Mój kuzyn, nie jakiś tam daleki pociotek, ale bliski krewny – nasi rodzice byli rodzeństwem – jest znanym w Polsce pisarzem, który wydał kilka książek o problematyce historycznej. Jedną z nich jest hamletyzująca praca pod chwytliwym tytułem "Bić się czy nie bić?". Kilkanaście lat temu był to bestseller, bo tematyka okołopowstaniowa po PRL-owskiej ciszy wzbudzała duże zainteresowanie. Teraz pełno tego tematu i wielu mądrali na ten temat dywaguje.
T. Łubieński, bo o nim mowa, powrócił ostatnio do dawnego tytułu, uaktualniając go w felietonie "Bić się czy nie bić dzisiaj?". Nawet jednak w oryginalnej formie pytanie otwierało się niejako na przyszłość. Bo omawiając celowość zadziorności powstańców w listopadzie, styczniu i warszawskim sierpniu – powinien książkę zatytułować inaczej: "Było nam się być czy nie było?". Mój szanowny kuzyn jest jednak polonistą i taki tytuł uznałby zapewne za niezdarny, choć na pewno bardziej adekwatny do tamtej książkowej tematyki. Stawiając kropkę nad i, w felietonie dodał więc słowo "dzisiaj", co należy rozumieć – w obecnej polskiej rzeczywistości. Ale z kim? Tata prać?
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!