Boże Narodzenie, zatem Nadzieja. A gdzie nadziei szukać ma człowiek, którego tożsamość ukształtowało chrześcijaństwo? W buddyzmie? W judaizmie? W islamie?
No dobrze, ale dlaczego w chrześcijaństwie? Rozum odpowiada: albowiem stajemy się tym, co myślimy i w co wierzymy, a właściwie jest wierzyć w wartości, które hołubili nasi Rodzice i Dziadkowie. W wartości, osadzone w idei, przed którą klękali przodkowie naszych Rodziców i Dziadków.
Po drugie: właściwie jest szukać nadziei w chrześcijaństwie, ponieważ życie ludzkie jest przestrzenią, w której dokonujemy wyborów moralnych, a w naszym kręgu kulturowym wyłącznie przyzwoitość wyrastająca z moralności chrześcijańskiej (w Polsce: z katolicyzmu) pozwala określić relacje między tym, jak postępujemy, a tym, jak postępować powinniśmy. Taka miara to zaś rzecz bezcenna, ponieważ bez poczucia miary moralnej, czyli bez moralnych punktów odniesienia, człowiek ślepnie moralnie i takie również – ślepe moralnie – stają się wówczas ludzkie wybory i czyny. A na tak uformowane podglebie przychodzi marksizm kulturowy i spycha wszystkich nas w czeluście anomii.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!