie zaciągał. Musi spłacać, sprawa jest w sądach – podobno bez szans. Po tym wydarzeniu ja (z żoną) anulowaliśmy podobne ułatwienia "otrzymania natychmiastowej pożyczki w naszych bankach".
Teraz – do rzeczy: kupując " Najwyższy Czas" – zaczynam od Kataw Zara. kupując "Gońca", zaczynam od Pana artykułów, a potem czytam Olka Pruszyńskiego itd. Tym razem "Paszportowe dialogowanie" WZBURZYŁO mnie bardzo. Pierwszy raz od tylu lat poczułem się w kompletnej sprzeczności z Pana rozumowaniem. Prośba (żądanie) okazania kanadyjskiego dokumentu tak Pana wzburzyła??!! Nonsens.
Co innego nasz "Bill C-51" – który zrobi z Kanady wielkie Guantanamo.
Pozdrawiam
Edward Gil
Odpowiedź redakcji: Szanowny Panie, wypada współczuć Pana znajomemu, rzeczywiście banki w wielu wypadkach zachowują się jak na prawdziwych gangsterów przystało.
Jeśli chodzi o mój tekst... Chodzi jedynie o drobiazg; zbieranie przy różnych okazjach informacji na temat mieszkających tu Polaków, bez oficjalnych podstaw prawnych.
Ustawa C-51 nie "zrobi z nas Guantanamo" – niech Pan nie obraża ofiar tego obozu – lecz da prokuraturze większe możliwości wykorzystywania w sądach informacji, które i tak są na nasz temat gromadzone i przerabiane – patrz "rewelacje" pana Snowdena.
(ak)
Listy z nr. 12/2015
Wielce Szanowny Panie Redaktorze,
piszę znów do Pana, acz w minionym tygodniu też wysłałem kolejny mój list w tym roku, a piszę z uwagi na to, iż nagromadziło się trochę nowych danych i pewnych refleksji. Dziś otrzymałem kolejny już numer (6.) redagowanego przez Pana tygodnika, który zgłębiłem i stąd to nowe przemyślenia po przeczytaniu pewnych publikacji, w tym i Pana wywiadu z kandydatem na prezydenta Polski, Marianem Kowalskim, o którym już wcześniej czytałem nieco w naszej prasie.
W środę, 4 lutego, przyjechał sam z Rzeszowa mój wnuk Filip Wojciech Janiszewski, bo na terenie naszego województwa rozpoczęły się ferie zimowe dla dzieci i młodzieży szkolnej. Zawieszona została też działalność tamtejszego chórku katedralnego i stąd to miał już w pełni czas wolny. Tu ten czas wolny spędzał w dużym stopniu na zabawach ze swym kuzynem Kamilem Mazepą. Jeździli na łyżwach na sztucznym lodowisku, które tu ostatnio zostało otwarte, o czym pisała nie tylko lokalna prasa. Nie jest to jednak w dosłownym tego słowa "sztuczne lodowisko", a, jak ja to nazywam, "ślizgawisko", bo jeżdżą tam na specjalnych łyżwach po plastikowej tafli i ta forma rozrywki popularna już jest u Was w Kanadzie.
Dziś minęła 75. rocznica pierwszej deportacji ludności polskiej w głąb ZSRS, a zatem wymowna to okazja, jak de facto przebiegała ona na tutejszym terenie i jak w 1990 r. wydarzenie to zostało tu upamiętnione, a upamiętnione ono zostało z mej inicjatywy, gdy włączyłem się w struktury organizacyjne Komitetu Organizacyjnego Solidarność.
Nadmienię, iż w 1939 r., gdy na naszym tu terenie wytyczona została niemiecko-sowiecka granica, o czym już wcześniej Panu wspominałem, nie tylko obszar pow. lubaczowskiego został podzielony na dwie mniej więcej równe części, ale też na dwie części podzielony też wówczas został obszar naszej parafii. Po stronie niemieckiej ostał się bez mała cały obszar Cieszanowa oraz znaczna część gromady Gorajec. Obszar gromady Nowe Sioło rozdzielony został granicą na dwie części, a obszary dwu gromad, Chotylubia i Dachnowa, znalazły się w całości po stronie sowieckiej i na ich to terenach znajdowały się dwie duże kolonie osadników, którzy osiedli tam w okresie międzywojennym. Były to Dąbrówka i Hryńków. W 1940 r., 10 lutego, w czas okropnych mrozów, gdy w nocy było słychać trzask pękających drzew, a grube warstwy śniegu zalegały nie tylko pola, o godzinie piątej nad ranem rozpoczęto stukanie kolbami karabinów do drzwi i głośne nawoływanie, by natychmiast je otwierać, a po otwarciu ich enkawudyści wpadali do mieszkań. Wrzaskiem swym terroryzowali pobudzonych ze snu domowników. Mężczyźni musieli ustawić się z rękami podniesionymi do góry przy ścianach i z miejsca ich rewidowali i domagali się, by oddali posiadaną przez się broń, a kobiety miały pospiesznie ubierać dzieci i pakować niezbędne przedmioty, które miały wynosić na podstawione pod drzwi gołe sanie, bo nie pozwolono furmanom położyć na gołe deski wiązek słomy. Po wyjściu domowników z mieszkań polecano im pospiesznie usiąść na saniach i wieziono ich szybko do stacji kolejowej w Lubaczowie, gdzie stały puste wagony towarowe, do których w kolejności mieli się ładować. Warunki były okropne! Podróż na Sybir stanowiła sama w sobie dodatkowe elementy przemocy, a warunki tam, już na miejscu, były okropne. Okropne były tam warunki pracy przy wyrębie drzew w tajdze. Nic więc dziwnego, że szerzyły się choroby i ludzie umierali. Nikt tym się nie przejmował, bo taki w istocie swej był cel owej deportacji!
Po tej pierwszej deportacji, na wiosnę doszło do kolejnej, podczas której transporty wysiedleńców skierowane zostały do Kazachstanu, gdzie warunki pobytu były również bardzo uciążliwe.
Mając pewne rozeznanie na temat sowieckich deportacji i losów deportowanych, zaproponowałem w 1985 r., aby w 50. rocznicę tej pierwszej deportacji zorganizować tu wielką uroczystość patriotyczno-religijną, której program rozłożyłem na trzy dni. Najistotniejsze miały się odbyć 10 lutego.
Była to wówczas sobota. Czas przynaglał! Zbliżała się już pora sfinalizowania programu.
Nadmienię, iż po przejściu frontu niemiecko-sowieckiego w 1944 r., bacząc na ustalenia teherańskie, Związek Sowiecki, wytyczając swą granicę z Polską, spowodował, iż północno-zachodni skrawek archidiecezji lwowskiej odpadł od reszty jej obszaru i stąd to kuria arcybiskupia ulokowana została w Lubaczowie. W Lubaczowie osiadł też ks. abp Eugeniusz Baziak. Nie na długo jednak, bo nieustannie nękany przez Urząd Bezpieczeństwa, ów okupacyjny aparat represji w Polsce, wyjechał do Krakowa i tam, gdy zmarł ks. kard. Adam Stefan Sapieha, objął obowiązki administratora apostolskiego archidiecezji krakowskiej i stąd to w 1958 r., będąc już kardynałem, udzielił święceń biskupich ks. Karolowi Wojtyle. W 1962 r. ks. abp Eugeniusz Baziak, zachowując godność arcybiskupa lwowskiego, mianowany został przez Stolicę Apostolską arcybiskupem metropolitą krakowskim.
Długo jednak tytułem tym się nie cieszył. Uczestnicząc w obradach Konferencji Episkopatu Polski w Warszawie 15 czerwca nagle zasłabł i zmarł na zawał serca. Ciało jego przywiezione zostało do Krakowa i złożone w kościele oo. Franciszkanów, skąd 18 czerwca przeniesione zostało do katedry na Wawelu. Była to wielka uroczystość, a będąc wówczas w Krakowie, miałem możność obserwować jej przebieg. Miejsce miałem dobre, bo stanąłem w pobliżu kurii arcybiskupiej.
Po zgonie ks. abp. Eugeniusza Baziaka, z woli Stolicy Apostolskiej, skrawkiem tej tu nazwę części archidiecezji lwowskiej zarządzali administratorzy Stolicy Apostolskiej. W 1990 r. obowiązki takowe sprawował ks. bp prof. dr hab. Marian Jaworski. Stąd to przygotowując wspomniane uroczystości 50-lecia pierwszej deportacji ludności polskiej na Sybir, wyjechaliśmy z ks. Janem Chmielem, ówczesnym proboszczem cieszanowskim, do kurii arcybiskupiej w Lubaczowie, by dokładnie już zapoznać Księdza Biskupa z ich programem. Istotnych zastrzeżeń nie miał. Wspomniał jeno, iż może, miast w sobotę, przenieść tę uroczystość na niedzielę, bo będzie wówczas więcej ludzi. Powiedziałem jednak, iż deportacja była 10 lutego o godzinie 5 rano, a suma u nas odbędzie się o godz. 11, i tak już zostało. Z uwagi na to, iż Ksiądz Biskup miał pilną potrzebę wyjazdu do Ojca Świętego, poinformował nas wówczas, kto w czas uroczystości będzie go zastępował.
Miałem pewne rozeznanie, jakiej liczby osób można się spodziewać, ale liczba przybyłych na tę uroczystość przeszła i moje oczekiwanie. Zebraliśmy się przed domem kultury. Pochód otwierał krzyż, a za nim niesione rozwinięte sztandary. Było ich sześć! Byli kolejarze z Bełżca z pięknym sztandarem, na którego płacie z jednej strony był śliczny obraz Matki Boskiej, a na szczycie drzewca tkwił polski orzeł w koronie. Za nim niesiono sztandar NSZZ "Solidarność" z Lubaczowa, a poza tym przywieziono z Lubaczowa, sztandar Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki, Stronnictwa Demokratycznego oraz spółdzielczy. Z Oleszyc przywieziono sztandar tamtejszego Technikum Rolniczego i za nim to szedł proboszcz ze Starego Lublińca ks. Michał Opaliński, intonując pieśni kościelne. Uczestnicy uroczystości szli czwórkami całą szerokością ulicy, a pochód rozciągnął się na odcinku prawie 150 metrów. Było więc tak, iż czoło pochodu weszło już do bramy kościelnej, a ostatni uczestnicy uroczystości wychodzili spod domu kultury. Pogoda dopisała. Kościół wypełniony został uczestnikami uroczystości, którzy przybyli, poczynając od Przemyśla, po Zamość. Przy ołtarzu stanęło dziewięciu księży, w tym proboszcz z Nowego Brusna ks. Józef Mołodyński, który reprezentował Księdza Biskupa, ks. Zygmunt Zuchowski, kanclerz kurii arcybiskupiej, i jego zastępca ks. Marian Buczek. Z diecezji opolskiej przybył rodak tutejszy, ks. Eugeniusz Piotrowski. Był też jeden ksiądz z diecezji lubelskiej. Stanął też przy ołtarzu ks. Jan Chmiel oraz ks. Michał Opaliński, który jako sybirak, był kapelanem Związku Sybiraków okręgu przemyskiego. Nadto dwu młodych księży usiadło w konfesjonałach. Obok ołtarza usiedli dwaj parlamentarzyści: poseł Janusz Onyszkiewicz, którego matka pochodziła z Cieszanowa, przyjechał z Warszawy, i senator Tadeusz Ulma, który przyjechał z Jarosławia. Nadto z Jarosławia przyjechała też pani prezes przemyskiego oddziału Związku Sybiraków oraz jej brat, który miał ze sobą kamerę i dzięki temu przebieg uroczystości został na taśmie filmowej utrwalony.
Podczas uroczystości poświęcona i odsłonięta została tablica pamiątkowa. Miałem też możność ukazania pewnych problemów historycznej wagi.
Przemawiali także obaj parlamentarzyści.
Pod koniec Mszy św., a przed błogosławieństwem sybiraczka z Dąbrówki wniosła upieczony przez się chleb i zaczęła go układać na ołtarzu, a był on upieczony w długich blaszkach. Wnosiła go dwukrotnie, mając go ułożony na lewej ręce w taki sposób jak dawniej przynosiło się drewno przeznaczone do palenia w piecu do pieczenia chleba. O tym, poza księdzem proboszczem Janem Chmielem, nikt więcej poinformowany przeze mnie nie został, że taki jeszcze będzie punkt uroczystości. Zaskoczenie było ogromne! Ks. Józef Mołodyński poproszony został o poświęcenie tego chleba. Głos mu się wówczas załamał i powiedział z ogromnym wzruszeniem, że będąc w Kazachstanie, myślał tylko o jednym, aby kiedyś mógł się jeszcze w życiu najeść do syta chleba. Zabrał też wówczas głos ks. Michał Opaliński, który na Sybirze w 1940 r. urodził się. Na posiołku, na którym rodzice jego zostali osadzeni, urodziło się wówczas jeszcze dziesięcioro innych dzieci, ale tylko on przeżył.
Po Mszy św. Ksiądz Proboszcz poprosił księży i parlamentarzystów na obiad, a pozostali uczestnicy uroczystości przeszli do domu kultury na skromny poczęstunek przygotowany przez sybiraczki z Dachnowa i Dąbrówki. Tam to następnie w dużej sali widowiskowej wystąpiła Orkiestra Włościańska Namysłowskiego z Zamościa.
Echem uroczystości był obszerny artykuł napisany przez redaktorkę przybyłą z Warszawy, a który zamieściło PAX-owskie "Słowo Powszechne". Wrażenie też zrobił na niej afisz, który według mej koncepcji namalowała tutejsza nauczycielka plastyki Wanda Gnap.
Wzruszająca też była recytacja przez Agnieszkę Szajowską wiersza w kościele, którym przywołała uczestnikom uroczystości podróż i pobyt na "nieludzkiej ziemi". Odżyły różne wspomnienia, którymi jeno ostrożnie przez lata sowieckiej okupacji mogli się dzielić tylko z najbliższymi. Sporo z nich miałem możność usłyszeć wcześniej i liczyłem na to, że jeden szczegół uda mi się tu wcisnąć, bo godny szczególniejszej uwagi, ale pora mi już kończyć.
Nadmienię, iż obszerny mój artykuł poświęcony deportowanym z Dachnowa zamieściło "Życie Przemyskie", a na przygotowanie innego zabrakło mi już spokojniejszego czasu, bo trzeba było czynić przygotowania do kolejnej uroczystości związanej z postawieniem i poświęceniem Krzyża Katyńskiego i jeśli Bóg mi pozwoli, to napiszę do Pana na ten temat, bo fakt to znów godny szczególniejszej uwagi, a czas mi ucieka i sił ubywa. Na kopercie nakleiłem "walentynkowy" znaczek wyemitowany przez Pocztę Polską w tym roku. Podobał mi się. Kupiłem takich znaczków pięć i pozostałe nakleję na kopertach z listami do bliskich mi osób. Ciekaw będę, czy Panu oraz Pańskim Współpracownikom podoba się on.
Pozostaję z głębokim szacunkiem i ściskam mocno dłoń Pańską
Stanisław Fr. Gajerski
Listy z nr. 11/2015
Msza św. w intencji Mary Wagner
W imieniu Pani Wagner prosimy, żeby Pan przekazał to innym, którzy też pomagają w tej sprawie. Msza Święta w intencji Pani Wagner zostanie odprawiona w kościele St. Agnes w Waterloo, Ontario, o 9 rano 14 marca 2015 r. Zapraszamy
Andrzej Caruk
Janusz Szepietowski
•••
Droga Redakcjo!
Czas szybko leci i tylko patrzeć, jak będą kolejne wybory w RP. Frekwencja przypuszczalnie będzie znowu niska.
Nie mam nic przeciwko żadnemu z kandydatów prawicy, jeśli reprezentują interesy Polski katolickiej. Zastanawia mnie jednak, a nawet przeraża nieroztropność. Chcąc wygrać wybory, nie można się przecież dzielić na drobne!
Dwóch (lub więcej) kandydatów to: nic innego jak wzajemne wykradanie (!!!) sobie głosów i niepotrzebne podziały i oczywiście wiadomo, że tam, gdzie się dwóch bije, to trzeci korzysta. Jeśli nie będzie KOALICJI prawicowej, która wystawi TYLKO jednego kandydata, to rezultat elekcji jest już przesądzony – bez "powierzania" serwerów obcemu państwu.
Ten, kto ma silniejsze zaplecze, powinien przyjąć "rywali" ze słabszych stronnictw, wspólnie ustalić program i kardynalne zasady, których pod żadnym pretekstem nie można zmieniać etc., by wreszcie stanąć do równej walki, tj. jako naprawdę silny przeciwnik.
Czy to wreszcie dotrze do ludzi?
Małgorzata Kossowska
Toronto
Odpowiedź redakcji: W tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.
•••
IDZIE nieźle idzie
Chciałbym, jeśli mi się uda, zwrócić uwagę czytelników na pewne aspekty tego oskarowego filmu, które mimo licznych rozważań, ataków i komentarzy zostają pominięte. Może dlatego, że przede wszystkim piszący oceniają go skrajnie. Albo jest radość i chwała z polskiego sukcesu, albo ogólne potępienie, jako dzieła antypolskiego. Obie strony mają (swoje) racje. Od dumy, że wreszcie i Polska jest na czerwonym dywanie, do zarzutów o niezgodne z rzeczywistością historyczną wybieranie zjawisk stawiających nasz dzielny naród w niekorzystnym świetle. Takie przysłowiowe – i co pan sobie teraz o mnie pomyśli? "Ida" to gorący kartofel, bo o zachowaniach Polaków wobec polskich Żydów i vice versa. Tu muszą być emocje.
Wyciągnięto nawet reżyserowi, że jego babka (o zgrozo!) była podobno pochodzenia semickiego (a dziadek w Wehrmachcie?). Faktem jest, że nasze nacje, ogólnie mówiąc, za sobą nie przepadają. Ogólnie, czyli oddolnie – bo podczas gdy prezydenci ściskają się przyjacielsko, a w Izraelu sadzi się drzewka (najwięcej polskich) sprawiedliwych i w Warszawie buduje imponujące żydowskie muzeum – to tak zwany malowniczo "plebs" wie swoje.
Nazwanie kogoś w kraju Żydem to jedna z najgorszych obelg. A i wymyślanie Radwańskiej podczas występu w Izraelu od polskich, katolickich ku...w, trzeba podsumować niestety łacińską maksymą: vox populi, vox Dei. My mamy rację, a oni lepszy PR, bo jak tylko co, to oponenta w łeb antysemityzmem! Przecież starozakonni, naród ręcznie wybrany, patrzą z góry na tych brudnych, nieokrzesanych Polaków. Ale my podobnie (generalnie jesteśmy wyżsi wzrostem!) – z wyżyn spoglądamy na pejsowatych jarmułkowatych, chociaż już w europejskich garniturach.
"Słusznie i naukowo" jest twierdzić, że nie można wszystkich, całych narodów oceniać zbiorowo. Jednak jeśli chodzi o Żydów, to dobrze czy źle, są oni silnie zwarci i jednolici w odróżnieniu od nas. Przykładem "Ida", gdzie Polacy podzielili się na dwa obozy i jedni drugim przykładają. Jak trza!
Film nie opowiada historii, która się zdarzyła. Opowiada przejmująco o bardzo trudnych wyborach w bardzo trudnych czasach. Widz może się łatwo identyfikować z poszczególnymi zachowaniami. To psychicznie wciąga. To nie kolorowe obrazki szybko przesuwające się na ekranie – "zabili go i uciekł". Jestem w środku. Zastanawiam się, czy przechowałbym Żydów za pieniądze? Cynicznie, mi one potrzebne, a im się i tak nie przydadzą. Oni szczęśliwi i ja szczęśliwy. Same plusy dodatnie. Ale w ciekawych czasach sytuacja łatwo się zmienia. Gestapo węszy. Jest już za rogiem. Pierwszy odruch – zwijajcie tobołki i uciekajcie stąd! To też cyniczne, bo przecież ich złapią. I tu problem. Złapani zawsze wydawali Niemcom miejsca, gdzie byli ukrywani. Albo nie powiecie i strzelamy, albo wskażecie i będziecie wysłani do obozu pracy. I tego brzydcy naziści przestrzegali, bo to ułatwiało im pracę. Paradoksalnie niektórzy Żydzi przeżyli tę sytuację niby bez wyjścia. Jestem ojcem tej rodziny – zdradzę oczywiście kryjówkę. Co ja bym zrobią, myśli widz? To samo. To już sprawa życia i śmierci. Widz kinowy w następnym ujęciu ma okazję wejść w buty polskiego chłopa.
Nawet jeśli Żydzi uciekną, to zostaną prędzej czy później złapani. Raczej prędzej i moja rodzina idzie pod mur. Zabici (ciała ukryte) nikogo nie wydadzą. Czy bym zabił obcych dla ratowania swoich? Co robić?
Dziewczyna wychowana w klasztorze polubiła to miejsce. Chce zostać zakonnicą. Ale okazuje się, że jest dzieckiem żydowskim. Co teraz?
Żydzi od rewolucji 1917 roku mieli ciągoty komunistyczne. Może dlatego im tak pasowała, bo idea zrodziła się w żydowskim umyśle Marksa?
Trzeba o tę ideę walczyć. A jeśli do tego Polacy wymordowali mi rodzinę – to nie mam wahań. A ty, widzu? Poniewczasie ogarnia mnie zwątpienie. Nie bez racji jest fakt, że mimo wszystko komunizm się od Żydów odwrócił. Alkohol i depresja. Po wyjściu z kina widz ma mieszane uczucia. Był – czuł się – polskim pazernym chłopem, potem okrutnym mordercą broniącym rodziny, z kolei dziewczyną rozdartą między duże religie. A na koniec wierzącą w ideologię mścicielką z rozterkami. Jest o czym myśleć.
I o tym jest film. Nie jest to wierne dzieło historyczne, choć mocno w historii osadzone. Tak bywało.
Według mnie, gdyby, jak chcą niektórzy, wprowadzić do akcji Niemców, Żegotę, "okupację" radziecką, Żołnierzy Wyklętych – to film byłby jeszcze jedną historyjką wojenno-powojenną jakich wiele. W Polsce by się podobało, ale Oscara by nie dostał. Bo dostał go za przedstawienie ludzkich, czasem nieludzkich zachowań, z którymi się widz może identyfikować – bez stawiania kropki nad i.
A na koniec jeszcze w jednym słowie dwa słowa. Podczas "red carpet" ceremonii – postawny, przystojny reżyser – bo wręczająca mu Oscara Kidman też jest wysoka, nie giął się w pół wobec tych wszystkich Celebrities przez duże "C", ale dowcipnie po angielsku (pamiętacie dukającego Waydę?) przemówił nie tylko do wypindrzonego zbiegowiska, ale także do rodaków zebranych w kraju przy telewizorach. I mówił wcale niedługo, nie dając sobie jednak przerywać orkiestrze. To widownię rozbawiło.
Bądźmy realni. Został na pewno zapamiętany. Polska została zapamiętana, także dzięki wezwaniu – w górę kielichy! Bez przesadyzmu, to jeszcze nie alkoholizm.
Oscar zwiększy niewątpliwie oglądalność kameralnego czarno-białego filmu. Ale większa połowa (mat.) zebranych oraz tych przy telewizorach naokoło świata – i tak "Idy" nie obejrzy. A chcąc, nie chcąc, ceremonię obejrzała, i to się liczy dla nas, tak chcących być dumnymi z Polski.
A dzielenie włosa dwoje – na ile film jest antysemicki, a na ile antypolski, zostawmy krytykom kinematografii. Ważne, że się zaznaczył w tłoku.
Wiadomo – jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził.
Tuszę, że nawet jeśli ten tekst nie dogodzi Panu Redaktorowi, to może go jednak puści do druku. Bo poprzedniego, tego o wadach języka angielskiego, ku wielkiej stracie dla poziomu literackiego "Gońca" (cha! cha!) – nie puścił. Trudno się mówi.
***
Ostatnio na Białorusi zniesiono chyba wszelkie tytuły arystokratyczne (w Kanadzie też ich używać nie wolno), o czym świadczy nagłówek felietonów z "Ost Frontu" już bez grafa. Jest w nim bardzo słuszna uwaga, że autora (jego słowa) w pewnym okresie wspierającego reżim – słusznie odeszły (?) – szczypano, a tych co go szantażem do współpracy (podobnie jak wielu, wielu innych) zmusili, nikt nie rusza. Żyją sobie tłusto i dostatnio, uwłaszczeni. Jak to tak? Ano, działali przecież zgodnie z obowiązującym wtedy prawem. Tak zresztą jak i gestapo w czasie wojny.
Zakończę żartem: esesman dostał rozkaz rozstrzelania dwudziestu zakładników. Pomylił się i rozstrzelał dwudziestu jeden. O Boże! Zastrzeliłem niewinnego człowieka!
I to by było na tyle –
Jan Ostoja
Toronto, marzec 2015
Od redakcji: Pisze Pan obrazowo, kwieciście, ale nie na temat. Wie Pan, ja nie mam kompleksów, które kazałyby mi się cieszyć, że Polak w miejscach publicznych nie okazuje się być małpą i zachowuje jak człowiek.
2. Gdyby Oscara zdobyli "4 pancerni z psem", też nam, Polakom, kazałby się Pan cieszyć? "Ida" kłamie, podobnie jak "4 pancernych", tylko w wyrafinowany sposób. Zresztą skończmy ten temat, bo i tak Hollywood powoli traci rząd dusz nad światem. Nie ma co się rozwodzić nad świątynką ginącej pop-kultury z zachodniego wybrzeża. Idą (nomen omen) nowe czasy. Pozwoli Pan, że resztę błędnych – moim zdaniem – wywodów pozostawię łaskawej ocenie Czytelników. Pozdrawiam serdecznie.
Andrzej Kumor
Listy z nr. 10/2015
Szanowny Panie Redaktorze,
Z przykrością muszę Pana poinformować, że relacje, które Pan zamieścił na swojej stronie internetowej dot. obchodów Dnia Pamięci Żołnierzy Niezłomnych, są nie do końca prawdziwe i rzetelne. Proszę Pana, to święto jest bardzo ważne i bliskie mojemu sercu, jak również członkom naszej organizacji.
Kiedy wymienia Pan organizatorów tej uroczystości, wszystkich gości oraz tych, którzy złożyli kwiaty, i tym razem Pan zapomniał dopisać, że kwiaty również składała Polonia dla Prawa i Sprawiedliwości w Toronto.
Proszę Pana, musi Pan wiedzieć, że nie przyszliśmy tam pod pomnik dla Pana!!! Następna sprawa, list od córki rotmistrza Witolda Pileckiego czytałam ja, a ja, proszę Pana, mam imię i nazwisko i nie nazywam się Jabłońska, tylko Małgorzata Karbowska.
Pani Zofia Pilecka również posługuje się nazwiskiem dwuczłonowym.
Biorąc pod uwagę to wszystko, co Pan zaprezentował jako sprawozdanie z tak ważnego święta, pozwoli Pan, że opinie zachowam dla siebie.
Wierzę głęboko, że wszystkie niejasności zostaną zrekompensowane.
Jeszcze chciałam coś Panu podpowiedzieć, o czym być może Pan zapomniał, PRAWDA TO WOLNOŚĆ!
Pozdrawiam
Małgorzata Karbowska
Od redakcji: Szanowna Pani, przepraszam za pominięcie i przekręcenie, tak usłyszałem zapowiedź. Było zimno, padał śnieg, nie działało nagłośnienie. Nie mieli Państwo żadnej tablicy, transparentu ani informacji dla prasy. Opinię, bardzo słusznie, niech Pani zachowa dla siebie. Ja również to zrobię. Pozdrawiam serdecznie Andrzej Kumor.
•••
Przedstawiamy Państwu dzisiaj wymianę korespondencji w sprawie skandalicznego programu edukacji seksualnej w Ontario, nadesłaną przez p. Sławka Zinkiewicza, parafianina św. Maksymiliana Kolbego, trzykrotnego prezesa grupy młodzieżowej "Kolbe" przy parafii św. M. Kolbego, członka rady parafialnej, kościoła domowego.
•••
26 lutego ok. godz.18.10 byłem świadkiem audycji stacji CFRB1010, o której piszę poniżej w liście do Ezry Levanta.
Hello Mr. Levant!
I thought I would let you know what is happening in our community.
On Feb 26th, at around 6:10 p.m., a radio station CFRB1010 aired a talk-show and a speech by Premier Kathleen Wynne. In that speech, she called the protesters at the Parliament homophobic! I am disgusted with her slurs and cannot believe that Premier of Ontario would discriminate against her own citizens. Premier's comments are hurtful and offensive. My greatest concern is what this says about the status of free speech and free assembly in this country? I feel deeply disgusted and offended!
Instead of answering serious questions and concerns raised in connection with her new policies, Premier just called protesters homophobes.
She has not listened to the people; she did not take time to answer questions and concerns and immediately started to call protesters names.
This is entirely unacceptable. Is this how Premier intends to consult parents on all sensitive subjects and how she had consulted parents on the curriculum before its introduction?
•••
List do posłanki do Legislatury Ontario Cheri DiNovo z partii NDP, która reprezentuje okręg p Zinkiewicza.
Cheri,
Please respect the parents’ rights to say no, instead of thinking the government knows better, than the people who gave these children life. You were chosen to represent these people, not tell us what you think is better for your voters. We have a voice and we want it heard!
I will vote accordingly so will thousands of my friends and organizations. If you really agree with this s_x curriculum I am very confident that this issue will be the beginning of the end of your political career.
I respect you as a person and promise to pray, but the truth must be said, let’s start truly practicing what democratic politics are.
Thank you,
Slawek Zinkiewicz
----
I odpowiedź sekretarza posłanki:
As a United Church minister, MPP Cheri DiNovo supports the modernization of the curriculum and providing students with the best possible and age-appropriate, sexual health information at all grade levels. In fact, it’s long overdue.
In 2010, the Liberals quietly released revised Health and Physical Education based on two years of consultations with experts, but quickly withdrew the sections on human development and sexual health after an outcry from some parents and organizations. At the time, they promised additional consultation. It has taken the Liberals five years to follow through. The government conducted consultation in November 2014 with one parent from each school via an online survey. They also consulted parent groups, such as People for Education, Families for Catholic Education and the Ontario Home School Association, and student groups.
Please note that this curriculum is government policy and will be implemented without a vote from the Legislature.
Prior to the release of the new Health and Physical Education curriculum, Ontario had the most outdated curriculum in the country. For students, education advocates and teachers in all four publicly-funded school boards, the curriculum was considered a relic from 1998, which, for reference, is the same year that Google was founded.
The new curriculum brings Ontario in line with the rest of Canada, and the high standards set by international health experts. In the 1998 curriculum, Grade 1 students were to be able to identify the major parts of the body by their proper names. The 2015 version is merely more explicit about the importance of pushing past euphemisms with first graders to use the precise terminology of body parts.
Consider that the World Health Organization’s 2010 Standards for Sexuality Education in Europe establishes the naming of body parts as a skills objective for children up to the age of 4.
The biggest gains have been won in the areas of gender identity, sexual orientation and different types of family structures. Grade 8 is when students in Ontario will be expected to demonstrate an awareness and acceptance of transgender, transsexual, intersex and two-spirited gender identifications. To help keep young girls safe concepts of informed consent and, crucially, the communication of consent become part of Grade 7 instruction.
As for the high school curriculum, heavy emphasis will be placed, appropriately, on mental health, the causes and manifestations of addictions, critical thinking, body awareness, STIs and sense of self.
The Ontario NDP agrees with Ontario Elementary Catholic Teachers Association and Sam Hammond, president of the Elementary Teachers’ Federation of Ontario (ETFO), who said the curriculum provides 21st century life skills that need to be learned from a young age.
“It’s important that teachers have up-to-date information and resources so that we can help students make decisions about their health and well-being in age-appropriate ways. Having new material related to issues such as healthy relationships, consent, mental health, online safety and the risks of sexting will help address the increasingly complex issues that students face today.”
The world has changed a lot in the last 16 years since our sex education curriculum was last updated. The important thing is that young people deserve an education program that meets the needs of 2015 so they can be safe and stay healthy.
You may find this website helpful. A Christian Parents’ Guide to the New Sex Ed Curriculum: http://www.eganvillebaptist.org/follower/sex-ed
I hope this answers your question.
Andrea Houston
Executive Assistant to Cheri DiNovo, MPP
Parkdale-High Park
416-325-0250
•••
A oto przykład kolejnego listu, do którego można się odnieść, wysyłając listy protestacyjne do premiera i posłów (MPP).
START OF RYAN’s LETTER --------------------
Dear Premier:
Further to the comments that you made earlier today at Queen's Park to Monte McNaughton, I would still like to know what makes you qualified to advise how, when and what my two daughters are taught regarding human sexuality. I assure you that neither your position as Premier, nor your status as a woman, nor your status as a mother, nor your status as a former school trustee, nor your Master's Degree, nor your status as the former Minister of Education qualify you in the least. The reality is that nothing qualifies you or your government to provide the moral framework within which my children are to be taught about human sexuality.
Ms. Premier, if you are so passionate about the new sex education curriculum, then why didn't you have the courage of your convictions to run on that policy last spring during the election? Surely you knew that you would have been soundly defeated, just as your predecessor had been on this particular issue when he tried to sneak it through the legislature n 2010. And yet your government pretends that the opponents of this curriculum are a small minority of religious fanatics! The reality is that the vast majority of parents in this province do not want your pet social engineering project passed. These people are not merely the knuckle dragging, religious people that you and your Minister of Education loathe so much. They come from various educational and cultural backgrounds. I, for one, am a lawyer and my wife is a public school teacher. We do not neatly fit your stereotypes, and we abhor the cradle-to-grave Ontario that you are creating; an Ontario that is both morally and financially bankrupt.
By the way, Ms. Sandals' comments today which linked opponents of your legislation with those who oppose the teaching of evolution were quite condescending and intolerant. You, of all people, should not stand for such intolerance. The tolerance that has been extended to you as a lesbian woman should also be extended by you, and your cabinet, to religious minorities who do not share your views (and with whom you profoundly disagree).
I implore you on behalf of the parents of this province, and their impressionable children (who cannot speak for themselves), to change your policy on this matter immediately.
Regards,
Ryan McConaghy
Turystyka
- 1
- 2
- 3
O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…
Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej
Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…
Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej
Przez prerie i góry Kanady
Dzień 1 Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej
Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…
W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej
Blisko domu: Uroczysko
Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej
Warto jechać do Gruzji
Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty… Taki jest refren ... Czytaj więcej
Massasauga w kolorach jesieni
Nigdy bym nie przypuszczała, że śpiąc w drugiej połowie października w namiocie, będę się w …
Life is beautiful - nurkowanie na Roa…
6DHNuzLUHn8 Roatan i dwie sąsiednie wyspy, Utila i Guanaja, tworzące mały archipelag, stanowią oazę spokoju i są chętni…
Jednodniowa wycieczka do Tobermory - …
Było tak: w sobotę rano wybrałem się na dmuchany kajak do Tobermory; chciałem…
Dronem nad Mississaugą
Chęć zobaczenia świata z góry to marzenie każdego chłopca, ilu z nas chciało w młodości zost…
Prawo imigracyjne
- 1
- 2
- 3
Kwalifikacja telefoniczna
Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej
Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…
Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski sponsorskie czy... Czytaj więcej
Czy można przedłużyć wizę IEC?
Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej
FLAGPOLES
Flagpoling oznacza ubieganie się o przedłużenie pozwolenia na pracę (lub nauk…
POBYT CZASOWY (12/2019)
Pobytem czasowym w Kanadzie nazywamy legalny pobyt przez określony czas ( np. wiza pracy, studencka lub wiza turystyczna…
Rejestracja wylotów - nowa imigracyjn…
Rząd kanadyjski zapowiedział wprowadzenie dokładnej rejestracji wylotów z Kanady w przyszłym roku, do tej pory Kanada po…
Praca i pobyt dla opiekunów
Rząd Kanady od wielu lat pozwala sprowadzać do Kanady opiekunki/opiekunów dzieci, osób starszych lub niepełnosprawnych. …
Prawo w Kanadzie
- 1
- 2
- 3
W jaki sposób może być odwołany tes…
Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą. Jednak również ta czynność... Czytaj więcej
CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…
Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę. Wedłu... Czytaj więcej
MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…
Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej
ZASADY ADMINISTRACJI SPADKÓW W ONTARI…
Rozróżniamy dwie procedury administracji spadków: proces beztestamentowy i pr…
Podział majątku. Rozwody, separacje i…
Podział majątku dotyczy tylko par kończących formalne związki małżeńskie. Przy rozstaniu dzielą one majątek na pół autom…
Prawo rodzinne: Rezydencja małżeńska
Ontaryjscy prawodawcy uznali, że rezydencja małżeńska ("matrimonial home") jest formą własności, która zasługuje na spec…
Jeszcze o mediacji (część III)
Poprzedni artykuł dotyczył istoty mediacji i roli mediatora. Dzisiaj dalszy ciąg…