Stoję, samotny i bosy, nad brzegiem morza, zwrócony twarzą w stronę wydm. Nie mogę poruszyć dłonią, nie mogę spojrzeć w bok ani opuścić powiek, drgnąć nie mogę.
Wiem, że z tyłu czai się niebezpieczeństwo i lada moment groźne “coś” dopadnie mnie, ogarnie i rozszarpie. Czas zmykać co sił, ale nic z tego. Sparaliżowany tajemniczą mocą nie daję rady podnieść stopy.
Tymczasem ciemne niebo rozświetlają jasnosine przędziwa błyskawic. Powietrze spuchło niemożliwie, a mimo to wciąż nabrzmiewa. Nieubłaganie wzbiera we mnie strach.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!