Pierwsza wielka uroczystość to msza w rocznicę ustanowienia kapłaństwa w wielki czwartek. Prowadził ją nuncjusz apostolski w towarzystwie abp. Tadeusza Kondrusiewicza i było na niej z 90 księży. Niestety, wszystko po białorusku. Potem można było tę uroczystość oglądać na wszystkich kanałach TV. W sobotę, choć była pieska pogoda, tłumy przyszły święcić pokarmy i znów TV tam była i pytała ludzi o tradycje katolickie.
Siedziałem, jak zwykle w jednej z pierwszych ławek, i nagle w przejściu pod ołtarzem pojawiło się dwoje dzieci. Potem okazało się, że nawet starsze z nich, mające 8 lat, nie potrafiło się przeżegnać.
Gdyby ktoś zadał sobie fatygę oszacowania, ilu przyszło do kościołów święcić pokarmy, to wiedzielibyśmy, ile jest katolików. Szacują ich bodaj na 16 proc. Podobnie warto by oszacować prawosławnych po liczbie, jaka przyjdzie święcić pokarm za miesiąc, bo ich Wielkanoc w tym roku będzie 5 maja. W sobotę wieczór była rezurekcja w katedrze pokazana w całości przez naszą TV. Podobnie rezurekcja rano w niedzielę w moim kościele, czyli kościele Czerwonym, była też pokazana. Ba, nawet na mszę polską celebrowaną przez abp. Kondrusiewicza przyszła też TV.
Jaki z tego morał? Prezydent boi się białoruskich katolików i chce ich udobruchać, pokazując uroczystości.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!