Książę Karol Radziwiłł „Panie Kochanku” bał się samotnie sypiać w nocy, bo przychodził doń duch Michała Wołodkowicza, rozstrzelanego w 1760 roku za napaść i porąbanie krucyfiksu w Trybunale. Toteż zawsze zapraszał kogoś na nocleg, żeby dotrzymywał mu towarzystwa, najczęściej bernardyna, ojca Idziego, bo jak mawiał – nie masz to jak zakonnik; i oświeci, i uspokoi.
Okazuje się jednak, że nie tylko zakonnicy mają tę zaletę, ale również – pan Michał Kamiński, ongiś jeden z filarów Prawa i Sprawiedliwości, a dzisiaj, kiedy stracił prawie cały tłuszcz – stał się jednym z najsurowszych krytyków prezesa Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Dzięki swojej przenikliwości zauważył to, co wcześniej umknęło nawet takim wytrawnym krytykom, jak Wielce Czcigodny Stefan Niesiołowski, który, jako bodaj jedyny spośród parlamentarzystów, ma wystawiony od niezawisłego sądu certyfikat, że nie ma „ubeckich protektorów”, czy nawet resortowej „Stokrotce”, czyli pani red. Monice Olejnik, przesłuchującej swoich rozmówców nie gorzej niż Różański czy Fejgin swoich – chociaż na jej korzyść należy odnotować, że w zasadzie nie stosuje tak zwanych „niedozwolonych metod”, tylko same dozwolone, czy dajmy na to, znanemu z żarliwego obiektywizmu redaktorowi niemieckiej gazety dla Polaków, panu Tomaszowi Lisowi.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!