Za sto dolarów nocnym pociągiem dotarłem w niedzielę z Warszawy do stolicy Ukrainy i zaraz zakwaterowałem się w pokojach dla matek z dziećmi na dworcu.
Po chwili odpoczynku wyszedłem na miasto, które nie wydaje się przejmować tym, że kilkaset kilometrów na wschód, ginie co dzień co najmniej kilkunastu rodaków.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!