Jakoś tak się składa, że rzeczy, które mnie denerwują, nie ustępują łatwo. Jednym z pańszczyźnianych spadków w polskiej debacie publicznej jest używanie podziału władza/społeczeństwo.
W dawnych czasach peerelu mowa była nawet o "negocjacjach władzy ze społeczeństwem" i podpisywaniu porozumień.
Obraz taki zakłada, że mamy jakiegoś bliżej nieokreślonego suwerena, który nie wiedzieć dlaczego (można się domyślać) pełni funkcję władzy, no i mamy społeczeństwo, które nie wiedzieć czemu (można się domyślać) takiej władzy musi podlegać.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!