Wydarzenia na Ukrainie udowodniły, że pewne rzeczy w geopolityce są zmienne, a niektóre – nie. Kryzys ukraiński brutalnie obnażył koniec kilku mitów funkcjonujących w polityce międzynarodowej. Działania głównych aktorów nie tylko zdekonstruowały fasadę porządku międzynarodowego, zburzyły dobre samopoczucie elit rządzących w Europie i na świecie, ale także zasiały głęboki niepokój w społeczeństwach Europy Środkowowschodniej i sprowokowały do zadawania istotnych pytań dotyczących przyszłości i kształtu ładu europejskiego i światowego.
Na naszych oczach na Krymie – nomen omen – runął porządek pojałtański. Dla głównych i jedynych realnych podmiotów rozgrywających swoje interesy w Europie – Waszyngtonu i Moskwy – przestał on być już po prostu potrzebny i wystarczająco dobrze opisujący strefy wpływów oraz definiujący faktyczny podział interesów w regionie. Administracja amerykańska oraz analitycy z K-Street naturalnie nie powinni mieć i zapewne nie mają złudzeń. "Dzikie Pola" – jak historycznie Polacy nazywali wschód Ukrainy – i rozgrywka wokół nich jest strefą, w której hegemon próbuje powstrzymać, zaburzyć proces odbudowy rosyjskiej potęgi.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!