Jak to się kiedyś w czasach słusznie minionych mówiło – jest dobrze, ale nie beznadziejnie. Nie będąc zawodowcem, a tylko uważnym wieloletnim obserwatorem sceny politycznej, sądzę, że to żartobliwe powiedzenie pasuje do dzisiejszej rzeczywistości tak pesymistycznie ocenianej m.in. przez felietonistów "Gońca". Czarnowidztwo? Uszy do góry!
Fakt, rosyjski niedźwiedź mruczy groźnie i wyciąga kosmatą łapę po to, co mu się wydaje, że łatwo dosięgnie. Udało mu się w Gruzji i wydaje się, że uda się też na Ukrainie. Małe bałtyckie republiki, które historycznie rzecz ujmując, niezbyt dawno były, potem nie były i znów były częścią rosyjskiego imperium – są trochę niespokojne, czemu trudno się dziwić. Mają wszak spory procent ludności, podobnie jak wschodnia Ukraina, pochodzącej z "szirokiej strany". A Putin kocha wszak swoich pobratymców i przejmuje się serdecznie ich losem zagranicznym. Nie ma, oczywiście, mowy o zachęcaniu tych zbłąkanych w obcym świecie owieczek do powrotu na łono ruskiej matiuszki. Wprost przeciwnie, ta matiuszka do nich tam się wybiera. Zresztą sprawa dotyczy też wielu innych sąsiadów niedźwiedzia. Kaukaz? W latach 80. nasz narodowy bard Jan Pietrzak, komentując dowcipnie, muzycznie, zawirowania społeczno-politycznie schyłkowego PRL-u, często powtarzał: ale się porobiło, ale się porobiło! No i teraz też się porobiło – i to na nieco większą skalę. A już się wydawało, że przynajmniej w Europie sytuacja się pozytywnie ustabilizowała. Przyjaźń, współpraca, reset z wielkim misiem. Ot co.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!