Nie da się ukryć – za komuny było lepiej, przynajmniej pod względem koordynacji. Inna rzecz, że była ona znacznie łatwiejsza, bo wprawdzie w PRL była SB i bezpieka wojskowa, ale nad obydwoma watahami czuwali Sowieciarze, więc koordynacja na ogół funkcjonowała.
Kiedy, dajmy na to, zginął generał "Walter", czyli Karol Świerczewski, to radio nadawało żałobny rapsod, jak to "ziemia spadła na ciało, zapachniała jak senny las, ale serce zostało na przedmieściach hiszpańskich miast", bo bez względu na to "gdzie za wolność narodu polski żołnierz umierał, tam zostawał strzęp serca generała Waltera" – głosiły słowa piosenki, taktownie nie precyzując, o jaki naród konkretnie tu chodzi. Ale nie to jest w tej chwili ważne – chociaż nigdy dosyć przypominania, że są narody bardziej i mniej wartościowe, i że te mniej wartościowe powinny się dla tych bardziej wartościowych bezgranicznie poświęcać, aż do taktownego unicestwienia w razie potrzeby – bo ważniejsza jest sprawa koordynacji. Otóż koordynacja nawaliła, i to fatalnie.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!