Zobaczyło tłumy z różańcami w dłoniach, modlitwę usłyszało, zawyło, buchnęło ogniem, parą strzyknęło raz i drugi, wreszcie przekleństwem prychnęło spod ogona – i przepadło.
Miło było posłuchać, popatrzeć, współuczestniczyć – wszelako wielu nie rozumie, co działo się na granicach Rzeczypospolitej w sobotę, 7 października, w święto Matki Bożej Różańcowej. Wielu nie rozumie, wielu nie zrozumie nigdy. Dla przykładu: modlitwę „Do granic naszych możliwości, naszych lęków, naszych pragnień, poza granicę komfortu, codzienności i przyzwyczajeń”, znana nam skądinąd Dominika Wielowieyska podsumowała słowami: „Źle się stało, że różaniec zaplątano w politykę i sianie niechęci wobec innych kultur i religii”. Co z kolei Michał Szułdrzyński skomentował nadzwyczaj celnie: „Tolerować można inne religie i rozmaite punkty widzenia, ale własny, polski katolicyzm jest, jak się okazało, zbyt obciachowy. Otwartość, owszem, ale na wszystko inne”.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!