Ostatnimi czasy czytamy z niesmakiem, choć to może za słabe określenie, o atakach na naszych rodaków w Wielkiej (chyba już raczej tylko we własnym wyobrażeniu) Brytanii.
Inicjowane są one przez gówniarzy – kupą na nich, panowie – lub męty społeczne, które za swoje nieudacznictwo winią wszystkich, ale nigdy siebie. W tym wypadku emigrantów. Nasza pożal się Boże oPOzycja nie byłaby sobą, gdyby nawet na tym przykładzie nie próbowała upiec (przypalić?) swojej pieczeni. Patrzcie, wołają POpłuczyny po nareszcie odeszłych właścicielach Polski! Krytykujemy antyimigracyjną postawę w Anglii, a sami rządzący przyjmują podobną w kraju. Ale podobieństwo jest tylko pozorne. Polacy na Wyspach nie noszą turbanów, nie zawijają swoich pań w burki, nie budują meczetów, z których „beczeliby” muezini. Nie budują nawet kościołów katolickich, bo jest ich dostateczna liczba – i wreszcie mają dosyć parafian. Pracują ciężko i wydajnie, bo po to tam pojechali, co nie jest obojętne dla brytyjskiej gospodarki. Ichnie władze to wielokrotnie potwierdzały. A co robią islamscy uchodźcy, imigranci (najeźdźcy?) w Europie? Oj, robią, sporo – tylko że to nie jest nic pozytywnego. Troublemakers – wszak nie? Wszak tak!
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!