Wróciliśmy, wczoraj wróciliśmy. Jechaliśmy czterema pociągami, dwoma samochodami. Samochody na początku i na końcu, pociągi wiozły nas po godzinie do półtorej godziny każdy. Jechaliśmy do Gdańska, tam mieszka męża brat z rodziną. Rodzina wielopokoleniowa, bo i wnuczek.
Zakosztowaliśmy trochę luksusu, bo oni pieniądze mają, więc na obiad zawieziono nas do restauracji, leżącej nad strumyczkiem. Strumyczek zakręca akurat na tym terenie, słychać jego szum. Dużo samochodów, dużo ludzi z dziećmi tam przyjeżdża. Spędzają tam całą niedzielę. Restauracja ma swoje kury, które też stanowią atrakcję. Były też i kozy. Na stoku podpórki pod winogrona. Strumyczek dalej tworzy staw, więc i pstrągi, czasem nawet i sandacze. Ja jadłam pstrąga normalnie smażonego, frytki i zestaw surówek. Zjadłam je, zanim podano pstrąga. Pyszne to wszystko było.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!