Wyjechałem z Mińska w płaszczu z podpinką, a w stolicy inna pogoda. Liście jeszcze na drzewach i można było chodzić, wedle systemu angielskiego, tylko w marynarce z szalikiem. Ludzie wieczorami spacerują po Nowym Świecie, gdzie nadal są otwarte "ogródki", tylko są tam grzałki, bo wieczorem trochę chłodniej. Stolica i okolice obwieszone plakatami wyborczymi. Zastanawiam się, kto za to płaci, bo przecież nikt za darmo ich nie drukuje i nie rozwiesza.
Na SGH miejscowi narodowcy zorganizowali wystawę poświęconą narodowej demokracji i panel na temat Kresów, gdzie głównie byli studenci. Wystąpił na niej ksiądz Isakowicz-Zaleski oraz pani Siemaszko, która z ojcem napisała wstrząsającą książkę o mordach na Wołyniu. Wielebny ksiądz musiał niestety powiedzieć sporo gorzkiej prawdy o szefie "Gazety Polskiej", panu Sakiewiczu, że on kocha PiS, to pół biedy, ale zaczyna mieć bardzo złe zwyczaje, bo jak kto nie kocha nad życie Ukraińców, to won z jego organu. Ta impreza, w której wzięli udział też mniej cenieni ludzie, jak człowiek, co położył dziennik PAX-owski "Słowo Powszechne" – przypominała mi ser szwajcarski. Wcale niezły, ale ma zwykle sporo dziur. Wobec czego pozwoliłem sobie, wbrew woli głównych "genialnych" prowadzących, uzupełnić ich wypowiedzi, za co zostałem nagrodzony brawami większymi niż ktokolwiek z panelistów dostał.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!