Odchodzą ostatni. Pan Mieczysław Lutczyk był przyjacielem wielu tutejszych Polaków. Obecny w czasie niemal każdej uroczystości patriotycznej, wołał do wojennych sojuszników Polski swym silnym do śmierci głosem – zdradziliście! Odczytuwał ze wzruszeniem apel poległych na obchodach kombatanckich i wojskowych, czy wreszcie uczestnicząc w licznych spotkaniach z polską młodzieżą, przekazywał przesłanie swego heroicznego pokolenia; o tym, czym była Wolna Polska; o tym, ilu Polaków gotowych było dla niej bez zmrużenia powiek iść w całopalny ogień.
Dla ludzi zanurzonych w kulturze dzisiejszego świata, użycia, przyjemności i konsumpcji było to wołanie z innego wymiaru, z "innej strony galaktyki".
Mieczysław Lutczyk był żołnierzem, który do końca pozostał wierny swemu dowódcy, z którym przeszedł polską drogę krzyżową, wygrywając wszystkie bitwy w przegranej polskiej wojnie, był synem najbardziej polskiej z polskich ziem – ziemi świętokrzyskiej, kolebki państwowości, gdzie grody Wiślan i kurhany pra - Słowian.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!